piątek, 30 stycznia 2015

Dzień 6. Dramaty Severina

Cześć szaleńcze,
no więc z takim podejściem to ty nic nie osiągniesz na FIS-Cupie w Kazachstanie (tak czytam sobie zasady tego skakajstwa). A tu się na olimpiadę szanownym, chudym tyłkiem ładujesz.

Co do zasad jak już poruszyłam ów wątek, to jestem właśnie przy długości najazdu. Ale nigdzie nie mogę znaleźć podpunktu o niezwykłym ilorazie inteligencji wymaganym przy zawodowym uprawianiu tej dyscypliny. Więc chyba jestem ślepa, bo nie może być zbiegiem okoliczności, że tak niezwykłe stwory z całej Europy w jednym czasie zdecydowały się jeden, niszowy sport trenować.
I jeszcze kolejna mała sprawa, której nie rozumiem. Czemu kobiety nie lubią Pieszczoszka? No przecież oglądałam jego fotki przed chwilą i on jest... Całkiem, całkiem. Tylko namów go na wywalenie sweterka w owce i chodzenie częściej w garniaku. Od razu będzie lepiej, a Dawid nie będzie zmuszony do ponoszenia ciężkich uszczerbków na zdrowiu psychicznym.
Tak czy siak, ja to bym maleństwem nie pogardziła, gdy Richie nie będzie łaskaw na mnie zerknąć.

Nie patrz się tak (jak pewnie właśnie się patrzysz), każdy facet jest do wychowania, trzeba tylko przetrawić porcję łez, zagryźć zęby, podnieść dwie czy tam trzy brudne skarpetki... I czasem ewentualnie zamknąć drzwi na klucz. Trochę krzyku i wierzgania nogami i się nauczy.

Choć taki ty się raczej nie nauczysz.

Nie bierz tego wszystkiego na serio, bo jeszcze mnie nigdy do siebie nie zaprosisz twierdząc, że niczym jakaś pajęczyca zaciągnę Ci połowę kumpli do łóżka.
Nie żebym miała coś przeciwko mieszkaniu z reprezentacją Niemiec w jednym hotelu, ale taka świnia to aż nie jestem. Jakiś jeden, ładny, miły i KULTURALNY skoczek, który obroni mnie przed amannowym tłuczkiem i pocałuje gdy przyśni mi się, że mam severinową wkładkę na talerzu, by wystarczył do pełni szczęścia. Bo to co mam tutaj chyba się tak po malutku wypala.

Ale co ja Ci skrzynkę swoim życiem będę śmiecić.
Trzymaj się szaleńcze<3
PS. Hmm, to chyba nie był list o głębokim przesłaniu moralno-refleksyjnym.
PS2. Jak można czytać Sevciowi mowy dla prosiąt:(
                      ~~***~~

Droga Wariatko!
Zamiast powyższego zwrotu grzecznościowego chciałem zacząć od inteligentnego frazesu "nienawidzę Soczi", ale stwierdziłem,że może jednak się przywitam. Jakiś krok w stronę korzystnej społecznie resocjalizacji. I nie, żeby nie było, ja nie mam nic przeciwko twoim planom wobec reprezentacji Niemiec. Ale tak w imię naszej przyjaźni mogłabyś rozpocząć swoją przygodę z nartami od złamania Kubackiemu serca. Oooo, przykładowo obiecasz mu flet z plastiku zamiast tych cymbałków i już będzie jak magnes. A potem nie dotrzymasz słowa, plus go olejesz za to jak moje wnętrze jest gnębione jego "urodą".

Do rzeczy... Zdziwie Cię bo nasz Welliś zniósł bardzo dzielnie ów cały zawód miłosny. Przyszedł do pokoju, samodzielnie uprał sweterek z owcą, troszkę poskuczał, że nie będzie nic jadł przez tydzień, zjadł trzy mleczne kanapki ukradzione żmijom słoweńskim... A potem czekała na niego prawdziwa niespodzianka. Bo pan Freitag okazał się naprawdę dobrym kumplem. Szczerze pomyślałem sobie, gdy obiecywał maluchowi, że udobrucha jego kwiaciarkę i przyprowadzi, ją do hotelu, że owszem to zrobi... Ale dla samego siebie. Tymczasem on wrócił, uśmiechnął się do dzieciątka, po czym wręczył mu klucz do pustego pokoju.
Welliś strasznie się ucieszył. Zapisał sobie wszystkie rady Wanka, jednocześnie wyjmując z pod stołu (schowane przed kolegmi) żelki w kształcie kaczuszek, aby mieć czym poczęstować dziewczynę. Potem zabrał się za prasowanie swojego ukochanego stroju. W podnieceniu nie skojarzył nawet, iż ciepłe żelazko odkleiło owcy głowę. Wylał na siebie natomiast calusieńką butelkę richardowych perfum i chyba był gotowy.

Panna czekała na niego w hallu. Wyszli na ciasteczko, a wszyscy Niemcy, Norwegowie, Austriacy i Polacy schowali się w windzie, aby móc niezauważnenie wyczekiwać ich powrotu. Panowała cisza absolutna, jedynie Dawid przerywał ją sklejając sobie bębenek z opakowań po jogurtach.

Gdy drzwi wejściowe po jakiejś godzinie zaskrzypiały dziewczyna chyba nie zamierzała się bawić się w rozmowy o maskotkach i soczkach z rurką, bo odrazu cmoknęła Pieszczoszka w czółko, a potem przesunęła usta w kierunku jego drżących warg. (Przypuszczam, że mogła być zniesmaczona, bo stosuje on przepisaną mu przez Severina maść z oślej skóry przeciwko pękaniu naskórka).
-Richard, jak ty ją na to namówiłeś?- szepnął zszokowany chór głosów.
-E tam- odparł skromnie ciemnowłosy-stwierdziłem, że jeszcze tydzień tu jestem i w sumie jak Wellinger będzie w miarę spokojny to może uda się gdzieś sobie wyskoczyć.
-Nie pieprz- przerwał Wank- on zwycajnie jest w jej guście bardziej niż ty...
-Co ty powiedziałeś...
-Ciii- skomentował Tom- idą na górę.
-Zagram im zaraz marsz weselny na bębenku- ucieszył się Dawid.
-Ty to zgraj sobie na mózgu, istoto nie posiadająca ćwierci chromosomu Y.

Na palcach zakradliśmy się na piętro za Wellingerem i kwiaciarką.
-Co on wyprawia- parsknął Richie- dałem mu klucz do pokoju, a ten ją do sąsiedniego prowadzi.
-I jaka różnica, cholera?
-No... W sumie łóżka są wszędzie... Tak jakby.

Gdy drewno podłogowe charakterystycznie zaskrzypiało, wszyscy zaczęli trącać się nawzaje,m wpychając oczy w dziurkę w drzwiach. Bardziej wrażliwi zwolnili jednak miejsce innym, gdy brunetka zdecydowała się na ważny krok, jakim było podarcie sweterka z tłowiem owcy.

I wszystko szło po prostu idealnie, zanim maleństwo nie położyło ukochanej na nieszczęsnym materacu. Bo wtedy rozległ się wrzask. On i słowa, które padły po nim uzmysłowiły nam straszliwą prawdę. Otóż... Ów pokój to była grota Simona Ammanna. Pod kołdrą leżał zaś sam Simon Ammann.
Podduszony ciężarem Wellisia i jego wybranki, zaczął wić się i krzyczeć o próbie zamordowania jego majestatu. Potem sugerował jeszcze, iż to napad połączony z rozbojem, mający na celu podmianę prac i sfałszowanie wyników quizu. Wreszcie za pomocą groźnego atrybutu, który "spał" już spokojnie na małej poduszcze obok niego, wydostał się spod napastników.
-Wellinger!- jęknął zaskoczony- przecież ty jesteś do połowy nagi! Co się tu dzieje.
-Yyyy Simon... Pani jest z sanepidu. Bada jakość zapachową pościeli, w której sportowcy śpią na olimpiadzie. A ja tak sobie lunatykuję i znalazłem się tutaj w wyniku zrządzenia losu.
-Kłamstwo Andreasie. Przyrząd sprawiedliwości prawdę Ci powie- trzasnął tłuczkiem w mały stolik- Mam dwie opcje... Albo planowałeś dokonać czynu niemoralnego, gorsząc przy okazji moje oko i biedny chudy kręgosłup albo... Cóż, przyprowadziłeś mi tu Freunda w przebraniu. Obrzydliwego Severina, który cały dzień chował się po strychach, aby teraz ukatrupić bestialsko mnie, mój tłuczek i mój quiz. Poczym wydać nas na pożarcie, tym kanibalom stojącym pod drzwiami. Tak panowie! Widzę was wszystkich na kamerce. Przezornie zainstalowałem ją w progu mojego apartamentu, zdając sobie sprawę jak na przestrzeni wieków traktowano jednostki wybitne...
-Ale... To jednak nie był Severin?- pisnął z obrzydzeniem Pieszczoch, wskazując na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą znajdowała się brunetka.
-Dosyć!- miarka litości wielkiego wodza przebrała się. Wziął maleństwo pod rękę, wtrącił do toalety niczym do lochu, poczym zatrzasnął z hukiem drzwi- będziesz spał sam na podłodze! Do rana! A ostrzegam- dodał z satysfakcją na dźwięk cichutkiego skuczenia- przyjdą potwory. I gumiś jakiś też przyjść może...

Liczyliśmy, że do świtu złość mu minie. Na tradycyjny apel stawił się jednak równie zaciekły i żądny krwi.
-Proszę o ciszę- zaczął- bezwzględną. Jak można zauważyć w ostatnim czasie bardzo wam folgowano. Panowała atmosfera miłości i demokracji. Panowała... Gdyż taką formułkę możecie wypowiedzieć już tylko w czasie przeszłym. Simon Ammann nie rychliwy, ale sprawiedliwy... Andreasie możesz nam wyjaśnić co działo się dziś w nocy? Publicznie, przy całym narodzie bliźnich skocznych. Nie będę załatwiać takich spraw na osobności.
-Buuuu.
-No czekamy. Co chciałeś zrobić tej pani?
-Kochać ją- wydukał Welliś zawinięty w kraciasty kocyk (nikt z "bliźnich" nie chciał mu pożyczyć nic do ubrania).
-Ale czemu na mnie??? Nie, ja w to nie wnikam. Pewne sprawy są już jasne jak słońce. Czytam rozporządzenie prokuratury generalnej Simona Ammanna: "Nijaki Andreas W. zostaje oskarżony o naruszenie suwerenności cielesnej osobistości nietykalnej, (ciemną nocą, w dodatku przy świetle księżyca), a na domiar złego o oderwanie maleńkiej drzazgi z części ubijającej ważnego atrybutu. Z kolei Severinowi F. zarzuca się podżeganie do zamachu stanu. Wszyscy skoczkowie obecni owej, feralnej nocy na trzecim piętrze hotelu, odpowiedzą natomiast za nieudzielenie pomocy w sytuacji zagrożenia życia, oraz próby zniszczenia dobra kulturalnego jakim jest quiz wiedzy".  Jakieś zażalenia?
-Panie władzo, ja nie chcę iść na dożywocie- rozdarł się Pieszczoch.
Simi podążył  jednak dalej, własnym tokiem.
-Po tym przykrym wstępie chciałem ogłosić wyniki wspomnianego już testy. Niestety i tu bardzo się na was zawiodłem. Nie potrafię pojąć, jak tak banalna forma sprawdzenia waszych umiejętności mogła wypaść tak słabo. Jednak mimo wszystko zdecydowałem się przyznać nagrodę specjalną, jaką jest kolacja zjedzona z Simonem Ammannem. Wyróżnienie to przypada szczęśliwemu człowiekowi, którego nazwisko ogłoszę wieczorem. Jednak już teraz usłyszycie podpowiedź. Jego inicjały to S.A!!!
-Przejdźmy wreszcie do Sevcia- jęknął zatroskany Wanki.
-Dobrze. A więc jak wiecie groźny dla społeczności Freund Wkładkożujny zaginął wczoraj około 11- tej. Od tej pory nikt nie wywąchał nawet jego najmniejszego śladu. Co gorsza, moje tajne służby specjalne natrafiły na pewnien zatrważający serce dokument... Zarządzę chyba nawet odczytanie owego dokumentu...

No i wiesz, mnie to tam nic nie ruszyło, jeden Freund na skoczni mniej lub więcej, jaka różnica. Ale ogół skoczny lubi chyba nawet to dziwne stworzenie, bo chusteczki poszły w ruch, a dowódca wchodzący na mównicę, pierwszy raz od bardzo dawna nie został zupełnie niczym obrzucony.

Pomińmy.

Simi rozpoczął prezentacje dowodu.
"To ja Severin. A to tu pismo złożone niedbale na elastycznej przestrzeni chusteczki higienicznej to pewna forma mojego testamentu. Nie daj Boże, nie zamierzam umierać jeszcze przez długie lata. No ale, na wszystkie wytworzone w fabrykach gąbki do ciała, mogę pewnego dnia po prostu odejść, porzucić tą nieszczęsną cywilizację pseudourody i zaszyć się w jakimś cichym, medytacyjnym miejscu, aby odnaleźć nowe ideały piękna. Nie szukajcie mnie wtedy i wiedzcie, że jestem szczęśliwszy, niż na starych, zardzewiałych, pełnych brudasów skoczniach.
Ale co do tematu. Muszę rozporządzić moim majątkiem. Więc, większość kosmetyków jedzie ze mną. Gdybym jakiś pozostawił, znaczy to, że moje zniknięcie nie jest ostateczne i jeszcze po ów skarb wrócę. Wyjątek stanowią spinki do włosów, zanurzone (od całych dwóch lat) w ekstrakcie z ogórka. Daruję je Rune Velcie, oraz reszcie reprezentacji Norwegii. Niech stanowią dla nich dowód, iż codziennie da się zerwać ze złym życiem, opuścić destrukcyjną drogę do nikąd i zacząć o siebie wreszcie dbać. Co jeszcze? Aha, do pigułek na trądzik, które ostatnio mi się skończyły otrzymałem w aptece gratis test ciążowy i kleik dla niemowląt. Więc to pierwsze jest dla mojego przyjaciela Richarda, przyda mu się pewnie najbardziej ze wszystkich. Tylko Freitag na serio do roboty, bo 1-go marca termin ważności mu się kończy. (Jak Ci się nie uda nic, to daj Kubackiemu, będzie miał harmonijkę. Choć znając jego zdolności weźmie tylko do ręki i się pięć kresek jeszcze przed rozpakowaniem pojawi). A kleik dosypcie Romanowi Koudelce do zupy- potajemnie. Podobno mąka kukurydziana łagodzi rysy twarzy.

I najważniejsze, mam mieszkanie na parterze, z maleńką grządką trawy, na której choduje ekologiczne bulwy ziemniaczane. Dostaje je, no któż by inny- Wank. Gdy w Oberstdorfie miałem różyczkę i żaden fluid nie był w stanie zakryć raniącej duszę krosty na moim czole, współczuł mi tylko on i jacyś pijani fani Koflera.
Z oczywistych względów nie oddam majątku w ręce owych pijanych - nawet jeśli już wytrzeźwieli, bo jeszcze przepiszą go samemu Kofiemu. A mój bio-ziemniak zwiędłby na  jego widok.

No, żegnaj skoczna braci!
Dbajcie o siebie i gólcie się codziennie.
Severin Freund

Aha... Tylko wiesz Wanki bo bym zapomniał. Wisiałem troszkę kasy w jednym butiku, sklepie z odżywkami do paznokci, jeszcze w zakładzie kosmetycznym i u fryzjera... Urosły odsetki i to mieszkanie zajął komornik. Ale głowa do góry przekazuję Ci dług w wysokości tylko 50 tysięcy, z czego 200 euro już zapłacone. Dbaj o drogiego kartofla i spryskuj go co drugi dzień sokiem z grejfruta."

-On odszedł- zaczął płakać Wielkolud- czyniąc z biednego kumpla bankruta.
-Nie- zaprzeczył wódz- tkwisz w błędzie. Moim zdaniem, a Simon Ammann się nie myli, został pokrętnym podstępem uprowadzony. Mam nawet listę podejrzanych o ten czyn... Narazie jednak, nie mam zamiaru współczuć osobie, która mogła mieć jakikolwiek związek z tym co spotkało mnie w nocy. Nakazuje się jednak w mojej rodzącej na nowo wspaniałomyślności rozejrzeć po mieście. Już mi stąd, panowie.

Przemieściliśmy się  przed nieszczęsny budynek i wtedy... Naszym oczom ukazała się słoweńska zgraja. Obrzydliwi, przytuleni jeden do drugiego wychodzili właśnie ze (wspomnianego już przeze mnie wczoraj) sklepu rybnego z ogromnymi siatami tanich, charakterystycznie pachnących filetów. Widząc wielki niemiecki Team, zatrzymali się na moment głośno gwiżdząc.
-Trzeba by było ich wszystkich na malutkie, kruche kostki pokroić.
-Hmm... Nie zabiorą mistrzostwa olimpijskiego robale...- w powietrzu rozległ się dźwięk zgrzytających kłów.
-Boże- rozdarł się na to Wanki- ja już wszystko zrozumiałem- ruszył do przodu wyrywając z obleśnych łap torebki.
-Pogieło Cię?- zdziwił się Richard- niech mlaszczą, żreją i się trują.
-Przerabianie!!!
-Troszkę jaśniej wielmożny panie?
-On podrobili testament i przerobili Sevcia na mięso! A potem opanierowali, nakleili łuski i sprzedadzą go teraz po podwójnej cenie jako rybę- rozpłakał się tuląc makrelę do bluzy- Freundzie mój największy nie umieraj proszę, musisz wytrzymać, nie wolno Ci zamknąć oczu. I oddychaj, głęboko oddychaj- zerwał z "przyjaciela" folię, aby zapewnić mu dopływ tlenu- zaraz zadzwonię po karetkę, przywrócą Ci normalne kształty.
-To naprawdę jest on- zawtórował mu Welli- ta niebieska warstwa została z jego sławnych dresów ochydków, a ów śluz to resztki różanego kremu do rąk.
-Ratunku!
-Właśnie. Ja obiecuję kochany... Walcz, a już nigdy nie wybiorę Ci ukradkiem zwiebelu z kanapeczki- drżącą dłonią chwycił "Severina" za płetwę ogonową, w celu dodania mu otuchy. (Tudzież rozpoczęcia reanimacji).
-Cicho Wellinger! Wszystko twoja wina, gdybyś pohamował na czas zapędy seksualne, wyrwalibyśmy go z rąk tych bandytów. A tak niewłaściwie rozumieliśmy krzyki,które pewnie to on wydawał wczorajszego wieczoru...

Załamany pochód żałobny ruszył w stronę ośrodka.
A na progu czekał Simi. Nie bacząc na nic, ujrzawszy filet w ręku Wanka, chwycił go w palce i nadgryzł.
Kilka ości opadło na posadzkę potęgując rozpacz niemeckich serc.
Andreasy zaczęły rozumieć już chyba, że na powrót Seva do wcześniejszego wyglądu szans nie ma.
-Przynajmniej złożymy go w ładnym pudełku po bananach, z piwnicy- mruknął Pieszczoch podnosząc pozostałości- będzie mu wygodnie, a ja go codziennie będę mydłem smarować.
-I spuścimy go z dużej skoczni- dodał starszy właściciel szlachetnego imienia - przecież ma ogromne szanse na walkę o medal...

Zeszliśmy do podziemii. Wrota poziomu "-1"  otwarły się przed nami, a nikt poza Richardem (mającym nadzieję, że to droga do jakiejś winnicy), nie wydał głośniejszego tchnienia.
Tylko jakie było zdziwnienie gdy w schowku na miotły...
Na podłodzę czekał Freund. Uśmiechnięty, zafascynowany czymś i ani o milimetr niezmieniony. Baa, nawet nie skrępowany żadnym sznurem. I bez ani jednej łuski.
Wszystkie teorie chłopców poszły w cholerę.
-Cud- jęknął Wank- cud w Soczi. Seviku, skarbie, blondasku śliczny, jeżyku i ptaszyno przewspaniale śpiewająca. Myśleliśmy, że się już nigdy nie spotkamy...

Zaskoczony miłośnik piękna stracił chyba rachubę czasu, bo owo nachalne powitanie wywołało w nim szok.
-Yyy, przecież ja tylko znalazłem krem na wieczną młodość. Należy oddzielić tysiąc ziarenek maku od dziesięciu tysięcy ziaren piasku destylowanego i nad tym właśnie pracuje od wczoraj. Potem już tylko zagotować je z trzema kostkami czekolady i roztopionym oscypkiem. Cudna cera do ostatniego dnia twego.

Przeszczęśliwe Andreasy uwiesiły się na kumplu, niemal go dusząc.

I mieszając cały mak z caluteńkim piachem.
I błotem.
I tymi trzema ośćmi.

Nie mam pointy. Przecież nie mogę trzeciego listu z rzędu kończyć jakąś wyszukaną peryfrazą zwrotu "bez komentarza".

Módl się za mnie Mag.
Zawsze twój Skoczek (chyba narciarski)<3

          _______________________

Oj proszę, wywiązałam się z obietnicy i gdyby ktoś chciał to jest jeszcze w styczniu. Chyba męczę się z tym niemiłosiernie, bo mija rok odkąd założyłam tego bloga:p
Choroba psychiczna się pogłębia.
Buziaki skarby i do ferii<3 Jeszcze dwa tygodnie jak dla mnie, a potem zrobię zapas publikacji bo na opuszczenie Krakowa się nie zanosi:D.

A co do tego tu czegoś to chyba wylatujemy właśnie z Soczi i bedzie przeskok do obecnego sezonu, w którym kilka takich ma jak wiemy coś tu obiecane i ja o tym pamiętam.