czwartek, 25 grudnia 2014

Dzień 5. Szaleństwa i kataklizmy (i Simon)

Jeszcze chwila w Soczi, a potem czas przeskoczy...;)
Dla przyszłej pani F<3
          ________________________


Kochany Polaczku;)
Czy ja mam znowu zacząć od tego, że jesteś okropny? Może Dawid ma jakieś problemy psychiczne? To się chyba tak ładnie dysfunkcjami nazywa. Popatrz...Jest wyalienowany, smutny, otłumaniony, dopiero pod mostem czuje się jak trzeba. Bo tam przynajmniej nikt z niego nie drwi, drogi Panie Ideale.

I Welliś, biedne niemowlę. Przecież on uwagę na siebie chcę zwrócić. To jest wyraźnie bardzo niedopieszczony gatunek Pieszczoszka. Matki mu potrzeba, a nie marudy typu Ty.
Ale, tak czy siak masz ubrać pantofelki i nie narzekać. Mróz w Rosji przyjdzie (toż to jakby Wanki powiedział Syberia blisko), ogrzewanie wysiądzie i co? Stopy Ci zamarzną, krążenie w nich stracisz i jak już te swoje kapcie z Krupówek wygrasz, to nawet nie poczujesz, że futerko ciepłe mają.
Więc to jest groźba w stylu samego Simona Ammanna, natychmiast przepraszasz Welliego i przyjmujesz prezent. Jak chcesz sobie czegoś odmówić do zwycięstwa to nie wiem? Nie jedz bigosu...

Bo w przeciwnym razie kibicuję Niemcom w drużynówce i to w żadnym razie żart nie jest:/

Hmmm... Część resocjalizująca i umoralniająca zakończona, teraz czas chyba na tą bardziej ludzką wersję mnie... Wiesz co? Mogłabym całe życie się kiełbasą ze skwarkami cebulowymi żywić, ale podarku Freunda do ust nie włożę. Za to przeżycie to na prawdę powinnam Cię do serca utulić. Dobra... Go Ci pozwalam, jakoś dyskretnie przez okno wyrzucić...(skoro skoczkowie narciarscy nie uznają koszy na śmieci...).
A co do mojego ślubu? No, nie w tym roku przecież, ale coś ty tak naskoczył "singlu na zawsze"? Związki jak to związki, nie zawsze bujamy w chmurach, nie zawsze jest różowo, ale... Ja osobiście nie chcę zostać sama. Nie lubię takich sytuacji. Nie lubię zacinać się nożem w palec, gdy wiem, że nikt mi plastra nie poda... I nienawidzę leżeć tak w łóżku bez nikogo podczas burzy...
Takie zwyczajne, a jednak.


Może Ty zwyczajnie na dostrzeżenie takich małostek nie masz czasu, w tym swoim sportowym życiu?

Koooocham<3
Twoja Mag
PS. Jest jeszcze jedna opcja. Przyjadę Cię odwiedzić, Richi mi się oświadczy i wspólnie wychowamy Welliego. Jesteś za?
PS2. Choć Richi pewnie udaje przed wami kobieciarza, a kogoś tam schowanego gdzieś w głębokim zakamarku Niemiec ma:(
PS3. Ale zaraz... Jakie on ma włosy? Tak obiektywnie?
                  
                                             ~~***~~
Droga hiszpańska Maggy,
twoja słabość do Ryśka mnie przerasta i zero w tym jest mojej winy. Więc myślę, że tyle starczy za cały komentarz w sprawie. No.

Pieszczoszek tak płakał, że przeprosiłem go i bez tych rozkazów, chcąc przespać choćby najmniejszy fragment nocy. Rano padał deszcz i wiał straszliwy wiatr, więc raczej nie było szans, abyśmy tego dnia znaleźli się na skoczni dużej. Czekała mnie więc przyjemna godzinka na siłowni, plus cały straszliwy dzień w psychiatryku.
O 6.30 zgromadziliśmy się w jadalni. Pierwsza wiadomość dnia, o dziwo była dobra. Simon oznajmił, że z okazji konkursu wiedzy o nim, moje przedstawienie urodzinowe zostaje przesunięte na poolimpijski czas nieokreślony...
-Niesprawiedliwe! - udarł się Tom- miałem być Śpiącą Królewną.
-A ja ogrem- dodał (już z mniejszą pretensją w głosie) Kofi.
Najbardziej jednak obrażony był Wank. Stwierdził, że on od początku wiedział, że ten spektakl jest tandetny, że nie wypali... A w ogóle mówił przecież, iż powinni wystawić jasełka, bo on kiedyś już w jasełkach grał i miał taką ważną rolę.
-Kim byłeś? - Bardal udał zainteresowanie w celu przerwania tego słowotoku.
-Wołem- zaakcentował Wielkolud z dumą.
-Bzdura- Richie uwielbia niszczyć radość swoich kumpli- widziałem zdjęcia u twojej matki. To twój jakiś kolega z przedszkola nim był. A ty... Cóż, byłeś wolim zadkiem.
Andreas ze smutną miną wycofał się w kąt.
-Nie wstydzę się tego ani trochę- zadeklarował jednak- od tylu lat pamiętam rolę. Miałem robić "muuuu, muuuu, muuuuu" gdy przemawiali pasterze. I jeszcze tupać o posadzkę nogą. Wiecie jaka to była odpowiedzialność?
-Cisza- wrzasnął Ammann, waląc atrybutem w ozdobny stół. Nie interesują nas teraz twoje, tępe, żałosne przeżycia. Proszę jak się tak aktywizujesz dokończyć zdanie. Ja zacznę- rozwinął ozdobną kartkę- czytam: "Simon Ammann urodził się
25 czerwca 1981 roku w..."?
Zapadła błoga cisza.
-Czekamy na odpowiedź- zaakcentował dyktator.
-No... W Kopenhadze?- zapytał Wank.
-Ty nieprzyjemny prostaku- usłyszeliśmy wrzask- człowiek całe życie haruje na ten naród niemiecki ciężej niż na chleb, a tu jaka wdzięczność? Jaka?
-Była jakaś szansa, że trafię... - oskarżony biedak przechodził już do obrony.
-Szansa? Jak ty rozwiążesz zadania problemowe dotyczące mojej istoty i wnętrza, jeżeli nie posiadasz tak elementarnej wiedzy teoretycznej? Przecież to równa się przykładowo operowaniu człowieka, myśląc iż ma mózg w wątrobie.
-Miałem dobre chęci...
-Koniec! Definitywny koniec, nie chciałem dziś nikomu z was wyrządzić aż takiej krzywdy, ale stoję w obliczu tragicznej ostateczności. Nie weźmiesz udziału w konkursie. Ani w części pisemnej, ani ustnej. Zamiast tego staniesz tu i będziesz godnie w wyciągniętych rękach trzymał mój tłuczek... Ehhh... Czemu ja nagradzam, zamiast wprowadzać sankcje??

Niemiec z niepewną miną, lecz bez szacunku ujął trzonek groźnego przedmiotu pokazując jednocześnie stojącemu tyłem Simiemu język. Ów ostatni tymczasem zajęty był sprawdzeniem nam dowodów osobistych (aż maturka się przypomniała, brrrr), rozdaniem arkuszy oraz zrobieniem przegród ze styropianów leżących w kącie- (aby nikt nie ściągał odpowiedzi od nikogo). Potem życzył nam powodzenia, światłości umysłu, tudzież podobnych bredni...
Długopisy zaczęły skrobać. Widziałem jak kilku żałośniejszych skoczków, marzących o zaistnieniu w towarzystwie wyciąga spod stołu przygotowywane w nocy ściągi z osiami czasu. Ci bardziej już dojrzali, wymieniali tylko porozumiewawcze spojrzenia i wertowali strony swoich prac, co chwila wspólnie decydując się na jakąś obelgę lub żart pod adresem szefunia.

Może zanim przejdę dalej przytoczę Ci jeszcze parę zadań, co?
Pierwsze, było dość krótkim pytaniem: "W jakim wieku, twoim zdaniem dziecko powinno pierwszy raz przeczytać autobiografię Simona Ammanna?". (Nie chciałbym bynajmniej poznać na nie odpowiedzi po zapewne to wielkie dzieło powinno być z nami już w życiu płodowym. No...Ewentualnie jacyś niedouczeńcy, byliby oświecani wiedzą, w pierwszej dobie życia...)

Dobra... Kolejne zagadnienie zawierało podpunkty. Należało szczegółowo określić stosunek szefunia do dróg szybkiego ruchu, mieszkańców Turkmenistanu, spodni rurek czy też żywności modyfikowanej genetycznie...
Dalej autor żądał stwierdzenia, czy kiedykolwiek, cokolwiek odegrało w twoim życiu rolę istotniejszą niż Simon Ammann. Obok widniała olbrzymia podpowiedź: "rozwiązanie krótkie, trzyliterowe, zaczyna się na "N". "

Z tego co widziałem Pieszczoch wpisał tam "soczek porzeczkowy", Kofi "chrupki serowe", a Freitag zaprzestał na dyplomatycznym stwierdzeniu "ojj, dużo ich było".

Gdy już zamazałem na czarno całą tą żałosną pracę, powstrzymując się od podpisania olbrzymiego, kolorowego portretu na pierwszej stronie "dupa wołowa" ogarnął mnie ból. Bo dlaczego to nie jest test o mnie? Dlaczego uściślając to by NIE MÓGŁ być tekst o mnie?


Odpowiedź: "co z rubryczką osiągnięcia?":( :( :(


Wracając do tematu...
Quiz skończył się po sześciu godzinach. Najgorsze było, że wedle regulaminu tego idioty nikt nie mógł opuścić sali, przed upływem czasu. Wszyscy marzyli już tylko o szklance wody, albo choć najmniejszej kromeczce chleba. Gdy wreszcie usłyszeliśmy wytęskniony dźwięk budzika, Simi zakodował pracę i próg tego więzienia zamknął się wreszcie raz na zawsze...
Jutro kwalifikacje, potem konkurs i drużyna, nie będzie już czasu na ammannowe przynudzanie.

Choć ja i tak mogę zostać w hotelu. Bo jeszcze znowu będę siódmy.
Albo dwudziesty pierwszy.
Albo czwarty.
Nie ma znaczenia.
Bo, droga Mag, liczy się tylko medal.

Aby się przewietrzyć wyszliśmy na mały placyk, koło pobliskiego sklepu rybnego. Wiejący od rana wiatr, zaczął być dość miły i przyjemny. Człowiek mógł zapomnieć o wszystkich problemach...
..A potem przyszedł Welli. (Mam dodawać, że bardzo głośno bucząc?). 
I serio, byłem tym tak zmęczony, że nawet przeprosiłem go po raz kolejny. A wręcz wyobraź sobie, powiedziałem, iż te kapcie to tak cudowny prezent, że koniecznie muszę go biednym podarować na Wielkanoc. Taki wysiłek, a ten nadal ryczy...
Wreszcie nasz drogi Wank zabrał się do roboty potrząsając maleństwem to w prawo, to w lewo aż wreszcie musiało ono przynajmniej na niego spojrzeć i rzucić nam kilka słów wytłumaczenia.
-Bo za tym sklepem rybnym na ryneczek się skręca- jęknęło- i tam obok tej kawiarni, w której wczoraj babeczki jadłem jest...
-Musisz to z siebie wyrzucić- Andreas wyraźnie zaczął już trenować to wczuwanie się w rolę ojca- cokolwiek by tam nie było poradzimy z tym sobie. Razem dziecko, razem.
-... Kwiaciarnia- wziął głęboki oddech.
Zapadła konsternacja.
-Ukradłeś jakaś wiązankę?- spytał wreszcie głupkowato Dawid- z braku pieniędzy...  A to przecież ja zarobiłem wczoraj tego rubla. Na serio mogłem Ci pożyczyć.

Bożeeee... Żadna papryka mnie nigdy tak nie wpieprzyła.
(Ani nawet seler).
Ani piąte miejsce w Bischofshofen.

Pieszczoszek, nie dziękując nawet za tą jakże górnolotną ofertę, kontynuował tłumaczenia.
-Nieeee. Na prawdę nic a nic nie ukradłem. Tylko w kwiaciarni pracują kwiaciarki...
-A w zakładzie pogrzebowym grabarz- wielkolud chyba zaczynał tracić swoją niekończąca się cierpliwość- mów wreszcie o co Ci chodzi!
-No i jedna jest taka młoda i ładna- doszedł wreszcie do sedna- i ja jej powiedziałem "Dzień Dobry", a ona nie odpowiedziała... Buuuuu
-Welli...- Freitag nagle włączył się do dyskusji- po pierwsze jak zaczynasz gadać od rzeczy to robisz się całkiem fajnym gościem. A po drugie... Następnym razem umówmy się, dajesz po prostu sygnał "jest taka laska". Z pominięciem fazy buczenia, ok? Prościej, szybciej, plus będę mógł pomóc. A teraz powoli...
-Olała mnie.
-A po jakiemu z nią gadałeś.
-Noo, po niemiecku, a jak inaczej?
Wank złapał się za głowę.
-Chłopie, tu jest Rosja. Tu egzotyka językowa jest w modzie, ale taka, taka bardziej zrozumiała.
-Czyli?
-Po czesku ją podejść musisz. Jak inteligentny, oświecony Czech. To jest recepta!
-Mam chodzić z otwartą gębą niczym Roman Koudelka w stodole?- Pieszczoch zaczął o dziwo myśleć.
-Masz nie słuchać tego naiwnego olbrzyma- parsknął Richi- tylko mnie. Zaraz odstawię Ci tu taką scenę, że będzie twoja na całą nockę. Ta i każda inna.
-Jutro kwalifikacje...-przypomniał posępnie Dawid.
-Eee tam, cicho kapusto kiszona!
(Uważam, że "ogórek konserwowany, pasowałby bardziej w tym momencie, bo do niego się pieprz czasem przylepia, ale Rysiek nie zna się na dramatach życiowych, związanych z warzywami).
-A może ja bym jednak wolał iść z nią na ciastko-zastanawiała się pokraka.
-Po jaką cholerę?
-Bo ja nie chcę mieć dziecka.
-Andreas...
-Co? Mam myśleć całe życie, iż istnieje prawdopodobieństwo, że na jakimś rosyjskim odludziu rośnie mój syn bądź córka. Sorry, zostawiam to Tobie, ja mam sumienie, mój drogi.
Freitag wył ze śmiechu, dogadując pod nosem, że ciekawe w czym rosyjskie odludzia gorsze są od fińskich, a Welli delikatnie zaczął drżeć pod swoim sweterkiem z owcą ( któryś z Norków znalazł go w takim, żółtym kontenerze przy hotelu. To znaczy sweter, a nie Pieszczoszka).
Gdy wreszcie przestali całe towarzystwo zaczaiło się za żywopłotem obok kwiaciarni, aby wysłuchać wykładu tego pajaca.
-Słuchaj dziecko- akcentując każde słowo wskazał palcem nowy obiekt wellisiowatego uwielbienia, który nieświadomy szwabskich zagrożeń podlewał drzewko- no niczego sobie... Ale popatrz na jej twarz. Zerka wytężonym wzrokiem w dal... ( cóż, jak dla mnie miała raczej ropne zapalenie zatok)... I czeka na księcia na białym rumaku...
-Ale ja się boję koni! Kopnął mnie kiedyś kucyk szetlandzki.
-Zatkaj się. Nikt Ci nie każe jeździć konno. Masz jedynie dokonać czynu bohaterskiego.
-Nie umiem!
-Wiem! Dlatego...Dlatego coś sobie upozorujemy- jego usta wygieły się w diabelskim uśmieszku- potrzebujemy aktorów. Dawidzie co tam masz?
-Cymbałki- odparł osioł- zabrałem z kącika dziecinnego w hotelu. Teraz nie tylko będę śpiewał, ale i grał. I zarobię już więcej niż jednego rubla.
-Cudownie... Tylko nie staniesz tym razem pod mostem, a przy tej kwiaciarni. Zgoda? I tam coś opowiesz tej dziewczynie, o ciężkim losie i w ogóle, rozumiemy się?
Nasz inteligent bez słowa przeskoczył przez drogę, siadając na chodniczku i rycząc "do-re-mi-fa-so-la-si-do".
-Idealnie- Richi zatarł ręce- no to teraz musi się pojawić obrzydliwy bandyta...
-Kto?
-No ty Wank.
-Ja złoczyńcą???
-Słuchaj, prosta scenka. Przybiegasz z kapturem na twarzy, jeszcze Ci włożymy poduszkę pod bluzę, żebyś był bardziej menelowaty i kradniesz mu ten...Hm "instrument muzyczny".
-Cooo? Mam być tak bezduszny? Nie... Nie mam serca. To już mogę zabrać ten pojemniczek na pieniądze...
-Rolkę od papieru toaletowego? No sorry. Zresztą i tak w sekundę pojawi się Welliś-heros. Bez wahania się rzuci na Ciebie, ty będziesz udawać, że chcesz go pobić, ale on się niby okaże silniejszy, pacnie Cię tym kruchym paluszkiem i będziesz symulował, że Cię boli...
-Czekaj... Nie nadążam!
-Rzucisz cymbałki na ziemię, a dzieciak podniesie je, brudząc z poświęceniem sweterek w owce. Dalej, uciekniesz kulejąc i rycząc coś w stylu "Boże Święty, skąd taki obrońca wdów i sierot w dzisiejszej Rosji". Wschodnia muzyka uliczna zostanie uratowana, a zachwycona dziewczyna pójdzie z Pieszczoszkiem na ciasteczko. Wszyscy gotowi?
-Na babeczkę- sprostował Andi.
-Ja się biję z myślami- ocenił swój stan psychiczny Wanki.
-O rany, popatrz na to jak na szansę. Nie tylko pomagasz kumplowi, ale i pobijasz swoją, życiową rolę wolego zadu.
-Serio?
-No przecież by i tak jasełka pięknie wyszły bez woła! A tu łączysz wszystko, spada na Ciebie największa odpowiedzialność, brak twojej osoby niszczy ideę...

Podziałało.

-W porządku- Freitag był z siebie bardzo dumny- jeszcze jakieś ostatnie pytania?
-Tak. Mogę ją potem zabrać do Niemiec?
-Pogięło Cię? Nooo, to już dogadacie między sobą. Choć nie wiem czy Ammann się zgodzi...
-Wezmę ją- kruszynka podjęła nagle męską decyzję- i już będę stuprocentowo pewien, że nie mam dziecka w Rosji!  Możemy zaczynać.
Wank na sygnał wyszedł zza krzaka. Był to idealny moment bo brunetka właśnie odłożyła iglaka na stoisko i podeszła do wyjącego Kubackiego, pytając go czy aby na pewno dobrze się czuje.
-Ja być biedy muzyk- zaintonował- te cymbałki są całe życie dla mnie. Głos stracę, ale śpiewać będę.
-Rany- zdziwił się zza żywopłotu Richi- nigdy nikt mi nie mówił, że on takim aktorem dobrym jest...
(Pfff frajer, też mi sztuka zagrać samego siebie, co nie Mag?).
Spytała go czy napije się wody.
W tym momencie nasz wielkolud ruszył przez jezdnię i w pośpiechu (przewracając kosz z różami) wyrwał grajkowi jego skarb. Pałeczka od instrumentu potoczyła się do kanału, dziewczyna zamarła przyciskając portfel do piersi, a "złodziej" cierpliwie stał nad wijącym się z bólu Dawidem (który nie wiedział, że to gra). Rysiu widząc do wszystko pchnął Maleństwo delikatnie w stronę "sceny".
Pieszczoszek bardzo się starał. Nawet wyprzedził scenariusz i wpadając w błoto zabrudził sweterek, zanim jeszcze w ogóle zbliżył się do Wankiego i plastiku (choć chyba zapapranie tej owcy mogło mu tylko w podrywie pomóc). Wreszcie jednak dopadł imiennika wskakując mu na ręce i szarpiąc dziecięcą zabawkę. Nagle wielkolud zwinął się z bólu.
-Wellinger ty cioto- wrzasnął- nacisnąłeś mi na szyję. Ja mam tam pieprzyka!
-Rozpoznałem was - wybałuszył oczy Dawid- chcieliście ograbić mnie ze wszystkiego co mam. Ja wam nie wybaczę. Ja to do FiS-u zgłoszę...
-Ciiiiiiiiii- Wank zorientował się, że chyba pomylił kwestie. Widać bał się, że rola tyłka bydlęcego pozostanie jednak tą największą, więc rzucił cymbałkami przed siebie, tak jak mu Richard kazał. Pech chciał, że rozwaliły się w powietrzu.
Cześć runęła na te biedne kwiaty.
A część na andusiowe usteczka.
-Boże... Będę miał jakąś groźną drzazgę- udarł się mityczny heros- umrę na zakażenie.
-Dzwonię po policję- wyszeptała tymczasem drżąca kwiaciarka.
Pieszczoch błyskawicznie otrzeźwiał.
-Jestem Andreas Wellinger- wyjąkał- i zabiorę panią do Niemiec. Bo ja panią...
-Szwabscy bandyci- podsumował Dawid...

Spuśćmy na tą scenę zasłonę milczenia...

Nie wychodź za mąż Mag i możesz za mnie kciuki trzymać, choć i tak nic to nie da.
Twój skazaniec
PS. Dopiero po kolacji wpadliśmy na to, że od wczoraj nikt nie widział Severina.
PS2. Simon, aby zachęcić nas do poszukiwań, z dumą stwierdził, że został mu jeszcze fragment z mowy pogrzebowej prosiaka Didla...
                ________________________
Wesołych Świat raz jeszcze<3
Plus standardowe przeprosiny za ten kretynizm.
Plus mniej standardowe za pół roku przerwy.