piątek, 28 marca 2014

Dzień 3. Między słowami

Skoczek<3
No więc twoja Mag, jest chyba twoją ofiarą, wiesz?
Ja czasem sobie myślę, czy dostałam adres do sportowca, czy do powieściopisarza, który chce recenzji dla swoich pomysłów.
Boże... Oni wszyscy istnieją...?
Kiedyś mnie to zabije:p
Samo poczucie.
Dziś w nocy śniło mi się, że otwieram drzwi do mieszkania, a tu wchodzi Ammann i rozwala talerze swoim tłuczkiem, pytając czy tu mieszkają jakieś świnie.
A potem rzuca we mnie kaktusem!
Normalnie dostanę traumy, wiesz? I to ja Ci tu zacznę marudzić, a nie słuchać, kto wpadł do toalety.
Żeby o jakiś wariatach, w środku nocy myśleć.
A tak na serio kocham was co do marnej sztuki.
I ferie wreszcie mam, więc mogę dostawać głupawki do woli.
Maggy
P.S. Chyba wpisze sobie na wujku Google, hasło "Simon Ammann", albo "Dawid Kubacki". Mam się szykować na wielkie wstrząsy, czy tylko takie małe?
PS2: Jesteś już na Igrzyskach?
                    ~~~***~~~
Mag,
no więc kurde, ja tak dłużej nie potrafię żyć.
Zginę i dowiesz się jak się nazywam z mojego nekrologu.
Bo jestem już w Soczi.
I wiesz co?
Mogę Ci odpisać dopiero teraz, kiedy noc ciemna zapadła i ruski zegarek wskazuje czwartą (chyba, że jest zepsuty).
Serio, nie mam nawet czasu tlenem pooddychać.
(Zresztą gdybym chciał helem, czy dwutlenkiem węgla, to też bym nie miał).
Wracając...
Wszedłem do pokoju i ledwie drzwi balkonowe otworzyłem, żeby się przewietrzyć, a Wellinger już zdążył wytrzeć się w mój ręcznik.
Ulubiony.
W niebiesko-białe paski.
Kupiłem go na pamiątkę, dwa dni po tym jak zdobyłem pierwsze punkty PŚ, była promocja w H&M na Krupówkach, więc się opłacało.
(Nie, żebym był sentymentalny, po prostu potrzebowałem bodźca).
Aaa, i przysięgłem sobie, że jak wygram całe zawody to dołożę kapcie do kompletu.
Jestem słownym człowiekiem i do dziś chodzę po mieszkaniu boso.
Cholera jasna...
Tak więc, wdycham zakurzone, rosyjskie powietrze, no i słyszę pisk z łazienki.
-Ejj, przyniesiesz mi moją piżamkę.
Tą z taką dziwną kokardką, która nie wiem skąd się wzięła i owieczkami.
-Co się mówi Andreas?- wysyczałem.
-Proszę, dziękuję i przepraszam-odpowiedziało wyuczone dziecko, któremu Simi (raz się przydając) podarował pod choinkę książkę "Dobre Obyczaje"- i jeszcze "dobranoc", plus "smacznego".
No więc w nagrodę za przyzwoite sprawowanie, musiałem do pomieszczenia wrócić i szukać pieszczoszkowatej różowej walizeczki.
Problem, że owszem znalazłem oliwkę dla niemowląt Dawida, a także pudełko ze szczoteczki do zębów Severina i aparacik ortodontyczny Koflera (co to robi w mojej sypialni?).
Ale bagażu maleństwa jak nie było tak nie ma.
Więc się na niego wydarłem, po czym ruszyłem po wiosce skoczków na poszukiwania.
Wróciłem z Ammannem, który ostatnio założył Biuro Rzeczy Znalezionych i z zadowoleniem przygotowywał się do spisania protokołu o kradzieży.
Ale wchodzimy sobie, a ten szczeniak, kurde...
Biegał po pokoju płacząc, owinięty w dywanik łazienkowy i z moim ręcznikiem na łbie.
A Szefunio oczywiście zamiast tym ostatnim zajął się walizką!
Po godzinnej aferze i szczegółowym dochodzeniu, ogłosił iż Wellinger nie umie skorzystać z lotniska i majątek jego życia poleciał do Pekinu.
-To jest gdzieś w... Azji?
-Tak, brawo- mruknął Ammann-I błagam przestań beczeć, bo jeszcze twoim ciuchom będziemy pogrzeby wyprawiać.
-Buuu. Nie śniły mi się w niej koszmary. A teraz jest już tak daleko!
-Załóżmy, że aż tak, że chodzi w niej prosie Dietharta- mowa pogrzebowa jak widać nie zamierzała dobiec końca- czyli znajduje się w w wymiarze, do którego nie masz dostępu.
-Ale koszmar...
-Jaki?
-Na przykład taki, że... Że...
-Jąkanie się jest zabronione, w Paragrafie VI Kodeksu Simona Ammanna, dotyczącym kontaktów obywateli skoczni z Simonem Ammanem!
Welli wziął głęboki oddech:
-Że Sevcio jest kobietą.
Przewodniczący zgromadzenia opadł na moją podłogę, z miną człowieka rozbitego.
-O cholera- wykrzyknął (choć chyba dobre obyczaje tego zabraniają), po czym chwycił mnie za rękę- ja, wielki myśliciel narciarstwa klasycznego, nie wiem. co powiedzieć. Zarządzam powołanie Komisji Specjalnej Do Zbadania Spraw Tożsamości Severina Freunda...
Jako jej dowódcę zapiszę...
Już wybałuszył na mnie gały, ale na całe szczęście do środka wleźli Wank i Freitagiem.
-Cześć Welliś, stęskniliśmy się za tobą.
No cholera, zrzucają człowiekowi niemowlątko na głowę. I ok, już przywykłem. A nawet wyznam Ci, że Andreasek jest czasem spoko, nawet na zakupy, na luzie można z nim iść.  Ale ich nachalnych, alkoholicznych odwiedzin już sobie nie życzę.
Wchodzą i rzucają paczki po chrupkach na podłogę.
I jeszcze o smaku bekonu.
A wiesz co? Mają tu takie stereotypy, że to Niemcy są czyścioszkami, a Polacy syf robią.
Pomińmy.
Ammann się wydarł i spytał Wanka czy on wie co to jest klamka?
-Yyyy- wielkolud musiał ogarnąć co dzieje się w około- takie coś co się wyrywa, jak chce się kogoś zamknąć w łazience.
-Dokladnie...- grubas wyjął długopis- wobec nagłej zmiany okoliczności Wanku, to ty napiszesz mi na jutro rozprawkę, pod tytułem "Typologia i sekrety wewnętrzne Severina Freunda". Przedstawisz nam ją na posiedzeniu rady i koniec dyskusji. Wellingerze, co było w tym bagażu poza piżamą?
-Nooo, wszystkie moje ubrania?
-Jak to wszystkie?
-Została tylko ta przepocona koszulka, którą mam na sobie i sweterek!
-O, czyli coś masz?
-Ona jest cała mokra- wydukał Andi- możesz sobie dotknąć na dowód.
-Wielkodusznie zdecyduję się uwierzyć Ci na słowo.
-Ale ja nie mam skarpetek. I tylko jedna para bokserek mi została.
-To będziesz ją prał, albo skoro nie umiesz to niania Ci wypierze.
Słyszałaś?
Mnie, człowieka, który już prawie posiada wykształcenie wyższe, nazwać niańką.
Głupi szwajcarski ogórek!
Albo Stalin.
(Bo skoro w Rosji jesteśmy to dyktator musi być Stalinem dla odmiany.)
-Ale...- płakał tym czasem Welli- jeszcze zdobędziemy złoto w drużynie z chłopakami.
-A zdobywajcie sobie, mogę nawet wyrazić zgodę, ale co to ma do twoich majtek?
-No, że ten... Pójdziemy świętować, a ja będę miał pod spodniami bokserki z krokodylkiem? Nikt mnie nie potraktuje poważnie.
-I słusznie ten "nikt" zrobi. A więc uzupełniając, zaginęły bokserki bez krokodylka... Coś jeszcze?
-Mój pamiętniczek, bez którego nie mogę żyć, buuuuu. Mam tam zapisane daty różnych przełomowych wydarzeń z mojego życia. Co kiedy robiłem po raz pierwszy i w ogóle.
-Trzydziesty listopada- szepnął wspierająco Freitag- i to było w Kussamo, gdybyś zapomniał.
-No widzisz, Rysiu ma niekończące się źródła wiedzy- podsumowałem (aby wszyscy wyszli).
Tymczasem Ammann zganił nas za niemoralność.
-W wieku osiemnastu lat, to ja najwyżej w chińczyka z kolegami grałem. A wy mi chcecie oznajmić, że to dziecko... Co to za demoralizacja? Jak ty się nim zajmujesz?
(Matko... Czy jest lepszy przykład komunisty, niż ten facet? )
Welli ryczał już tak głośno, że zastanawiałem się, w którym momencie przyjdzie ochrona.
-I co? Wstyd Ci teraz. Ale nie! Ja Ci nie wybaczę... Jestem zmasakrowany w sposób makabryczny.
Welliś przybrał zdziwioną minkę, a jego twarzyczka nieco szczerwieniała.
-Mi nie chodziło o to o czym mówi Richard. Ja po prostu zapomniałem daty dnia, w którym odstawiłem smoczek... Wiem tylko, że to było w dwutysięcznym pierwszym...
Spojrzał błagalnie na Simona.
Simon na Freitaga.
A Freitag na Wanka.
Jako, że nikt jednak nie zanotował tego (jakże zmieniającego losy świata) wydarzenia, szybko nagadałem im, że dwudziesty czwarty grudnia.
Jest szansa, że zapamiętają...
Wellinger zaczął mi opowiadać szczegóły swojego pobytu w Kussamo.
(Będę kulturalniejszy od niego i przynajmniej tobie oszczędzę.)
Potem przylazł Dawidek...
Cholera, przypomniałem sobie, że on też z nami mieszka.
Zaczęło się więc gadanie kto śpi na podłodzę, bo pokój jest dwuosobowy i raczej materace się nie rozmnożą.
-Dobra- wymyśliłem- liczymy do trzech. Kto będzie ostatni, mieszka pod mostem przy Krasnej Polanie. Jeden.
-Yyy, dwa-palnął Andreasek.
-Trzy...
Popatrz, kochana jaki ja mądry jestem!
-Dawidzie, idziesz nad rzekę- podsumowałem- Możesz tam krzyczeć "chrum chrum" i zarabiać na życie.
-Myślisz, że ktoś mi wrzuci?- ucieszył się Kubacki.
Kurcze, jak mało trzeba zrobić, żeby dowartościować człowieka.
Powiedziałem, że z pewnością, że sami przejdziemy zobaczyć i że Rosjanie się tak zachwycą, że zrobią go gwiazdą.
I będzie w parlamencie im występował.
Porwał rolkę od papieru toaletowego, (jako pojemnik na pieniądze) i już go nie było.
    
Gdy wybiła północ wrócili Richie z Wankiem, oraz Severinem i Norwegami.
-Hejjj, mamy genialny pomysł na wieczór.
-No?
-Jako, że nie ma co robić- zaczął Freitag- bo zrobiłem inspekcję hotelu i nie znalazłem żadnej baby w przedziale wiekowym 15- 35, to możemy iść na basen...
-I do sauny- dodał zachwycony Freund- sauna oczyszcza z toksyn.
-A tam będą kobiety?- nie zrozumiał Welliś.
-Idioto! Nie, po prostu uczymy się jakoś pożytkować ciężkie czasy bez nich...
-To ja nie idę...
-Ale wypalą Ci się wszystkie pieprzyki, bo w saunie musi być ogień- wtrącił się Hildziak- i będziesz miał więcej bab od Richarda... Pomyśl jak fajnie, aż będziesz musiał błagać "Freitag, weź z osiem, bo ja nie wytrzymam".
-To ja dam Rysiowi te brzydkie! Ale zaraz... Wypalanie boli?
-Ależ skądże! Ognia nawet nie widać.
-Niewidzialne płomienie, taka magia-uzupełnił Atle.
Proszę jak łatwo można się pozbyć problemów z Andreasem.
Jestem zbyt mało konsekwentny...
W saunie ( jak stwierdził po godzinie Wank) było bardzo ciepło.
Patyczak nawet tego nie zauważył.
Zaraz po wejściu,  gdy tylko zapaliliśmy latarki, wyjął papier kancelaryjny.
-Yyyyy, o co chodzi?
-No, mam napisać rozprawkę o Severinie. Jak tego do jutra nie zrobię, to będę musiał wpłacić całe dwa euro, na fundusz rady. I rozmawiać z Ammannem!
-O Boże, no to faktycznie- dopiero po ostatnim zdaniu wszyscy zrozumieli powagę sytuacji.
Uwierz, znacznie milej jest trafić na dożywocie z największymi bandytami świata, niż na dywanik do Szwajcara...
-Musisz zacząć od rozpisania pojęcia- zaczął Tom.
-Ale jak?
-No w sensie, że Freund to jakieś tam blablabla.
-Czekaj zapisuję... Bla... Bla... Bla... I co dalej?
-Nie półgłówku! Chodziło mi, że "blablabla" to jakieś znaczenie.
-Mam napisać, że Sevcio to jakieś znaczenie? Czyli on jest blablabla, jako rzeczownik?
-Słuchajcie idioci- mruknął Freund- ja przyszedłem wysssać pozytywną energię mięty, a nie akceptować obelgi pod adresem mojej osoby.
-Ok, ok. Więc, Severin to przedmiot...
-Może obiekt?
-Organizm?
-Zwierzę, poruszające się tylko na łapach tylnych...
-Ooo, mam! Tylnołap pierwotny, używający łap przednich wyłącznie do nakładania maseczek kosmetycznych, przystosowany idealnie do życia...
-W glebie?- podsunął Roensen.
-Gdzie? Ty skandynawska-wikingowska poczwaro...
-No nie obrażaj się... Po prostu mi się przypomniało moje zadanie z piątej klasy podstawówki.
-Mam notować?- Andreas był nastawiony tylko na konkrety.
-Siedziałem całą noc... Mieliśmy narysować dżdżownicę i podpisać dzięki czemu może pod ziemią przetrwać...
-I co to ma do Severina?
-Bo się tak postarałem. Wszystkich były takie żałosne pastelowe, czy zbrązowiałe od błota, a moja piękna, pełna nadziei pomarańczowa. Ale- fuknął nosem- dostałem dwójkę, bo głupi babsztyl mi powiedział, że dżdżownica nie ma czółków, skrzydeł i ogona. Ciężki mój żywot... A potem jeszcze poznałem Toma...
-W porządeczku, czyli w skrócie: "Mimo podobieństwa do robaków podziemnych, takich jak na przykład krety, ślimaki, a nawet skorpiony pustynne, Severin Freund ma ogon i czułki."
-I kręgosłup- wtrącił Richie-choć krety też chyba mają, bo jakoś wpadają pod te samochody.
-Boziu- skrzywdził się Hilde- przypomnieliście mi jak miałem trzy latka i przejechałem rowerkiem takiego obrzydliwego ślimaka bez skorupki, takiego lepkiego...
-I co umarł? No czemu się dziwcie, muszę wiedzieć. Praca ma być szczegółowa!
-Już nigdy nie wsiadłem na moją ulubioną zabaweczkę. Musiałem czekać aż dostanę nowy na komunię, bo się brzydziłem.
-"Zamordował rowerem czterokółkowym, pobratyńca Severina". Może skończmy z jego rodowodem i przejdźmy do jakiś cech wewnętrznych, co?
-Dajcie mi dość do głosu- upomniał się temat dzieła- jestem istotą lotów wyższych, elokwentną i ponętną. Mój szósty zmysł rozumu i bardzo wyostrzony smak, pozwalają mi poczuć najmniejszy listek eukaliptusa, w odżywce cytrynowej, co jest zaletą, godną uhonorowania Nagrodą Nobla... Ponadto...
W tym momencie, usłyszeliśmy niemrawe dyszenie i buczenie, z górnej półki sauny.
Cóż, był to ledwie oddychający Pieszczoszek w swoim czerwonym, wełnianym sweterku.
Od pasa w dół ciągle owinięty tym samym dywanikiem łazienkowym.
Wyglądał... Hm, oryginalnie.
-Chłopaki... Już mi ten niewidzialny ogień wypalił wszystkie pieprzyki-wydusił.
Pomieszczenie ryknęło.
-Wellinger- Richard nie mógł zrezygnować z żadnej okazji dowalenia dzieciaczkowi- wszyscy jesteśmy w samych kąpielówkach, a ty w polarku. Wstydzisz się, że masz włosy na brzuchu, czy że ich nie masz?
-Co tam brzuch. Ja wam nie pokażę szyi. Szyja to jest niezwykle intymna strefa mojego ciała...
Zaczął kaszleć, więc uchyliliśmy drzwi i wywlekliśmy go na zewnątrz.
(Potem zostawiliśmy go na kafelkach i domknęliśmy je z powrotem).
-Kurde, straciliśmy ciepło- zirytował się Atle- mogliśmy mu kazać dotknąć tych kamieni (pokazał na ozdobne kamienie rozgrzewające).
Jak się usiądzie na skale, to od razu człowiekowi zimniej.
-Serio?- ucieszył się Wank- to ja tak zrobię, bo mi się po colę iść nie chce.
I kurde włożył w palenisko łapy, mamrocząc, że tam kostki lodu będą...
Możesz sobie chyba wyobrazić jak to się skończyło... Darł się, że chcemy go spalić, żeby nie odkrył czym naprawdę jest Freund, a potem wyskoczył prościutko do basenu.
Dla towarzystwa wrzuciliśmy mu do wody Wellingera, (choć ów ostatni majaczył, że zmoczymy mu wełnę w sweterku, a poza tym on zapomniał od wczoraj jak się pływa).
Norki wlazły już same i nikt ich nie musiał zmuszać, jak to zawsze.
Idealni przyjaciele dla Dawidka, pajace zawodowe, co nie?
Ja zostałem na kafelkach z Richim i Sevem, którzy uparcie próbowali zrozumieć, jakiś świecący, ruski napis na tabliczce.
-Po jaką cholerę, się na to gapicie?-chciałem już serio wziąć mój łazienkowy dywanik i iść spać..
-Bo- wyjaśnił zawodowy, szwabski kobieciarz- to dziadostwo świeci na czerwono, jak szyld w jakimś klubie. Więc może to informacja, że będzie jakaś imprezka na basenie? Organizowana przez hotel dla gości,, taka, na którą nie wypada nie przyjść i do której się żaden, pieprzony pseudo-trener nie doczepi.
-Chłopie, zmień płytę - uciszył go drugi z krzyżackich potomków- ja chcę do wody, a muszę mieć pewność, że basen się samoodkazi po Wellingerze, zanim się zdecyduje. Jeszcze straciłbym gładkość skóry, dla której sprowadziłem krem z Arabii Saudyjskiej...
Zatkałem uszy, aby nie usłyszeć pytania czym jest Arabia Saudyjska...

Po powrocie do pokoju, Andreas suszył sweterek, a ja dla jaj wpisałem sobie ten napis na tłumaczu.
 "Basen w trakcie konserwarcji, ryzyko zakażenia chemikaliami. Proszę pod żadnym pozorem nie korzystać".
Cóż, ciekawe czy na ruskich oddziałach, jest dermatologia?
Buziaczki skarbie, idę spać:*
PS. Welli siedzi na podłodze w łazience i stwierdza właśnie, że jak zostanie anorektykiem to ludzie zaczną go cenić.
                                                                    ~~~***~~~
Skoczek?
Ajajaj, ty znowu o kumplach.
Ale ja Cię rozgryzę mój drogi.
MIĘDZY SŁOWAMI<3
Maggy
PS. Chyba domyślam się kim jesteś^^
                             _______________________________________________________
przepraszam:/

sobota, 8 marca 2014

Dzień 2. Wszystko bywa niebezpieczne.

                                          Czekałyście, byłyście, pytałyście. Jesteście niezastąpione^^
                             Madziu,  wzmianka o pewnej części części garderoby specjalnie dla Ciebie.
                                      Wybacz, jeżeli znowu pomyliłam kolor, może już daltonizm się zaczyna?

Kochany<3
Jak ja już zaczynam do Ciebie słodko mówić, jeżeli istnieje, w ogóle takie słowo.
Może rozpocznę od prosiaczka. Kurczę...Ten jego pan. Kolejny sympatyczny gościu pośród twoich kumpli, chyba zaraz wsiądę w samolot i jadę z wami zamieszkać. ( Oj tam, najwyżej Ammann napisze dekret o deportacji). 
Niestety, tak się obawiam, że Polska ze swojej wódki jest sławna na cały świat. To znaczy ja się nie obawiam, ja to wiem... I z nie jednym dorosłym chłopem jest tragicznie po zatruciu. A co dopiero z kruchym zwierzaczkiem.
Tak czy siak, nie śmiej się z Didla, raczej przykład weź. Broń Boże dosłownie, ale popatrz... On ulokował gdzieś swoje uczucia. Jasne zrobił to trochę absurdalne, lecz kiedyś to przełoży na troskę o innych ludzi, wiesz? Znajdzie sobie dziewczynę i te sprawy.
Każdy ma w sobie pokłady miłości, która pragnie pokazać się światu, zrobić coś dobrego. A mam wrażenie, że twoja lata gdzieś w powietrzu, jak ty na swoich nartach. To jest bardzo męczące, niewygodne... I cholernie krótkotrwałe.
Widziałeś kiedyś ptaka?
Głupie pytanie.
No i ptak lata, ale codzień rano musi usiąść na jakiejś gałązce, wiesz?
I zacząć śpiewać.
Dla innych.
No dlatego wszyscy myślą, że jesteś nieczuły...
Tak przypuszczam, bo jak mówię psychologiem nie jestem.
Maggy.
PS1: Zaopiekuj się Pieszczoszkiem. Jak zostaniesz ojcem, to będziesz Simona po stopach całował, że wybrał akurat Ciebie. Ejjj... Może pan Tłuczek-do-mięcha ma jednak mózg?
PS2: Pytanie debilne, ale durno mi podejść z tym do moich kumpli... No więc jako facet, powiedz szczerze... Co robią chłopcy jak wychodzą w nocy wystrojeni i mówią, że ktoś im zachorował? Bo ja mam różne dziwne myśli...
PS3: Kochanego idiotę mi pozdrów.
M.
                     ~~~***~~~
Maggiś,
zdrabniam Cię tak po polsku, jak to niektóre tu u nas lubią.
Przynajmniej tak pisze w Internecie, na portalu randkowym.
Wszedłem kiedyś, wiesz?
Nawet cholera, wypełniłem część formularza.
Taa, desperacja totalna.
Tyle, że zrezygnowałem przy pytaniu: "co zrobisz gdy twoja partnerka zaserwuje Ci kleik ryżowy".
No bo kurde, to się liczy dla kobiet?
Pytasz się swojego faceta czy jada kaszkę manną w rosole?
Mnie irytują drobiazgi...
Już wytrzymam jakieś ankiety o szczegółach życia erotycznego.
Ale o jedzeniu nie wytrzymam.
Przykro mi...
I nie mów proszę, że ja ojcem będę. Lubię dzieci, ale cudze, słodkie i w odpowiednich dawkach.
Nie nadaję się, prędzej już Richie się zajmie tymi sprawami niż ja.
Ja się nie zakocham.
Sorry, nie potrafię.
Będę pusty jak lodówka po wizycie Ammana:(

A teraz tak do rzeczy.
Słuchaj, ja Ci chyba wbrew zasadom wyślę moje zdjęcie...
Napiszesz mi szczerze czy wyglądam na nazistę? Albo na jednonocny umilacz czasu?
Bo poszedłem wczoraj w andreaskowym wdzianku i moich pięknych, czarnych okularkach do tej apteki. Kupiłem jakiś syropek od czwartego miesiąca życia, więc Welliś się zaliczy, (chyba, że chodzi o stopień rozwoju umysłowego). Mało... Wydałem trzy euro, własne i prywatne, rozumiesz to?
I jeszcze musiałem głupiej farmaceutce przypominać, żeby mi paragon dała.
Będzie mi Ammann oddawał, nie każdemu pieniądze lecą z niebios, jak jemu.
No i wychodzę. Nagle rzuca się na mnie jakaś, podpita panienka.
Ładna, nie powiem, ale ja nie uznaję kobiet nawalonych.
Nawalić to się mogą stworzenia pokroju Kubackiego i świni Dietharta. Jednym słowem takie, którym alkohol nie zaszkodzi, bo alkohol szkodzi mózgowi.
Dziewczyna ma być trzeźwa i wiedzieć co się dzieje.
Bez wyjątku.

Powiedziała, że mam słodką kurteczkę, a ona ma wolny pokój.
Po czym...
Splamiła moją godność, honor i cześć.
W aptece.
Nie, nie tym co pewnie myślisz.
Gorzej...
Znacznie gorzej...
Powiedziała do mnie Richard!!!
Rozumiesz? Wpływ używek, szwabska kurteczka i czarne szyby na oczach wystarczyły, żeby zrobić że mnie puszczalskiego Niemca z alkomatem w gałach.
Czemu z alkomatem? No, on Ci na odległość wyczuje gdzie ktoś już nie ogarnia. (Problem, że dotyczy to tylko płci pięknej w klubach nocnych. Bo jak przed Wellim ktoś wódki nie schowa i mały o drugiej nad ranem ślizga się na czworakach po podłodze i drze się, że robi wyprawę na biegun południowy, to Rysiunio smacznie chrapie).
Tak czy siak, wracałem do hotelu ze łzami w kącikach oczu. Bo po pierwsze, pomyślałem sobie, że może mi się zaczynają dołeczki w policzkach robić i stąd ta pomyłka.
Nienawidzę dołeczków! Kojarzą mi się z tą wielką przestrzenią, którą ma Dawidek w ustach, pomiędzy górną jedynką, a protezą dwójki, (którą sobie wybił waląc łbem o umywalkę).
I mi się takie mają zacząć na twarzy robić.
Brrrrrrrr. Chyba pożyczę od Severina waciki kosmetyczne, pokoloruję taką brzoskwiniową pastelą, żeby były w kolorze skóry i sobie nakleję.
Z daleka nie będzie widać.
Nikt już ze mnie Freitaga nie zrobi.
To jest poważne oskarżenie!
I groźba karalna.
Wszedłem do pokoju i opieprzyłem Andreasa, iż mi nie powiedział, że Rysiek nosi identyczną kurtkę jak on. Ten mi zaczął buczeć i przepraszać, że nawet Kraus ma identyczną.
Co mnie Marinus do jasnej cholery obchodzi?
Może sobie chodzić nawet w różowych bokserkach Prevca na głowie i zacząć łysieć.
Aaa, i trafić przez to na dermatologię wraz z Diethartem i jego prosiętami.
Droga wolna.
Gorzej, że w tym czasie przylazł Dawid i wyżłopał całą buteleczkę syropku.
Na co się zdało moje poświęcenie?
No na żer dla tego dinozaura, świeżo z jaja wyklutego, (w przeliczeniu na dinozaurowe chyba jeszcze nie ma czterech miesięcy)!
Zrezygnowany dałem Welliemu cebulę, może jak zje całą na sucho i jeszcze się natrze to mu temperatura spadnie?
Przykryłem dziecko kocykiem i wyszedłem do Niemców.
No bo co, młody będzie majaczył, a Kubacki zwracał lekarstwo w toalecie i to ma być towarzystwo dla mnie? Może tym razem sobie wybije dolną dwójkę, o deskę klozetową?
Nie wiem.
I szczerze mnie to nie wzrusza.

Rano przyszła wiadomość tragiczna.
Świnia (ta Dietharta- bo po poprzednim fragmencie możesz mieć wątpliwości) zdechła.
Wypakowaliśmy wszyscy narty z takiej starej ciężarówki i pojechaliśmy chłopaka wesprzeć.
Siedział biedny na łóżku, mówiąc, że jego życie się skończyło.
Czuliśmy się bezradni, choć wszyscy mieli jak najlepsze intencje.
Norki poszły nawet rano do wypożyczalni strojów karnawałowych i poprosiły o strój Prosiaczka z Kubusia Puchatka. No i wszystko ok, dali im różowy kostiumik, (który upaćkaliśmy w błocie z kałuży przed hotelem, aby był bardziej realistyczny). Potem próbowaliśmy namówić Kubackiego, aby się w niego wcisnął.
Początkowo strzelił totalnego focha, ale jak Tom mu pomachał nad głową jajkiem niespodzianką i jeszcze powiedział, że w środku jest figurka smerfa to zgodził się przebrać.
Chwilę później ktoś stwierdził, że trzeba wrócić do sklepu po maskę.
Pojawił się subtelny kłopot, bo były pyski wszystkich zwierzaków, tylko tej obrzydliwości z ryjem brak.
Chłopcy zaczęli się kłócić, czy wziąć Tygryska czy Królika.
Ja osobiście uznałem, że szkoda wydawać cennych pieniędzy, ( i zaraz jakiś debil palnie, że jestem materialistą), bo cały ten pomysł jest czysto durny.
No przebrałabyś siebie za siebie?
Co bardziej przypomina Prosiaczka, Tygrysek czy Kubacki?
(Wyślę Ci też jego fotkę, tylko mnie ostrzeż, żebym akurat nie zrobił tego w twoje urodziny, kiedy przekonana o pięknie świata będziesz imprezę szykować).
Wracając... Jako kulturalni ludzie zawarliśmy kompromis i pożyczyliśmy głowę Kłapoucha.
Całość wyglądała idealnie. Atle ukradł jeszcze Słoweńcom taśmę klejącą i dorobiliśmy z niej własnoręcznie piękny ogon z różową kokardką.
Stop!
To wcale nie było złodziejstwo.
Przecież oni sobie mogą koszulki zwijać, to my im ich inhalatory (z Obi) też możemy.
(Z drugiej strony może to pocieszające, że w Obi można kupić coś do wdychania, bo kiedyś się nie daj Boże zacznę dusić. A do apteki już nie wejdę.
Koniec drwienia z mojego autorytetu!)
Dobra... Powiesz, że oni plastron oddali.
Ok, sprawy nie ma. Oddam im jak dojedziemy do Soczi calutki ogon osła. I jeszcze Kubackiego jako zadośćuczynienie dołączę gratis.
Kurde... Jaki ja wspaniałomyślny jestem.
Przeginam zdecydowanie.
Pogrzeb był bardzo krótki.
Znaleźliśmy jakiś ładny kawałek ziemi, aby załatwić wszystko sprawnie i z sercem.
(Dokładnie był to ogród botaniczny, z okazji niedzieli akurat zamknięty, ale w płocie była dziura. Oj tam, stanie się coś, że wykopaliśmy jedną, małą palmę, pod takim ładnym zaszkleniem? Gdyby przyjechała ochrona byliśmy gotowi powiedzieć, iż to spotkanie ku czci i pamięci ukochanej naszego przyjaciela. Nikt by chyba nie chciał przeszkodzić).
Stałem obok Niemców.
Zachowali się bardzo ładnie ubierając swoje spalone garniaki.
Co? Jaka sytuacja, taki obyczaj.
Idąc w tych ciuchach na ślub zrobiliby obciach, ale na ceremonii świńskiej inna sprawa.
Didl jednak nie zauważył tego przejawu kultury.
Kofi i Haybock musieli go na rękach trzymać, żeby nie rozpieprzył wszystkich drzewek w promieniu stu metrów.
Zdesperowani wyciągnęliśmy mojego szanownego rodaka w przebraniu, z ciężarówki.
Zaczął biegać poczciwie w kółko, piszcząc "Chrum, chrum, chrum... Jestem świnka mała".
Na te słowa Thomas rozryczał się jeszcze głośniej.
-To nie jest prosiątko. To jest zwyczajny osioł.
(Trudno nie przyznać mu racji, ale przecież nie mieliśmy czasu aby do Słowenii jechać i skrępowanego Prevca przywozić).
W końcu Michi przysiągł mu, że pojadą po Igrzyskach na targ i kupią aż dwa prosiaki.
No, co za inteligentny człowiek. Byle by Diethart troszkę zmądrzał bo skoro świnie mają skłonności alkoholiczne to wszystkie. Więc debil upije dwie, potem trzy, a potem osiem i w końcu ogród botaniczny zmieni się w rozryte cmentarzysko...
Z myśli podobnego typu wyrwał mnie Simi wspinający się ze swoim tłuczkiem na zniszczoną palmę, (albo to była przerośnięta paproć- biologiem nie jestem).
-Braci skoczkowska- zaczął- wszyscy jesteśmy przeniknięci nieszczęściem naszego kolegi Thomasa Dietharta- walnął dziesięć razy w zwalony pień, aby uprawomocnić swoje słowa, (może on chce drwalem zostać?).
-Zamiast się śmiać, spójrzmy na życie tej świni. Była dobra, dawała swojemu właścicielowi radość i ciepło. Jakże wielu z was nie dorasta jej do łapy, a już dopiero co do ryja...
-Czemu patrzysz na mnie?- warknął oburzony Atle.
-Może chce, żebyś mu podpowiedział co dalej- pocieszył blondasa Hildziak, po czym umilkł l, gdyż wzrok Ammanna przeniósł się na niego.
-Mały, kruchy świniaczek- kontynuował głosem rozpaczy Szwajcar- chrumkał sobie radośnie dzień w dzień i ze szczęściem myślał o dobie, w której posłuży ludziom jako skóra i strawa. Moi drodzy... Któż nie rozkoszował się nigdy smakiem kruchej wieprzowiny, polanej sosem tatarskim, z dodatkiem aromatycznego, szwajcarskiego sera?
(Wszystkim zrobiło się niedobrze).
-Albo schabikiem ze śliwkami...?
-Nigdy nie zjadłbym mojego dziecka- rozdał się na nowo Didl- Każda świnia jest mi bliska, jest moją rodziną...
(Co za debil z pana szefunia, cały dzień uspokajamy faceta, a ten dwa słowa palnie i wszystko rozpieprzy).
-Kochany- Michi znów stanął na wysokości zadania- popatrz... Tam na targu czekają już na Ciebie nowe prosiątko. A może jak się poszczęści to to będą chłopiec i dziewczynka i niedługo zostaniesz dziadkiem, co?
-Panie Haybock- mruknął Simi- chodzi pan na randki z jakąś Polką z północnej części kraju zamiast przyjść na zebranie rady, a teraz...
-Z północno-środkowej- zaprotestował Austriak.
-Co mnie to obchodzi? Czy ja wydałem na to jakiekolwiek zezwolenie? Czy mnie w ogóle o nie poproszono? Zostaniesz po uroczystości i porozmawiamy sobie w cztery oczy, zrozumiano? A ty Dietharcie... Jadłeś świnie...
-Co... Jak możesz...
-Mając trzy miesiące zacząłeś jeść ze słoika zupki, których pięćdziesiąt procent stanowiło pożywne mięso prosięcia.
Wielkooki porażony ogromem swojej zbrodni opadł na trawę.
-Jestem złym mordercą- wychlipał.
-Może nie było aż tak źle- pocieszył go Tom- może mama Ci dawała króliczka...
-Albo cielątko- dodał Atle.
-Ale skąd ja mam to wiedzieć?
-Zadzwoń do niej- poradził usłużny Norweg.
Thomas błagalnie spojrzał w górę, po czym wziął w dłoń telefon i oddalił się od nas.
Simi przemawiał dalej.
Nie słuchałem go już jednak.
Rozłożyliśmy się z Richim, Sevciem i Wankim na takich, ładnych, egzotycznych, czerwonych kwiatuszkach z Azji i zaczęliśmy grać w pokera, (pomińmy o co).
Było naprawdę super, dopóki Wanki nie zaczął gadać, że już musi się na serio  oświadczyć i bardzo chce, tylko cholernie się boi, bo on zapomni z przejęcia co się mówi.
-Jeszcze uklęknę przed Julcią z pierścionkiem i spytam czy ma jogurt z limonką- szepnął załamany.
Jezu... Kolejny robi problemy z niczego. Przecież się idzie do galerii, kupuje pierwszy lepszy brylancik- albo podróbkę, bo taniej, a przejęta dziewczyna nie zauważy. I dobrze poczekać do stycznia bo wtedy są największe wyprzedaże. Ona pobuczy, wyjęczy "tak", a potem już tylko zamieszanie ze ślubem.
I problem z odsyłaniem wszystkich zastaw stołowych, które dostało się od naiwnych krewnych.
(Hm... Widelec można oddać Dawidowi, będzie miał czym grzebać w buzi).
-Słuchaj Andreas- zaofiarował się Freitag- nie marudź. Ja do niej pójdę z bukietem czerwonych, różyczek i powiem, że się oświadczasz. A ty będziesz klęczał w rogu pokoju i tylko powtórzysz, co?
-A jak jej powiem o limonce?
-O rany, to już będzie wiedziała o co chodzi, ona jest mądra.
-I najwyżej nazwiecie córkę Limonką- podsumował Freund.
-A jak urodzi się synek?
-Matko! To będzie Porem czy Brokułem- zdenerwował się Rysiu- i już grajmy. Bo chcę wygrać!
Wank pocieszony zaczął mruczeć pod nosem teksty weselnej przysięgi.
Jeszcze przed ołtarzem, o rodzajach cytryn zacznie nawijać.

Niestety błoga cisza nie trwała długo.
Pan Ammann dał o sobie znać.
-Kończąc...- tłuczek kilkakrotnie bardzo intensywnie poszedł w ruch- Tomie Hilde, Andersu Bardalu, nie. wstyd wam? Biedna świnia... Gdybyście się nie wykłócali kto to zrobi, w ostatnim dniu życia cieszyłaby się laurką i kwiatkami. Co tam... Dobrzy ludzie na waszym miejscu dodaliby jeszcze pomadki.
Płaczcie nad własną głupotą i nieuczciwością. Przez zboczone gazetki...
-Ja poczułem potrzebę przebaczenia i im wszystko zapomniałam- przerwał mu z dumą w głosie Richie- niech sobie już robią koszyczki. Naród niemiecki ma gest!
Simon tak się oburzył tym szyderczym zdaniem, że aż musiał zdzielić swym atrybutem ogromnego kaktusa stojącego obok.
Pech chciał, że oderwana część poleciała centralnie na Wellingera.
Chłopak rozryczał się stokroć głośniej od samego Dietharta.
Ammanna to nie wzruszyło.
W efekcie wszyscy zaczęli wrzeszczeć na mnie.
Że dziecko, którym mam się zająć rozpacza, a ja kłócę się z Freitagiem.
Co kurde? Miałem pozwolić, żeby Szwab mi asa kradł?
Nie pozwoliłabyś, nie?
Ale co tam.
Simi skonfiskował karty, a ja musiałem jechać z Pieszczoszkiem na ostry dyżur.
Przy okazji dali mu nowy syropek na gorączkę.
Choć powiedzieli, że czopki są lepsze.

No, dzięki, że mnie słuchasz...
Czy ja kiedyś zrozumiem czym jest przyzwoita długość e-maila to nie wiem.
Ale mi trudno w tym świecie.
Kocham Cię<3
Tak jak siostrzyczkę.
Bo kurde nie mam takiej fajnej.
Skoczek^^
PS1: Chłopcy wrócili ciężarówką wieczorem. Problem tylko, że zapomnieli o Dawidku. Cały czas biega po ogrodzie botanicznym z głową osła i ciałem Prosiaczka.
I pewnie krzyczy "chrum, chrum".
Cóż, jak jutro przyjdą zwiedzający, to dość ciekawą roślinę zobaczą...
PS2: Co do twojego pytania... Powiedziałbym, że taki chłopak wychodzi z Richim na miasto.
A wychodzenie z Richim na miasto jest nieładne. I uwierz, że ma się rano makabryczny kac moralny.
PS3: Mam pozdrowić idiotę? Wybacz, ale nie wiem, którego. Pozdrowię Pieszczoszka, bo akurat tu jest.
 (I wyjmuje resztki kolców :p).
                         ~~~***~~~
Potworku...
Jesteś okropny, wiesz?
No jak ty tego Dawida traktujesz?
I nie miałeś Pieszczocha tylko mojego Richiego uściskać^^
M.
                                          _____________________________________
      
Nie obchodzi mnie nawet, że mi nie wyszło:P
Ważne, że się zebrałam, żeby pisać to wariactwo.
Wiecie?
I jeszcze raz dziękuję za wszystkie próby wsparcia i ponaglania<3
Nie wiem kiedy znowu coś naskrobię.
Kiedy mi się zachcę.
Kiedy genetyka mi pozwoli.
No, na moje urodziny, na poprawę humoru na pewno.
Dziecko z prima aprilis.
No taki żarcik jestem:P
Kocham was<3