czwartek, 25 grudnia 2014

Dzień 5. Szaleństwa i kataklizmy (i Simon)

Jeszcze chwila w Soczi, a potem czas przeskoczy...;)
Dla przyszłej pani F<3
          ________________________


Kochany Polaczku;)
Czy ja mam znowu zacząć od tego, że jesteś okropny? Może Dawid ma jakieś problemy psychiczne? To się chyba tak ładnie dysfunkcjami nazywa. Popatrz...Jest wyalienowany, smutny, otłumaniony, dopiero pod mostem czuje się jak trzeba. Bo tam przynajmniej nikt z niego nie drwi, drogi Panie Ideale.

I Welliś, biedne niemowlę. Przecież on uwagę na siebie chcę zwrócić. To jest wyraźnie bardzo niedopieszczony gatunek Pieszczoszka. Matki mu potrzeba, a nie marudy typu Ty.
Ale, tak czy siak masz ubrać pantofelki i nie narzekać. Mróz w Rosji przyjdzie (toż to jakby Wanki powiedział Syberia blisko), ogrzewanie wysiądzie i co? Stopy Ci zamarzną, krążenie w nich stracisz i jak już te swoje kapcie z Krupówek wygrasz, to nawet nie poczujesz, że futerko ciepłe mają.
Więc to jest groźba w stylu samego Simona Ammanna, natychmiast przepraszasz Welliego i przyjmujesz prezent. Jak chcesz sobie czegoś odmówić do zwycięstwa to nie wiem? Nie jedz bigosu...

Bo w przeciwnym razie kibicuję Niemcom w drużynówce i to w żadnym razie żart nie jest:/

Hmmm... Część resocjalizująca i umoralniająca zakończona, teraz czas chyba na tą bardziej ludzką wersję mnie... Wiesz co? Mogłabym całe życie się kiełbasą ze skwarkami cebulowymi żywić, ale podarku Freunda do ust nie włożę. Za to przeżycie to na prawdę powinnam Cię do serca utulić. Dobra... Go Ci pozwalam, jakoś dyskretnie przez okno wyrzucić...(skoro skoczkowie narciarscy nie uznają koszy na śmieci...).
A co do mojego ślubu? No, nie w tym roku przecież, ale coś ty tak naskoczył "singlu na zawsze"? Związki jak to związki, nie zawsze bujamy w chmurach, nie zawsze jest różowo, ale... Ja osobiście nie chcę zostać sama. Nie lubię takich sytuacji. Nie lubię zacinać się nożem w palec, gdy wiem, że nikt mi plastra nie poda... I nienawidzę leżeć tak w łóżku bez nikogo podczas burzy...
Takie zwyczajne, a jednak.


Może Ty zwyczajnie na dostrzeżenie takich małostek nie masz czasu, w tym swoim sportowym życiu?

Koooocham<3
Twoja Mag
PS. Jest jeszcze jedna opcja. Przyjadę Cię odwiedzić, Richi mi się oświadczy i wspólnie wychowamy Welliego. Jesteś za?
PS2. Choć Richi pewnie udaje przed wami kobieciarza, a kogoś tam schowanego gdzieś w głębokim zakamarku Niemiec ma:(
PS3. Ale zaraz... Jakie on ma włosy? Tak obiektywnie?
                  
                                             ~~***~~
Droga hiszpańska Maggy,
twoja słabość do Ryśka mnie przerasta i zero w tym jest mojej winy. Więc myślę, że tyle starczy za cały komentarz w sprawie. No.

Pieszczoszek tak płakał, że przeprosiłem go i bez tych rozkazów, chcąc przespać choćby najmniejszy fragment nocy. Rano padał deszcz i wiał straszliwy wiatr, więc raczej nie było szans, abyśmy tego dnia znaleźli się na skoczni dużej. Czekała mnie więc przyjemna godzinka na siłowni, plus cały straszliwy dzień w psychiatryku.
O 6.30 zgromadziliśmy się w jadalni. Pierwsza wiadomość dnia, o dziwo była dobra. Simon oznajmił, że z okazji konkursu wiedzy o nim, moje przedstawienie urodzinowe zostaje przesunięte na poolimpijski czas nieokreślony...
-Niesprawiedliwe! - udarł się Tom- miałem być Śpiącą Królewną.
-A ja ogrem- dodał (już z mniejszą pretensją w głosie) Kofi.
Najbardziej jednak obrażony był Wank. Stwierdził, że on od początku wiedział, że ten spektakl jest tandetny, że nie wypali... A w ogóle mówił przecież, iż powinni wystawić jasełka, bo on kiedyś już w jasełkach grał i miał taką ważną rolę.
-Kim byłeś? - Bardal udał zainteresowanie w celu przerwania tego słowotoku.
-Wołem- zaakcentował Wielkolud z dumą.
-Bzdura- Richie uwielbia niszczyć radość swoich kumpli- widziałem zdjęcia u twojej matki. To twój jakiś kolega z przedszkola nim był. A ty... Cóż, byłeś wolim zadkiem.
Andreas ze smutną miną wycofał się w kąt.
-Nie wstydzę się tego ani trochę- zadeklarował jednak- od tylu lat pamiętam rolę. Miałem robić "muuuu, muuuu, muuuuu" gdy przemawiali pasterze. I jeszcze tupać o posadzkę nogą. Wiecie jaka to była odpowiedzialność?
-Cisza- wrzasnął Ammann, waląc atrybutem w ozdobny stół. Nie interesują nas teraz twoje, tępe, żałosne przeżycia. Proszę jak się tak aktywizujesz dokończyć zdanie. Ja zacznę- rozwinął ozdobną kartkę- czytam: "Simon Ammann urodził się
25 czerwca 1981 roku w..."?
Zapadła błoga cisza.
-Czekamy na odpowiedź- zaakcentował dyktator.
-No... W Kopenhadze?- zapytał Wank.
-Ty nieprzyjemny prostaku- usłyszeliśmy wrzask- człowiek całe życie haruje na ten naród niemiecki ciężej niż na chleb, a tu jaka wdzięczność? Jaka?
-Była jakaś szansa, że trafię... - oskarżony biedak przechodził już do obrony.
-Szansa? Jak ty rozwiążesz zadania problemowe dotyczące mojej istoty i wnętrza, jeżeli nie posiadasz tak elementarnej wiedzy teoretycznej? Przecież to równa się przykładowo operowaniu człowieka, myśląc iż ma mózg w wątrobie.
-Miałem dobre chęci...
-Koniec! Definitywny koniec, nie chciałem dziś nikomu z was wyrządzić aż takiej krzywdy, ale stoję w obliczu tragicznej ostateczności. Nie weźmiesz udziału w konkursie. Ani w części pisemnej, ani ustnej. Zamiast tego staniesz tu i będziesz godnie w wyciągniętych rękach trzymał mój tłuczek... Ehhh... Czemu ja nagradzam, zamiast wprowadzać sankcje??

Niemiec z niepewną miną, lecz bez szacunku ujął trzonek groźnego przedmiotu pokazując jednocześnie stojącemu tyłem Simiemu język. Ów ostatni tymczasem zajęty był sprawdzeniem nam dowodów osobistych (aż maturka się przypomniała, brrrr), rozdaniem arkuszy oraz zrobieniem przegród ze styropianów leżących w kącie- (aby nikt nie ściągał odpowiedzi od nikogo). Potem życzył nam powodzenia, światłości umysłu, tudzież podobnych bredni...
Długopisy zaczęły skrobać. Widziałem jak kilku żałośniejszych skoczków, marzących o zaistnieniu w towarzystwie wyciąga spod stołu przygotowywane w nocy ściągi z osiami czasu. Ci bardziej już dojrzali, wymieniali tylko porozumiewawcze spojrzenia i wertowali strony swoich prac, co chwila wspólnie decydując się na jakąś obelgę lub żart pod adresem szefunia.

Może zanim przejdę dalej przytoczę Ci jeszcze parę zadań, co?
Pierwsze, było dość krótkim pytaniem: "W jakim wieku, twoim zdaniem dziecko powinno pierwszy raz przeczytać autobiografię Simona Ammanna?". (Nie chciałbym bynajmniej poznać na nie odpowiedzi po zapewne to wielkie dzieło powinno być z nami już w życiu płodowym. No...Ewentualnie jacyś niedouczeńcy, byliby oświecani wiedzą, w pierwszej dobie życia...)

Dobra... Kolejne zagadnienie zawierało podpunkty. Należało szczegółowo określić stosunek szefunia do dróg szybkiego ruchu, mieszkańców Turkmenistanu, spodni rurek czy też żywności modyfikowanej genetycznie...
Dalej autor żądał stwierdzenia, czy kiedykolwiek, cokolwiek odegrało w twoim życiu rolę istotniejszą niż Simon Ammann. Obok widniała olbrzymia podpowiedź: "rozwiązanie krótkie, trzyliterowe, zaczyna się na "N". "

Z tego co widziałem Pieszczoch wpisał tam "soczek porzeczkowy", Kofi "chrupki serowe", a Freitag zaprzestał na dyplomatycznym stwierdzeniu "ojj, dużo ich było".

Gdy już zamazałem na czarno całą tą żałosną pracę, powstrzymując się od podpisania olbrzymiego, kolorowego portretu na pierwszej stronie "dupa wołowa" ogarnął mnie ból. Bo dlaczego to nie jest test o mnie? Dlaczego uściślając to by NIE MÓGŁ być tekst o mnie?


Odpowiedź: "co z rubryczką osiągnięcia?":( :( :(


Wracając do tematu...
Quiz skończył się po sześciu godzinach. Najgorsze było, że wedle regulaminu tego idioty nikt nie mógł opuścić sali, przed upływem czasu. Wszyscy marzyli już tylko o szklance wody, albo choć najmniejszej kromeczce chleba. Gdy wreszcie usłyszeliśmy wytęskniony dźwięk budzika, Simi zakodował pracę i próg tego więzienia zamknął się wreszcie raz na zawsze...
Jutro kwalifikacje, potem konkurs i drużyna, nie będzie już czasu na ammannowe przynudzanie.

Choć ja i tak mogę zostać w hotelu. Bo jeszcze znowu będę siódmy.
Albo dwudziesty pierwszy.
Albo czwarty.
Nie ma znaczenia.
Bo, droga Mag, liczy się tylko medal.

Aby się przewietrzyć wyszliśmy na mały placyk, koło pobliskiego sklepu rybnego. Wiejący od rana wiatr, zaczął być dość miły i przyjemny. Człowiek mógł zapomnieć o wszystkich problemach...
..A potem przyszedł Welli. (Mam dodawać, że bardzo głośno bucząc?). 
I serio, byłem tym tak zmęczony, że nawet przeprosiłem go po raz kolejny. A wręcz wyobraź sobie, powiedziałem, iż te kapcie to tak cudowny prezent, że koniecznie muszę go biednym podarować na Wielkanoc. Taki wysiłek, a ten nadal ryczy...
Wreszcie nasz drogi Wank zabrał się do roboty potrząsając maleństwem to w prawo, to w lewo aż wreszcie musiało ono przynajmniej na niego spojrzeć i rzucić nam kilka słów wytłumaczenia.
-Bo za tym sklepem rybnym na ryneczek się skręca- jęknęło- i tam obok tej kawiarni, w której wczoraj babeczki jadłem jest...
-Musisz to z siebie wyrzucić- Andreas wyraźnie zaczął już trenować to wczuwanie się w rolę ojca- cokolwiek by tam nie było poradzimy z tym sobie. Razem dziecko, razem.
-... Kwiaciarnia- wziął głęboki oddech.
Zapadła konsternacja.
-Ukradłeś jakaś wiązankę?- spytał wreszcie głupkowato Dawid- z braku pieniędzy...  A to przecież ja zarobiłem wczoraj tego rubla. Na serio mogłem Ci pożyczyć.

Bożeeee... Żadna papryka mnie nigdy tak nie wpieprzyła.
(Ani nawet seler).
Ani piąte miejsce w Bischofshofen.

Pieszczoszek, nie dziękując nawet za tą jakże górnolotną ofertę, kontynuował tłumaczenia.
-Nieeee. Na prawdę nic a nic nie ukradłem. Tylko w kwiaciarni pracują kwiaciarki...
-A w zakładzie pogrzebowym grabarz- wielkolud chyba zaczynał tracić swoją niekończąca się cierpliwość- mów wreszcie o co Ci chodzi!
-No i jedna jest taka młoda i ładna- doszedł wreszcie do sedna- i ja jej powiedziałem "Dzień Dobry", a ona nie odpowiedziała... Buuuuu
-Welli...- Freitag nagle włączył się do dyskusji- po pierwsze jak zaczynasz gadać od rzeczy to robisz się całkiem fajnym gościem. A po drugie... Następnym razem umówmy się, dajesz po prostu sygnał "jest taka laska". Z pominięciem fazy buczenia, ok? Prościej, szybciej, plus będę mógł pomóc. A teraz powoli...
-Olała mnie.
-A po jakiemu z nią gadałeś.
-Noo, po niemiecku, a jak inaczej?
Wank złapał się za głowę.
-Chłopie, tu jest Rosja. Tu egzotyka językowa jest w modzie, ale taka, taka bardziej zrozumiała.
-Czyli?
-Po czesku ją podejść musisz. Jak inteligentny, oświecony Czech. To jest recepta!
-Mam chodzić z otwartą gębą niczym Roman Koudelka w stodole?- Pieszczoch zaczął o dziwo myśleć.
-Masz nie słuchać tego naiwnego olbrzyma- parsknął Richi- tylko mnie. Zaraz odstawię Ci tu taką scenę, że będzie twoja na całą nockę. Ta i każda inna.
-Jutro kwalifikacje...-przypomniał posępnie Dawid.
-Eee tam, cicho kapusto kiszona!
(Uważam, że "ogórek konserwowany, pasowałby bardziej w tym momencie, bo do niego się pieprz czasem przylepia, ale Rysiek nie zna się na dramatach życiowych, związanych z warzywami).
-A może ja bym jednak wolał iść z nią na ciastko-zastanawiała się pokraka.
-Po jaką cholerę?
-Bo ja nie chcę mieć dziecka.
-Andreas...
-Co? Mam myśleć całe życie, iż istnieje prawdopodobieństwo, że na jakimś rosyjskim odludziu rośnie mój syn bądź córka. Sorry, zostawiam to Tobie, ja mam sumienie, mój drogi.
Freitag wył ze śmiechu, dogadując pod nosem, że ciekawe w czym rosyjskie odludzia gorsze są od fińskich, a Welli delikatnie zaczął drżeć pod swoim sweterkiem z owcą ( któryś z Norków znalazł go w takim, żółtym kontenerze przy hotelu. To znaczy sweter, a nie Pieszczoszka).
Gdy wreszcie przestali całe towarzystwo zaczaiło się za żywopłotem obok kwiaciarni, aby wysłuchać wykładu tego pajaca.
-Słuchaj dziecko- akcentując każde słowo wskazał palcem nowy obiekt wellisiowatego uwielbienia, który nieświadomy szwabskich zagrożeń podlewał drzewko- no niczego sobie... Ale popatrz na jej twarz. Zerka wytężonym wzrokiem w dal... ( cóż, jak dla mnie miała raczej ropne zapalenie zatok)... I czeka na księcia na białym rumaku...
-Ale ja się boję koni! Kopnął mnie kiedyś kucyk szetlandzki.
-Zatkaj się. Nikt Ci nie każe jeździć konno. Masz jedynie dokonać czynu bohaterskiego.
-Nie umiem!
-Wiem! Dlatego...Dlatego coś sobie upozorujemy- jego usta wygieły się w diabelskim uśmieszku- potrzebujemy aktorów. Dawidzie co tam masz?
-Cymbałki- odparł osioł- zabrałem z kącika dziecinnego w hotelu. Teraz nie tylko będę śpiewał, ale i grał. I zarobię już więcej niż jednego rubla.
-Cudownie... Tylko nie staniesz tym razem pod mostem, a przy tej kwiaciarni. Zgoda? I tam coś opowiesz tej dziewczynie, o ciężkim losie i w ogóle, rozumiemy się?
Nasz inteligent bez słowa przeskoczył przez drogę, siadając na chodniczku i rycząc "do-re-mi-fa-so-la-si-do".
-Idealnie- Richi zatarł ręce- no to teraz musi się pojawić obrzydliwy bandyta...
-Kto?
-No ty Wank.
-Ja złoczyńcą???
-Słuchaj, prosta scenka. Przybiegasz z kapturem na twarzy, jeszcze Ci włożymy poduszkę pod bluzę, żebyś był bardziej menelowaty i kradniesz mu ten...Hm "instrument muzyczny".
-Cooo? Mam być tak bezduszny? Nie... Nie mam serca. To już mogę zabrać ten pojemniczek na pieniądze...
-Rolkę od papieru toaletowego? No sorry. Zresztą i tak w sekundę pojawi się Welliś-heros. Bez wahania się rzuci na Ciebie, ty będziesz udawać, że chcesz go pobić, ale on się niby okaże silniejszy, pacnie Cię tym kruchym paluszkiem i będziesz symulował, że Cię boli...
-Czekaj... Nie nadążam!
-Rzucisz cymbałki na ziemię, a dzieciak podniesie je, brudząc z poświęceniem sweterek w owce. Dalej, uciekniesz kulejąc i rycząc coś w stylu "Boże Święty, skąd taki obrońca wdów i sierot w dzisiejszej Rosji". Wschodnia muzyka uliczna zostanie uratowana, a zachwycona dziewczyna pójdzie z Pieszczoszkiem na ciasteczko. Wszyscy gotowi?
-Na babeczkę- sprostował Andi.
-Ja się biję z myślami- ocenił swój stan psychiczny Wanki.
-O rany, popatrz na to jak na szansę. Nie tylko pomagasz kumplowi, ale i pobijasz swoją, życiową rolę wolego zadu.
-Serio?
-No przecież by i tak jasełka pięknie wyszły bez woła! A tu łączysz wszystko, spada na Ciebie największa odpowiedzialność, brak twojej osoby niszczy ideę...

Podziałało.

-W porządku- Freitag był z siebie bardzo dumny- jeszcze jakieś ostatnie pytania?
-Tak. Mogę ją potem zabrać do Niemiec?
-Pogięło Cię? Nooo, to już dogadacie między sobą. Choć nie wiem czy Ammann się zgodzi...
-Wezmę ją- kruszynka podjęła nagle męską decyzję- i już będę stuprocentowo pewien, że nie mam dziecka w Rosji!  Możemy zaczynać.
Wank na sygnał wyszedł zza krzaka. Był to idealny moment bo brunetka właśnie odłożyła iglaka na stoisko i podeszła do wyjącego Kubackiego, pytając go czy aby na pewno dobrze się czuje.
-Ja być biedy muzyk- zaintonował- te cymbałki są całe życie dla mnie. Głos stracę, ale śpiewać będę.
-Rany- zdziwił się zza żywopłotu Richi- nigdy nikt mi nie mówił, że on takim aktorem dobrym jest...
(Pfff frajer, też mi sztuka zagrać samego siebie, co nie Mag?).
Spytała go czy napije się wody.
W tym momencie nasz wielkolud ruszył przez jezdnię i w pośpiechu (przewracając kosz z różami) wyrwał grajkowi jego skarb. Pałeczka od instrumentu potoczyła się do kanału, dziewczyna zamarła przyciskając portfel do piersi, a "złodziej" cierpliwie stał nad wijącym się z bólu Dawidem (który nie wiedział, że to gra). Rysiu widząc do wszystko pchnął Maleństwo delikatnie w stronę "sceny".
Pieszczoszek bardzo się starał. Nawet wyprzedził scenariusz i wpadając w błoto zabrudził sweterek, zanim jeszcze w ogóle zbliżył się do Wankiego i plastiku (choć chyba zapapranie tej owcy mogło mu tylko w podrywie pomóc). Wreszcie jednak dopadł imiennika wskakując mu na ręce i szarpiąc dziecięcą zabawkę. Nagle wielkolud zwinął się z bólu.
-Wellinger ty cioto- wrzasnął- nacisnąłeś mi na szyję. Ja mam tam pieprzyka!
-Rozpoznałem was - wybałuszył oczy Dawid- chcieliście ograbić mnie ze wszystkiego co mam. Ja wam nie wybaczę. Ja to do FiS-u zgłoszę...
-Ciiiiiiiiii- Wank zorientował się, że chyba pomylił kwestie. Widać bał się, że rola tyłka bydlęcego pozostanie jednak tą największą, więc rzucił cymbałkami przed siebie, tak jak mu Richard kazał. Pech chciał, że rozwaliły się w powietrzu.
Cześć runęła na te biedne kwiaty.
A część na andusiowe usteczka.
-Boże... Będę miał jakąś groźną drzazgę- udarł się mityczny heros- umrę na zakażenie.
-Dzwonię po policję- wyszeptała tymczasem drżąca kwiaciarka.
Pieszczoch błyskawicznie otrzeźwiał.
-Jestem Andreas Wellinger- wyjąkał- i zabiorę panią do Niemiec. Bo ja panią...
-Szwabscy bandyci- podsumował Dawid...

Spuśćmy na tą scenę zasłonę milczenia...

Nie wychodź za mąż Mag i możesz za mnie kciuki trzymać, choć i tak nic to nie da.
Twój skazaniec
PS. Dopiero po kolacji wpadliśmy na to, że od wczoraj nikt nie widział Severina.
PS2. Simon, aby zachęcić nas do poszukiwań, z dumą stwierdził, że został mu jeszcze fragment z mowy pogrzebowej prosiaka Didla...
                ________________________
Wesołych Świat raz jeszcze<3
Plus standardowe przeprosiny za ten kretynizm.
Plus mniej standardowe za pół roku przerwy. 

sobota, 31 maja 2014

Dzień 4. Życzenia z całego serca

Skoczek, nazwijmy to naszym czwartym dniem, bo nie odzywasz się do mnie od trzech.
Ale może masz powód?
Więc tak, śledziłam skoki.
Akurat mi faceta rodzice się na głowę zwalili
Spodziewałam się jakiegoś normalnego wydarzenia sportowego. Jak mecz. Bo ja Realowi kibicuję;)  Zawsze są emocje i paczka czegoś niezdrowego, typu chipsy.
Plus mój chłopak i jego koledzy, ale o nich mniejsza.
Tak więc wracając... Wykładam się na kanapie, biorę chrupkę paprykową do ust, a tam kurde Amman na ekranie macha sobie nogą. Tak wysoko, że chyba chciał jakąś chmurę za zasłonięcie Jego Wysokości słońca ukarać. A chyba na obiekty sportowe nie wnosi się niebezpiecznych przedmiotów, więc tłuczek został za bramą. (Ha, już wiem czemu tak te konkursy lubicie- chwila bezpieczeństwa).
W każdym razie wyplułam ten fast food na moją przyszłą teściową.
Która mnie nie znosi, gdyż podobno sprowadzam jej syneczka na złą drogę.
No, tyle w temacie.
Szef niezawodnie dba o moją sylwetkę. Widać objął mnie programem ochrony dietetycznej.
Podziękuj mu;p
Aaa, jeden z Polaków rozgromił stawkę. Ejj, to czasem nie byłeś ty?
Odezwij się, bo zacznę się martwić, że Dawid Cię utopił w umywalce.
Maggy
                       ~~~***~~~

Mag<3
Tak, mieliśmy tu nieźle makabryczne zamieszanie.
Ale to Stoch zdobył złoto. Nie ja.
Znaczy się on jest spoko, żeby nie było, bo zazdrość to bardzo niskie uczucie, godne ludzi słabych i niesamodzielnych. Ale ...
No, zostałem marnym tłem noszącym mistrza na rękach. Widziałaś mnie co? On machał nartami, a ja go trzymałem z takim dziwnym gościem, który ma napisane na nartach, że ma luz w dupie.
(więc sorry, jak ma luz to równie dobrze może mieć tam mnie.
A ja nie przyjaźnię się z ludźmi mającymi mnie w dupie.)
Przechodząc do gorszych przeżyć...

Ostatnią noc spędziliśmy na balkonie. W przeciwieństwie do tamtej z sauny było urokliwie i względnie spokojnie. Może dlatego, iż chłopcy zdecydowali się zaopatrzyć w sporych rozmiarów butelkę, dzięki czemu (zamiast wyć) spokojnie gawędzili na temat hurtowni warzyw, którą podobno chcą otworzyć po zakończeniu kariery.
Może będą tam papryki, co?
(Nawiasem mówiąc nadal mam coś do papryk.
Nienawidzę ich. A przeczytałem w gazecie, że jak na prawdę coś olewamy, to jest to nam obojętne. Nienawiść natomiast stanowi więź...
Pięknie... Więź z czerwoną, ostro-słodką papką. Może to dlatego wciąż nie wygrałem zawodów?
Chciałbym znaleźć jakiś powód.
Przynajmniej się domyślać.
Hm..............
A tak w ogóle to wiesz, że ja Ci tych "Trenów za papryką" sprzed lat nie skończyłem?
Bo ja jej po dwóch dniach już nie żałowałem wcale a wcale.
Głupia się podłożyła, jakby swoją czerwonością chciała mi powiedzieć:
"Nigdy nie wleziesz na podium idioto".
No to oberwała.
A mnie się to tak bardzo spodobało, że dwa tygodnie później idąc przez takie przejście podziemne, w którym sprzedają kwiatki, zobaczyłem stragan z napisem "Owocek".
I chciałem znowu zniszczyć jakąś paprykę.
Bardzo, bardzo, z całego serca...
Pech chciał, że były zasłonięte stertą skrzynek.
Więc zachowałem się w najprostszy możliwy sposób.
Ze wszystkich sił odbiłem się od ziemi i wskoczyłem na tą stertę.
Tylko w cholerę bym nie przypuszczał, że tam całe kilogramy gruszek były...
Stałem zdezorientowany w tym żółto-białym soku i stwierdziłem, że od tego dnia będę jadł tylko mięso.
Żadnej ckliwości i rozczulania.
Żadnych warzyw i owoców.
Wytrzymałem dwa lata.

Ale ja Ci wcale nie mówię tego dla śmiechu. Bo popatrz, wtedy potrafiłem.
Zniszczyć gruszki, by otworzyć sobie drogę do papryki.
A teraz, co? Siedzę sam z bandą dziwaków, którzy trzymają w łapach moje marzenie.
I ich nie usuwam.
Nie umiem.
Cholera jasna.

Wracając na ten balkon.
Andreas, któremu nikt nie dał alkoholu siedział na posadzce i świecił z upodobaniem latarką w niebo, co z pozoru wydawało się zupełnie nieszkodliwe.
Gdy nastał świt wszyscy nagle zniknęli.
Nawet sobie nie wyobrażasz jak miło jest obudzić się w pustym pokoju, w którym nic nie buczy, nie świszczy i nie piszczy.
No najwyżej mucha, nieprawdaż?
Ale żyjąc z Wellingerem bardzo polubiłem muchy i już żadnej nie ciapnę.
Usiadłem na łóżku, aby korzystając z braku maleństwa rozpocząć gimnastykę poranną aż tu...
Na mojej kołdrze leżała dość zmięta i powiedzmy sobie szczerze bardzo śmierdząca paczka.
Myśląc, że to bomba, którą jak najszybciej chciałem wyrzucić przez okno, otwarłem ją.
Zawartość była żałosna. Resztki jakiś ciastek, które chyba mogły mieć z miesiąc i koperta i liścikiem:
"Mój drogi, dziękuję Ci za ten cudowny pomysł. Śpiewam sobie pod mostem, jestem szczęśliwy i nawet przez trzy dni jednego rubla zarobiłem! (Choć wpadł do rzeki, ale trudno, kupię maskę płetwonurka i go uratuję). W nagrodę ja też zadbałem o przyjemny dzień dla Ciebie. Zobaczyszsz co wymyśliłem. A narazie masz tu pięć pysznych pączków, które kupiłem przed wyjazdem z Polski do Willingen.
Zjedz sobie."
I uważaj bo będzie najbardziej oburzające...
"Twój najlepszy przyjaciel Dawid".

To było gorsze niż bomba.
Ale postąpiłem dokładnie tak samo jakbym postąpił z nią.
A potem się ubrałem i kpiąc z Kubackiego chciałem zejść na śniadanie.
Z tym, iż kłopoty zaczęły się już przy wejściu na stołówkę.
Wpadły na mnie te półgłówki, celując w twarz makaronem i krzycząc "wszystkiego najlepszego".
Na boku, zniszczyli mi kolejne spodnie, których zakup był przeogromną okazją.
-Yyy, co to za szopka?- zapytałem wprost.
-No jak to? Dawid nam wszystko powiedział, zaczynamy świętowanie twoich urodzin!
-Wy kretyni! Ja mam urodziny w czerwcu. I nie życzę sobie, aby którykolwiek z was je obchodził, jasne?
-Ale my mamy cały dwudniowy plan- udarł się Wank- jutro o 6.30 przedstawienie z maskami.
(To ostatnie słowo patrząc na ich twarze bardzo mi się spodobało).
-Ok- warknąłem- ale ta pomyłka tak czy siak nie usprawiedliwia faktu, że rzucacie we mnie tłustą, naolejoną skrobą.
-To są girlandy- "wytłumaczył" wielkolud- znaczy się chcieliśmy użyć prawdziwej petardy jak na sylwestra, ale nie mogliśmy kupić, chyba wybaczysz?
-Chcieliście mnie rozsadzić petardą?
-Oj tam, zdarzają się wypadki przy pracy. Ale popatrz jak my Cię kochamy, jak się postaraliśmy.
Rozglądnąłem się po jadalni. Wszędzie wisiał makaron oraz pokolorowane wstęgi papieru toaletowego i chusteczek do nosa.
(Wiem, częstotliwość użycia tych przedmiotów w moim świecie robi się już monotonna). Było cholernie kolorowo.
Nawet tłuczek Simona wyglądał mniej groźnie z trzonem owiniętym w bibułę i dużą kokardką na części ubijającej.
Wyglądał... Zanim go nie usłyszeliśmy.
-Chwileczkę- mruknął jego właściciel- mówicie o ścisłym harmonogramie, a ja przypomnę, iż MOJA przedmowa ku solenizantowi, miała się zacząć już dwie minuty temu. Wszelkie próby przerwania jej poniosą za sobą nieprzejednanie ciężkie konsekwencje. Zaczynamy... Wellingerze, co ty za przeproszeniem znowu odpieprzasz?
Pieszczoszek przyciskał do piersi soczek marchewkowy i głośno płakał.
-Bo ja zrobiłem coś strasznie okropnego...
-Hm... Żadna to nowość dziecko drogie, lecz majestat Simona Ammanna...
-Ja świeciłem latarką z Marsjanek w niebo!
-Słucham? Czym?
-No w witaminach dla przedszkolaków, są takie fajne dodatki- wytłumaczył Tom.
-Ale co w tym złego?- nie rozumiał Wank.
-Na niebie był samolot- pisnął Andi- i co jak to światło oślepiło pilota? Jeszcze pójdę do więzienia za katastrofę lotniczą?
-Faktycznie jasność laserowa- wtrącił się Richie.
-A może to nie był samolot tylko UFO- myślał dalej Norweg- zobaczyło napis Marsjanki to chciało wylądować. I wtedy dobrze byś zrobił bo UFO jest parszywie niebezpieczne.
Szwajcar stanął po tych słowach na granicy wytrzymałości, tłukąc gdzie tylko się dało.
-Andreas! Tego świecidełka to nikt by z 5-ciu metrów nie zobaczył!
-A ten samolot leciał wyżej niż pięć metrów?- spytało z nadzieją niemowlę.
Szef spojrzał na mnie z oburzeniem:
-Jak ty przygowujesz tego chłopaka do matury, co? Koniec tematu, a ty jak masz moralniaka to weź telefon, zadzwoń na pierwsze, lepsze lotnisko i przeproś.
-Ale mogę powiedzieć, że to przez kosmitów?
Ammann nie udzielił odpowiedzi. Zamiast tego tłuczek poinformował nas, iż zaczyna przemawiać.
-Począwszy od sprawy samych urodzin, muszę zaznaczyć wyraźnie, że żadna pomyłka nie zaszła. Twoja matka mogła Cię wydać na świat kiedy tylko zechciała. Ale ja, zdecydowałem, że dzień świętowania twojego narodzenia będzie dzisiaj. I koniec.
Zmieniając temat, aby zmotywować brać skoczkowska do poprawy swojego zachowania i udoskonalenia kultury osobistej, chciałem przypomnieć o dwóch ogłoszonych już przeze mnie projektach.
Pierwszy z nich to quiz wiedzy o Simonie Ammannie. Z Internetu możecie ściągnąć mój życiorys. Zawody będą złożone z części pisemnej i ustnej. Nagrodą dla zwycięzcy ustanawiam mój autograf ze zdjęciem i dedykacją.
Druga sprawa natomiast jest znacznie mniej przyjemna. Jestem zmuszony zarządzić demokratyczne wybory na najbardziej niemiłego skoczka narciarskiego. Słucham Tomie?
-Ja zgłaszam kandydaturę Mackenziego Boyd-Clowsa!
-Przepraszam?
-Ja popieram- dodał Atle.
-Naprawdę- zdziwił się Hildziak- nigdy nie byliśmy aż tak zdolni.
-Bo wiesz... Jak ta kandydatura upadnie to ja Cię znam. Ty wtedy oddasz głos na mnie. I... Jeszcze wygram, nie daj Boże.
-Roensen? Ty wiesz, że ja myślałem o tym samym? Trzeba mu przygotować kampanię wyborczą.
-Cicho! Skoczek, który zdobędzie najwięcej głosów podlega srogim sankcjom. Przykładowo dwutygodniowy zakaz rozmowy z Simonem Ammannem, nakaz podchodzenia do Simona Ammanna na mniej niż kilometr, zakaz prania firanek Simonowi Ammannowi.
-Ejjj Atle- mruknął Tom- ja chyba jednak zagłosuję na siebie, wiesz?
-Co? Ty pajacu, miałeś głosować na mnie...
Wszyscy zaczęli ryczeć i wyć, a na domiar złego wrócił Andreas, piszcząc, że żadne lotnisko nie chce odebrać jego telefonu.
Simon natomiast zaczął się szykować do złożenia mi życzeń.
Powiedział nawet, że mogę dotknąć kokardki na jego tłuczku.
Ale powiedzmy sobie szczerze miał przy tym taką minę, że na prawdę myślałem sobie, iż mi wyzna, że jesteś Janem Maturą.
Albo Romanem Koudelką.
Ogólnie jak się zacząłem obawiać to o Koudelce pomyślałem pierwszym.
Ale no kurde nie wyobrażam sobie abyś chodziła z otwartą gębą.
W ogóle ty przecież masz chyba twarz, a nie gębę.
A raczej na pewno.
Więc mogę drżeć wyłącznie, że jesteś Maturą.
Ok.
Przepraszam.
Koniec pieprzenia.

Przechodząc do najgorszych numerów w programie, Simi łaskawie zezwolił na krótką przerwę, podczas, której chętni mogliby mi wręczyć prezenty.
(A- czego chyba jeszcze o mnie nie wiesz- nie ma zjawiska, które wkurwia mnie bardziej od dostawania prezentów. Jak czegoś chcę to pójdę to kupić, a ludzie niech się odwalą z uszczęśliwianiem na siłę).
Ale powiedz coś nienormalnym.
Zaczęło się od nieszczęsnego Welliśka. Przylazł mi z tandetną torebką zawierającą w sobie ręcznik... I kapcie.
Nie powiem sam ręcznik bym przyjął, bo jeszcze cudem był bez żadnych misi, ptaszków i kwiatuszków, ale buty? Powiedziałem sobie, bose stopy, aż PŚ nie wygram. A tu ta mała, niemiecka weszka mi światopogląd rozwala.
Musiałem go zwyzywać od idiotów.
I nawet to zrobiłem.
Płakał, że słyszał jak marudzę o takich cieplutkich, milutkich przez sen i on chciał dobrze, a znowu kogoś obraził. I że tak na serio to ja go nie lubię.
No, służy mu moje towarzystwo. Zaczyna wyciągać rzeczowe wnioski.
Rzuciłem tymi kapciami na ziemię.

-Teraz mój prezent- udarł się Severin- bo ja jestem najlepszy i mam aż dwa!
Cholera, wyznam Ci myślałem z całym spokojem, że to będą gąbka i płyn do kąpieli.
Ale Wank musi niestety zmienić swoją rozprawkę. Ten psychol jest jednak pomysłowy...
W tekturowym pudełku znajdowała się cała misterna konstrukcja zbudowana z welliśkowych rurek do picia soczków (praktyczne, gdyż gdy młody pije z kubka, zawsze trzeba biegać ze ścierą).
-Freund?
-Nie musisz mi nawet dziękować. Ciężko pracowałem przez tydzień, ale chciałem Ci dać tą radość.
-Ale... Powiedz mi proszę co to jest?
-Jak to?- fuknął- nie widać? Aparacik na zęby, a co ty sobie myślisz. Nie ogarnąłeś, że masz krzywe? Powinien być dobry, bo mierzyłem na sobie i wchodzi do ust na luzie.
Serio, myślałem, że zwymiotuję...
-Wyrówna Ci zgryz, a jak jeszcze przyjdzie druga część mojego daru to będziesz wyglądał jak bóstwo chłopie. Tylko nie jak Andreas w saunie, a na serio.
Bezradnie podziękowałem.
Martwi mnie, że momentami mój, cięty, pełen pogardy język nie ma już najmniejszej siły woli.
Nie mówiąc już o przebiciu...

Dalej było już tylko gorzej.
Diethart kupił mi ogromny plakat o (jakże interesującym) tytule: "Rodzaje kur ozdobnych".
Objaśnił, iż każdy człowiek szanujący się musi kochać jakieś zwierzę. A skoro gatunek najwyższy zarezerwował już sobie on sam to stwierdził, iż drób może być dla mnie bardzo przyjemny.
I podobno się z nim dogadam...

Niedbale rozwalałem kolejne zawiniątka, ale przy Wankim musiałem się zatrzymać.
Chlopaczyna dała mi jakąś dziwaczną książeczkę: "Zabytki architektury drewnianej na terytorium Białorusi". Wszyscy zaczęli wytężać nieistniejące umysły, bo przyznasz, że nie łatwo znaleźć jakiekolwiek, nawet najdebilniejsze odniesienie tego tematu do mojej osoby.
Rysiek stwierdził, że wielkolud chce wziąć ten swój bajkowy ślub na Białorusi.
To by się zresztą było całkiem logiczne, bo przecież widzisz jak ludzie kochają obarczać mnie winą za swoje durne decyzje.
Jednak Andreas zaraz zaprotestował i podał wyjaśnienie, które spodobało mi się najbardziej ze wszystkich elementów tego przeklętego dnia: kupił to bo musi oszczędzać.
No, to rozumiem.
A Freitag niech sam jedzie na Białoruś.
Jest nadzieja, że nie wydadzą mu zgody na powrót.

Grupka innych biedniejszych skoczków złożyła się na jakieś DVD z instrukcjami jak podrywać kobiety.
Nawet bym to przebolał z pogardą na twarzy, ale Hilde musiał oczywiście nagle wstać i zacząć machać łapami.
-Ja Cię za nich błagam o wybaczenie. Ja protestowałem przeciwko temu pomysłowi. Bo ja szanuję ludzką odmienność.
-Mógłbyś minimalnie jaśniej?
-No bo wszyscy jedzą chleb. Ale gdyby ktoś na przykład jadł mydło to ja się nie obrażę. Serio można kochać co się chce, może oprócz Roensena. Tolerancja to się nazywa.
-Tom chce Cię spytać czy nie jesteś czasem homo...- zaczął Freitag.
-Rysiu! Chciałem mu to wytłumaczyć trochę delikatniej, mniej brutalnie...
Skończyło się na rękoczynach
Mag, ja mam dość.
Taki Kubacki Osioł to nawet mi to w studiu telewizyjnym zasugerował.
A przecież ja po prostu szukam kobiety idealnej. Bez wad, niezdolnej do płaczu (bo ja nie umiem pocieszać) i takiej która wychowa ciche, kulturalne, niewellingerowate dzieci, jak już kiedyś się takowe pojawią.
A takiej nie ma.
Więc to jest SAMOTNOŚĆ Z WYBORU.
(Tak na boku ty chyba też powinnaś być sama, bo to nie jest moja sprawa ale Ci ten szanowny związek nie służy).
Wracając w tym momencie otworzyły się drzwi.
Stała w nich jakaś dziewczyna, na oko w wieku dwudziestu kilku lat, z promiennym uśmiechem i małą siateczką w ręku.
Sala umilkła.
-Ooo, no druga część mojego prezentu wreszcie przyszła- ucieszył się Sevcio.
-Ejjj- Richie błyskawicznie zszedł z Toma, na którym siedział waląc go, (z prędkością godną komara pięściami)- Freund, mi na urodziny tylko skarpetki kupiłeś. A to ja jestem z tobą w zespole, nie on.
Przybyszka zignorowała go. Podeszła natomiast do mnie, wzięła mnie za rękę i bacznie się jej przyglądając oświadczyła łamaną angielszczyzną, iż pan Freund już jej wszystko wyjaśnił i możemy przejść na górę.
Oniemiałem i oczywiście natychmiast się jej wyrwałem.
Freitag zauważył to w mgnieniu oka i zaraz zaproponował, że jak ja nie chcę to on z przyjemnością przejmie prezent.
-Od kiedy ty dbasz o detale urody?- zdziwił się Freund.
Nie doczekał się jednak odpowiedzi, niemiecki playboy wybiegł z pomieszczenia, wręcz szarpiąc za sobą biedną kobietę.
Wybuchło piekło.
Simi biegał za Severinem z tłuczkiem, głosząc jednocześnie kazanie na temat utraconej moralności i odrzuconej cnoty.
Przerwał im dopiero sam Richard.
Wrócił zdecydowanie zbyt szybko głośno krzycząc:
-Ona mnie pokaleczyła obcinaczką do paznokci! Macała mi dłonie!
-A co?- Freund zatrzymał się wyrywając przewodniczącemu rady jego atrybut i wrzucając go w makaron- jak chciałeś żeby zaczęła od stóp to mogłeś jej powiedzieć.
-Jakie stopy? Czy w tej Rosji niczego nie potrafią zrobić normalnie?
-A co może robić manicurzystka poza stopami i dłońmi? Rosną Ci paznokcie na brzuchu pajacu?
-To... To była kosmetyczka? Boże, to już chyba rozumiem do cholery dlaczego dała mi w twarz... Ludzie, wywalcie stąd Ammanna i wnieście jakiś alkohol...
W tym momencie poczułem, że przeżywam na prawdę wyjątkowy dzień.
Nieczęsto widzi się Rysiunia z miną zbitego psa. A to jest bardzo, ale to bardzo rozkoszny widok.

Maggy, za czyje winy ja płacę życiem z nimi.
Bo przecież za odpokutowanie moich własnych wystarczyłoby jedno spojrzenie na Pieszczoszka.
Trzymaj się<3
PS. Mag, jaka teściowa? Ty chyba nie chcesz wyjść za tego gościa. To byłby kiepski pomysł.
Serio.
_____________________________________

Jeszcze dwa tygodnie męczarni Skarby;)
Potem wracam do regularnego pisania i obecności w blogosferze. Zresztą przypuszczam, że większość z was ma to samo, więc nie trzeba tłumaczyć.
Przepraszam za błędy, poprawię je wieczorem.
A teraz muszę się dostać na lotnisko
;) Co przy komunikacji miejskiej nie będzie takie proste.

piątek, 28 marca 2014

Dzień 3. Między słowami

Skoczek<3
No więc twoja Mag, jest chyba twoją ofiarą, wiesz?
Ja czasem sobie myślę, czy dostałam adres do sportowca, czy do powieściopisarza, który chce recenzji dla swoich pomysłów.
Boże... Oni wszyscy istnieją...?
Kiedyś mnie to zabije:p
Samo poczucie.
Dziś w nocy śniło mi się, że otwieram drzwi do mieszkania, a tu wchodzi Ammann i rozwala talerze swoim tłuczkiem, pytając czy tu mieszkają jakieś świnie.
A potem rzuca we mnie kaktusem!
Normalnie dostanę traumy, wiesz? I to ja Ci tu zacznę marudzić, a nie słuchać, kto wpadł do toalety.
Żeby o jakiś wariatach, w środku nocy myśleć.
A tak na serio kocham was co do marnej sztuki.
I ferie wreszcie mam, więc mogę dostawać głupawki do woli.
Maggy
P.S. Chyba wpisze sobie na wujku Google, hasło "Simon Ammann", albo "Dawid Kubacki". Mam się szykować na wielkie wstrząsy, czy tylko takie małe?
PS2: Jesteś już na Igrzyskach?
                    ~~~***~~~
Mag,
no więc kurde, ja tak dłużej nie potrafię żyć.
Zginę i dowiesz się jak się nazywam z mojego nekrologu.
Bo jestem już w Soczi.
I wiesz co?
Mogę Ci odpisać dopiero teraz, kiedy noc ciemna zapadła i ruski zegarek wskazuje czwartą (chyba, że jest zepsuty).
Serio, nie mam nawet czasu tlenem pooddychać.
(Zresztą gdybym chciał helem, czy dwutlenkiem węgla, to też bym nie miał).
Wracając...
Wszedłem do pokoju i ledwie drzwi balkonowe otworzyłem, żeby się przewietrzyć, a Wellinger już zdążył wytrzeć się w mój ręcznik.
Ulubiony.
W niebiesko-białe paski.
Kupiłem go na pamiątkę, dwa dni po tym jak zdobyłem pierwsze punkty PŚ, była promocja w H&M na Krupówkach, więc się opłacało.
(Nie, żebym był sentymentalny, po prostu potrzebowałem bodźca).
Aaa, i przysięgłem sobie, że jak wygram całe zawody to dołożę kapcie do kompletu.
Jestem słownym człowiekiem i do dziś chodzę po mieszkaniu boso.
Cholera jasna...
Tak więc, wdycham zakurzone, rosyjskie powietrze, no i słyszę pisk z łazienki.
-Ejj, przyniesiesz mi moją piżamkę.
Tą z taką dziwną kokardką, która nie wiem skąd się wzięła i owieczkami.
-Co się mówi Andreas?- wysyczałem.
-Proszę, dziękuję i przepraszam-odpowiedziało wyuczone dziecko, któremu Simi (raz się przydając) podarował pod choinkę książkę "Dobre Obyczaje"- i jeszcze "dobranoc", plus "smacznego".
No więc w nagrodę za przyzwoite sprawowanie, musiałem do pomieszczenia wrócić i szukać pieszczoszkowatej różowej walizeczki.
Problem, że owszem znalazłem oliwkę dla niemowląt Dawida, a także pudełko ze szczoteczki do zębów Severina i aparacik ortodontyczny Koflera (co to robi w mojej sypialni?).
Ale bagażu maleństwa jak nie było tak nie ma.
Więc się na niego wydarłem, po czym ruszyłem po wiosce skoczków na poszukiwania.
Wróciłem z Ammannem, który ostatnio założył Biuro Rzeczy Znalezionych i z zadowoleniem przygotowywał się do spisania protokołu o kradzieży.
Ale wchodzimy sobie, a ten szczeniak, kurde...
Biegał po pokoju płacząc, owinięty w dywanik łazienkowy i z moim ręcznikiem na łbie.
A Szefunio oczywiście zamiast tym ostatnim zajął się walizką!
Po godzinnej aferze i szczegółowym dochodzeniu, ogłosił iż Wellinger nie umie skorzystać z lotniska i majątek jego życia poleciał do Pekinu.
-To jest gdzieś w... Azji?
-Tak, brawo- mruknął Ammann-I błagam przestań beczeć, bo jeszcze twoim ciuchom będziemy pogrzeby wyprawiać.
-Buuu. Nie śniły mi się w niej koszmary. A teraz jest już tak daleko!
-Załóżmy, że aż tak, że chodzi w niej prosie Dietharta- mowa pogrzebowa jak widać nie zamierzała dobiec końca- czyli znajduje się w w wymiarze, do którego nie masz dostępu.
-Ale koszmar...
-Jaki?
-Na przykład taki, że... Że...
-Jąkanie się jest zabronione, w Paragrafie VI Kodeksu Simona Ammanna, dotyczącym kontaktów obywateli skoczni z Simonem Ammanem!
Welli wziął głęboki oddech:
-Że Sevcio jest kobietą.
Przewodniczący zgromadzenia opadł na moją podłogę, z miną człowieka rozbitego.
-O cholera- wykrzyknął (choć chyba dobre obyczaje tego zabraniają), po czym chwycił mnie za rękę- ja, wielki myśliciel narciarstwa klasycznego, nie wiem. co powiedzieć. Zarządzam powołanie Komisji Specjalnej Do Zbadania Spraw Tożsamości Severina Freunda...
Jako jej dowódcę zapiszę...
Już wybałuszył na mnie gały, ale na całe szczęście do środka wleźli Wank i Freitagiem.
-Cześć Welliś, stęskniliśmy się za tobą.
No cholera, zrzucają człowiekowi niemowlątko na głowę. I ok, już przywykłem. A nawet wyznam Ci, że Andreasek jest czasem spoko, nawet na zakupy, na luzie można z nim iść.  Ale ich nachalnych, alkoholicznych odwiedzin już sobie nie życzę.
Wchodzą i rzucają paczki po chrupkach na podłogę.
I jeszcze o smaku bekonu.
A wiesz co? Mają tu takie stereotypy, że to Niemcy są czyścioszkami, a Polacy syf robią.
Pomińmy.
Ammann się wydarł i spytał Wanka czy on wie co to jest klamka?
-Yyyy- wielkolud musiał ogarnąć co dzieje się w około- takie coś co się wyrywa, jak chce się kogoś zamknąć w łazience.
-Dokladnie...- grubas wyjął długopis- wobec nagłej zmiany okoliczności Wanku, to ty napiszesz mi na jutro rozprawkę, pod tytułem "Typologia i sekrety wewnętrzne Severina Freunda". Przedstawisz nam ją na posiedzeniu rady i koniec dyskusji. Wellingerze, co było w tym bagażu poza piżamą?
-Nooo, wszystkie moje ubrania?
-Jak to wszystkie?
-Została tylko ta przepocona koszulka, którą mam na sobie i sweterek!
-O, czyli coś masz?
-Ona jest cała mokra- wydukał Andi- możesz sobie dotknąć na dowód.
-Wielkodusznie zdecyduję się uwierzyć Ci na słowo.
-Ale ja nie mam skarpetek. I tylko jedna para bokserek mi została.
-To będziesz ją prał, albo skoro nie umiesz to niania Ci wypierze.
Słyszałaś?
Mnie, człowieka, który już prawie posiada wykształcenie wyższe, nazwać niańką.
Głupi szwajcarski ogórek!
Albo Stalin.
(Bo skoro w Rosji jesteśmy to dyktator musi być Stalinem dla odmiany.)
-Ale...- płakał tym czasem Welli- jeszcze zdobędziemy złoto w drużynie z chłopakami.
-A zdobywajcie sobie, mogę nawet wyrazić zgodę, ale co to ma do twoich majtek?
-No, że ten... Pójdziemy świętować, a ja będę miał pod spodniami bokserki z krokodylkiem? Nikt mnie nie potraktuje poważnie.
-I słusznie ten "nikt" zrobi. A więc uzupełniając, zaginęły bokserki bez krokodylka... Coś jeszcze?
-Mój pamiętniczek, bez którego nie mogę żyć, buuuuu. Mam tam zapisane daty różnych przełomowych wydarzeń z mojego życia. Co kiedy robiłem po raz pierwszy i w ogóle.
-Trzydziesty listopada- szepnął wspierająco Freitag- i to było w Kussamo, gdybyś zapomniał.
-No widzisz, Rysiu ma niekończące się źródła wiedzy- podsumowałem (aby wszyscy wyszli).
Tymczasem Ammann zganił nas za niemoralność.
-W wieku osiemnastu lat, to ja najwyżej w chińczyka z kolegami grałem. A wy mi chcecie oznajmić, że to dziecko... Co to za demoralizacja? Jak ty się nim zajmujesz?
(Matko... Czy jest lepszy przykład komunisty, niż ten facet? )
Welli ryczał już tak głośno, że zastanawiałem się, w którym momencie przyjdzie ochrona.
-I co? Wstyd Ci teraz. Ale nie! Ja Ci nie wybaczę... Jestem zmasakrowany w sposób makabryczny.
Welliś przybrał zdziwioną minkę, a jego twarzyczka nieco szczerwieniała.
-Mi nie chodziło o to o czym mówi Richard. Ja po prostu zapomniałem daty dnia, w którym odstawiłem smoczek... Wiem tylko, że to było w dwutysięcznym pierwszym...
Spojrzał błagalnie na Simona.
Simon na Freitaga.
A Freitag na Wanka.
Jako, że nikt jednak nie zanotował tego (jakże zmieniającego losy świata) wydarzenia, szybko nagadałem im, że dwudziesty czwarty grudnia.
Jest szansa, że zapamiętają...
Wellinger zaczął mi opowiadać szczegóły swojego pobytu w Kussamo.
(Będę kulturalniejszy od niego i przynajmniej tobie oszczędzę.)
Potem przylazł Dawidek...
Cholera, przypomniałem sobie, że on też z nami mieszka.
Zaczęło się więc gadanie kto śpi na podłodzę, bo pokój jest dwuosobowy i raczej materace się nie rozmnożą.
-Dobra- wymyśliłem- liczymy do trzech. Kto będzie ostatni, mieszka pod mostem przy Krasnej Polanie. Jeden.
-Yyy, dwa-palnął Andreasek.
-Trzy...
Popatrz, kochana jaki ja mądry jestem!
-Dawidzie, idziesz nad rzekę- podsumowałem- Możesz tam krzyczeć "chrum chrum" i zarabiać na życie.
-Myślisz, że ktoś mi wrzuci?- ucieszył się Kubacki.
Kurcze, jak mało trzeba zrobić, żeby dowartościować człowieka.
Powiedziałem, że z pewnością, że sami przejdziemy zobaczyć i że Rosjanie się tak zachwycą, że zrobią go gwiazdą.
I będzie w parlamencie im występował.
Porwał rolkę od papieru toaletowego, (jako pojemnik na pieniądze) i już go nie było.
    
Gdy wybiła północ wrócili Richie z Wankiem, oraz Severinem i Norwegami.
-Hejjj, mamy genialny pomysł na wieczór.
-No?
-Jako, że nie ma co robić- zaczął Freitag- bo zrobiłem inspekcję hotelu i nie znalazłem żadnej baby w przedziale wiekowym 15- 35, to możemy iść na basen...
-I do sauny- dodał zachwycony Freund- sauna oczyszcza z toksyn.
-A tam będą kobiety?- nie zrozumiał Welliś.
-Idioto! Nie, po prostu uczymy się jakoś pożytkować ciężkie czasy bez nich...
-To ja nie idę...
-Ale wypalą Ci się wszystkie pieprzyki, bo w saunie musi być ogień- wtrącił się Hildziak- i będziesz miał więcej bab od Richarda... Pomyśl jak fajnie, aż będziesz musiał błagać "Freitag, weź z osiem, bo ja nie wytrzymam".
-To ja dam Rysiowi te brzydkie! Ale zaraz... Wypalanie boli?
-Ależ skądże! Ognia nawet nie widać.
-Niewidzialne płomienie, taka magia-uzupełnił Atle.
Proszę jak łatwo można się pozbyć problemów z Andreasem.
Jestem zbyt mało konsekwentny...
W saunie ( jak stwierdził po godzinie Wank) było bardzo ciepło.
Patyczak nawet tego nie zauważył.
Zaraz po wejściu,  gdy tylko zapaliliśmy latarki, wyjął papier kancelaryjny.
-Yyyyy, o co chodzi?
-No, mam napisać rozprawkę o Severinie. Jak tego do jutra nie zrobię, to będę musiał wpłacić całe dwa euro, na fundusz rady. I rozmawiać z Ammannem!
-O Boże, no to faktycznie- dopiero po ostatnim zdaniu wszyscy zrozumieli powagę sytuacji.
Uwierz, znacznie milej jest trafić na dożywocie z największymi bandytami świata, niż na dywanik do Szwajcara...
-Musisz zacząć od rozpisania pojęcia- zaczął Tom.
-Ale jak?
-No w sensie, że Freund to jakieś tam blablabla.
-Czekaj zapisuję... Bla... Bla... Bla... I co dalej?
-Nie półgłówku! Chodziło mi, że "blablabla" to jakieś znaczenie.
-Mam napisać, że Sevcio to jakieś znaczenie? Czyli on jest blablabla, jako rzeczownik?
-Słuchajcie idioci- mruknął Freund- ja przyszedłem wysssać pozytywną energię mięty, a nie akceptować obelgi pod adresem mojej osoby.
-Ok, ok. Więc, Severin to przedmiot...
-Może obiekt?
-Organizm?
-Zwierzę, poruszające się tylko na łapach tylnych...
-Ooo, mam! Tylnołap pierwotny, używający łap przednich wyłącznie do nakładania maseczek kosmetycznych, przystosowany idealnie do życia...
-W glebie?- podsunął Roensen.
-Gdzie? Ty skandynawska-wikingowska poczwaro...
-No nie obrażaj się... Po prostu mi się przypomniało moje zadanie z piątej klasy podstawówki.
-Mam notować?- Andreas był nastawiony tylko na konkrety.
-Siedziałem całą noc... Mieliśmy narysować dżdżownicę i podpisać dzięki czemu może pod ziemią przetrwać...
-I co to ma do Severina?
-Bo się tak postarałem. Wszystkich były takie żałosne pastelowe, czy zbrązowiałe od błota, a moja piękna, pełna nadziei pomarańczowa. Ale- fuknął nosem- dostałem dwójkę, bo głupi babsztyl mi powiedział, że dżdżownica nie ma czółków, skrzydeł i ogona. Ciężki mój żywot... A potem jeszcze poznałem Toma...
-W porządeczku, czyli w skrócie: "Mimo podobieństwa do robaków podziemnych, takich jak na przykład krety, ślimaki, a nawet skorpiony pustynne, Severin Freund ma ogon i czułki."
-I kręgosłup- wtrącił Richie-choć krety też chyba mają, bo jakoś wpadają pod te samochody.
-Boziu- skrzywdził się Hilde- przypomnieliście mi jak miałem trzy latka i przejechałem rowerkiem takiego obrzydliwego ślimaka bez skorupki, takiego lepkiego...
-I co umarł? No czemu się dziwcie, muszę wiedzieć. Praca ma być szczegółowa!
-Już nigdy nie wsiadłem na moją ulubioną zabaweczkę. Musiałem czekać aż dostanę nowy na komunię, bo się brzydziłem.
-"Zamordował rowerem czterokółkowym, pobratyńca Severina". Może skończmy z jego rodowodem i przejdźmy do jakiś cech wewnętrznych, co?
-Dajcie mi dość do głosu- upomniał się temat dzieła- jestem istotą lotów wyższych, elokwentną i ponętną. Mój szósty zmysł rozumu i bardzo wyostrzony smak, pozwalają mi poczuć najmniejszy listek eukaliptusa, w odżywce cytrynowej, co jest zaletą, godną uhonorowania Nagrodą Nobla... Ponadto...
W tym momencie, usłyszeliśmy niemrawe dyszenie i buczenie, z górnej półki sauny.
Cóż, był to ledwie oddychający Pieszczoszek w swoim czerwonym, wełnianym sweterku.
Od pasa w dół ciągle owinięty tym samym dywanikiem łazienkowym.
Wyglądał... Hm, oryginalnie.
-Chłopaki... Już mi ten niewidzialny ogień wypalił wszystkie pieprzyki-wydusił.
Pomieszczenie ryknęło.
-Wellinger- Richard nie mógł zrezygnować z żadnej okazji dowalenia dzieciaczkowi- wszyscy jesteśmy w samych kąpielówkach, a ty w polarku. Wstydzisz się, że masz włosy na brzuchu, czy że ich nie masz?
-Co tam brzuch. Ja wam nie pokażę szyi. Szyja to jest niezwykle intymna strefa mojego ciała...
Zaczął kaszleć, więc uchyliliśmy drzwi i wywlekliśmy go na zewnątrz.
(Potem zostawiliśmy go na kafelkach i domknęliśmy je z powrotem).
-Kurde, straciliśmy ciepło- zirytował się Atle- mogliśmy mu kazać dotknąć tych kamieni (pokazał na ozdobne kamienie rozgrzewające).
Jak się usiądzie na skale, to od razu człowiekowi zimniej.
-Serio?- ucieszył się Wank- to ja tak zrobię, bo mi się po colę iść nie chce.
I kurde włożył w palenisko łapy, mamrocząc, że tam kostki lodu będą...
Możesz sobie chyba wyobrazić jak to się skończyło... Darł się, że chcemy go spalić, żeby nie odkrył czym naprawdę jest Freund, a potem wyskoczył prościutko do basenu.
Dla towarzystwa wrzuciliśmy mu do wody Wellingera, (choć ów ostatni majaczył, że zmoczymy mu wełnę w sweterku, a poza tym on zapomniał od wczoraj jak się pływa).
Norki wlazły już same i nikt ich nie musiał zmuszać, jak to zawsze.
Idealni przyjaciele dla Dawidka, pajace zawodowe, co nie?
Ja zostałem na kafelkach z Richim i Sevem, którzy uparcie próbowali zrozumieć, jakiś świecący, ruski napis na tabliczce.
-Po jaką cholerę, się na to gapicie?-chciałem już serio wziąć mój łazienkowy dywanik i iść spać..
-Bo- wyjaśnił zawodowy, szwabski kobieciarz- to dziadostwo świeci na czerwono, jak szyld w jakimś klubie. Więc może to informacja, że będzie jakaś imprezka na basenie? Organizowana przez hotel dla gości,, taka, na którą nie wypada nie przyjść i do której się żaden, pieprzony pseudo-trener nie doczepi.
-Chłopie, zmień płytę - uciszył go drugi z krzyżackich potomków- ja chcę do wody, a muszę mieć pewność, że basen się samoodkazi po Wellingerze, zanim się zdecyduje. Jeszcze straciłbym gładkość skóry, dla której sprowadziłem krem z Arabii Saudyjskiej...
Zatkałem uszy, aby nie usłyszeć pytania czym jest Arabia Saudyjska...

Po powrocie do pokoju, Andreas suszył sweterek, a ja dla jaj wpisałem sobie ten napis na tłumaczu.
 "Basen w trakcie konserwarcji, ryzyko zakażenia chemikaliami. Proszę pod żadnym pozorem nie korzystać".
Cóż, ciekawe czy na ruskich oddziałach, jest dermatologia?
Buziaczki skarbie, idę spać:*
PS. Welli siedzi na podłodze w łazience i stwierdza właśnie, że jak zostanie anorektykiem to ludzie zaczną go cenić.
                                                                    ~~~***~~~
Skoczek?
Ajajaj, ty znowu o kumplach.
Ale ja Cię rozgryzę mój drogi.
MIĘDZY SŁOWAMI<3
Maggy
PS. Chyba domyślam się kim jesteś^^
                             _______________________________________________________
przepraszam:/

sobota, 8 marca 2014

Dzień 2. Wszystko bywa niebezpieczne.

                                          Czekałyście, byłyście, pytałyście. Jesteście niezastąpione^^
                             Madziu,  wzmianka o pewnej części części garderoby specjalnie dla Ciebie.
                                      Wybacz, jeżeli znowu pomyliłam kolor, może już daltonizm się zaczyna?

Kochany<3
Jak ja już zaczynam do Ciebie słodko mówić, jeżeli istnieje, w ogóle takie słowo.
Może rozpocznę od prosiaczka. Kurczę...Ten jego pan. Kolejny sympatyczny gościu pośród twoich kumpli, chyba zaraz wsiądę w samolot i jadę z wami zamieszkać. ( Oj tam, najwyżej Ammann napisze dekret o deportacji). 
Niestety, tak się obawiam, że Polska ze swojej wódki jest sławna na cały świat. To znaczy ja się nie obawiam, ja to wiem... I z nie jednym dorosłym chłopem jest tragicznie po zatruciu. A co dopiero z kruchym zwierzaczkiem.
Tak czy siak, nie śmiej się z Didla, raczej przykład weź. Broń Boże dosłownie, ale popatrz... On ulokował gdzieś swoje uczucia. Jasne zrobił to trochę absurdalne, lecz kiedyś to przełoży na troskę o innych ludzi, wiesz? Znajdzie sobie dziewczynę i te sprawy.
Każdy ma w sobie pokłady miłości, która pragnie pokazać się światu, zrobić coś dobrego. A mam wrażenie, że twoja lata gdzieś w powietrzu, jak ty na swoich nartach. To jest bardzo męczące, niewygodne... I cholernie krótkotrwałe.
Widziałeś kiedyś ptaka?
Głupie pytanie.
No i ptak lata, ale codzień rano musi usiąść na jakiejś gałązce, wiesz?
I zacząć śpiewać.
Dla innych.
No dlatego wszyscy myślą, że jesteś nieczuły...
Tak przypuszczam, bo jak mówię psychologiem nie jestem.
Maggy.
PS1: Zaopiekuj się Pieszczoszkiem. Jak zostaniesz ojcem, to będziesz Simona po stopach całował, że wybrał akurat Ciebie. Ejjj... Może pan Tłuczek-do-mięcha ma jednak mózg?
PS2: Pytanie debilne, ale durno mi podejść z tym do moich kumpli... No więc jako facet, powiedz szczerze... Co robią chłopcy jak wychodzą w nocy wystrojeni i mówią, że ktoś im zachorował? Bo ja mam różne dziwne myśli...
PS3: Kochanego idiotę mi pozdrów.
M.
                     ~~~***~~~
Maggiś,
zdrabniam Cię tak po polsku, jak to niektóre tu u nas lubią.
Przynajmniej tak pisze w Internecie, na portalu randkowym.
Wszedłem kiedyś, wiesz?
Nawet cholera, wypełniłem część formularza.
Taa, desperacja totalna.
Tyle, że zrezygnowałem przy pytaniu: "co zrobisz gdy twoja partnerka zaserwuje Ci kleik ryżowy".
No bo kurde, to się liczy dla kobiet?
Pytasz się swojego faceta czy jada kaszkę manną w rosole?
Mnie irytują drobiazgi...
Już wytrzymam jakieś ankiety o szczegółach życia erotycznego.
Ale o jedzeniu nie wytrzymam.
Przykro mi...
I nie mów proszę, że ja ojcem będę. Lubię dzieci, ale cudze, słodkie i w odpowiednich dawkach.
Nie nadaję się, prędzej już Richie się zajmie tymi sprawami niż ja.
Ja się nie zakocham.
Sorry, nie potrafię.
Będę pusty jak lodówka po wizycie Ammana:(

A teraz tak do rzeczy.
Słuchaj, ja Ci chyba wbrew zasadom wyślę moje zdjęcie...
Napiszesz mi szczerze czy wyglądam na nazistę? Albo na jednonocny umilacz czasu?
Bo poszedłem wczoraj w andreaskowym wdzianku i moich pięknych, czarnych okularkach do tej apteki. Kupiłem jakiś syropek od czwartego miesiąca życia, więc Welliś się zaliczy, (chyba, że chodzi o stopień rozwoju umysłowego). Mało... Wydałem trzy euro, własne i prywatne, rozumiesz to?
I jeszcze musiałem głupiej farmaceutce przypominać, żeby mi paragon dała.
Będzie mi Ammann oddawał, nie każdemu pieniądze lecą z niebios, jak jemu.
No i wychodzę. Nagle rzuca się na mnie jakaś, podpita panienka.
Ładna, nie powiem, ale ja nie uznaję kobiet nawalonych.
Nawalić to się mogą stworzenia pokroju Kubackiego i świni Dietharta. Jednym słowem takie, którym alkohol nie zaszkodzi, bo alkohol szkodzi mózgowi.
Dziewczyna ma być trzeźwa i wiedzieć co się dzieje.
Bez wyjątku.

Powiedziała, że mam słodką kurteczkę, a ona ma wolny pokój.
Po czym...
Splamiła moją godność, honor i cześć.
W aptece.
Nie, nie tym co pewnie myślisz.
Gorzej...
Znacznie gorzej...
Powiedziała do mnie Richard!!!
Rozumiesz? Wpływ używek, szwabska kurteczka i czarne szyby na oczach wystarczyły, żeby zrobić że mnie puszczalskiego Niemca z alkomatem w gałach.
Czemu z alkomatem? No, on Ci na odległość wyczuje gdzie ktoś już nie ogarnia. (Problem, że dotyczy to tylko płci pięknej w klubach nocnych. Bo jak przed Wellim ktoś wódki nie schowa i mały o drugiej nad ranem ślizga się na czworakach po podłodze i drze się, że robi wyprawę na biegun południowy, to Rysiunio smacznie chrapie).
Tak czy siak, wracałem do hotelu ze łzami w kącikach oczu. Bo po pierwsze, pomyślałem sobie, że może mi się zaczynają dołeczki w policzkach robić i stąd ta pomyłka.
Nienawidzę dołeczków! Kojarzą mi się z tą wielką przestrzenią, którą ma Dawidek w ustach, pomiędzy górną jedynką, a protezą dwójki, (którą sobie wybił waląc łbem o umywalkę).
I mi się takie mają zacząć na twarzy robić.
Brrrrrrrr. Chyba pożyczę od Severina waciki kosmetyczne, pokoloruję taką brzoskwiniową pastelą, żeby były w kolorze skóry i sobie nakleję.
Z daleka nie będzie widać.
Nikt już ze mnie Freitaga nie zrobi.
To jest poważne oskarżenie!
I groźba karalna.
Wszedłem do pokoju i opieprzyłem Andreasa, iż mi nie powiedział, że Rysiek nosi identyczną kurtkę jak on. Ten mi zaczął buczeć i przepraszać, że nawet Kraus ma identyczną.
Co mnie Marinus do jasnej cholery obchodzi?
Może sobie chodzić nawet w różowych bokserkach Prevca na głowie i zacząć łysieć.
Aaa, i trafić przez to na dermatologię wraz z Diethartem i jego prosiętami.
Droga wolna.
Gorzej, że w tym czasie przylazł Dawid i wyżłopał całą buteleczkę syropku.
Na co się zdało moje poświęcenie?
No na żer dla tego dinozaura, świeżo z jaja wyklutego, (w przeliczeniu na dinozaurowe chyba jeszcze nie ma czterech miesięcy)!
Zrezygnowany dałem Welliemu cebulę, może jak zje całą na sucho i jeszcze się natrze to mu temperatura spadnie?
Przykryłem dziecko kocykiem i wyszedłem do Niemców.
No bo co, młody będzie majaczył, a Kubacki zwracał lekarstwo w toalecie i to ma być towarzystwo dla mnie? Może tym razem sobie wybije dolną dwójkę, o deskę klozetową?
Nie wiem.
I szczerze mnie to nie wzrusza.

Rano przyszła wiadomość tragiczna.
Świnia (ta Dietharta- bo po poprzednim fragmencie możesz mieć wątpliwości) zdechła.
Wypakowaliśmy wszyscy narty z takiej starej ciężarówki i pojechaliśmy chłopaka wesprzeć.
Siedział biedny na łóżku, mówiąc, że jego życie się skończyło.
Czuliśmy się bezradni, choć wszyscy mieli jak najlepsze intencje.
Norki poszły nawet rano do wypożyczalni strojów karnawałowych i poprosiły o strój Prosiaczka z Kubusia Puchatka. No i wszystko ok, dali im różowy kostiumik, (który upaćkaliśmy w błocie z kałuży przed hotelem, aby był bardziej realistyczny). Potem próbowaliśmy namówić Kubackiego, aby się w niego wcisnął.
Początkowo strzelił totalnego focha, ale jak Tom mu pomachał nad głową jajkiem niespodzianką i jeszcze powiedział, że w środku jest figurka smerfa to zgodził się przebrać.
Chwilę później ktoś stwierdził, że trzeba wrócić do sklepu po maskę.
Pojawił się subtelny kłopot, bo były pyski wszystkich zwierzaków, tylko tej obrzydliwości z ryjem brak.
Chłopcy zaczęli się kłócić, czy wziąć Tygryska czy Królika.
Ja osobiście uznałem, że szkoda wydawać cennych pieniędzy, ( i zaraz jakiś debil palnie, że jestem materialistą), bo cały ten pomysł jest czysto durny.
No przebrałabyś siebie za siebie?
Co bardziej przypomina Prosiaczka, Tygrysek czy Kubacki?
(Wyślę Ci też jego fotkę, tylko mnie ostrzeż, żebym akurat nie zrobił tego w twoje urodziny, kiedy przekonana o pięknie świata będziesz imprezę szykować).
Wracając... Jako kulturalni ludzie zawarliśmy kompromis i pożyczyliśmy głowę Kłapoucha.
Całość wyglądała idealnie. Atle ukradł jeszcze Słoweńcom taśmę klejącą i dorobiliśmy z niej własnoręcznie piękny ogon z różową kokardką.
Stop!
To wcale nie było złodziejstwo.
Przecież oni sobie mogą koszulki zwijać, to my im ich inhalatory (z Obi) też możemy.
(Z drugiej strony może to pocieszające, że w Obi można kupić coś do wdychania, bo kiedyś się nie daj Boże zacznę dusić. A do apteki już nie wejdę.
Koniec drwienia z mojego autorytetu!)
Dobra... Powiesz, że oni plastron oddali.
Ok, sprawy nie ma. Oddam im jak dojedziemy do Soczi calutki ogon osła. I jeszcze Kubackiego jako zadośćuczynienie dołączę gratis.
Kurde... Jaki ja wspaniałomyślny jestem.
Przeginam zdecydowanie.
Pogrzeb był bardzo krótki.
Znaleźliśmy jakiś ładny kawałek ziemi, aby załatwić wszystko sprawnie i z sercem.
(Dokładnie był to ogród botaniczny, z okazji niedzieli akurat zamknięty, ale w płocie była dziura. Oj tam, stanie się coś, że wykopaliśmy jedną, małą palmę, pod takim ładnym zaszkleniem? Gdyby przyjechała ochrona byliśmy gotowi powiedzieć, iż to spotkanie ku czci i pamięci ukochanej naszego przyjaciela. Nikt by chyba nie chciał przeszkodzić).
Stałem obok Niemców.
Zachowali się bardzo ładnie ubierając swoje spalone garniaki.
Co? Jaka sytuacja, taki obyczaj.
Idąc w tych ciuchach na ślub zrobiliby obciach, ale na ceremonii świńskiej inna sprawa.
Didl jednak nie zauważył tego przejawu kultury.
Kofi i Haybock musieli go na rękach trzymać, żeby nie rozpieprzył wszystkich drzewek w promieniu stu metrów.
Zdesperowani wyciągnęliśmy mojego szanownego rodaka w przebraniu, z ciężarówki.
Zaczął biegać poczciwie w kółko, piszcząc "Chrum, chrum, chrum... Jestem świnka mała".
Na te słowa Thomas rozryczał się jeszcze głośniej.
-To nie jest prosiątko. To jest zwyczajny osioł.
(Trudno nie przyznać mu racji, ale przecież nie mieliśmy czasu aby do Słowenii jechać i skrępowanego Prevca przywozić).
W końcu Michi przysiągł mu, że pojadą po Igrzyskach na targ i kupią aż dwa prosiaki.
No, co za inteligentny człowiek. Byle by Diethart troszkę zmądrzał bo skoro świnie mają skłonności alkoholiczne to wszystkie. Więc debil upije dwie, potem trzy, a potem osiem i w końcu ogród botaniczny zmieni się w rozryte cmentarzysko...
Z myśli podobnego typu wyrwał mnie Simi wspinający się ze swoim tłuczkiem na zniszczoną palmę, (albo to była przerośnięta paproć- biologiem nie jestem).
-Braci skoczkowska- zaczął- wszyscy jesteśmy przeniknięci nieszczęściem naszego kolegi Thomasa Dietharta- walnął dziesięć razy w zwalony pień, aby uprawomocnić swoje słowa, (może on chce drwalem zostać?).
-Zamiast się śmiać, spójrzmy na życie tej świni. Była dobra, dawała swojemu właścicielowi radość i ciepło. Jakże wielu z was nie dorasta jej do łapy, a już dopiero co do ryja...
-Czemu patrzysz na mnie?- warknął oburzony Atle.
-Może chce, żebyś mu podpowiedział co dalej- pocieszył blondasa Hildziak, po czym umilkł l, gdyż wzrok Ammanna przeniósł się na niego.
-Mały, kruchy świniaczek- kontynuował głosem rozpaczy Szwajcar- chrumkał sobie radośnie dzień w dzień i ze szczęściem myślał o dobie, w której posłuży ludziom jako skóra i strawa. Moi drodzy... Któż nie rozkoszował się nigdy smakiem kruchej wieprzowiny, polanej sosem tatarskim, z dodatkiem aromatycznego, szwajcarskiego sera?
(Wszystkim zrobiło się niedobrze).
-Albo schabikiem ze śliwkami...?
-Nigdy nie zjadłbym mojego dziecka- rozdał się na nowo Didl- Każda świnia jest mi bliska, jest moją rodziną...
(Co za debil z pana szefunia, cały dzień uspokajamy faceta, a ten dwa słowa palnie i wszystko rozpieprzy).
-Kochany- Michi znów stanął na wysokości zadania- popatrz... Tam na targu czekają już na Ciebie nowe prosiątko. A może jak się poszczęści to to będą chłopiec i dziewczynka i niedługo zostaniesz dziadkiem, co?
-Panie Haybock- mruknął Simi- chodzi pan na randki z jakąś Polką z północnej części kraju zamiast przyjść na zebranie rady, a teraz...
-Z północno-środkowej- zaprotestował Austriak.
-Co mnie to obchodzi? Czy ja wydałem na to jakiekolwiek zezwolenie? Czy mnie w ogóle o nie poproszono? Zostaniesz po uroczystości i porozmawiamy sobie w cztery oczy, zrozumiano? A ty Dietharcie... Jadłeś świnie...
-Co... Jak możesz...
-Mając trzy miesiące zacząłeś jeść ze słoika zupki, których pięćdziesiąt procent stanowiło pożywne mięso prosięcia.
Wielkooki porażony ogromem swojej zbrodni opadł na trawę.
-Jestem złym mordercą- wychlipał.
-Może nie było aż tak źle- pocieszył go Tom- może mama Ci dawała króliczka...
-Albo cielątko- dodał Atle.
-Ale skąd ja mam to wiedzieć?
-Zadzwoń do niej- poradził usłużny Norweg.
Thomas błagalnie spojrzał w górę, po czym wziął w dłoń telefon i oddalił się od nas.
Simi przemawiał dalej.
Nie słuchałem go już jednak.
Rozłożyliśmy się z Richim, Sevciem i Wankim na takich, ładnych, egzotycznych, czerwonych kwiatuszkach z Azji i zaczęliśmy grać w pokera, (pomińmy o co).
Było naprawdę super, dopóki Wanki nie zaczął gadać, że już musi się na serio  oświadczyć i bardzo chce, tylko cholernie się boi, bo on zapomni z przejęcia co się mówi.
-Jeszcze uklęknę przed Julcią z pierścionkiem i spytam czy ma jogurt z limonką- szepnął załamany.
Jezu... Kolejny robi problemy z niczego. Przecież się idzie do galerii, kupuje pierwszy lepszy brylancik- albo podróbkę, bo taniej, a przejęta dziewczyna nie zauważy. I dobrze poczekać do stycznia bo wtedy są największe wyprzedaże. Ona pobuczy, wyjęczy "tak", a potem już tylko zamieszanie ze ślubem.
I problem z odsyłaniem wszystkich zastaw stołowych, które dostało się od naiwnych krewnych.
(Hm... Widelec można oddać Dawidowi, będzie miał czym grzebać w buzi).
-Słuchaj Andreas- zaofiarował się Freitag- nie marudź. Ja do niej pójdę z bukietem czerwonych, różyczek i powiem, że się oświadczasz. A ty będziesz klęczał w rogu pokoju i tylko powtórzysz, co?
-A jak jej powiem o limonce?
-O rany, to już będzie wiedziała o co chodzi, ona jest mądra.
-I najwyżej nazwiecie córkę Limonką- podsumował Freund.
-A jak urodzi się synek?
-Matko! To będzie Porem czy Brokułem- zdenerwował się Rysiu- i już grajmy. Bo chcę wygrać!
Wank pocieszony zaczął mruczeć pod nosem teksty weselnej przysięgi.
Jeszcze przed ołtarzem, o rodzajach cytryn zacznie nawijać.

Niestety błoga cisza nie trwała długo.
Pan Ammann dał o sobie znać.
-Kończąc...- tłuczek kilkakrotnie bardzo intensywnie poszedł w ruch- Tomie Hilde, Andersu Bardalu, nie. wstyd wam? Biedna świnia... Gdybyście się nie wykłócali kto to zrobi, w ostatnim dniu życia cieszyłaby się laurką i kwiatkami. Co tam... Dobrzy ludzie na waszym miejscu dodaliby jeszcze pomadki.
Płaczcie nad własną głupotą i nieuczciwością. Przez zboczone gazetki...
-Ja poczułem potrzebę przebaczenia i im wszystko zapomniałam- przerwał mu z dumą w głosie Richie- niech sobie już robią koszyczki. Naród niemiecki ma gest!
Simon tak się oburzył tym szyderczym zdaniem, że aż musiał zdzielić swym atrybutem ogromnego kaktusa stojącego obok.
Pech chciał, że oderwana część poleciała centralnie na Wellingera.
Chłopak rozryczał się stokroć głośniej od samego Dietharta.
Ammanna to nie wzruszyło.
W efekcie wszyscy zaczęli wrzeszczeć na mnie.
Że dziecko, którym mam się zająć rozpacza, a ja kłócę się z Freitagiem.
Co kurde? Miałem pozwolić, żeby Szwab mi asa kradł?
Nie pozwoliłabyś, nie?
Ale co tam.
Simi skonfiskował karty, a ja musiałem jechać z Pieszczoszkiem na ostry dyżur.
Przy okazji dali mu nowy syropek na gorączkę.
Choć powiedzieli, że czopki są lepsze.

No, dzięki, że mnie słuchasz...
Czy ja kiedyś zrozumiem czym jest przyzwoita długość e-maila to nie wiem.
Ale mi trudno w tym świecie.
Kocham Cię<3
Tak jak siostrzyczkę.
Bo kurde nie mam takiej fajnej.
Skoczek^^
PS1: Chłopcy wrócili ciężarówką wieczorem. Problem tylko, że zapomnieli o Dawidku. Cały czas biega po ogrodzie botanicznym z głową osła i ciałem Prosiaczka.
I pewnie krzyczy "chrum, chrum".
Cóż, jak jutro przyjdą zwiedzający, to dość ciekawą roślinę zobaczą...
PS2: Co do twojego pytania... Powiedziałbym, że taki chłopak wychodzi z Richim na miasto.
A wychodzenie z Richim na miasto jest nieładne. I uwierz, że ma się rano makabryczny kac moralny.
PS3: Mam pozdrowić idiotę? Wybacz, ale nie wiem, którego. Pozdrowię Pieszczoszka, bo akurat tu jest.
 (I wyjmuje resztki kolców :p).
                         ~~~***~~~
Potworku...
Jesteś okropny, wiesz?
No jak ty tego Dawida traktujesz?
I nie miałeś Pieszczocha tylko mojego Richiego uściskać^^
M.
                                          _____________________________________
      
Nie obchodzi mnie nawet, że mi nie wyszło:P
Ważne, że się zebrałam, żeby pisać to wariactwo.
Wiecie?
I jeszcze raz dziękuję za wszystkie próby wsparcia i ponaglania<3
Nie wiem kiedy znowu coś naskrobię.
Kiedy mi się zachcę.
Kiedy genetyka mi pozwoli.
No, na moje urodziny, na poprawę humoru na pewno.
Dziecko z prima aprilis.
No taki żarcik jestem:P
Kocham was<3

wtorek, 11 lutego 2014

Dzień 1. Chwila prawdy.

                dla Pauliny, bo zaczęłam łączyć skoki z historią...
                                                i dla Juliett, która wie co<3



Mój skoczku<3
Dziwny ten zwrot, ale nie mogę się dowiedzieć jak masz na imię, więc cóż mi zostaje?
Nie chcę Cię nazywać człowiekiem X. Może podasz mi choć pierwszą literkę, co?
Ale skoro mam coś napisać to raczej zacznę od rozwiania twoich obaw.
Nie wiem kim jest Jan Matura, ale z twojego szczegółowego opisu nie zakładam, żeby gościu był zbyt przyjemny. No chyba, że to stereotypy^^
Tak czy siak, ja nim nie jestem.
Nie jestem też starą babcią, ani dzieckiem...
Hm... Nie powinnam mówić ile mam lat? Dobra, to powiem Ci, że urodziłam się w 1993, możesz sobie policzyć. I, że studiuję w Madrycie.
O dziwo nie psychologię, czy psychoanalitykę, nawet nie medycynę...
Weterynarię, więc chyba Ci się z reguły nie przydam, bo znam się najwyżej na końskich zębach, a twój kolega mi Cię zachwalił, że masz bardzo ładne.
Ale dobra, te kolega...
Idę sobie z moją przyjaciółką przez rynek w Monachium, taka wycieczka uniwersytetu, nic wielkiego. No i nagle wpada na nas jakiś facet z przetłuszczonymi włosami. Sympatyczny uśmiech, ale Marie (ta przyjaciółka) powiedziała, że możemy go uprowadzić, ogolić i robić sobie na jego czuprynie niedzielny rosołek.
Czasem nie należy się nią przejmować.
Taka moja dusza rozsądku i surowości, której nigdy nie słucham.
Mnie się spodobał.
Nawet chyba zamrugałam oczami, cholerka... Ufam, że to nie ten twój Richie czy jak mu tam?
A wiesz... To może być on...
No bo jak tylko się uśmiechnęłam to rzucił się na mnie na środku placu, złapał mocno za biodra, wbijając wszystkie paluchy i oświadczył, że szuka psychologa, bo Ammann mu kazał.
Boicie się tego Ammana? Co nie? (Pierwotnie pomyślałam, że to jakiś ważny szycha w tej waszej dyscyplinie... No ale teraz wiem już, że zwykły uzurpator i dyktator.)
W każdym razie odpowiedziałam, że to raczej nie ja...
Zrobił uroczą minkę kotka ze Shreka i powiedział, że mogę udawać i, że (wybacz, ale powtórzę ci do słowa) napisze do mnie taki jeden egoista. Wyjął karteczkę, a ja mu zapisałam swojego e-maila.
Zabawne, co nie?
Jestem nienormalna.
Tylko trochę mnie zawiódł bo myślałam, że sam się odezwie.
Kocham wariackie znajomości.
Ok, mam chłopaka.
Dobrze, że akurat poszedł po kiełbaski do baru, bo jest cholernie zazdrosny i jeszcze coś by tej słodkiej chudzince zrobił.
No... Także chudzinki mi tak nie obrażaj;)
Nie umiem pisać takiej poezji jak ty, więc już kończę.
I czekam na coś więcej o Dietharcie, rozwalił mnie facet.
Z tą świnią to przenośnia, nieprawdaż?
Całusy od Mag.
PS. To nie jest jeszcze moje imię, jak widzisz zaczynam obchodzić zakazy twoich kumpli. No, tak powoli.
I wiesz... Nie jestem taka święta i kochana jakiej oni szukali...:p
                                                    M.
                          ********
Kochana Mag,
przekonałaś mnie do siebie tym liścikiem.
Albo raczej uspokoiłaś, można rzec.Więc mogę przyznać, że wczoraj... Troszeczkę udawałem tą pogodę ducha.
No, ale dziś będę szczery jak na spowiedzi.
Dzięki Bogu, że nie jesteś psychologiem, bo ich nie znoszę.
Siedzą sobie na przeciwko mnie na jakimś bujanym fotelu, rozpylają w około chińskie ziółka, aby mnie ogłupić, po czym wystawiają karteczki "trauma dzieciństwa, zaniedbanie, plus inne bzdety" i zgarniają kasę. Wypraszam sobie! Może i zdarzały mi się w życiu trudne sytuacje jak ta z papryką, ale rodzice mnie zawsze kochali. Zresztą do dziś mnie kochają ( i utrzymują, ale pomińmy).
Oczywiście nie chciałem Cię obrazić, może na przykład twój facet jest psychologiem, albo babcia?
Ale ja się spotkałem tylko z takimi od ziółek.
Wolę Ciebie.

Wiesz co? Pomarudzę w paru zdaniach. Mam dość tego wszystkiego, świata który mnie otacza. Chciałbym być najlepszy, wygrywać, poświęciłem temu całe życie! A tu co? Ludzie po których nikt się tego nie spodziewał beczą ze szczęścia na najwyższych stopniach podium, a ja bez marnego brązu. Czuję się z tym beznadziejnie. Muszę udawać radość w stylu :"huraaaa, mój kumpel wygrał, złoto dla kraju, łzy szczęścia".
A dupa! Wcale się nie cieszę, bo ja uchodzę za taki worek, który się ciągnie w drużynówce i jest coraz cięższy.
Bo co z tego, że mamy świetne miejsce, skoro ja osobiście poprawiłbym się jeszcze o ten metr, dwa i byłoby jeszcze lepsze.
Jak byś nazwała moją postawę?
SPORTOWA WOLA WALKI!
Wiesz jak nazywają ją debile z forów internetowych?
Jak nazywają mnie?
Zadufany w sobie niedojrzały, niesamodzielny szczeniak.
Podejść do takich i rozwalić im ząbki, przyznasz mi rację, co nie?
Chyba, że jesteś przeciw agresji?
Ale to co oni robią to też jest agresja.
Psychiczna.
I szantaż emocjonalny.

Masz czasem sytuacje, w których cały świat z Ciebie drwi?
A nawet jak już nikt nie drwi to sama z siebie drwisz?
Może powinienem sobie znależć kobietę...
Ale nie mam na to humoru.
Do jasnej jak Freund żujący gąbkę w kąpieli cholery...

A teraz zgodnie z obietnicą już przestaję nawijać o sobie i przejdę do Ammana z Diethartem, bo widzę, że się do nich palisz jak Romeo do swojej Julii. Albo jak wolę, (czyli mniej romantycznie) Robert Kranjec do zupki chińskiej.
Także ten tego.
Zebraliśmy się w szopie około południa, przed konkursem w Willingen.
Jak sama wiesz w takich miejscach nie ma okien, więc ten jeden raz wszyscy ściskali się w około Severina który miał przy sobie masło kakaowe.
Wiem, powodzenia, wdychamy masło.
Ale lepsze to niż Słoweńcy.
Oni wdychają taśmę klejącą przed drużynówkami i dlatego tak skaczą.
Komisja Olimpijska znowu śpi...
Trzeba wpisać taśmę na listę środków dopingujących.
To tak z półki faktów, ale ostatnio stwierdziliśmy, że Prevc musi potajemnie wdychać jeszcze farbę do ścian. Niezmywalą. I jej kropelki zostają mu na policzkach.
Bo chyba nie jest możliwe, że ktoś ma w wieku dwudziestu lat taką naturalnie pryszczastą twarz?
Ok, prezentuję Ci właśnie wymysły kumpli-debili.
Wedle oficjalnej słoweńskiej propagandy ich cudowne dziecię (czyli najbardziej nieudolny złodziej żółtej koszulki w historii skoków narciarskich) po prostu przechodził ospę trzy razy.
Powodzenia... Zamiast zapłacić swojej gwiazdce za operację plastyczną to bzdety wymyślają.
Mi trądzik przeszedł jak miałem osiemnaście lat, po ludzku, bez żadnych zabiegów magicznych.
Ale to jest to- mi nikt życia ułatwić nigdy nie próbował.
W każdym razie wróćmy...
Nasz Simon, w swoim niebieskim szlafroczku i grubych okularkach, (dzięki którym stara się symulować postawę poczciwego staruszka), stanął na mównicy, (stercie siana wyjętej spod krów Michaela) i zaczął przemawiać.
Matko, gdybyś ty wiedziała jak ten przyszły tłuścioch, (wiem, na razie to anorektyk na kaszance, ale znając jego zamiłowanie do schabu po karierze zmieni się wszystko) się puszy.
A przecież nie jest nikim wielkim, cztery medale olimpijskie to jeszcze nic! Może jeszcze sobie myśli, że jak skończy karierę to urządzimy uroczystość żałobną, co?
Albo rozedrzemy ten jego szlafroczek na kawałki i będziemy jako relikwie sprzedawać, targując się, który da więcej?
Niedoczekanie! Wolę sobie nowy samochód kupić.
A gdyby już modeli zabrakło to nawet w Richiego się zamienić.
Natomiast Ci, którzy nie wiedzą jak inwestować pieniądze niech kupią Diethartowi po nowej świni.
Serio już lepiej, przynajmniej będzie dobry uczynek i ucieszenie bliźniego.
Dobra, koniec rozważań...
-A więc szanowni panowie i panie- zaczął nasz przewodniczący-niezmiernie mi miło...
-A gdzie są jakieś panie?- spytał głupkowato Kubacki- bo ja żadnej nie widzę?
(Boże... Czemu ten szefunio robiąc z papieru toaletowego karteczki, która nacja gdzie siada, zapomniał stworzyć rzędu z adnotacją "debile- zakaz głosu"?
Skończyłby przecież pajac na sianie pieprzyć i poszlibyśmy na skocznie. A przez szanownego Dawidka wszystko się wydłuży.)
-Mimo, iż nie ma między nami przedstawicielek płci pięknej- zaczęło się zanudzające tłumaczenie- chciałem drogi Dawidzie zrobić ukłon w ich stronę...
-Nie ma... Oprócz tych z gazetki, którą Richard przed chwilą czytał- pisnął Welli.
-Słucham? - niedowierzał Simi- czy ja dobrze rozumiem, że podczas gdy ja wygłaszam ten piękny, trzy dni pisany tekst, przedstawiciel Rzeszy Niemieckiej...
-Jakieś Rzeszy idioto?- oburzył się Freund- od dłuższego czasu jesteśmy demokratyczną Republiką!
-Ale tego nie ma w moim dzienniku ustaw!
-A w przeszłości przez wieki zapisywaliśmy się na kartach historii, podczas gdy twoja dziwna, neutralna Szwajcaria...
-Proszę o ciszę- Amman walnał tłuczkiem do mięsa w siano- przedstawiciel Rzeszy czyta pisemko...
-I to Playboya- dodał głosem męczennika Wank- Boże jak ja z nim w pokoju mieszkam... Tak pięknie by było być ślepym od piątku do niedzieli.
Cały Andreas Starszy.
Odkąd poznał Julkę, (a już dwa lata będą) na serio zmienił imię na Romeo. Świata po za nią nie widzi i na inną kobietę choćby w stroju kąpielowym nie spojrzy, chyba żeby z dumą porównać ile brakuje jej jeszcze do jego wybranki.
Nawet włosów oprócz różowych, (nowy, wakacyjny trend ukochanej) nie uznaje.
Jednym słowem wielka miłość kwitnie, a my im wszyscy dobrze życzymy, bo dziewczyna jest przemiła, przepozytywna, a Wankiego to się poznać nie da.
Nawet ostatnio jak u nich siedziałem to zaczął o pierścionkach coś przebąkiwać.
Nic tylko niech Niemaszki na nowe garniaki oszczędzają, bo ostanie się spaliły żelazkiem.
(Potem zostały włożone do lodówki, aby ostygnąć zanim się je zacznie ratować- ale to już opowieść na inny list).
Ogólnie wynikła zabawna sytuacja.
Wank był oburzony, że to Playboy.
Welli, że Richi czyta zamiast się nim zająć.
Amman, że nikt go nie słucha.
Sam Freitag wreszcie, że Welli istnieje.
A ja sam, że istnieją wszyscy wyżej wymienieni (tudzież Kubacki).
-Richardzie, oddaj mi to- zaczął przewodniczący.
-Ale, gdzie to jest?- spytał przerażony zniknięciem gazety Niemiec.
-My wzięliśmy- krzyknął jakiś głos z głębi chlewu, a dokładnie drogi blondasek Atle Petersen Roensen- robimy origami, a papier toaletowy się nie nadawał- zaczął demonstrować zgromadzeniu piękne żurawie, które właśnie wykonał.
-Właśnie- uzupełnił drugi z Norków, Tom- patrzcie- pomachał w powietrzu pomiętoloną okładką, przedstawiającą (nie podając szczegółów) długonogą blondi.
-Dlaczego reprezentant, królestwa Skandynawii merda mi przed oczami tym nieprzyzwoitym zdjęciem?- nie rozumiał Simon.
-Ty potworze- rozpłakał się Richie- mój plakat, chciałem go powiesić nad łóżkiem, tuż obok zdjęcia prababci, a ty...
-Tomie- zadecydował po dyktatorsku Amman- jako członek najwyższy zgromadzenia, wydaję werdykt jednoosobowy, bez głosowania. Zabrałeś cudzą własność. Nie wnikam czym ona była, ale nie była twoja. Odkupisz ją jeszcze dziś w kiosku pod skocznią.
Zmieniamy temat!
-Ale...- rozbuczał się z kolei Hildziak- co innego oglądać coś takiego z kolegami... A co innego musieć iść samemu, patrzeć na jakiegoś dobrotliwego staruszka za ladą kiosku i mówić "poproszę Playboya".
-A jaka różnica?
-Bo skąd ja mam wiedzieć czy to nie jest znajomy mojej cioci. I co? Cała rodzina będzie gadać przy niedzielnym żurku, że mały Tom czyta pisma erotyczne... Proszę, nieeeeeeee.
-Mogę iść z tobą- Atle próbował wesprzeć przyjaciela w tym jakże ciężkim życiowym momencie.
Ale to też nie pomogło.
-Rysiu- Norweg zastanawiał się chyba czy nie paść na kolana- ja Ci chciałem tylko zrobić koszyczek wiosenny. Będziesz sobie w nim jajka nosił, bukszpanu nazbierasz. Ja nie chciałem Cię skrzywdzić!
Freitag pozostał jednak nieugięty, w końcu Simon warknął, że to koniec i że mają załatwić problem w cztery oczy.
-Kontynuując na koniec zebrania sprawdzimy obecność. Nie wczytuję już Niemców i Norwegów, bo wiemy, że są obecni. Ok... Czwórka olimpijska Austrii?
-No więc...- wstali Kofler z Fettnerem.
-Co wy dwaj tutaj robicie? O ile dobrze wiem jeden jest rezerwowym, a drugi nikim. Gdzie jest kadra?
Morgiego nie śmiem winić, to dzielny człowiek, ale reszta?
(Biedny Manu, miałem wrażenie, że gdy usłyszał co sądzi o nim Szwajcar dołączy do Richarda i Toma buczących w kącie.)
Andi zdecydował się wziąść tłumaczenie na siebie.
-Gregor jest gdzieś daleko w Azji i dobrze, Michi ma randkę, hmmm...
-A Diethart, przecież jesteśmy, yyyy...Cóż, w chlewie, a go nie ma?
-Diethart... Pielęgnował wczoraj ciężko chorą świnię, w stanie krytycznym?
-Słucham???
Zaraz dowiedzieliśmy się całej prawdy. Didl za zwycięstwo w TCS dostał od Piotra Żyły pięć ogromnych flaszek. Siedział biedny chłopak przed telewizorem i próbował wypić. No, ale mu nie smakowało jak cholera, (pewnie całe życie musiał być abstynentem- jego sprawa). Więc tak czy siak już szedł wylewać do kibelka, aż tu przyszła jego świnia i z zapałem zaczęła wylizywać butelkę.
No i jak? Nie mógł ukochanej odmówić, wziął cały zapas, poszedł do pokoju zwierzęcia, ( bo ona ma własny w mieszkaniu) i wlał do koryta... Od trzech dni kwicząca istota jest więc umierająca i najlepsi z austriackich weterynarzy siedzą nad nią w trójkę, rokując tragicznie.
-W dodatku Thomas musiał udać się do dermatologa- zakończył dramatycznie Kofi.
-Z pijaną świnią?
-Nie ze sobą...
(Severin zaczął pieprzyć jakieś banały na temat higieny w życiu człowieka)
-... Tunel mu się zakaził
-Bo on ma takie wulgarne tunele- dodał z dumą Fetti- nie takie seksi jak ja...

Cała szopa buchnęła głośnym śmiechem. Wyjątek stanowił Tom, który wstał i pozornie zapominając o własnym problemie głośno zaprotestował:
-Drodzy skoczkowie nabijacie się z cudzego nieszczęścia. Jakbyście się czuli gdyby to nasz Atle był w stanie ciężkim?
-Czemu ja?
-Bo chcę pokazać głąbie, że jesteś dla nas prawie równie ważny co to prosie dla Dietharta!
-Mądra wypowiedź, brawo- stwierdził Simi- zarządzam w celu bycia jednością z naszym bratem-skoczkiem wysłać świni kartkę z życzeniami powrotu do zdrowia i kwiaty. Odpowiedzialnym za tą szczytną misję wyznaczam Andersa Bardala.
-Yyyyy. Przecież ja siedzę cicho.
-Właśnie dlatego spotyka Cię ten zaszczyt!
-Ejjjej- parsknął Hildziak- mam pomysł genialny. Ja zajmę się prezentem dla prosiaczka, a Anders odkupi niemieckiego Playboya, zgoda?
-W sumie nie widzę większych przeciwwskazań- warknął zniecierpliwiony Szwajcar- trybunał zgadza się zamienić rozporządzenia.
Wybawiony od hańby Tom rzucił się Roensenowi w ramiona.
Nikt już nie słuchał biednego Bardala marudzącego, że on ma żonę...

-Skoro nie zaistniały inne, po za czasopismami i świnią komplikacje życia w Pucharze Świata zamykam...
W tym momencie zgłosił się Richard z ognikami zemsty w swoich okropnych ślepiach.
-Właśnie zaistniały.
-Jakie?- jęknął przewodniczący- mamy już tylko pięć minut.
-Nasz przenajsłodszy Pieszczoszek rzucił szkołę- powiedział miłośnik zboczonych gazet z minką aniołka.
-Andreasie Wellingerze- oburzył się Simi- chcesz zhańbić naród skaczący? Wiedz, że nawet najprymitywniejsza osoba z naszego grona zdała maturę.
-Świnia nie- mruknął obronnie Atle, lecz został olany.
-Drodzy bracia, coś w tej sprawie trzeba zrobić. Przyjmę pierwszą propozycję, liczy się czas.
-Wiem- odezwał się Robert Kranjec- trzeba mu znaleźć żonę! Żona reguluje zegar biologiczny człowieka i pilnuje aby nie popełniał błędów...
- Zgadzam się... Ktoś ma coś przeciwko?
Zgłosili się sam Welli, dobroduszny Wank i ten debil Kubacki, który na serio chyba myśli, że ktoś go spytał o zdanie.
-Jeżeli sprzeciw jest zerowy, zapisuję nową ustawę- szef wziął pióro w swoje, lepkie paluchy- "Osiemnastoletni skoczek z Rzeszy, Andreas Wellinger wstąpi w tym roku w sakramentalny związek małżeński". Hm... Nie mamy z dnia dzisiejszego żadnego zapisu z podpunktami... To szpetnie wygląda, może ktoś znajdzie jakiś? No śmiało.
-Proponuję- Freitag zrobił się nagle cholernie aktywny- żeby każda kandydatka musiała mieć w CV ukończony trzydziesty-piąty rok życia.
-Cudownie! "Na czas, zanim rozpatrzone zostaną propozycje Andreasowi wyznaczony zostaje opiekun prawny w postaci..." . No kogo byś chciał Welli?
-Richarda- szepnął nastolatek zachwycony.
-Wykluczone!
-Możesz mnie- zaofiarował się Wanki- adoptuję Cię... Julia nie będzie miała na pewno nic przeciwko!
-Opiekun- Simon powoli zaczął chrypieć- nie może być Niemcem. Jakiś ochotnik?
Dawid już z miną dziecka niedorozwiniętego podnosił palce, ale przywaliłem mu w tą dłoń, aż zaczął wyć na całą wiochę Neumayera.
I wiesz jak to się skończyło?
No, pół godziny jeszcze gadali jaki jestem okropny.
I dostałem twój numer.
A tak zupełnie na boku... Szwajcar zapisał mnie jako niańkę do Wellisia.
Oto "Wyższa Pozafisowska Rada Skoczków NIEGŁUPICH"...

I ja jestem ciągle sfrustrowany, a ty zamiast o mnie myśleć, będziesz się z tego psychiatryka śmiać...
No super!
                                         Skoczek X
PS. Welli leży na podłodze u nas w pokoju i buczy, że on nie chce przed ołtarz. Chyba mu powiem, że ślub bez jego zgody i tak jest nieważny, myślisz, że powinienem to zrobić?
Napisałbym coś jeszcze, ale on ma gorączkę i muszę po Apap lecieć.
Pożyczam jego cudne wdzianko olimpijskie, bo Kubacki przez pomyłkę wrzucił moją kurtkę do toalety.
No, do usłyszenia<3
Buziaki z wariatkowa...^^
                   _____________________________________________________________
Przepraszam, po prostu przepraszam za to coś...
Mam gorączkę znowu tak na usprawiedliwienie.
Ale złotem się cholernie mimo wszystko cieszę...
Buziaki:*

piątek, 7 lutego 2014

Dzień 0. No i zaufałem debilom.

                                  dla najskuteczniejszego poganiacza świata,
                                                      to o Tobie Blangie<3



A więc cześć M!
Może powinienem powiedzieć coś w stylu 'witam szanowną panią'.
A może wręcz przeciwnie, zacząć od jakiegoś 'siema', 'hej' czy innego kici kici.
Nie wiem.
I na tym właśnie polega gra do, której namówili mnie moi kumple.
Dostałem od nich twój adres, nie wiedząc jak się nazywasz, ile masz lat, albo w jakim kraju mieszkasz.
Teoretycznie możesz być zarówno dziewczynką z przedszkola, jak i starą babcią.
Ok, babcią to nie.
Taki Richard powiedział, że niezłe z Ciebie ciacho.
Wiem, o kobiecie nie mówi się ciacho, ale ten nazistowski potomek jest niereformowalny i traktuje przedstawicielki płci pięknej jak przedmioty.
Nie dostałem odpowiedzi na pytanie czy Cię zna, aczkolwiek zakładam, że nie, bo podobno nie jesteś osobą po przejściach.
Po najmniejszym kontakcie cielesnym czy duchowym z jego szanownymi dołeczkami w policzkach, uwierz -byłabyś.
(Zaczynam pieprzyć... Z Freitagiem nie ma kontaktów duchowych)...

Wracając, mam zacząć pisać z tobą e-maile nie przedstawiając się, będąc żałosnym skoczkiem X, a ty masz być tylko "M".
Jesteś mądra i zaradna życiowo.
Jednym słowem masz mnie zresocjalizować.

Druga sprawa, przepraszam, że od razu wyskakuje tak na 'ty'.
Jestem bezczelny...
Ten straszny, obrzydliwy zwrot przylepił się do mnie nieodwołalnie.
Wiesz jak wygląda Roman Koudelka?
Nie...
Ale wiesz jak wygląda zeschła pod blatem szkolnej ławki guma do żucia po upływie miesiąca?
Właśnie podobnie do bezczelności i mnie...
Przywykłem.
Cały skoczny świat przywykł.
Jak do Ammana żrącego bekon.
Albo jak do Kubackiego, który biega po hotelu w środku nocy, żeby zapytać wszystkich, czy może iść do toalety.
(Zabrzmi dość dziwnie, ale bynajmniej żadnych podtekstów w tym nie ma. Dawidek nie umie tylko używać spłuczki, więc zawsze jest huk, na który wszyscy się wnerwiamy. Kiedyś chciałem się zlitować i pokazać mu jak obsługiwać zwyczajny kibelek, ale wiesz... Łączy się to z różnymi niebezpieczeństwami, na przykład spotkaniem Freunda, lepiej więc było zrezygnować. Opowiem Ci kiedyś o Freundzie...)
Ok, taki ze mnie altruista, że znowu nie piszę na temat. Jak blondas sobie będzie chciał pogadać o traumie klozetu, to chyba stać go na psychologa? Zarobił coś kiedyś na jakimś LOTOS-CUPIE w Karpaczu, więc nie ma problemu. Ty masz pomóc mnie...
Pojęcie "beznadziejny, bezczelny" czepia się mnie od czwartego roku życia. Wtedy to, (jako mały chłopczyk w zielonych bucikach i kapeluszu z kwiatkiem mojej kuzynki), poszedłem z babcią do warzywniaka. (Miałem na sobie jeszcze bieliznę z dalmatyńczykami, ale tego akurat nie musisz wiedzieć).
Warzywniak to ogólnie dziwne miejsce, nie ma tam nic do roboty.
Zwykle podczas podobnych wizyt zajmowałem się wyławianiem much z beczki na kiszoną kapustę, albo przedziurawianiem worków z solą.
Tym razem jednak moją uwagę przykuła...
Chciałoby się powiedzieć, że seksowna blondi w krótkich szortach wchodząca do środka...
Ale nie, czerwona papryka.
Wielka nieznośna sztuka, prężąca się dumnie w samym środku kartonu.
Kurde, wkurzyła mnie.
Wziąłem ją do ręki i przez otwarte drzwi warzywniaka cisnąłem na jezdnię. Fartem, akurat przejeżdżał jakiś mercedes i szybko zakończył problem.
Mogłem podziwiać ładną, już mniej wulgarnie czerwoną miazgę.
I wszystko byłoby super, gdyby nie sklepikara.
Obrzydliwa, stara, gruba baba z miotłą w łapie, wyglądająca jak dinozaur. Zaczęła się na mnie drzeć... Właśnie, że jestem BEZCZELNY! Że zabiłem biedne, Bogu ducha winne warzywko.
Dziś bym ją olał i najwyżej litościwie umówił na randkę z Koflerem, bo byliby bardzo udaną parą, (mniejsza że Koch próbowałby ją odbić).
Ale wtedy to słowo, zasłyszane po raz pierwszy w życiu zabolało okropnie głęboko, uderzyło w najczulszy punkt mojego małego serduszka...
Skojarzyłem się sobie z bandytami z westernów, którzy uciskają wdowy i sieroty. Może zaczniesz się śmiać, ale to były prawdziwe wyrzuty sumienia. Całą drogę do domu wtulony w babcinny fartuch wyłem rozpaczliwie, między kolejnymi seriami łez pytając czy papryka przeżyje...
Niesmak minął bardzo szybko.
Gorzej, że o całej histerii dowiedzieli się rodzice i w następną niedzielę, na odpuście pod kościołem nie dostałem balona latającego.
To była makabryczna kara.
Ale nic, a nic nie pomogła.
Od tego dnia zostałem bezczelnym chłopakiem...
A trzy lata później bezczelnym skoczkiem...
Takich traum dzieciństwa mam więcej. Może pozwolisz, iż poświęcę im osobny e-mail?
Ale nie następny... W następnym opiszę dokładnie i ze szczegółami jak dostałem twój adres.
A inaczej streszczę Ci przebieg zebrania Wyższej Pozafisowskiej Rady Skoczków Narciarskich Niegłupich. Ta organizacja, kiedyś miała przeprowadzać poważne obrady i mieć siedzibę w Królewskim Mieście Szczyrk.
Niestety, odkąd szefem zgromadzenia w demokratycznie sfałszowanych wyborach został (na okres lat pięciu) ten gruby baleron Simon Ammann, wszystko zeszło na psy.
Najlepszym dowodem będzie chyba fakt, iż ostatnie posiedzenie miało miejsce w starej szopie Michaela Neumayera?
(Tak na prawdę to chlew, z grzeczności nazywamy go szopą).
Co gorsza, na równi z moimi kłopotami w dzienniku ustaw, swoimi lepkimi łapami Simi zapisał rozporządzenia w sprawach takich jak nieuctwo i odmowa chodzenia do szkoły tego małolata, (za którego wszyscy czujemy się odpowiedzialni), oraz problemy zdrowotne nowej świni Dietharta, (tudzież jej właściciela).
Podam Ci szczegóły jutro...
Ale jest ciężko jak widzisz...
Najbardziej boli, że zawsze rozpatrywane są przypadki tych samych ludzi.
Ktoś pomyślał żeby się zająć seksoholizmem Richarda? Przecież każdy o nim wie i każdemu on ciąży!
Albo dziesiątkującą naród norweski plagą zarazy alkoholowej?
Wszyscy czujemy ją pod skocznią na kilometr.
Przynajmniej mój nos czuje.
Może nikt więcej?
(Do laryngologa trzeba iść...)
A ja zrobię coś złego i już gram pierwsze skrzypce.
W moim oku każdą drzazgę widzą.
No ale dzięki temu mogę napisać do Ciebie, obcej, przyjaznej dziewczyny.
Raz w życiu jestem lepszy od Freitaga!
I wiesz co?
Poszły mi te zwierzenia tak dobrze, że nabaźgrałbym jeszcze drugie tyle.
Tylko...
Tylko nie mam pewności, że to nie żart i, że nie jesteś Janem Maturą siedzącym sobie w jakiejś przyczepie, grzebiącym w nosie i rozsyłającym moje prywatne sprawy na cały świat.
A gdybyś jednak była...
Proszę, drogi Janie zachowaj dla siebie fragment o papryce...
To jest na serio cholernie intymne.
Cóż Amman oświadczył mi żebym zaufał mądrym ludziom.
No to zaufałem debilom.

heh...
Liczę, że odpowiesz mi tak kobieco-poetyckim tonem, że wszystkie moje lęki szlag trafi.

Całuję Cię i pozdrawiam<3
                                                                                                Twój skoczek narciarski
P.S. Zapomniałem napisać, że jestem zakupoholikiem. Nie wadzi Ci to^^?

         ________________________________________________________________________

No i dałam się namówić.
Żeby nabrać doświadczenia, bo nigdy się do tego nie przekonam.
Ale mówi się, że całe życie człowiek się uczy...
Ehh... Wiecie, że wolę dramaty:D

Ten pan, który będzie listy pisać, chyba nie jest jakiś ciężki do rozpoznania?
No, ja bym miała dwie propozycje^^
W każdym razie to będzie korespondencja, skoczka i obcej dziewczyny, którzy nie wiedzą o sobie nic.

I obiecuję , skończę z lenistwem i wrzucę bohaterów.
Tu i na Thomasa.
Druga sprawa szablon - tymczasowo.
Nie mogę znaleźć nic co pasuje.

Kocham Was<3
Cudownych udanych igrzysk, dla każdej z nas to pewnie coś innego.
Ale jak pożyczę sukcesu Kamilowi, to chyba nikt się nie obrazi?