poniedziałek, 21 grudnia 2015

Dzień 10. Kupmy sobie dywan.

Boże Święty.
Ja się boję. Bo przecież tak bardzo w tym styczniu chcę was wszystkich poznać, co do najgorszego połamańca, kretyna, świni, żółwia, osła czy co tam jeszcze egzystuje na skoczniach tej ziemi. A cholera, jestem, (a przynajmniej staram się być) trzeźwo myślącą kobietą. I przecież wy nie wrócicie z tej Szwajcarii żywi. Najwyżej kości znajdę, (albo ości mówiąc językiem zbliżonym do poziomu intelektualnego rozkmin reprezentacji Niemiec).
Yyy... Przepraszam, ale nawet nie wiem  czy w momencie, w którym to piszę, jesteście jeszcze  w komplecie, na tym świecie. Sevi zabija herbatką kumpli Didla ( tych bez racic i ryja - już pamiętam), a Welliś... Pomińmy jego wątek, zanim znowu zacznę się krztusić niczym Kubacki, gdy obiera czosnek.
Na boku. Nie wiem czy on to kiedyś robił, czy tylko mi się to przyśniło. Wiem natomiast, iż dzisiejszej nocy znowu 'naszedł mnie' Simon. Wtargnął mi do mieszkania, rozbijając drzwi wejściowe jakimś zużytym odkurzaczem, po czym wrzasnął, iż oskarża mnie o uprowadzenie Jana Matury i zamknięcie go w kaloryferze. Potem włączył tą nieszczęsną maszynkę, wessał mi nią całą kolekcję drobiazgów stojących na półkach, po czym zaczął kopać w pralkę. Żeby go usprawiedliwić dodam, że ta pralka zwisała z sufitu. Na ozdobnej wstążce, na której pisało 'każda świnia jest mym dziecięciem, a cała rodzina jednym prosięciem'. No... W każdym razie trochę się go bałam, więc uciekłam do własnej sypialni. Problem był tylko taki, że stał tam Freund. Na mój widok padł na kolana, chwycił się nogi od łóżka, po czym zaczął tłumaczyć, że bardzo mnie przeprasza, ale musiał mi ukraść jednoczęściowy strój kąpielowy z dużą kamerką, gdyż inaczej zginąłby marnie. I w tym momencie na szczęście zadzwonił budzik. Bo cholera jasna znając moją wyobraźnię, to jeszcze by się w to coś przebrał. Bynajmniej nie wychodząc do łazienki.
To by było w jego stylu. Obchody jakiegoś starożytnego święta płodności, czy cholera wie czego.

I żeby nie było, ja nic nie biorę. W dodatku z racji na środek tygodnia (bo niektórzy mają wiele zajęć i nie mogą się bratać ze strusiami i jeszcze dostawać za to premie od związków narciarskich) jestem w dalszym ciągu trzeźwiuteńka i zdrowa (przynajmniej fizycznie, bo z umysłem jak widać już różnie).
Boziu... Pomyśleć, zanim zaczęłam z Tobą pisać moim najgorszym koszmarem była jedynka z egzaminu semestralnego, rozumiesz? Albo sukienka, która mi się rozdziera w środku imprezy. Ale cóż. Widać ślepy los nie dał mi pozostać normalną, standardową dziewczyną. Po jakąś cholerę zachciało mi się tamtej zimy zwiedzać Monachium i nadziać się na to ryśkowe spojrzenie o nazwie 'ja to cud, a twój facet brud'. I teraz za karę każdej nocy Ammannek pobija dla mnie samego siebie. (W strasznej, drastycznej wizji sennej, bo jeszcze Pieszczoch przeczyta, pomyśli to co myśli zawsze i wpadnie ze strachu do jakiejś betoniarki, produkującej cement pod skocznią). Mniejsza.

Tylko Ci jeszcze powiem, że Wanki ma prawdziwie wielkie serce. Od zawsze twierdziłam, iż z Diethartem da się porozumieć. Owszem nie trzeba go uwielbiać - ani wręcz nawet nie jest to wskazane - ale szanować i traktować z honorem, proszę bardzo. Zresztą ja to tym niedowiarkom udowodnię.
Ok. Po tym wszystkim co deklaruję się zrobić w Zakopcu, mam równe pięć miesięcy na przepisanie na kogoś całego mojego nieistniejącego majątku. Chyba,  że poproszę chłopców o pomoc. Mają wprawę w układaniu sobie na wzajem testamentów.

Twoja ogłupiona niczym piętnaście żywych i ruchliwych Welliśków, Maggy.   
PS. To COŚ od kleju i spodów materacy mi się jeszcze nigdy nie śniło. Jednak opatrzność nade mną czuwa, cofam przezornie pretensje do losu.
PS2. Wiejcie wreszcie z tego kraju. Nawet na strusiach, skoro innego ratunku nie widać. 
                                                                                                                           ~~***~~

Skarbie...
Miało nie być skarbów, ale człowiek na hipotetycznym łożu śmierci zwyczajnie chce być dobry. Dla kogokolwiek, poza tym germanistycznym zwierzyńcem. Więc zostałaś mi tylko Ty, bo na zwierzyniec jestem w dalszym ciągu skazany, a końca depresji nie widać.

Co do Sevcia. Właściwie niech sobie obchodzi święta mitologiczne. Co mi. Pogoniłby po lasach, rozpalił jakieś ognisko, a patrząc czym się Ci Grecy czy Rzymianie głównie interesowali to jeszcze dogadał się z Richardem. Tak czy owak, mniej by było szkód niż teraz.

No bo obudziliśmy się rano. Wszyscy. Wszyscy to znaczy się bez Krafta (w którego Freund podejrzanie wpatrywał się jak w posąg) i Wellisia. Maleństwo leżało skulone, na kupce drewna, a na nim 'siedziała' parka zadowolonych z życia strusi. Spokojnie wyskubywały kruszynce kłaki, mieszały je z własnym pierzem i budowały na brzuchu pokraki dość osobliwe gniazdo. Sam zainteresowany zamiast instynktownie spróbować coś z tym zrobić energicznie cmokał ustami twierdząc przez sen, iż wreszcie ktoś go pokochał.

Kurde... Te ptaszyska to mają mózg. NAWET JEGO DA SIĘ DO CZEGOŚ WYKORZYSTAĆ. Nie znam się na biologii, ale zawsze jest jakaś szansa, że to akurat gatunek karmiący pisklęta tym na czym się wylęgły. A jeśli nawet tak by nie było to wiesz Maggy... Pozostaw mi jakąś nadzieję, może te konkretne sztuki cierpią na ciężki zespół zaburzeń żywieniowych czy coś w ten deseń.

Ale ja znowu gdzieś błądzę, ewidentnie. No bo pech chciał, iż Wanki z Freitagiem wrócili. Miałem już spytać jakim cudem nas znaleźli na tym odludziu, ale odpowiedź ukazała się sama. Towarzyszyła im wraz ze swoim atrybutem odzianym w zielony, wełniany szaliczek ( matko, ja chciałem już napisać staniczek. Chyba zapadam pomału na jakąś richardzią grypę... Skoro istnieje świńska czy krowia, to czemu jednostka tak obeznana w przekazywaniu mikrobów drogą kropelkową nie mogłaby mieć swojej własnej?).

Porozważałbym, ale w tym świecie się nie da. Ehhh...

- Nie wybaczę Wam - zaczął wykład władca - obrabowaliście mój kraj. Naraziliście moją komunikację publiczną na straty. Zdemoralizowaliście moje prywatne ptactwo. Wy złe, cholerne diabły wcielone.
- Totalna dyskryminacja w tym państwie - przerwał mu Richard - siedzimy z Wankim na komisariacie i ja proszę żeby nam wypisała mandat jakaś kobietka, co nie?
- Planowałeś zapłacić w naturze? - wymamrotał spod siana półprzytomny Wellisiek, ale struś na całe szczęście szybko zatkał mu usta, przykrywając je odnóżem.
- Cicho przenośny inkubatorku do jaj. Chciałem tylko pogadać. A tam sami faceci. Trzeba być Szwajcarem żeby pracować w podobnych warunkach. A potem pojawił się jeszcze Simon.
- Litościwie oszczędziłem wam więzienia. Ale to nie znaczy, że ciężko nie odpokutujecie swojego wyczynu... Wrócimy teraz do domu...
- A szpital? - zaprotestował Hayboeck - Kraft debilu budź się już, chcę wstać!

- Gdy otwieram oczy to muszę być sam w łóżku. To sedno mojej tożsamości.
- Yyy?
- Właśnie - wtrącił się król ubijanych kotletów - przecież mieliście pojechać...
- Do Ikei - wiewiórka wyraźnie poweselała - wyrwać laski na klopsiki z warzywami i mięciutkie jak choinki w Engelbergu materace.
- On chce wyrwać materac? - nie potrafił zrozumieć, dbający jak zawsze o poprawność gramatyczną wśród kolegów, Sevi.
- No wiesz. W sumie zdziwiłbym się nawet gdyby wyrwał żarówkę. A laskę...
- Ewentualnie taką do butów - podsumował właściciel dołeczków - jakimś cudem.
- Wszystkie panny będą moje niedowiarki. I pójdą ze mną do magazynu. Drogą na skróty.

Towarzystwo zaczęło bezradnie kaszleć spoglądając w kierunku jednostki wybitnej .
- Spokojnie. Ammann wspaniały wszystkiemu zaradzi. I nigdy nie nawali panowie - wódz próbował podkreślić, iż panuje nad sytuacją (ponieważ nikt nie czuł się chociażby minimalnie przez niego przekonany) - Jaką porę roku mamy drogie dziecię, co?
- Już prawie jesień. Pełną ślicznych, promieniejących dziewcząt. Gorących jak gejzery w Meksyku, gdybyście nie wiedzieli.
- Dobrze... Którego roku?
- Dwa tysiące czternastego.
- A Ty się nazywasz chłopcze? - widać Wszechmocny chciał pośpiesznie wykluczyć diagnozę postępującego udaru mózgu.
- Ja?
- Nie. Roman Koudelka.
- Skąd mam wiedzieć jak się nazywa Roman Koudelka?
- TY, OŚLE AUSTRIACKI!
- Nie jestem Austriakiem - zdziwiła się pokraka - Ja to... Richard Freitag, człek genialny - zaczął deklamować - zwiększam przyrost naturalny. I gdziekolwiek ja zapukam, tam po chwili bocian stuka...
- Rymy made in China - mruknął krzepiąco dinozaur, widząc jak kudłaty czerwienieje z wściekłości zaciskając piąstki i głośno fucząc.
- Andi, czy... Czy ta prymitywna, nawet nietyrolska, ciemna szynszyla kojarząca się wyłącznie z serem pleśniowym sugeruje mi, że jestem nieprofesjonalny? - wrzasnął upokorzony, niemal płacząc (w sposób cholernie niemęski:D) - i że nie potrafię się nawet...
- Chwileńkę - groźny tłuczek przeciął powietrze - mnie interesuje zupełnie inny aspekt problemu. Co wyście dali owemu Kraftowi łagodnemu jak baranek, wy podrzuceni podmieńcy? Proszki, narkotyki, skarpetki Wellingi do powdychania?
- Nooo... - Freund zabrał głos -  w sumie widzę pewne wytłumaczenie... Bo ja przygotowałem dla Wankiego taką mieszankę ziółek i grzybków leśnych. Żeby nie wpadł w depresję, ani nie zakochał się w Dietharcie... Ogarniacie chłopcy... Jeszcze adoptowałby jego świnie i zbudował całej rodzinie nowy chlewik.
- Do rzeczy młotku.
- Każdy badacz zanim poda lekarstwo pacjentowi to je testuje. Na szczurach, myszach czy innych chomikach. No... A jako, że ja gryzoni nie posiadam to jakoś tak wyszło... 
- Nie wystarczą Ci chore wierszyki i sonety rodem z grobowca? - zbulwersował się Richie - człowiek myśli, że ma kumpla. Ułomnego, żującego wkładki, ale jednak wiernego. Tymczasem co się okazuje...?
- Wolałbyś żeby to nasz Andi chciał seksić kogo popadnie? Taka jest nauka, cel musi zostać osiągnięty jak najniższym kosztem.
- Hmmm - chrząknął Simon - ja zacząłem coś mówić gady przebrzydłe. Otóż drodzy Niemcy, Austriacy i cała reszto (hah, miło zostać tak wyróżnionym)... Wreszcie najdroższy Simonie Ammannie, który musi witać się sam, gdyż otaczająca go ludność nie dostrzega wielkości jego majestatu... Naszą społeczność nawiedziła ciężka plaga wiewiórcza. Radziłbym postronnym nie drwić z nieszczęścia istot już nią dotkniętych. Spójrzcie na Richarda, który jeszcze wczoraj, zajęty lubieżnymi myślami, kpił z wypadku spowodowanego jego własnymi rękoma. Los jest mściwy...
- Właśnie - dodał Hayboeck - to może zjednoczymy się wreszcie żeby coś z tym zrobić?
- Ty siedź cicho. Sam wykarmiłeś tego gryzonia niewiedzącego czym jest ortodonta.
- Nooo..  Z dwojga złego wolę mieć na karku Krafta głupią ofermę niż Krafta-Freitaga.
- Fortuna kołem się toczy - mruknął Freund - miejsce pod łóżkiem też.
- Owszem! A Ty jesteś następny w kolejce żeby je zająć - władca był zbulwersowany, iż nikt ze zgromadzonych nie padł jeszcze na strusi wybieg, błagając go o wybawienie - musimy panowie szybko znaleźć jakąś Ikeę. I niech się małpa przekona...
- Że taki z niej magazynowy Casanova jaka Miss Świata z Jana Matury?
- Boże, mówię to z głębi mojego światłego wnętrza. Surowe mięcho jest mniej suche niż Wy. Skończmy już na miłość ammanią te niesmaczne, czeskie docinki. Zażądzam wymarsz. Właścicieli fermy za wasze haniebne zachowanie wrócicie przeprosić później. Albo jeszcze lepiej, złożycie wyrazy skruchy na moje ręce. A ja zastanowię się czy udzielić wam niezasłużonego wybaczenia w imieniu całego narodu - jakby na potwierdzenie swoich słów mocno uszczypał Pieszczoszka w szyję- Ruszajmy.
- Czas ucieka, wieczność czeka - zabrał się za budowanie nastroju Sevi.
I wszyscy 'zgodnie' rozpoczęli drogę donikąd...

A była to droga mozolna. Chciałem przez moment wytłumaczyć Simonowi,  że przecież to czy jest się Richardem, można sprawdzić nawet na tylnym siedzeniu pełnej złomu furgonetki (na przednim w sumie też, ale wiesz... To to tylne się jakoś tak kojarzy sugestywnie). Jednak widać Najwyższy jest zwolennikiem krafciego poglądu, iż takie sprawy to tylko w sklepach meblowych, bo nie dał mi nawet dojść do głosu. W końcu odszukaliśmy jakiś market,  nie będący co prawda Ikeą, ale wyposażony  (co zauważyliśmy przez szybę) w różne szafy, ręczniki czy inne widelce. Poczekaliśmy jeszcze na Freunda, lodówkę oraz Wellingę (człapiącą wraz z jajem, którego wysiedzenia - choć wszyscy powtarzali, iż nie ma w nim pisklęcia - się podjęła) po czym wyjątkowo zgodnym krokiem wsunęliśmy się do środka.
- I co my właściwie tu będziemy z tym czymś robić? - kudłaty odczuł, iż plan uratowania puszczalskości jego reputacji, nie został zbyt dokładnie ustalony.
- Wiewiórka sama musi zauważyć, iż nikt na nią nie patrzy.
- A jak akurat przyszła sobie na zakupy jakaś sadystka?
- Sadystka?
- Nooo, babka, którą kręci cudzy smutek. Podnieci się na widok miny Hayboecka, a gryzoń pomyśli, że to na niego leci i nieszczęście gotowe. Plus jeszcze może się trafić wielbicielka sztuki zafascynowana dziwnymi tworami artystycznymi.
- Mówi się modernizmem - uzupełnił dumnie wkładkowy przeżuwacz.
- Cóż - król postanowił zezwolić poddanym na krótką wymianę zdań - choć cele, w których to wszystko mówicie są egoistyczne, a patrząc iż próbujecie je osiągnąć w mojej obecności wręcz bluźniercze... To ciężko nie przyznać wam racji. Jednakże w swej nieskończonej przedsiębiorczości... - zamiast skończyć zdanie porwał z lady pierwszą lepszą wykładzinę i owinął ją w okół blondyna, całość zaklejając taśmą do uszczelek  - proszę. Widać tylko kawałek wełnianej szmaty. On w podrywie nie pomoże.
- Pięknie - ucieszyła się szczerze nasza zmora - jestem Richard Freitag i nie mogę przecież macać jakiś kijków bez cycków...
- Ale niebieski dywan, czy ja wiem... Brzydki jest - wtrącił Andreas - patrzcie, a takie tu cudne gadżety mają. Na przykład tą deskę klozetową z rybką Nemo. Serio nie lepsza?  
- Wanki... Jak zamkniesz gościa metr osiemdziesiąt kilka w nakładce od kibla?
- No... Można jeszcze wziąć tą z Reksiem - mała puszka mózgowa tkwiąca w wielkim łbie spróbowała wykonać serię skomplikowanych obliczeń, jednak przeszkodziła jej sama wiewióra rycząca, iż ma najkształtniejsze dołeczki w policzku na ziemi i nawet ten chodniczek podłogowy (tym razem serio chodziło o wykładzinę, a nie o Michiego, żeby nie było) stanie się najcenniejszym towarem na rynku, dzięki wylądowaniu w jego ramionach.

To - plus uwagi Severina o szkodliwych właściwościach potu i wielkiej mocy dezodorantów w kulce - dawało serio obrzydliwy efekt.

Szwajcarowi jednak nie przeszkodziło w realizacji dalszych zamiarów.
- Halo - zaczepił w regionalnym pseudodialekcie  (ten durny kraj nawet własnego, oficjalnego języka jeszcze nie wynalazł) jakieś starsze małżeństwo - kupiliby państwo dywan od owego chłopaczka z krzywym zgryzem?
- Mięciuteńki jak futro kozy, bakterioodporny, niezniszczalny, mlekiem i miodem płynący - pisnął dinozaur, który nie zrozumiał chyba intencji grupy.  
- Hmmm...? - przestraszyli się biedni ludzie.
- Przysięgam, ma nadprzyrodzone zdolności. Potrafi dyskutować, tańczyć w rytmie cza-cza, śpiewać pieśni patriotyczne - włożył rękę do ściskanego przez Krafta rulonu, machając nią na wszystkie strony - hej dywan, włącz się.
- Kurwa mać - rozległe się ze środka.
- Yyyy - biedak mocno się zaczerwienił - przepraszam bardzo. Mechanik się musiał  tak trochę spić i nagrać lekko zniekształconą wersję. On miał mówić tylko i wyłącznie   'kochana nać' . To taki specjalny model wyprodukowany na dzień warzywek, bardzo ekologiczny...   
- Wankuś wystarczy tego marketingu - Rysieniek wzruszył się, iż przynajmniej jedną istotę dogłębnie przejął jego dramat - widzisz menelu - to ostatnie skierował już do Austriaka - nawet miejscowi nie marzą o twoim dziadostwie.
- Bo nie są młodymi dziewicami - pajac wzruszył ramionami, patrząc na rozmówcę z wyższością - a Freitag sercowy lodołamacz jak wiemy...
- On chciał mnie zwyzywać od dziewic? Dziewiców, dziewców, drzewców?
- Spokojnie... Drewno leśne kojarzy się z powrotem do korzeni, ubóstwa i tradycji przodków - Freund wyraźnie wierzył, iż jego wypowiedź pokrzepi przyjaciela.
- Pozwę go do sądu - nie chciał przestać brunet - ma to odszczekać, odwołać w prasie, przepraszać za pomówienie w każdym udzielanym wywiadzie. No, powiedzcie coś, wy mu chyba nie wierzycie?

Zamiast podjąć trudny temat, Wielkolud zaczął opowiadać nam dramatyczną historię 50-centówki, której nie zwrócił mu w Sapporo automat z batonikami. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu potwornie zainteresowała ona Simona.
- Dlaczego się z tym do mnie nie zgłosiłeś?
- A co? Naprawdę byłbyś tak dobry i mi czekotubkę postawił?
- Gdzie tam. Nie mam czasu na tej plugawej planecie, na zajmowanie się jakimiś przerośniętymi organizmami. Ale ukarałbym tą obleśną maszynę. Za podobne zaburzenie równowagi na świecie to się osiem mocnych uderzeń tłuczkiem należy... - wziął głębszy wdech - Jednak spokojnie, funkcja, którą pełnię jest dożywotnia. Zanotuję sobie informację o tym incydencie w moim notesie zaległych czynów sprawiedliwych. I wykonam wyrok. W końcu Simon Ammann nie rychliwy...
- Jednak sprawiedliwy - dokończył wyedukowany już chórek.
- To skoro sprawiedliwy to niech ulży mojemu jajku - jęknął od dawna niesłyszalny Andreasek Malutki - tak mnie już boli wszystko od dźwigania go pod koszulką. I boję się, że jak wyjmę to żółtko zamarznie. Wiecie, taka pomarańczowa kosteczka...

Władca nie wytrzymał tego ataku głupoty. Podbiegł do drobinki i przejął jej skarb. Z doświadczenia byłem niemal stuprocentowo pewien, że pieprznie w niego swoją ubijaczką do kotletów, bo co tu gadać schematyczny z niego typek. Ale wyobraź sobie, że on rozwija instynkty dyktatorskie każdego dnia i w każdej dostępnej godzinie. Bez zastanowienia przemieścił się wolnym, krowim krokiem (porównywalnym jedynie do jego własnych telemarków) w stronę nierozłącznych Austriaków, wsunął okrągły kształt do otworu w dywanie, po czym stanowczo docisnął go groźnym atrybutem do wykładziny (lub do głowy blondyna, jeśli ktoś tak woli). Niestety, już chyba lodówka Freunda, byłaby lepszym przenośnikiem żywności. Rozległ się grzechot pękającej skorupki, szumienie rozlewającego się białka i cała seria okrzyków. Idioci - część z rozpaczy, a część z olbrzymiej satysfakcji - zaczęli wydawać różne nieprzyjemne i ujadliwe okrzyki. Wyjątek stanowił Sevi, który najspokojniej w świecie rozsiadł się na mosiężnej umywalce, z namaszczeniem deklamując jakiś rumuński odpowiednik Trenów...

Wokół gromadziło się coraz więcej ludzi. Jakieś zdziwione dziecko pytało babci, czemu zabrała je do cyrku, zamiast na wyprawę po obiecaną, nową lampkę nad łóżko. Drugie z kolei szlochało w spodnie swojej rodzicielki, że chce zobaczyć tygrysy i królika w kapeluszu, a nie tylko samych klaunów.   
- Czy możemy panom pomóc? - zapytał cichutko jakiś anonimowy przedstawiciel tłumu.
- Nie - odparł filozoficznie nasz dramaropisarz, siląc się na uprzejmość - nikt nie zaradzi temu, że Richie właśnie stracił męskość...
- A ja jajko - rozdarł się Welli.
I momentalnie zostaliśmy sami.

Maggy? Tak sobie myślę, że na przykład przed świętami wszędzie są kolejki. Więc jak następnym razem rodzina każe mi stać po jakąś kiełbasę czy inną choinkę to po prostu zabiorę ich ze sobą. Cały supermarket w dziesięć sekund wolny.
Albo jeszcze fajniej... Zacznę ich wynajmować. Trochę obciachu w ramach za szybkie zakupy?
Zanegowałbym słowo 'trochę' , ale co tam. W każdym chwycie reklamowym jest jedynie ziarnko prawdy. A skoro firmy handlowe potrafą zachwalić klientom nawet zwykłego mopa to czemu ja mam nie spróbować?

To tylko mała garstka zboczeńców. Można przywyknąć.

Zawsze twój Skoczek.
PS. Sen jest jedynie snem głuptasie. Prawdziwy ból dupy stanowi jawa. Zresztą co ja się produkował będę  Zrozumiesz to w Zakopcu.
PS2. Simon wielkodusznie zafundował każdemu szklaneczkę kefiru. On serio nie ogarnia, że po takim dniu każdy, normalny człek pragnie czegoś mocniejszego?
Aha, czyli wyszłoby na to, iż tylko ja pragnę:(
                                                                                                       _______________________________________________

Boże... Miałam być poważna, zapuściłam smutną muzyczkę i zaczęłam epilog, ale... Po trzech zdaniach przerodził się w to coś. I to chyba właśnie fenomen tego czegoś, że NIESTETY wymyśla się to w chwilę, kiedy już przylezie. No, więc epilog leży, a panowie się popisują. Typowa baba ze mnie, huśtawka nastroju jak stąd do Soczi, albo i dłuższa^^
No, liczę że wam jeszcze życzenia naskrobię do końca świat, ale pewnie się nie ogarnę więc dużo zdrowia Skarby, smacznego jedzenia (nie umiem składać życzeń bez jedzenia), chudego przyszłego roku, no i tych tam patykowatych chudzielców w nadmiarze skrajnym❤❤❤
Wiecie, że najfajniejsze jesteście?
BUZIAK I PRZEPROSINY ZA POZIOM ŻENADY.      

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Dzień 9. I kto tu rządzi?

Cześć głupolu.
W sumie nie wiem od czego zacząć, bo muszę Ci coś powiedzieć, takiego niezbyt chlubnego. Nie jestem mądrzejsza od przeciętnego Szwajcara. Wyobraź sobie, że jak Ty mi dwa dni temu o tej całej akcji z wieżą napisałeś, to ja pod wpływem szampana troszkę już byłam. No i wyskoczyłam z kondolencjami myśląc, że Rysiu serio zatrzasnął prosiaki. Te Didla, różowe, z ryjkiem.

Tak właściwie wszystko twoja wina, bo poza Aniołkiem nie przedstawiłeś mi ich z imienia. Więc ehmm... No stwierdziłam, iż właśnie to robisz.
Niezależnie od okoliczności pięknie. Studentka weterynarii, trzeciego roku myli reprezentantów Austrii ze świniami. Kajać się za to na kolanach nie będę, ale jakiś szacunek to im by się jednak należał. Zwłaszcza patrząc na fakt jak traktuje ich mój ukochany, niemiecki zespół.

Także tego... Zawsze mogło być gorzej. Mogłam uznać Simona za pudla, albo Kubackiego za Freitaga
(ciemną nocą, w półmroku Morskiego Oka - tego bez ptaszków śpiewających). To by dopiero horror się zrobił. Także owej, styczniowej magicznej nocy - zakaz drinków absolutny. Masz mnie pilnować. I możesz nawet opieprzyć w razie potrzeby.

A na boku to wydumałam, tym razem całkiem inteligentnie, że my się po Zako zwyczajnie rolami zamienimy. Ty przejdziesz do Hiszpanii, będziesz miał moje denne mieszkanko, zawiłe podręczniki i święty, pełen stagnacji spokój. Tymczasem ja z nimi zostanę. Trochę śmiechu nikomu jeszcze nie zaszkodziło.

Całusy od twojej (dla odmiany całkiem trzeźwej) Maggy.
PS. Czysto technicznie. Czy jak już przyjadę na zawody, pójdziemy się  'stoczyć' i tak dalej, to ciągle nie wolno mi wiedzieć jak masz na imię? Nie mam zielonego pojęcia jak Pan i Władca zamierza to przeforsować. Na obiektach sportowych jacyś spikerzy przecież pracują...

Sorry, to nie obiekt. To skocznia narciarska. Różnice widać gołym okiem.
                                                                         ~~***~~

Maggy,
ja już nie wnikam w fakt, że Tobie odbija do granic możliwości. Ale jak szczerość to szczerość. Nie dowiesz się jak się nazywam, bo właściwie... No po jaką cholerę masz posiadać gdzieś w mózgu taką informację? Jeszcze byś wypatrzyła pewną sesję zdjęciową dla jednej, polskiej gazety, w której wystąpiłem. Co mi się szczególnie jakoś nie marzy...

Przechodząc do żalów, bólów i innych rozpaczy. Wyruszyliśmy do tego szpitala. Nie dziw się mojemu słownictwu, bo wyraz 'wyprawa' serio jest tu bardzo adekwatny. Na najbliższe pogotowie, jedzie się z tego zadupia godzinę, a Ammann zabronił nam pożyczyć samochodu, wezwać taksówki czy też najnormalniej w świecie zadzwonić po karetkę. Podróżować mieliśmy zwyczajnym autobusem ( bo w tym patologicznym kraju komunikacja miejska kursuje między miastami).
Muszę Ci też odrazu wyjaśnić jak tragiczny okazał się skład wysłanej ekipy. Mianowicie byliśmy to ja - (szefuńcio oznajmił mi, odczytując na apelu dzienny przydział pracy, że mam do wyboru to lub wizytę z Dawidem w ulu), Kraft i Hayboeck (z przyczyn oczywistych), Richard, Wankozaur, Pieszczoszek, Sevi oraz wypełniona pożywnymi kiełkami lodówka Seviego.
Problemy zaczęły się niemal natychmiast. Gdy tylko zamknęły się drzwi Andreas Starszy się poryczał. Początkowo naiwnie myślałem, iż to jedynie ciąg dalszy rozterek miłosnych. Jednak niestety. Byłem w dużym błędzie
- Życie jest takie kruche - zaczął rozpaczliwym tonem - okrutne, nikczemne. Daje a zaraz odbiera...
- Ale Ty jesteś ciężko chory? - zaniepokoił się smarkający Welliś.
- Zaparzyć Ci ziółka tybetańskie? - Freund zamiast dociekać co gryzie wnętrze jego kumpla, błyskawicznie wyjął z plecaka swój przenośny czajniczek - cholera, ma ktoś jakiś kontakt? Przewodzący prąd - uzupełnił, gdy jego pytanie nie napotkało nawet najmniejszego odzewu.
-... I ja po tych rozważaniach poczułem straszliwą tęsknotę za Diethartem.

Zapadło milczenie.

- Przecież widziałeś go rano - blondyn odczuł, że jego magiczny ekwipunek niestety się nie przyda.
- Rano. A co jak podczas naszej nieobecności zgłosi się do udziału w tej samobójczej misji na Marsa? I nawet nie zdążymy powiedzieć mu 'żegnaj'. My go chłopaki kompletnie nie szanujemy, tylko sobie drwimy, jaja robimy... Poniewieramy jego świnkami.

Widocznie momenty zadumy miały stanowić stałe elementy tego dnia.

Lecz nie myśl sobie Maggy naiwnie, iż on skończył na tym wyznaniu.
- Ogółem ostatnio mam takie chwile, że chciałbym wstąpić do klasztoru.
- Andi, wszystko się ułoży - Hayboeck poklepał wariata po ramieniu (nie umiem ocenić czy zrobił to z litości, czy po to aby dotknąć czegoś żywego, czym nie był Kraft).

Tak czy owak zaczynałem wątpić z kim my na ten ostry dyżur jedziemy. I z jakiej przyczyny.

- Ale tak właściwie też rozważałem taką opcję - mruknął Sevi, na którego cholernie liczyłem w kwestii uspokojenia wielkoluda. Tymczasem idiota jeszcze bardziej go nakręcił.
- A ja nie - podzielił się z nami tym szokującym stwierdzeniem Rysiu.
- Patrz Wank - wielbiciel natury zignorował natrętny przerywnik Kudłacza - ty, ja, ogródek warzywny, medytacje, joga, pisanie ksiąg, poważne śpiewy. No! Wizja idealna.
- Możecie też wziąć Stefana - Michi przybrał minę błagalną.
- Nie ma sprawy - zapalił się Freund - ejjj, to już całkiem sporą grupę zebraliśmy, trzy osoby w pięć minut.
- No, ja bym mógł, ale rodzinę chcę kiedyś tam mieć - Austriaka zabolała mocno świadomość, iż nie dość, że jego przyjaciel wyznaje Simonowi pod przysięgą, że go nie lubi, to jeszcze samowolnie decyduje o jego przyszłości.
- Obiekt zainteresowań zmień - Freitag zrobił się nagle tajemniczo pomocny - a skoro już jesteśmy przy ciężkich tematach... To męczy mnie zepsucie naszego świata.
(Pieszczoch po tych słowach wylał na siebie cały, skradziony ze spiżarni szwajcarskiego króla, gar gołąbków.)

Serio przeszedłem do zastanawiania się co w tym autobusie rozpylone było...

- Rysieniek - Andreas zaczął ostrożnie dobierać słowa - a co Ty masz na myśli tak konkretniej?
-  Zwyczajnie by miło było wyłączyć komórkę na pięć minut. I nie posiadać potem skrzynki odbiorczej rozsadzonej przez setki propozycji, ofert i prywatnych zaproszeń.
- Mnie kiedyś zaprosili na targi odkurzaczy - próbował okazać zrozumienie Wanki.
Właściciel dołeczków przybrał minkę o nazwie "spędzam życie wśród debili".
- Boże! Wy nigdy nie pojmiecie czym jest przesadne, cudowne powodzenie. Ile ono pracy wymaga. I wysiłku codziennego. A ja bym raz chciał umówić się z panienką, dopiero gdy jej poprzedniczka po ludzku...
- ...się ubierze? - dokończył Kraft.
- On serio zbyt wiele czasu pod tymi łóżkami spędził - wyraził swoje zniesmaczenie Sevi.
- Ejjj. A czemu wszyscy z góry założyli, iż to ja mam być pod?

Mimo olbrzymich i dobrych chęci niemieckie stwory nie zdążyły mu wyjaśnić tego (wyjątkowo zgodnego) poglądu skocznej braci, bo w pojeździe rozległ się charakterystyczny komunikat zapowiadający kontrolę biletów. A facet z czytnikiem (ciekawe dlaczego?) podszedł prosto do nas.
Więc ja najnormalniej w świecie wyjąłem karteczki (swoją plus Andreaska - żeby mi Simi dupy nie truł to wydałem te kilka centów na drobinkę) i mogło być normalnie. Ale skądże! Byliśmy oczywiście jedynymi członkami grupy, których przejazd został opłacony.
Więc nieszczęsny kanar momencik pogapił się litościwie na Austriaków (bo do kalek fizycznych to trzeba na zachodzie mieć stosunek humantarny), spytał czy nie potrzeba im pomocy, po czym przeniósł wzrok na sławną trójcę.
- Yyyy -dinozaur poczuł się wywołany do odpowiedzi - Wellinger odsuń się od tej tablicy informacyjnej, bo muszę sprawdzić co mnie upoważnia do bycia tutaj za darmo! Ooo, już wiem. Jestem przesiedleńcem. Na dodatek pochodzącym z rodziny wielodzietnej.
- A ja honorowym dawcą - uzupełnił Richard - więc trochę szacunku.
- Eeee - Wanki mocno się skrzywił - honorowym dawcą to on serio jest. Ale raczej nie krwi.
- Tylko czemu honorowym? - dociekało maleństwo.
- Bo takim hojnym. A to na tą samą literę...
- Tylko tu pisze, że aż piętnaście litrów płynu ustrojowego trzeba oddać, żeby się liczyło - Pieszczoszek postanowił pochwalić się świeżo nabytą umiejętnością czytania - a tego się nie da przecież...
- Zatkaj się już - Freund musiał wystawić łeb przez okno, aby opanować odruch wymiotny - byłby ktoś uprzejmy podać mi moje sole trzeźwiące?
Kolejny raz jego problemem zainteresowana okazała się co najwyżej siedząca na poręczy osa.
- To jest ogółem skandal - bulwersował się tymczasem Playboy Naczelny Skoków Narciarskich - powinni mi serdecznie podziękować, że w ogóle zaszczyciłem tą maszynę swoją obecnością. I po dłoniach wycałować. A Ci meneli z pod budki na mnie nasyłają.
- Albo panowie obaj pokażą mi zaraz dokumenty - gość nie potrafił dłużej zachowywać się kulturalnie, ( na boku oni chyba robią konkurs na najbardziej cierpliwy zawód, sprawdzając wszystkich ludzi po kolei) - albo wysiadamy i wzywamy policję. Ja poczekam  na decyzję.
-  Może być Welliśkowy dyplom ukończenia przedszkola? Czy Książeczka Zdrowia Krafta lepsza? Bo inne dokumenty to Simi skonfiskował...

Tym oto sposobem pięć minut później oburzony Rysiu i zasmarkany Wank machali nam łapkami z przystanku. Inaczej mówiąc nie rozkleiliśmy jeszcze poprzedniego problemu, a już musieliśmy borykać się z następnym.
Najśmieszniejsze było jednak to, że nikt nie zwrócił uwagi na Freunda, który też podróżował na gapę. Może Ci wielcy poeci czy tam filozofowie, serio mają w życiu łatwiej? Albo to zasługa tych nowiutkich ziółek z Malezji.

- To jest Szwajcaria - stwierdził ponuro Welli.
- Naprawdę? Myślałem, że Papua Nowa Gwinea, Andi. Dzięki za info.
- Stul pysk! - Maleństwo pomyślało widać, iż skoro jego mentorzy życiowi dochodzą nagle do jakiś chorych wniosków to ono może sobie poprzeklinać w sposób, który nie przystoi cnotliwemu chłopcu - Tu za takie rzeczy, to się do aresztu ludzie idzie. Będziemy posiadaczami kumpli więźniów. Palących fajkę jak na filmach.
- Oj tam, najwyżej im zaserwują pijawki - uspokoił go Sev - takie przyjemne, czarne, wżerające się w skórę pierścienice. Mówię wam, cudowna sprawa przyłożyć sobie z dwadzieścia do pleców. Niebo, może niekoniecznie w gębie. Gdyby któryś z was chciał spróbować to mam kartę stałego klienta w takim punkcie...
- Ale co to daje?
- Zmniejsza ukrwienie. Więc to by było wybawienie dla Freitaga. Patrzcie, gdyby debil tak przed chwilą nie pieprzył...
- Yyyy? - zdziwił się Pieszczoszek - przecież tylko stał i się kłócił. Ja tu cały czas byłem
- Litości osesku. Pieprzył językiem, w sensie mową, w sensie gadał bzdury. A Ty już trzeci raz w przeciągu godziny dochodzisz do nieprzyzwoitego wniosku. Mam to powiedzieć Simonowi?
- Nie, proszę - drobinka uwiesiła się na oknie, zrzucając wiszącą nad nią gaśnicę - będę grzeczny. Będę sobie kolorował rysunki Smerfów. Pozbieram te gołąbki i dam Ci je co do listka kapusty.
- No nie wiem, nie wiem...
- Błagam! Pozwolę Ci poćwiczyć na mnie regulacje brwi.
Targ został dobity. Blondyn wyjął swoją wyrywarkę oraz hennę w płynie i w (podejrzanie szybko) opustoszałym autobusie zapadła cisza.

Smutno zrobiło się dopiero, gdy pojazd stanął. Na wiosze gorszej i puściejszej niż ta Simiego. Bo kierowca beszczelnie nie poinformował nas, że miasto, w którym był szpital przejechaliśmy dawno temu.
Chcieliśmy do kogoś zadzwonić, ale dało się złapać zasięgu. Próbuję ustalić czy to przez fakt, że jesteśmy na zadupiu absolutnym, czy przez Freunda, który zaofiarował się przechować wszystkim telefony i włożył je do zamrażarki. A potem wylał na nie butelkę lodowatej wody ( żeby się ogrzały).

Mówię Ci Maggy, jak najszczerszy przyjaciel. Nie podróżuj komunikacją publiczną z bandą debili. Prywatną lepiej też nie.

Teraz jest już noc. Nic nie kursuje, więc znaleźliśmy nocleg na okolicznej fermie strusi. Jedyna dobra wiadomość to ta, iż dalej nie wiemy co dzieje się z Wankiem i Richardem.
Kocham Cię Siostrzyczko;)

Może się spotkamy. Może wrócę kiedyś do Polski.

PS. Ale w sumie to pomysł Ammanna z pszczołami jest genialny. Przecież one gryzą^^ I mają żądła♡ Simi jednak rządzi.
PS2. Sevi właśnie próbuje własnoręcznie odkleić Krafta od Hayboecka, bo chce go już do tego klasztoru, na medytacje zabrać. (Próbuje - to znaczy polewa herbatką z melisy.)
A Pieszczoch dosiada jedno z tych łysych ptaszysk. Nie zamierzam mu niszczyć zabawy. Pogotowie tak czy siak jest jutro w planie dnia.
PS3. Pij sobie w Morskim Oku ile dasz radę. Różnicę odczujesz nawet gdybyś była ślepa, głucha, niewidoma i pozbawiona zmysłu powonienia. Także spoko.
Buziaczki.

                                                     _____________________________

Chciałam zrobić dopisek "nie czytać przy IQ wyższym niż 0", ale chyba powinnam to zrobić u góry. I trudno, pomyślałam sobie, że nie wiem czy się jeszcze do Cyrku przed maturą dorwę, bo nawet jak znajdę czas to raczej na coś smutnego, więc niech ta przykrótkawa beznadzieja będzie. :P
Buźki♡

wtorek, 7 lipca 2015

Dzień 8. Scena sądu.

Ty tam patyku.
Ejjj, czy Ty chcesz się mnie pozbyć i zniweczyć plan mojej wizyty w Zako? No, nie licz nawet. Pamiętaj jestem twoim doradcą kryzysowym, zatwierdzonym przez samego Ammanna, jako dobro nadrzędne. Ładnie mówiąc sprzątam Ci życie,  mniej ładnie ratuję dupę, przed tym calutkim tłuczkiem. ( Powinnam to zmazać, bo jeszcze podsunę Simiemu pomysł stosowania kar cielesnych. Ale nie zmażę, żebyś mnie nie miał za poczciwą pannę, której wszystko można powiedzieć). Yyy, wracając.. Należy mnie lubić i przygarnąć pod dach.

A na boku też Cię kocham♥ Plus chcę żebyś mnie nad Morskie Oko zabrał. Taki piękny stamtąd widok, zimna woda, lasy, góry. No kurde, aż się rozmarzyć można. I jeszcze piszą, że to miejsce bardzo kojarzące się ze skokami. W sumie, jeśli mam być szczera to nie umiem was jakoś powiązać z ciszą, spokojem i śpiewem ptaków. Ale może ja się zwyczajnie nie znam.
Dobra, idę do książeczki, czytać o dziwnych rzeczach.
Miliard buziaczków i tysiąc pulchnych serduszek (BEZ ZABARWIENIA LEKKO EROTYCZNEGO)!
Maggy.
PS. Kondolencje dla Wankiego. Kup mu wafle ryżowe. Mi pomogły wyleczyć złamane serce. Do pary z butelką, ale o tym już słuchać nie musicie. On jest duży chłop i poradzi sobie bez tego dodatku.
PS2. Ufam, iż Diethartowi kondolencji składać nie muszę?
                       ~~***~~

Na wszechmogące wkładki Seva i wszystkie smary do nart. Kobieto, Ty nie rozumiesz zwrotu "Morskie Oko"? Toż to nie żadne jeziorko z mułem i glonami. Tylko dyskoteka, gdzieś przy tych całych, śmierdzacych oscypkiem Krupówkach.
I idź tam sobie z Freitagiem, na mnie nie licz. Tylko żeby nie było potem, że Cię nie ostrzegałem. Serio, ja nienawidzę pocieszać innych, którzy smarkają w moje chusteczki, a potem jeszcze nie chcą mi ich oddać czystych. Więc umówimy się.  Żadnego przychodzenia po dziewięciu miesiącach i wycia mi w ramię, że Freund chce być chrzestnym. Albo, że zdecydował się odebrać poród, bo ostatnio zdradza dziwne zainteresowanie medycyną krwawą. Na spółkę z Simim.

Ok, żartuję. Nie masz się czego bać, Ammannek przecież czuwa. Jak ktokolwiek, kto wie co do czego służy (czytaj: nie jest Wellim), zamyka się w byle pustym miejscu z kobietą, zaraz przyłazi i zarządza kontrolę jak to mówi stadium podniecenia przedmałżeńskiego. A potem zadowolony pieprzy do przeklętego świtu o składce na prezent dla Marinusa Krausa z okazji szesnastej rocznicy utraty pierwszego zęba mlecznego. Rozwalony pomiędzy parką, ma się rozumieć.
Podsumowując, chyba ostatnia aferka z Wankim, Fettnerem i Julią mu nie wystarczy i pragnie, aby więcej skoczków wstąpiło w związki sakramentalne. Bo kurde, on nie wie, że każdy facet ma emocje do rozładowania?

Taka pewna jego względów dla siebie jesteś? To podam Ci numer i spróbuj go jakoś przebłagać w tej sprawie. No, brać skoczkowska postawi Ci pomnik. Nawet na progu może być, będziemy się z Ciebie wybijać. Albo nazwiemy twoim imieniem ten średni obiekt w Zako, bo chyba nie ma patrona (nawiasem mówiąc niedawno przegnił, ale co z tego). Także wiesz...

Ogłoszenia parafialne załatwione?  To jak tak, to muszę na dłuższy moment wrócić do powyższej aferki. Bo wybuchły takie komplikacje, że jest do czego.

Kurde, jakby mnie ktoś zamknął w wieży to bym sobie spokojnie usiadł, umył zęby, przeklął w myślach trzydzieści razy Kubackiego i tego od dup, po czym poczekał na ratunek. Ale nie, skądże. Okazuje się, że ta nieszczęsna ryjówka, czyli Kraft ma klaustrofobię i niczym Welliś boi się wszystkiego co małe, wąskie i mroczne. Półki było jasno jeszcze sobie jakoś radził. Szlochał, tulił się do Hayboecka (bardziej niż zazwyczaj) i słuchał bajeczki o żabie, którą ktoś przemienił w Prevca. Czeka biedna od lat na ratujący ją pocałunek prawdziwej miłości. (Kurde, jeżeli to prawda, to niech się znajdzie jakiś śmiałek i odda jej te piękne w powyższym porównaniu obślizgłe, płazie kształty!).
Gorzej gdy zrobiło się ciemno. Pokraka zaczęła krzyczeć, miotać się po omacku, a potem wysmarowała się cała jakąś białą tubką, znalezioną wśród gruzów. Pech chciał, iż ta tubka to był bardzo mocny klej. I chłopaczek przymocował sobie dłoń do karku Michaela.

Na domiar złego po przyjeździe straży pożarnej, nasz kochany Pieszczoszek przestraszył się, że wleci za współudział i wyznał całą prawdę Ammannowi. Simi wściekł się jak nigdy. Stwierdził, że jesteśmy barbarzyńcami demolującymi jego domowe ognisko. I że nie zgadza się na żadną wizytę w szpitalu (tudzież inne metody rozklejenia), zanim sprawy wojny austriacko-niemieckiej nie zbada trybunał najwyższy, którego będzie przewodniczącym i jedynym członkiem. Przerobił więc natychmiast swój salon na aulę sądową.

Wszystkich by to może i śmieszyło. Gdyby nie fakt, że powołał specjalną służbę porządkową w postaci Czechów ubranych w fartuszki ķuchenne.
Było się czego bać Maggy, serio było.

-W imieniu Simona Ammanna, kraju Simona Ammanna oraz wszystkich jego gmin, województw i powiatów rozpoczynam obrady- tłuczek piętnaście razy uderzył w kanapę- oddaję głos stronie poszkodowanej, aby przedstawiła swoje żądania. Przypominam, iż za składanie fałszywych zeznań grozi karne przeniesienie do reprezentacji Bułgarii. Aha. I zakaz obecności na otwarciu mojego ogrodu. A teraz zamieniam się w słuch.
-Ja chcę natychmiast...- zaczął Hayboeck.
-Do Simona Ammanna zwracamy się na stojąco!
-Jak mam cholera stać,  jak ten przylepiony klocek na mnie siedzi.
-To go połóż na stole. Strażo więzienna, przepraszam bardzo - pokazał ręką na Czechów,  konfiskujących właśnie żetony skoczkom, którzy na trybunach, zaczęli z nudy grać w pchełki - za co ja wam płacę? Proszę natychmiast pomóc świadkowi, tu się liczy czas!
Pan kontynuuje...
- Yyyy, sorki - wtrącił się nagle, niemający kompletnie nic do sprawy Kofler- czy zanim ktoś ich rozdzieli, to ja sobie mogę z nimi zrobić selfie?
- Słucham? - prokurator najwyższy poderwał się z miejsca, wyrażając atrybutem swoje oburzenie.
- Noo bliźniaczki syjamskie są w modzie. Uatrakcyjnię sobie profil na Facebooku.
- Żeby własny rodak...- blondyn był bliski płaczu - budował sobie pozycję na moim cierpieniu.
- Kurde - pochłaniacz wafelków zrozumiał, iż ta uwaga ugodziła w najczulsze punkty młodszego kolegi - wybacz Michi, to wszystko przez desperację. Wiesz, że już fanpage kręgosłupa szyjnego Toma Hilde zbiera więcej polubień niż ja?
-Co, co, co? - z widowni powstał z kolei Norweg - ja całe życie dbam o włosy, myślę że są najpiękniejszym elementem mojej pokornej osoby, a tu proszę. Kobiety kochają mą skromną szyję. Boziu, muszę podziękować mamusi.
-Co ma do tego twoja otyła mamusia? - spytał  Rune Velta.
- Jaka? Sadzała mnie na sanki jak miałem trzy latka. I siłą wiozła na tą gimnastykę korekcyjną. Więc szacunku trochę byś miał ty chudy, zarozumiały tyłku!
- Cisza! - Simon (aby być widocznym) podłożył sobie pod siedzenie kolejną poduszkę - nie będzie żadnych zdjęć!
- A moja umierająca sława?
- Luzik - Tom był tak szczęśliwym człowiekiem, iż chciał dzielić się swą radością z całym światem - strzelisz sobie fotkę ze mną. Ty masz świeżo wybielone zęby, ja boski kręgosłup, będzie z nas taki lep na baby, że Freitag wejdzie pod stół. Umowa stoi?- przybili sobie żółwika na zgodę.
- Koniec! Sąd Najwyższy nie trudzi się w tym upale, aby słuchać wyznań dotyczących waszej umierającej drobiny męskości. Opuścicie tą salę, oboje. Pozostaje pytanie, czy zrobicie to sami czy w eskorcie mojej prywatnej milicji?
- Już idziemy - Hildziak błyskawicznie ostudził emocje, ciągnąc sojusznika za sobą, gdy zorientował się, iż w ich stronę ruszył Jan Matura, uzbrojony w kółko do krojenia pizzy.

Trzasnęły drzwi i zapadła cisza.

- Proszę panów, to właśnie był dobry przykład złego przykładu. Ufam, że ostatni na dziś. Możemy wrócić do zeznań.
- Wszystko ogarniam - Austriak starał się zachować spokój - mój kolega z kadry zwinął kobietę Niemcowi, czy tam Niemiec mojemu koledze. Lojalne to to może i nie było, zgoda. Ale z jakiej racji ja jestem zmuszony spędzać każdą chwilę w towarzystwie tego... tego - sciszył dyplomatycznie głos - bądźmy szczerzy, głupka.
- Twierdziłeś, że jesteśmy przyjaciółmi...
- Co nie znaczy, że marzy mi się chodzenie z Tobą pod prysznic.
- Kurde, fakt - mruknął Richie - nasz plan się troszeczkę wyrwał spod kontroli.
- Miło, że to zauważasz.
- Nooo - chłopak podrapał się po kształtnym dołeczku w policzku - chcieliśmy was tylko zagłodzić, poturbować, czy tam uprowadzić kilka kilo wieprzowiny. Ale to... No ja bym umarł. Wyobraźcie sobie, tak przykładowo... Ty, seksowna kobieta w zmysłowej bieliźnie, sypialnia na poddaszu, egzotyczne owoce na pościeli i co...? I Kraft?
- Rozpieprzyłeś mi życie, a teraz jeszcze dowalasz.
- Ale to żaden problem - wtrącił sędzia najwyższy - zrobi się dziurę w łóżku i nasz drogi Stefan, będzie sobie cicho leżał pod materacem. Ale oczywiście, najpierw dostanę akt ślubu do ręki. Nie muszę dodawać?
- Ja jestem uczciwym przyjacielem - oburzył się brunet - nie trzeba mnie nigdzie chować, zwyczajnie zamknę oczy, jak Michi mnie o to poprosi. I przysięgam na placek ze śliwkami mojej matki, że nie będę podglądał.
- Zawsze można wziąć laskę na litość - Freitag w międzyczasie, zamiast rozważać ostatni wątek, starał się uciszyć sumienie - powiesz jej coś w stylu 'kochanie wyrosła mi na karku taka drobna brodawka w kształcie małego szczurka, cierpię męki, pali mnie, piecze'.
- Nazwałeś mnie Turkiem? - pogoda ducha Krafcika błyskawiczne wyparowała.
- Mały barbarzyńca z ósmego wieku mógłby pasować - wtrącił filozoficznie Sevi.
- Czy ja serio wyglądam na poganina?
...

- Wystarczy - podsumował Simon - zobaczyliśmy juz wystarczająco wiele przejawów okrucieństwa wobec niewinnych ofiar. Niby powinienem teraz dać stronie niemieckiej prawo do obrony. Ale chyba to nie ma najmniejszego sensu...
- A Wanki? - zaprotestował Freund - on nie cierpiał przez tych złodziei? Przecież to jak w '"Romeo i Julii", szczera miłość w szponach tragicznego fatum.
- Ale ja nie jestem Romeo - wtrąciło złamane serduszko - przecież to imię brzmi jak Roman.
- Ejjjjj - blondyn odłożył inhalator w formie spreju, chwytając pióro w rękę - dobre. "Romanie Koudelko, czemuś Ty jest Romanem Koudelką, wyrzeknij się wywieszonego jęzora i odrzuć nazwisko. Albo powiedz tylko, że mnie kochasz a ja zacznę chodzić z otwartą gębą i ślinić wszystko dookoła". Taka moja autorska interpretacja...
- Ja tu jestem - warknął Czech, pokazując swoją broń - blachę do sernika.

Chyba, żadne państwo nie ma tak dobrze wyposażonej armii, jak królestwo Simiego....
Ale mniejsza.

Tłuczek zaczął wykonywać na parapecie bardzo finezyjne figury akrobatyczne.
- Zarządzam postępowanie dowodowe - ryknął jego właściciel - proszę wezwać jedynego niezależnego świadka w sprawie, Dawida Kubackiego. Przedstaw się chłopcze.
-Yyyy, ja Kubacki jestem. Kiedyś się tam urodziłem i chyba... Gdzieś...
- Jesteś spokrewniony z któraś ze stron sporu?
- No skoro mój kolega z pokoju go niańczy, to Welli jest raczej moją pasierbicą?
- 50 franków kary, za brak zwrotu grzecznościowego w odniesieniu do Simona Ammanna! A teraz opowiedz nam, co wiesz w tej sprawie.
- No więc wczoraj Andreas płakał, a potem Richard mnie wyprosił. Plus kazał mi iść precz.
- Słucham? Wyprosił z mojej rezydencji mojego gościa, którego ja chciałem przyjąć w dom i przysposobić do odpowiedzialnego zawodu pszczelarza? Co za jawny przykład gwałtu. Podszył się pode mnie, no zwyczajnie podszył.
- Ta sprawa ma ogółem drugie dno.
- To z chęcią je poznamy.
- No... Bo ja trzy lata temu byłem w toalecie...
- On kłamie! Austriacy mu zapłacili za tą niemającą nic wspólnego z prawdą wypowiedź.
- Yyyy... Wobec takiego zarzutu, sąd zmuszony jest zawiesić rozprawę, do jutra.
- Ale to jest bardzo ciekawa historia - zasmucił się świadek.
Z tym, że najwyższy wymiar sprawiedliwości już wyszedł.

A żeby nikt nie mógł zarzucić mu niedbalstwa, bezpośredni sprawca zbrodni - czyli świnia Dietharta potocznie zwana Aniołkiem - skazany został na trzy dni aresztu i ciężkie roboty przy dekorowaniu ogródka.
Dodam, iż sam Diethart złożył apelację na ręce czeskiej służby porządkowej, w osobie freundowskiego Romea Koudelki.

Śpij dobrze Wariatko♡
TWÓJ KTOŚ
PS. A co mi, pójdę z Tobą do tego Morskiego Oka. Jak już musisz się staczać to przynajmniej będę przy Tobie. Szczęśliwa?

sobota, 4 kwietnia 2015

Dzień 7. Robaki trojańskie

                                                                     



                                                                                   
                                                                        pół roku później


Cześć Skarbie:)
Wiesz, że dziś mija pół roku? Pół roku odkąd Rysiu rzucił się na mnie na rynku monachijskim, a jego pazurki odcisnęły niezmywalny ślad na mojej kurtce. Pół roku odkąd napisałeś mi o świni, która jeszcze żyła, szopie na kształt chlewu i innych zjawiskach paranormalnych typu Welli. I pół roku wreszcie odkąd zamiast szlochać wieczorami w poduszkę gdy coś mi nie pójdzie, uchylam laptopa i przenoszę się w ten dziwny, stuknięty świat, w którym psychoza, patologia i łajdactwo to terminy, od których serducho rośnie. Bo jest ktoś bardziej kochanie nienormalny niż wy?
Także otwieram butelkę dobrego szampana, a tobie radzę zrobić to samo i świętujemy mini rocznicę naszej znajomości. Co prawda Simon zapowiadał tam jakiś letni szlaban na napoje procentowe, ale z takiej okazji mamy chyba dyspensę jego królewskiej mości (brr, nie chciało mi się użyć wielkich liter, pilnuj aby tego nie zobaczył).
Ehh, uczyli mnie zawsze w szkole, aby nie nawiązywać kontaktów przez Internet, a tu popatrz... Ile bym straciła będąc grzecznym dzieciuchem, który słucha na lekcjach.
Aha, jeszcze jedno. Powiedz Sevciowi, że skoro tak chcę dbać o urodę, wygląd i zapach świata to niech nie wrzuca już na Twittera zdjęć mojego Richiego z sianem na głowie. Bo jeszcze ktoś mu nada w sieci pseudonim "niechluj", możesz go przestraszyć tą karalną groźbą.
A serio marzy mi się widok Freitaga uczesanego... Bardzo, bardzo... Na prawdę żadna z tych jego panien nie ma tyle siły, żeby zaciągnąć go do fryzjera?  Buuu... Zresztą nie tylko jego...

Mam pomysł. Umówmy się, że ty to zrobisz. Założysz salon, Freund Ci przecież pomoże. W zamian zadręczę Dawida, gdy tylko nadarzy się okazja. Przysięgam z rączką na piersi, zrobię wszystko co tylko wymyśli twój nikczemny móżdżek. Nawet zamknę go z Ammannem w paczce, zaknebluje papierem toaletowym i wyślę do Chin. Żal mi trochę skromnych, chińskich pracowników poczty będzie, ale cóż począć, mniejsze zło...
Hiszpanki są okrutne. Gorąca krew.

Twoja, z lekka już podpita Mag.
PS. Stuprocentowa (jak wódka dla świni) decyzja. Przyjeżdżam w zimie do Zako. Mogę u Ciebie spać?

                                                      ~~***~~


Boję się Ciebie Kretynko,
ale mam nadzieję, że krew już ostygła bo nie marzy mi się żebyś pękła i żebym nie miał komu jęczeć. A w ogóle musimy uważać na te "skarby" i "buziaczki". No kobieto, wiesz ilu tu jest debili do kwadratu, czyhających tylko, aby się dorwać do cudzego laptopa czy komórki? I jeszcze mnie wezmą za trzęsącą się galaretę na wietrze, która płacze na wszelki ból tego świata. Albo pomyślą, że mam coś do Ciebie, broń Boże, w sensie o zabarwieniu lekko erotycznym. Więc Maggiś, dyskrecja totalna jest wpisana w umowę. Co nie zmienia faktu, że na spotkanie na Krokwi czekam z niecierpliwością.

Do rzeczy, znowu cierpię katusze. I to wielkie. No bo Simon wpadł na plan genialny. Mianowicie stwierdził, że mamy teraz wolne, od LGP przerwa, a on jako wielce dbający o każdą poddaną mu jednostkę wódz, nie może pozwolić nam się puszczać i upijać. Zarządził więc, iż wszyscy przyjeżdżają na dwa tygodnie do niego. Nie myśl, że do hotelu. Rozbił nam obozowisko z namiotami, obiady gotowane na ogniu, czyli istny obóz przetrwania. W dodatku, rozpisał dyżury pracy w jego ogrodzie. Codziennie kilka godzin kopania dołków i wsadzania nasionek. Bo wiesz, idea jest aby na wiosnę zakwitł mu piękny, idealnie kształtny klomb w kształcie tłuczka do mięsa. Na prawdę ciężko uwierzyć, iż potrafi być radosny, ale istnie piszczy jak Słoweniec do pleśni na suficie, gdy o tym mówi.

Yyyy... No więc siedziałem dziś na werandzie, piłem ukradkiem piwo i patrzyłem na Dawida podlewającego irysa. Co się dziwisz? Muszę się wreszcie od tych rodziców wyprowadzić, więc czas zarobić na życie. A myślę, że za taką obserwację, jakiś ośrodek leczenia ciężkich schorzeń umysłowych odpali mi sporą stertę grosza. Ewentualnie cenę mogą podbić pasjonaci małp. Mnie tam obojętne, kto da więcej ten lepszy...
Ok, ale chyba nie zrobisz wielkich oczu, jak Ci powiem, że przyszli Niemcy. Dużo Niemców. A w samym centrum wywołanego przez nich trzęsienia ziemi, stał zasmarkany Wank. Serio zasmarkany, do porównania tylko z Welliśkiem, któremu nikt nie chce odgrzać kaszki bananowej. Albo ewentualnie z Sevciem, jak go w Kuopio ciężarówka ochlapała błotem.
Nie mogłem tego stanu ogarnąć totalnie. Tych zwiniętych dinozaurowych łap, łez w wielkich zmutowanych ślepiach i całokształtu. Więc rzucając w Kubackiego tą puszką od piwa ( w celu rozluźnienia atmosfery) spytałem co się stało.
-Julia wychodzi za mąż- wytłumaczył Freund. (Jasna cholera, oni to są psychiczni, od dwóch lat czekają na ślub, wykłócają się czy na przystawkę weselną podać brokuł czy kalafior, a teraz ryk bo wszystko dojdzie do skutku)
-To chyba dobrze?- wydukałem. (Badanie szympansów jest znacznie przyjemniejsze. I cichsze.)
-No ale rzecz w tym, że nie za Andreasa.

Dobra, zaczynało się robić śmiesznie. Prace przy grządkach błyskawicznie ustały, a na widowisko zbiegły calutkie tłumy skoczków pospolitych.
-Jula jest z Fettnerem- wybuczał Wanki.

I wyszło szydło z worka. Okazało się, że spotkali się w Wiśle na LGP, kilka mrugnięć oczami, z tuzin cmoknięć w policzek i jakby ktoś ich klejem skleił. (Takim dobrym, nie tym fioletowym, którym kiedyś chłopcy przymocowali Pieszczoszka do ściany, żeby nie szedł z nimi na miasto. A on i tak wylazł, jedynie z paroma sztukami wieszaków na plecach). Widziałaś kiedyś coś takiego (miłość nie wieszak)? Zakochali się w sobie szybciej niż Rune Velta zeżarł wczoraj tulipany spod werandy, gdy nikt nie chciał podzielić się z nim konserwą wołową.

Boziu... Maggy, a jak mi stanie się kiedyś coś tak złego? I będę dzień w dzień zapominał o świecie, sławie, medalu w Falun bo jakaś kobieta się uśmiechnie, ubierze sukienkę albo nie wiem ugotuje kalmary w pieczarkach?
Masz coś wspólnego z biologią, nie? Wynajdź lek, zanim przejdzie na mnie ta zaraza. Za to wezmę Rysia do fryzjera. Targ dobity?

Ale skupiam się na faktach, jak już Ci pisałem dziewczyna jest najuczciwsza w świecie, więc gdy tylko błyskotka zalśniła jej na palcu, to Wankiego przeprosiła, biegnąc ku szczęściu.
Brać narciarską po jej decyzji ogarnął jednak szok
-Co teraz będzie?- spytał ktoś z tłumu.
-Dobrze będzie - wypiszczał przez nikogo niepoproszony o zabranie głosu niemowlak- stworzymy klub Andreasów Singli Forever. I nikt nam nie podrze sweterka, nie odgryzie podbródka, ani nie napisze donosu do Ammanna. Co nie Wanki?
-Zamknij się niemowlaku - odpyskował Richie - my Niemcy nie możemy się im dać. Tak się rozzuchwalą, iż następnym krokiem będzie zwinięcie mi korony dla najpiękniejszego skoczka świata. Trzeba uratować mężnie rzeczywistość przed przetasowaniem wartości i zagładą austriacką.
-Czyli...?- wszyscy pragnęli usłyszeć wyjaśnienie, jednak spokój ponownie zakłócił Kubacki. Podbiegł radosny do pokruszonej duszyczki i przypiął jej do uszu takie klamerki do przytrzymywania prania.
Złamane serducho rozpłakało się jeszcze bardziej.
-Jak możesz psychopato?- Sevik pokręcił głową- chłopak cierpi, a ty go uciszasz wyrywając mu małżowiny.
Dawid otworzył usta zamierając w pozycji "Na Koudelkę"
-Ja... Ja... Ja, robię mu tunela- wytłumaczył - niech się dopasuje do gustu wybranki. Potem jeszcze tylko tatuaże z pasteli, o czym wspominając powiem, że bardzo piękne maluję gumowe kaczuszki, a ostatnio nauczyłem się nawet gotowaną szynkę tworzyć. Więc zadbam o niego i co przy takich cudach Fettner i jego śnieżynki na dłoniach?
-Do garażu- zadecydował autorytarnie Freitag- matko, serio część naszych debilnych rodaków twierdzi, iż najgorszym co może uczynić Ci Polak jest kradzież samochodu? Panowie, zrobimy wojnę trojańską.
Połowa zgromadzonych nie zrozumiała o czym mowa.
-No, zwinęli debile cudzą żonę, wywieźli gdzieś tam do Turcji bo im jakaś elfica kazała...
-Nie elfica- Freund jako człek wielce oczytany musiał zaprotestować - tylko bogini grecka. A w ogóle to było przez jabłko, które jakaś zła moc perfidnie jej podarowała.
-Boże!- Welli uderzył się z całej siły w głowę ręcznikiem papierowym- czy ja nawet nieświadomie muszę krzywdzić innych? Wanki tak strasznie Cię przepraszam, wybacz mi tą nikczemność.
-Ty? Ty miałeś z tym coś wspólnego?
-No bo ja sobie skuczałem pod skocznią jedząc ten właśnie owoc w Hinterzarten, a akurat przechodził ten nieszczęsny Manuel z Koflerem.
-Ble Kofler- skomentował z obrzydzeniem wielbiciel kosmetyków.
-Zatkaj się bo zabiorę korek od wanny!
-I spytałem ich, czy by nie chcieli mi wyrzucić ogryzka do śmieci, a on wziął ten ogryzek. Ale ja nie wiedziałem, że go tym skuszę do polowania na Julkę.
-Ty zdrajco - zażartował Richie- wydziedziczamy Cię. Nie jesteś już członkiem reprezentacji. Idź precz.

Maleństwo było tak zdesperowane, iż postanowiło ujawnić swój ukryty w głębi duszy talent wokalny
-Nikt nic do mnie już nie czujeeee,
i mnie nie tuli i nie całujeeee,
więc drobny Welliś bardzo płacze,
i idzie mieszkać na śmietnikuuuu"
(Nie znalazł się ani jeden odważny krytyk, zdecydowany na komentarz powyższego, wielkiego hitu.)

-Ejej- odezwał się tymczasem muł numer jeden schowany za dorożką zaprzęgową Simona- chłopcy zniknę wam z oczu na wieki, wraz z moimi instrumentami, ale skończcie mi o tej Troi.
-O czym tu gadać, zbudowali cudownego konia, wpuścili go do miasta i wygrali. A dziewczyna wróciła do tego mężusia. Prościutko. Więc bierzemy im pomysł, tylko nam to zajmie znacznie mniej niż dziesięć lat.
-A ja uważam - mruknął Pieszczoch - że trzeba to załatwić dyplomatycznie. Iść spokojnie do Ammanna i zgłosić cały konflikt. Więcej wiary w naszych polityków, ludzie.
(Żebyś tylko sobie nie pomyślała, iż Okruszek "zmądrzał" przez te trzy sekundy. Po prostu po jego ostatnich wyczynach Wielki Wódz zarządził, iż jeśli weźmie udział w jeszcze jednym spisku to wysyła go na miesięczny całodobowy kurs robót tkackich. I nie będzie zmiłuj.)
-Hmmm- Freitag miłuje szczerze hańbienie bliskich przyjaciół w szefowych oczach - świetny plan. Zobaczymy ile warta jest cała jego osoba.
-Tylko ja z wami nie idę - uzupełnił pomysłodawca - muszę wprowadzić w życie inny plan pomocy Wankowi. na wszelki wypadek.

Anduś zwiał więc, a cała grupa przemieściła szanowne zadki pod okno pałacu prezydenckiego ( stolica Wyższej Pozafisowskiej Rady Skoczków Niegłupich została przeniesiona na zadupie szwajcarskie). Sam Simi ukazał nam się stojący na desce do sera, ubrany w firankę i ćwiczący mowę na otwarcie ogrodu (To znaczy, w woli ścisłości w kółko ryczał "jam Simonem Ammannem, a oto ma kraina mlekiem i miodem płynąca). Dopiero po jakimś kwadransie zauważył wielkoluda, Ryśka i Severina w drzwiach.
-Z samego rana Wy - jęknął spektakularnie.
-Jest szósta wieczorem...
-Cicho! Ja zarządziłem właśnie nastanie poranka! Coś jeszcze? Przyszliście wreszcie wyznać mi swoje, kaleczące serca winy z okresu ostatniej olimpiady?
-Myśmy przyszli zgłosić kradzież - przesylabizował wolno przeciwnik salonów fryzjerskich, który w dalszym ciągu bawił się genialnie.
-Kradzież? Kradzież, kradzież, czym takim ona jest? Na mój tłuczek, znowu? Toż to jakaś plaga. Cały czas giną ludziom spinki do włosów, wczoraj przyłapałem za drzewkiem pomarańczowym Norwegów uciekających wraz z poduszką ortopedyczną Jerneja Damjana... Co teraz? Nożyczki do wycinanie włosów z nosa?
-Nie... Bo w ogóle Wellinger...
-Uprowadzony? Wydaję przyjęcie, jeden małoletni, nieprzyjemny prostak mniej...
-Nie nie - wytłumaczył Freund ( sprawdzając jednocześnie w kieszeni, czy słowa na temat powyższych nożyczek nie były czasem prorocze)- młody w zasadzie nic nie zrobił, to Fettner.
-On? Zaraz? Przecież to uczciwy człowiek, jedyną winą jaką mu dotychczas przypisałem jest tatuaż na lewym biodrze? Jaki przedmiot sobie przywłaszczył?
-Żaden przedmiot. Narzeczoną Wanka, oświadczył się jej!
- Bogu dzięki! Co za ulga, wyrwał przedstawicielkę płci pięknej ze szwabskiej, bezdusznej niewoli. Jaki dobry, prawy obywatel. Nakażę chyba wyryć jego imię złotymi literami w Księdze Dobrych Uczynków Simona Ammanna. Niech tam, wybaczę mu nawet tunel w prawym uchu, bo z lewym będzie już trudniej.
Dinozaur ponownie popłakał się jak dziecko.
-Nie wellingeryzuj już tak! Siadaj a ja Ci wszystko wytłumaczę. Myślisz, że nie cierpiała przy tobie? Przy obdarciuchu, który nie zna daty narodzin mojej osoby? Pomyśl, siedziała pewnie we łzach pod obiektem, bolejąc nad tym w jakim świecie zdecydowała się współistnieć, a nagle zjawił się on. I założę, że jeszcze jej opowiedział o małym fioletowym pasku na mojej ulubionej skarpecie wełnianej. Albo zaśpiewał Balladę Do Dnia Zakupu Tłuczka. Z pewnością tak było. I kogo ona miała wybrać?
-Yyyy- mruknął Richard - ja bym nie miał wątpliwości...
-Właśnie - Simon zdecydował się nie dać Niemcowi szansy na dokończenie wypowiedzi - jutro wieczorem wydam im przyjęcie zaręczynowe, odwołam warsztaty kształcenia zawodowego, które miałem przeprowadzić. A nawet zdecyduję się zaśpiewać podczas ceremonii zaślubin. Tylko gdzie oni teraz przebywają?
Wanki przełknął ślinę. Wiadomo kochał Julkę najbardziej na świecie. I nawet jak miała wychodzić za Fettnera, jej wesele nie mogło wyglądać jak pogrzeb świni Dietharta.
-Myślę, że pragną pobyć teraz sami - przełamał gulę w gardle.
-SAMI... To naturalne, dam im możliwość aby byli tylko oni i ja. Nawet mam już dla nich zajęcie na noc poślubną.
-Co???- freitagowe ślepia na charakterystyczne hasło wyskoczyły z orbitali.
-Chyba to logiczne. Seans filmowy, podczas którego ujrzą cudowny, pięciogodzinny, unikalny reportaż "Dzieciństwo Simona Ammanna". Chyba nikt z was nie ma lepszego i bardziej oczywistego pomysłu. A teraz precz, rozpoczynam tworzenie listy gości.
-Gościu - brunet klepnął przyjaciela - chciałeś wsparcia i je znalazłeś. Dziękuj niebiosom, że to nie Ty będziesz panem młodym. Ale co do zemsty, zostaje nam tylko ta Troja.

Przed drzwiami czekał Wellinger. Bardzo dumny, z dwoma świerszczami, w słoiczku po konfiturze.
-Znalazłem - wykrzyknął dumnie - bo ja jestem dzielnym mężczyzną i poniosę pełną odpowiedzialność za ten ogryzek.
-Co znalazłeś?
-Konie trojańskie. Nawet dwa. No nie gapcie się, ciężko było ale przecież konik polny to też rodzaj konia. Wiem, chciałem przynieść morskiego, ale nie moja wina, że zamknęli oceanarium. To są Anduś i Welliś, kochane. One wygrają tą wojnę.
Richard wzniósł ramiona.
- Możesz je sobie ugotować głupku. My poradzimy sobie sami.
-Ale ja się ich boję!
-Mówiłeś, że są przekochane...
-Co nie znaczy, iż nie są straszliwie groźne i jadowite! A jak już mówimy o żarciu, chcę banana, albo kiwi z żurawiną. Napracowałem się, żeby je złapać.
-Bachorze - kudłaty nie mógł przestać - ty jesteś w ciąży?
-Serio? - młody rzucił swoim dobytkiem przerażony - Jezu, poród tak strasznie boli. Richie powiedz, że to żart, ja nie wytrzymam, nie nadaję się na matkę. Zresztą przecież w tym Soczi leżał Simon, a potem byłem grzeczniutki, przysięgam na mój nieżyjący sweterek...
-Wiesz... - serio nie ogarniam tych skłonności sadystycznych - można zajść słyszałem, od kąpieli w basenie. A teraz do rzeczy Panowie...
-Nie - główny zainteresowany zaprotestował - ja nie chcę tak robić, cholera. Wiecie... Gdyby moja dziewczyna odeszła z Prevcem, albo z takim Romanem Koudelką... Walczyłbym, drapał i gryzł. Ale to jest prawdziwa miłość, zdarzająca się raz na sto lat. Jak wkładki Sevika przytulone do siebie mocno w jego jamie ustnej. Właściwe miejsce i właściwy czas.
-Mhhmm... - Freund poczuł się wzruszony tym trafnym porównaniem - czyńmy pokój. Wypijemy z Austriakami na zgodę mój napar z róży południowochińskiej i będzie po bólu.
-Nie!
-Ale co ty mu właściwie chcesz w tej Troi zrobić?
-Od razu jemu półgłówki? Przecież w tej wojnie nie chodziło o jednego, tępego tchórza, tylko o cały naród. Patrzcie na nich - pokazał na Krafta i Hayboecka jedzących bigos przy ognisku, oraz Dietharta tulącego dwie, pulchne świnie. Nastraszymy ich trochę na początek...
-Jak? Bo na razie tylko pieprzysz jak Ammann.
-Yyyy... No weźmy ich do tej strasznej, walącej się wieży na obrzeżach wiochy, a potem się wymyśli.
I przeszedł do realizacji nikczemnych zamiarów.

-Hej, hej chłopcy- podszedł bliżej machając łapami - czy w ramach koleżeńskiej przechadzki nie poszlibyście z nami na spacerek. Wiecie... My, narody germańskie powinniśmy żyć w zjednoczeniu, przeciw nikczemnikom typu Norwedzy.
-Pójdziemy... Ale nie zjesz kiełbasy?- wydukał zagłodzony brunet, zakrywając gar drobnymi paluszkami.
-Prosiaczki nie idą- zawyrokował w tym samym momencie Thomas - są padnięte.
-Oj - Niemiec udał troskę - jakie słodkie. Mógłbym, którąś pogłaskać po ryju?
-Serio? Jak miło wreszcie znaleźć bratnią duszę na tej bezdusznej planecie. Aniołku, nadstaw pyszczek wujkowi Richardowi.
-Wiesz- okrutnik nadal grał - w takiej wieży kilometr stąd, chowam przed Simonem trochę ziemniaków. Może starczy, aby te biedactwa napełniły żołądki.
Na wieść o kartoflu z miejsca ruszyły się nie tylko zwierzęta, ale także Stefan z Michaelem.

Niedoprecyzowany plan przebiegał idealnie. Tłumik szybko opuścił królewską rezydencję, a jedyne problemy sprawiał Welli wlekący się na końcu i jęczący, iż liczył sobie dokładnie i ma już skurcze co cztery minuty.
Niemrawo zrobiło się dopiero pod starą budowlą. Wank i Severin patrzyli pytająco na przyjaciela, Didl obiecywał potomkom talarki, a Ci dwaj solidarnie wygłodniali wbiegli na kamienne schodki szukać łupu.
-Matko - odezwał się blondas - nic tu nie ma, Ammann musiał dowiedzieć się o schowku przed nami. Thomas, ja Cię bardzo lubię, ale my umrzemy w tej Szwajcarii z głodu. Proszę daj choć jedną świnię, sytuacja kryzysowa.
-Co ty rzekłeś? Morderco, bandyto i zboczeńcu. Eeee... I szarańczo!

W jednej chwili wydarzyło się bardzo wiele rzeczy. Wielbiciel ruchomej wieprzowiny zaczął bardzo nieprzyzwoicie kląć. Andi poczuł pot na karku, po czym oznajmił zgromadzonym, że odeszły mu wody. Przejeżdżający polną dróżką motor głośno zawarczał... A przerażony tym wszystkim prosiak natarł na kamienne, uchylone drzwi i je zatrzasnął. Subtelny problem, że z Haybockiem. I Kraftem w środku.
Wybuchła totalna panika. Wielu gapiów narciarskich wyleciało zza drzew aby udzielić pomocy. Na próżno. Nie mieli siły. Wreszcie ktoś zadzwonił pod numer alarmowy.
Tak wrzaskliwego zgłoszenia nie potraktowano jednak poważnie. Na miejsce zamiast profesjonalnych jednostek przybyła jedynie straż miejska.
-Co tu się dzieje? - zaczął funkcjonariusz - proszę o opanowanie szoku i opowiedzenia wszystkiego krok po kroku.
-Dziecko się rodzi - wyjaśnił Pieszczoszek - już, tu i teraz.
-Gdzie? I kto je rodzi?
-No ja! Ale proszę mnie nie karać. Ten konflikt zbrojny też wywołałem niechcący. Mamusia zawsze powtarzała, żebym jadł owocki. A mitologii greckiej nigdy nie czytałem, słowo.
Mężczyzna zapisał coś w notesie, po czym przeniósł spojrzenie na Dietharta.
-Hayboeck chce molestować kulinarnie kobiety! - zakomunikował ów ku zaskoczeniu kolegów- no to jest dziewczynka- poklepał świnię, która usnęła na jego kolanach.
-A wezwaliśmy policję dlatego - Richard postanowił jednak wykazać się kompetencją - iż te dwa prosiaki zatrzasnęły się w wieży.
-Przecież leżą tutaj?
-Nie te. Takie stokroć brzydsze.
-Też tego pana?
-W życiu - oburzył się Thomas- proszę mi nawet o nich nie wspominać.
-Hmm- wtrącił Sevik - wedle konwencji praw człowieka są chyba samych siebie.
-Dzikie świnie!!!
-Panowie - przedstawiciel prawa stracił cierpliwość- rozumiem zdenerwowanie losem tych czworonogów z racicami, ale nie tędy droga. Wezwijcie Towarzystwo Opieki Nad Zwierzętami, oni są od takich spraw. A na boku... Znam jednego, całkiem wykwalifikowanego psychiatrę.

Wank opadł na wielki kamień.
-Wszystko moja wina- zajęczał - gdybym był łaskawy tak nie obnosić się z własnym nieszczęściem to nie wzbudziłyby się w Rysiu instynkty mordercze. I niewinni ludzie nie stanęliby na krawędzi śmierci. Ammann miał rację, gdzie tam mi do Julki. Niech będzie z tym swoim tunelowcem.
- Wszystko przez kobietę?- zdumiał się świniopas- ludzie, uczmy się od prosiąt. Samiec spotyka samicę, pełna kultura, po kilku miesiącach rodzi się kruchutkie, dobre, chrumkające cudo. Żadnego wybrzydzania, marudzienia, fochów i wojen. A na boku co teraz poczniecie?
-Jak to? - Freitag wręcz się dławił - zatelefonujemy po to stowarzyszenie fanatyków futrzaków.

Wanki bohatersko otarł kolejny tego dnia strumień łez i wykręcił numer.
-Hallo. Bo straż miejska kazała mi zatelefonować. Bo Kraft i Hayboeck skuczą od dawna w tej wieży przy rzece. Nie mają co jeść. I liczymy, że państwo coś z tym zrobią.
-Dobrze, że pan dzwoni - odezwał się kobiecy głos - ale kim one są? Tak gatunkowo?
-Ssaki- podpowiedział Freund - na jakieś siedemdziesiąt pięć procent.
-Już przyjmuje zgłoszenie. Jak to dobrze, że są jeszcze tacy ludzie jak panowie. Dzięki anonimowemu połączeniu uratujemy te stworzenia. Mam nadzieję, że nic im nie dolega i po paru tygodniach w naszym schronisku i wystawieniu ogłoszeń na stronie adopcyjnej, znajdą nowe domy. Aha, proszę mi podać e-maila, wyślę panom ich zdjęcia za kilka dni. Będziemy na miejscu za godzinkę. Wraz z służbą ogniową.
-Ale - Andreas załamał się już totalnie- Kraft z Hayboeckiem nie są...  
Było zbyt późno recepcjonistka azylu rozłączyła się.

-Wiejemy do Simona... Zaraz... Już on lepszy...

Spać idę.
Twój jedyny Skoczek
PS. Chyba dolecisz jedynie na mój pogrzeb.
PS2. A jeśli każdy Szwajcar ma iloraz inteligencji szefunia? I po otwarciu drzwi zabiorą ich do tego schroniska dla zwierząt?
                           ____________________________________

Niby skończyłam osiemnaście dziewczyny. Ale jak widać powyżej, do dorosłości jeszcze brakuje około stu pięćdziesięciu lat.
Planowałam dużo pisania w święta, a tu moja komórka (główny przyrząd twórczy na codzień)zmarł śmiercią nagłą.
Ogółem Wesołych Świąt, dużo jedzonka, szczęścia i obyśmy dożyły do LGP. Ściskam spod tej tragedii. I całuję mocno wszyściutkie

piątek, 30 stycznia 2015

Dzień 6. Dramaty Severina

Cześć szaleńcze,
no więc z takim podejściem to ty nic nie osiągniesz na FIS-Cupie w Kazachstanie (tak czytam sobie zasady tego skakajstwa). A tu się na olimpiadę szanownym, chudym tyłkiem ładujesz.

Co do zasad jak już poruszyłam ów wątek, to jestem właśnie przy długości najazdu. Ale nigdzie nie mogę znaleźć podpunktu o niezwykłym ilorazie inteligencji wymaganym przy zawodowym uprawianiu tej dyscypliny. Więc chyba jestem ślepa, bo nie może być zbiegiem okoliczności, że tak niezwykłe stwory z całej Europy w jednym czasie zdecydowały się jeden, niszowy sport trenować.
I jeszcze kolejna mała sprawa, której nie rozumiem. Czemu kobiety nie lubią Pieszczoszka? No przecież oglądałam jego fotki przed chwilą i on jest... Całkiem, całkiem. Tylko namów go na wywalenie sweterka w owce i chodzenie częściej w garniaku. Od razu będzie lepiej, a Dawid nie będzie zmuszony do ponoszenia ciężkich uszczerbków na zdrowiu psychicznym.
Tak czy siak, ja to bym maleństwem nie pogardziła, gdy Richie nie będzie łaskaw na mnie zerknąć.

Nie patrz się tak (jak pewnie właśnie się patrzysz), każdy facet jest do wychowania, trzeba tylko przetrawić porcję łez, zagryźć zęby, podnieść dwie czy tam trzy brudne skarpetki... I czasem ewentualnie zamknąć drzwi na klucz. Trochę krzyku i wierzgania nogami i się nauczy.

Choć taki ty się raczej nie nauczysz.

Nie bierz tego wszystkiego na serio, bo jeszcze mnie nigdy do siebie nie zaprosisz twierdząc, że niczym jakaś pajęczyca zaciągnę Ci połowę kumpli do łóżka.
Nie żebym miała coś przeciwko mieszkaniu z reprezentacją Niemiec w jednym hotelu, ale taka świnia to aż nie jestem. Jakiś jeden, ładny, miły i KULTURALNY skoczek, który obroni mnie przed amannowym tłuczkiem i pocałuje gdy przyśni mi się, że mam severinową wkładkę na talerzu, by wystarczył do pełni szczęścia. Bo to co mam tutaj chyba się tak po malutku wypala.

Ale co ja Ci skrzynkę swoim życiem będę śmiecić.
Trzymaj się szaleńcze<3
PS. Hmm, to chyba nie był list o głębokim przesłaniu moralno-refleksyjnym.
PS2. Jak można czytać Sevciowi mowy dla prosiąt:(
                      ~~***~~

Droga Wariatko!
Zamiast powyższego zwrotu grzecznościowego chciałem zacząć od inteligentnego frazesu "nienawidzę Soczi", ale stwierdziłem,że może jednak się przywitam. Jakiś krok w stronę korzystnej społecznie resocjalizacji. I nie, żeby nie było, ja nie mam nic przeciwko twoim planom wobec reprezentacji Niemiec. Ale tak w imię naszej przyjaźni mogłabyś rozpocząć swoją przygodę z nartami od złamania Kubackiemu serca. Oooo, przykładowo obiecasz mu flet z plastiku zamiast tych cymbałków i już będzie jak magnes. A potem nie dotrzymasz słowa, plus go olejesz za to jak moje wnętrze jest gnębione jego "urodą".

Do rzeczy... Zdziwie Cię bo nasz Welliś zniósł bardzo dzielnie ów cały zawód miłosny. Przyszedł do pokoju, samodzielnie uprał sweterek z owcą, troszkę poskuczał, że nie będzie nic jadł przez tydzień, zjadł trzy mleczne kanapki ukradzione żmijom słoweńskim... A potem czekała na niego prawdziwa niespodzianka. Bo pan Freitag okazał się naprawdę dobrym kumplem. Szczerze pomyślałem sobie, gdy obiecywał maluchowi, że udobrucha jego kwiaciarkę i przyprowadzi, ją do hotelu, że owszem to zrobi... Ale dla samego siebie. Tymczasem on wrócił, uśmiechnął się do dzieciątka, po czym wręczył mu klucz do pustego pokoju.
Welliś strasznie się ucieszył. Zapisał sobie wszystkie rady Wanka, jednocześnie wyjmując z pod stołu (schowane przed kolegmi) żelki w kształcie kaczuszek, aby mieć czym poczęstować dziewczynę. Potem zabrał się za prasowanie swojego ukochanego stroju. W podnieceniu nie skojarzył nawet, iż ciepłe żelazko odkleiło owcy głowę. Wylał na siebie natomiast calusieńką butelkę richardowych perfum i chyba był gotowy.

Panna czekała na niego w hallu. Wyszli na ciasteczko, a wszyscy Niemcy, Norwegowie, Austriacy i Polacy schowali się w windzie, aby móc niezauważnenie wyczekiwać ich powrotu. Panowała cisza absolutna, jedynie Dawid przerywał ją sklejając sobie bębenek z opakowań po jogurtach.

Gdy drzwi wejściowe po jakiejś godzinie zaskrzypiały dziewczyna chyba nie zamierzała się bawić się w rozmowy o maskotkach i soczkach z rurką, bo odrazu cmoknęła Pieszczoszka w czółko, a potem przesunęła usta w kierunku jego drżących warg. (Przypuszczam, że mogła być zniesmaczona, bo stosuje on przepisaną mu przez Severina maść z oślej skóry przeciwko pękaniu naskórka).
-Richard, jak ty ją na to namówiłeś?- szepnął zszokowany chór głosów.
-E tam- odparł skromnie ciemnowłosy-stwierdziłem, że jeszcze tydzień tu jestem i w sumie jak Wellinger będzie w miarę spokojny to może uda się gdzieś sobie wyskoczyć.
-Nie pieprz- przerwał Wank- on zwycajnie jest w jej guście bardziej niż ty...
-Co ty powiedziałeś...
-Ciii- skomentował Tom- idą na górę.
-Zagram im zaraz marsz weselny na bębenku- ucieszył się Dawid.
-Ty to zgraj sobie na mózgu, istoto nie posiadająca ćwierci chromosomu Y.

Na palcach zakradliśmy się na piętro za Wellingerem i kwiaciarką.
-Co on wyprawia- parsknął Richie- dałem mu klucz do pokoju, a ten ją do sąsiedniego prowadzi.
-I jaka różnica, cholera?
-No... W sumie łóżka są wszędzie... Tak jakby.

Gdy drewno podłogowe charakterystycznie zaskrzypiało, wszyscy zaczęli trącać się nawzaje,m wpychając oczy w dziurkę w drzwiach. Bardziej wrażliwi zwolnili jednak miejsce innym, gdy brunetka zdecydowała się na ważny krok, jakim było podarcie sweterka z tłowiem owcy.

I wszystko szło po prostu idealnie, zanim maleństwo nie położyło ukochanej na nieszczęsnym materacu. Bo wtedy rozległ się wrzask. On i słowa, które padły po nim uzmysłowiły nam straszliwą prawdę. Otóż... Ów pokój to była grota Simona Ammanna. Pod kołdrą leżał zaś sam Simon Ammann.
Podduszony ciężarem Wellisia i jego wybranki, zaczął wić się i krzyczeć o próbie zamordowania jego majestatu. Potem sugerował jeszcze, iż to napad połączony z rozbojem, mający na celu podmianę prac i sfałszowanie wyników quizu. Wreszcie za pomocą groźnego atrybutu, który "spał" już spokojnie na małej poduszcze obok niego, wydostał się spod napastników.
-Wellinger!- jęknął zaskoczony- przecież ty jesteś do połowy nagi! Co się tu dzieje.
-Yyyy Simon... Pani jest z sanepidu. Bada jakość zapachową pościeli, w której sportowcy śpią na olimpiadzie. A ja tak sobie lunatykuję i znalazłem się tutaj w wyniku zrządzenia losu.
-Kłamstwo Andreasie. Przyrząd sprawiedliwości prawdę Ci powie- trzasnął tłuczkiem w mały stolik- Mam dwie opcje... Albo planowałeś dokonać czynu niemoralnego, gorsząc przy okazji moje oko i biedny chudy kręgosłup albo... Cóż, przyprowadziłeś mi tu Freunda w przebraniu. Obrzydliwego Severina, który cały dzień chował się po strychach, aby teraz ukatrupić bestialsko mnie, mój tłuczek i mój quiz. Poczym wydać nas na pożarcie, tym kanibalom stojącym pod drzwiami. Tak panowie! Widzę was wszystkich na kamerce. Przezornie zainstalowałem ją w progu mojego apartamentu, zdając sobie sprawę jak na przestrzeni wieków traktowano jednostki wybitne...
-Ale... To jednak nie był Severin?- pisnął z obrzydzeniem Pieszczoch, wskazując na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą znajdowała się brunetka.
-Dosyć!- miarka litości wielkiego wodza przebrała się. Wziął maleństwo pod rękę, wtrącił do toalety niczym do lochu, poczym zatrzasnął z hukiem drzwi- będziesz spał sam na podłodze! Do rana! A ostrzegam- dodał z satysfakcją na dźwięk cichutkiego skuczenia- przyjdą potwory. I gumiś jakiś też przyjść może...

Liczyliśmy, że do świtu złość mu minie. Na tradycyjny apel stawił się jednak równie zaciekły i żądny krwi.
-Proszę o ciszę- zaczął- bezwzględną. Jak można zauważyć w ostatnim czasie bardzo wam folgowano. Panowała atmosfera miłości i demokracji. Panowała... Gdyż taką formułkę możecie wypowiedzieć już tylko w czasie przeszłym. Simon Ammann nie rychliwy, ale sprawiedliwy... Andreasie możesz nam wyjaśnić co działo się dziś w nocy? Publicznie, przy całym narodzie bliźnich skocznych. Nie będę załatwiać takich spraw na osobności.
-Buuuu.
-No czekamy. Co chciałeś zrobić tej pani?
-Kochać ją- wydukał Welliś zawinięty w kraciasty kocyk (nikt z "bliźnich" nie chciał mu pożyczyć nic do ubrania).
-Ale czemu na mnie??? Nie, ja w to nie wnikam. Pewne sprawy są już jasne jak słońce. Czytam rozporządzenie prokuratury generalnej Simona Ammanna: "Nijaki Andreas W. zostaje oskarżony o naruszenie suwerenności cielesnej osobistości nietykalnej, (ciemną nocą, w dodatku przy świetle księżyca), a na domiar złego o oderwanie maleńkiej drzazgi z części ubijającej ważnego atrybutu. Z kolei Severinowi F. zarzuca się podżeganie do zamachu stanu. Wszyscy skoczkowie obecni owej, feralnej nocy na trzecim piętrze hotelu, odpowiedzą natomiast za nieudzielenie pomocy w sytuacji zagrożenia życia, oraz próby zniszczenia dobra kulturalnego jakim jest quiz wiedzy".  Jakieś zażalenia?
-Panie władzo, ja nie chcę iść na dożywocie- rozdarł się Pieszczoch.
Simi podążył  jednak dalej, własnym tokiem.
-Po tym przykrym wstępie chciałem ogłosić wyniki wspomnianego już testy. Niestety i tu bardzo się na was zawiodłem. Nie potrafię pojąć, jak tak banalna forma sprawdzenia waszych umiejętności mogła wypaść tak słabo. Jednak mimo wszystko zdecydowałem się przyznać nagrodę specjalną, jaką jest kolacja zjedzona z Simonem Ammannem. Wyróżnienie to przypada szczęśliwemu człowiekowi, którego nazwisko ogłoszę wieczorem. Jednak już teraz usłyszycie podpowiedź. Jego inicjały to S.A!!!
-Przejdźmy wreszcie do Sevcia- jęknął zatroskany Wanki.
-Dobrze. A więc jak wiecie groźny dla społeczności Freund Wkładkożujny zaginął wczoraj około 11- tej. Od tej pory nikt nie wywąchał nawet jego najmniejszego śladu. Co gorsza, moje tajne służby specjalne natrafiły na pewnien zatrważający serce dokument... Zarządzę chyba nawet odczytanie owego dokumentu...

No i wiesz, mnie to tam nic nie ruszyło, jeden Freund na skoczni mniej lub więcej, jaka różnica. Ale ogół skoczny lubi chyba nawet to dziwne stworzenie, bo chusteczki poszły w ruch, a dowódca wchodzący na mównicę, pierwszy raz od bardzo dawna nie został zupełnie niczym obrzucony.

Pomińmy.

Simi rozpoczął prezentacje dowodu.
"To ja Severin. A to tu pismo złożone niedbale na elastycznej przestrzeni chusteczki higienicznej to pewna forma mojego testamentu. Nie daj Boże, nie zamierzam umierać jeszcze przez długie lata. No ale, na wszystkie wytworzone w fabrykach gąbki do ciała, mogę pewnego dnia po prostu odejść, porzucić tą nieszczęsną cywilizację pseudourody i zaszyć się w jakimś cichym, medytacyjnym miejscu, aby odnaleźć nowe ideały piękna. Nie szukajcie mnie wtedy i wiedzcie, że jestem szczęśliwszy, niż na starych, zardzewiałych, pełnych brudasów skoczniach.
Ale co do tematu. Muszę rozporządzić moim majątkiem. Więc, większość kosmetyków jedzie ze mną. Gdybym jakiś pozostawił, znaczy to, że moje zniknięcie nie jest ostateczne i jeszcze po ów skarb wrócę. Wyjątek stanowią spinki do włosów, zanurzone (od całych dwóch lat) w ekstrakcie z ogórka. Daruję je Rune Velcie, oraz reszcie reprezentacji Norwegii. Niech stanowią dla nich dowód, iż codziennie da się zerwać ze złym życiem, opuścić destrukcyjną drogę do nikąd i zacząć o siebie wreszcie dbać. Co jeszcze? Aha, do pigułek na trądzik, które ostatnio mi się skończyły otrzymałem w aptece gratis test ciążowy i kleik dla niemowląt. Więc to pierwsze jest dla mojego przyjaciela Richarda, przyda mu się pewnie najbardziej ze wszystkich. Tylko Freitag na serio do roboty, bo 1-go marca termin ważności mu się kończy. (Jak Ci się nie uda nic, to daj Kubackiemu, będzie miał harmonijkę. Choć znając jego zdolności weźmie tylko do ręki i się pięć kresek jeszcze przed rozpakowaniem pojawi). A kleik dosypcie Romanowi Koudelce do zupy- potajemnie. Podobno mąka kukurydziana łagodzi rysy twarzy.

I najważniejsze, mam mieszkanie na parterze, z maleńką grządką trawy, na której choduje ekologiczne bulwy ziemniaczane. Dostaje je, no któż by inny- Wank. Gdy w Oberstdorfie miałem różyczkę i żaden fluid nie był w stanie zakryć raniącej duszę krosty na moim czole, współczuł mi tylko on i jacyś pijani fani Koflera.
Z oczywistych względów nie oddam majątku w ręce owych pijanych - nawet jeśli już wytrzeźwieli, bo jeszcze przepiszą go samemu Kofiemu. A mój bio-ziemniak zwiędłby na  jego widok.

No, żegnaj skoczna braci!
Dbajcie o siebie i gólcie się codziennie.
Severin Freund

Aha... Tylko wiesz Wanki bo bym zapomniał. Wisiałem troszkę kasy w jednym butiku, sklepie z odżywkami do paznokci, jeszcze w zakładzie kosmetycznym i u fryzjera... Urosły odsetki i to mieszkanie zajął komornik. Ale głowa do góry przekazuję Ci dług w wysokości tylko 50 tysięcy, z czego 200 euro już zapłacone. Dbaj o drogiego kartofla i spryskuj go co drugi dzień sokiem z grejfruta."

-On odszedł- zaczął płakać Wielkolud- czyniąc z biednego kumpla bankruta.
-Nie- zaprzeczył wódz- tkwisz w błędzie. Moim zdaniem, a Simon Ammann się nie myli, został pokrętnym podstępem uprowadzony. Mam nawet listę podejrzanych o ten czyn... Narazie jednak, nie mam zamiaru współczuć osobie, która mogła mieć jakikolwiek związek z tym co spotkało mnie w nocy. Nakazuje się jednak w mojej rodzącej na nowo wspaniałomyślności rozejrzeć po mieście. Już mi stąd, panowie.

Przemieściliśmy się  przed nieszczęsny budynek i wtedy... Naszym oczom ukazała się słoweńska zgraja. Obrzydliwi, przytuleni jeden do drugiego wychodzili właśnie ze (wspomnianego już przeze mnie wczoraj) sklepu rybnego z ogromnymi siatami tanich, charakterystycznie pachnących filetów. Widząc wielki niemiecki Team, zatrzymali się na moment głośno gwiżdząc.
-Trzeba by było ich wszystkich na malutkie, kruche kostki pokroić.
-Hmm... Nie zabiorą mistrzostwa olimpijskiego robale...- w powietrzu rozległ się dźwięk zgrzytających kłów.
-Boże- rozdarł się na to Wanki- ja już wszystko zrozumiałem- ruszył do przodu wyrywając z obleśnych łap torebki.
-Pogieło Cię?- zdziwił się Richard- niech mlaszczą, żreją i się trują.
-Przerabianie!!!
-Troszkę jaśniej wielmożny panie?
-On podrobili testament i przerobili Sevcia na mięso! A potem opanierowali, nakleili łuski i sprzedadzą go teraz po podwójnej cenie jako rybę- rozpłakał się tuląc makrelę do bluzy- Freundzie mój największy nie umieraj proszę, musisz wytrzymać, nie wolno Ci zamknąć oczu. I oddychaj, głęboko oddychaj- zerwał z "przyjaciela" folię, aby zapewnić mu dopływ tlenu- zaraz zadzwonię po karetkę, przywrócą Ci normalne kształty.
-To naprawdę jest on- zawtórował mu Welli- ta niebieska warstwa została z jego sławnych dresów ochydków, a ów śluz to resztki różanego kremu do rąk.
-Ratunku!
-Właśnie. Ja obiecuję kochany... Walcz, a już nigdy nie wybiorę Ci ukradkiem zwiebelu z kanapeczki- drżącą dłonią chwycił "Severina" za płetwę ogonową, w celu dodania mu otuchy. (Tudzież rozpoczęcia reanimacji).
-Cicho Wellinger! Wszystko twoja wina, gdybyś pohamował na czas zapędy seksualne, wyrwalibyśmy go z rąk tych bandytów. A tak niewłaściwie rozumieliśmy krzyki,które pewnie to on wydawał wczorajszego wieczoru...

Załamany pochód żałobny ruszył w stronę ośrodka.
A na progu czekał Simi. Nie bacząc na nic, ujrzawszy filet w ręku Wanka, chwycił go w palce i nadgryzł.
Kilka ości opadło na posadzkę potęgując rozpacz niemeckich serc.
Andreasy zaczęły rozumieć już chyba, że na powrót Seva do wcześniejszego wyglądu szans nie ma.
-Przynajmniej złożymy go w ładnym pudełku po bananach, z piwnicy- mruknął Pieszczoch podnosząc pozostałości- będzie mu wygodnie, a ja go codziennie będę mydłem smarować.
-I spuścimy go z dużej skoczni- dodał starszy właściciel szlachetnego imienia - przecież ma ogromne szanse na walkę o medal...

Zeszliśmy do podziemii. Wrota poziomu "-1"  otwarły się przed nami, a nikt poza Richardem (mającym nadzieję, że to droga do jakiejś winnicy), nie wydał głośniejszego tchnienia.
Tylko jakie było zdziwnienie gdy w schowku na miotły...
Na podłodzę czekał Freund. Uśmiechnięty, zafascynowany czymś i ani o milimetr niezmieniony. Baa, nawet nie skrępowany żadnym sznurem. I bez ani jednej łuski.
Wszystkie teorie chłopców poszły w cholerę.
-Cud- jęknął Wank- cud w Soczi. Seviku, skarbie, blondasku śliczny, jeżyku i ptaszyno przewspaniale śpiewająca. Myśleliśmy, że się już nigdy nie spotkamy...

Zaskoczony miłośnik piękna stracił chyba rachubę czasu, bo owo nachalne powitanie wywołało w nim szok.
-Yyy, przecież ja tylko znalazłem krem na wieczną młodość. Należy oddzielić tysiąc ziarenek maku od dziesięciu tysięcy ziaren piasku destylowanego i nad tym właśnie pracuje od wczoraj. Potem już tylko zagotować je z trzema kostkami czekolady i roztopionym oscypkiem. Cudna cera do ostatniego dnia twego.

Przeszczęśliwe Andreasy uwiesiły się na kumplu, niemal go dusząc.

I mieszając cały mak z caluteńkim piachem.
I błotem.
I tymi trzema ośćmi.

Nie mam pointy. Przecież nie mogę trzeciego listu z rzędu kończyć jakąś wyszukaną peryfrazą zwrotu "bez komentarza".

Módl się za mnie Mag.
Zawsze twój Skoczek (chyba narciarski)<3

          _______________________

Oj proszę, wywiązałam się z obietnicy i gdyby ktoś chciał to jest jeszcze w styczniu. Chyba męczę się z tym niemiłosiernie, bo mija rok odkąd założyłam tego bloga:p
Choroba psychiczna się pogłębia.
Buziaki skarby i do ferii<3 Jeszcze dwa tygodnie jak dla mnie, a potem zrobię zapas publikacji bo na opuszczenie Krakowa się nie zanosi:D.

A co do tego tu czegoś to chyba wylatujemy właśnie z Soczi i bedzie przeskok do obecnego sezonu, w którym kilka takich ma jak wiemy coś tu obiecane i ja o tym pamiętam.