sobota, 4 kwietnia 2015

Dzień 7. Robaki trojańskie

                                                                     



                                                                                   
                                                                        pół roku później


Cześć Skarbie:)
Wiesz, że dziś mija pół roku? Pół roku odkąd Rysiu rzucił się na mnie na rynku monachijskim, a jego pazurki odcisnęły niezmywalny ślad na mojej kurtce. Pół roku odkąd napisałeś mi o świni, która jeszcze żyła, szopie na kształt chlewu i innych zjawiskach paranormalnych typu Welli. I pół roku wreszcie odkąd zamiast szlochać wieczorami w poduszkę gdy coś mi nie pójdzie, uchylam laptopa i przenoszę się w ten dziwny, stuknięty świat, w którym psychoza, patologia i łajdactwo to terminy, od których serducho rośnie. Bo jest ktoś bardziej kochanie nienormalny niż wy?
Także otwieram butelkę dobrego szampana, a tobie radzę zrobić to samo i świętujemy mini rocznicę naszej znajomości. Co prawda Simon zapowiadał tam jakiś letni szlaban na napoje procentowe, ale z takiej okazji mamy chyba dyspensę jego królewskiej mości (brr, nie chciało mi się użyć wielkich liter, pilnuj aby tego nie zobaczył).
Ehh, uczyli mnie zawsze w szkole, aby nie nawiązywać kontaktów przez Internet, a tu popatrz... Ile bym straciła będąc grzecznym dzieciuchem, który słucha na lekcjach.
Aha, jeszcze jedno. Powiedz Sevciowi, że skoro tak chcę dbać o urodę, wygląd i zapach świata to niech nie wrzuca już na Twittera zdjęć mojego Richiego z sianem na głowie. Bo jeszcze ktoś mu nada w sieci pseudonim "niechluj", możesz go przestraszyć tą karalną groźbą.
A serio marzy mi się widok Freitaga uczesanego... Bardzo, bardzo... Na prawdę żadna z tych jego panien nie ma tyle siły, żeby zaciągnąć go do fryzjera?  Buuu... Zresztą nie tylko jego...

Mam pomysł. Umówmy się, że ty to zrobisz. Założysz salon, Freund Ci przecież pomoże. W zamian zadręczę Dawida, gdy tylko nadarzy się okazja. Przysięgam z rączką na piersi, zrobię wszystko co tylko wymyśli twój nikczemny móżdżek. Nawet zamknę go z Ammannem w paczce, zaknebluje papierem toaletowym i wyślę do Chin. Żal mi trochę skromnych, chińskich pracowników poczty będzie, ale cóż począć, mniejsze zło...
Hiszpanki są okrutne. Gorąca krew.

Twoja, z lekka już podpita Mag.
PS. Stuprocentowa (jak wódka dla świni) decyzja. Przyjeżdżam w zimie do Zako. Mogę u Ciebie spać?

                                                      ~~***~~


Boję się Ciebie Kretynko,
ale mam nadzieję, że krew już ostygła bo nie marzy mi się żebyś pękła i żebym nie miał komu jęczeć. A w ogóle musimy uważać na te "skarby" i "buziaczki". No kobieto, wiesz ilu tu jest debili do kwadratu, czyhających tylko, aby się dorwać do cudzego laptopa czy komórki? I jeszcze mnie wezmą za trzęsącą się galaretę na wietrze, która płacze na wszelki ból tego świata. Albo pomyślą, że mam coś do Ciebie, broń Boże, w sensie o zabarwieniu lekko erotycznym. Więc Maggiś, dyskrecja totalna jest wpisana w umowę. Co nie zmienia faktu, że na spotkanie na Krokwi czekam z niecierpliwością.

Do rzeczy, znowu cierpię katusze. I to wielkie. No bo Simon wpadł na plan genialny. Mianowicie stwierdził, że mamy teraz wolne, od LGP przerwa, a on jako wielce dbający o każdą poddaną mu jednostkę wódz, nie może pozwolić nam się puszczać i upijać. Zarządził więc, iż wszyscy przyjeżdżają na dwa tygodnie do niego. Nie myśl, że do hotelu. Rozbił nam obozowisko z namiotami, obiady gotowane na ogniu, czyli istny obóz przetrwania. W dodatku, rozpisał dyżury pracy w jego ogrodzie. Codziennie kilka godzin kopania dołków i wsadzania nasionek. Bo wiesz, idea jest aby na wiosnę zakwitł mu piękny, idealnie kształtny klomb w kształcie tłuczka do mięsa. Na prawdę ciężko uwierzyć, iż potrafi być radosny, ale istnie piszczy jak Słoweniec do pleśni na suficie, gdy o tym mówi.

Yyyy... No więc siedziałem dziś na werandzie, piłem ukradkiem piwo i patrzyłem na Dawida podlewającego irysa. Co się dziwisz? Muszę się wreszcie od tych rodziców wyprowadzić, więc czas zarobić na życie. A myślę, że za taką obserwację, jakiś ośrodek leczenia ciężkich schorzeń umysłowych odpali mi sporą stertę grosza. Ewentualnie cenę mogą podbić pasjonaci małp. Mnie tam obojętne, kto da więcej ten lepszy...
Ok, ale chyba nie zrobisz wielkich oczu, jak Ci powiem, że przyszli Niemcy. Dużo Niemców. A w samym centrum wywołanego przez nich trzęsienia ziemi, stał zasmarkany Wank. Serio zasmarkany, do porównania tylko z Welliśkiem, któremu nikt nie chce odgrzać kaszki bananowej. Albo ewentualnie z Sevciem, jak go w Kuopio ciężarówka ochlapała błotem.
Nie mogłem tego stanu ogarnąć totalnie. Tych zwiniętych dinozaurowych łap, łez w wielkich zmutowanych ślepiach i całokształtu. Więc rzucając w Kubackiego tą puszką od piwa ( w celu rozluźnienia atmosfery) spytałem co się stało.
-Julia wychodzi za mąż- wytłumaczył Freund. (Jasna cholera, oni to są psychiczni, od dwóch lat czekają na ślub, wykłócają się czy na przystawkę weselną podać brokuł czy kalafior, a teraz ryk bo wszystko dojdzie do skutku)
-To chyba dobrze?- wydukałem. (Badanie szympansów jest znacznie przyjemniejsze. I cichsze.)
-No ale rzecz w tym, że nie za Andreasa.

Dobra, zaczynało się robić śmiesznie. Prace przy grządkach błyskawicznie ustały, a na widowisko zbiegły calutkie tłumy skoczków pospolitych.
-Jula jest z Fettnerem- wybuczał Wanki.

I wyszło szydło z worka. Okazało się, że spotkali się w Wiśle na LGP, kilka mrugnięć oczami, z tuzin cmoknięć w policzek i jakby ktoś ich klejem skleił. (Takim dobrym, nie tym fioletowym, którym kiedyś chłopcy przymocowali Pieszczoszka do ściany, żeby nie szedł z nimi na miasto. A on i tak wylazł, jedynie z paroma sztukami wieszaków na plecach). Widziałaś kiedyś coś takiego (miłość nie wieszak)? Zakochali się w sobie szybciej niż Rune Velta zeżarł wczoraj tulipany spod werandy, gdy nikt nie chciał podzielić się z nim konserwą wołową.

Boziu... Maggy, a jak mi stanie się kiedyś coś tak złego? I będę dzień w dzień zapominał o świecie, sławie, medalu w Falun bo jakaś kobieta się uśmiechnie, ubierze sukienkę albo nie wiem ugotuje kalmary w pieczarkach?
Masz coś wspólnego z biologią, nie? Wynajdź lek, zanim przejdzie na mnie ta zaraza. Za to wezmę Rysia do fryzjera. Targ dobity?

Ale skupiam się na faktach, jak już Ci pisałem dziewczyna jest najuczciwsza w świecie, więc gdy tylko błyskotka zalśniła jej na palcu, to Wankiego przeprosiła, biegnąc ku szczęściu.
Brać narciarską po jej decyzji ogarnął jednak szok
-Co teraz będzie?- spytał ktoś z tłumu.
-Dobrze będzie - wypiszczał przez nikogo niepoproszony o zabranie głosu niemowlak- stworzymy klub Andreasów Singli Forever. I nikt nam nie podrze sweterka, nie odgryzie podbródka, ani nie napisze donosu do Ammanna. Co nie Wanki?
-Zamknij się niemowlaku - odpyskował Richie - my Niemcy nie możemy się im dać. Tak się rozzuchwalą, iż następnym krokiem będzie zwinięcie mi korony dla najpiękniejszego skoczka świata. Trzeba uratować mężnie rzeczywistość przed przetasowaniem wartości i zagładą austriacką.
-Czyli...?- wszyscy pragnęli usłyszeć wyjaśnienie, jednak spokój ponownie zakłócił Kubacki. Podbiegł radosny do pokruszonej duszyczki i przypiął jej do uszu takie klamerki do przytrzymywania prania.
Złamane serducho rozpłakało się jeszcze bardziej.
-Jak możesz psychopato?- Sevik pokręcił głową- chłopak cierpi, a ty go uciszasz wyrywając mu małżowiny.
Dawid otworzył usta zamierając w pozycji "Na Koudelkę"
-Ja... Ja... Ja, robię mu tunela- wytłumaczył - niech się dopasuje do gustu wybranki. Potem jeszcze tylko tatuaże z pasteli, o czym wspominając powiem, że bardzo piękne maluję gumowe kaczuszki, a ostatnio nauczyłem się nawet gotowaną szynkę tworzyć. Więc zadbam o niego i co przy takich cudach Fettner i jego śnieżynki na dłoniach?
-Do garażu- zadecydował autorytarnie Freitag- matko, serio część naszych debilnych rodaków twierdzi, iż najgorszym co może uczynić Ci Polak jest kradzież samochodu? Panowie, zrobimy wojnę trojańską.
Połowa zgromadzonych nie zrozumiała o czym mowa.
-No, zwinęli debile cudzą żonę, wywieźli gdzieś tam do Turcji bo im jakaś elfica kazała...
-Nie elfica- Freund jako człek wielce oczytany musiał zaprotestować - tylko bogini grecka. A w ogóle to było przez jabłko, które jakaś zła moc perfidnie jej podarowała.
-Boże!- Welli uderzył się z całej siły w głowę ręcznikiem papierowym- czy ja nawet nieświadomie muszę krzywdzić innych? Wanki tak strasznie Cię przepraszam, wybacz mi tą nikczemność.
-Ty? Ty miałeś z tym coś wspólnego?
-No bo ja sobie skuczałem pod skocznią jedząc ten właśnie owoc w Hinterzarten, a akurat przechodził ten nieszczęsny Manuel z Koflerem.
-Ble Kofler- skomentował z obrzydzeniem wielbiciel kosmetyków.
-Zatkaj się bo zabiorę korek od wanny!
-I spytałem ich, czy by nie chcieli mi wyrzucić ogryzka do śmieci, a on wziął ten ogryzek. Ale ja nie wiedziałem, że go tym skuszę do polowania na Julkę.
-Ty zdrajco - zażartował Richie- wydziedziczamy Cię. Nie jesteś już członkiem reprezentacji. Idź precz.

Maleństwo było tak zdesperowane, iż postanowiło ujawnić swój ukryty w głębi duszy talent wokalny
-Nikt nic do mnie już nie czujeeee,
i mnie nie tuli i nie całujeeee,
więc drobny Welliś bardzo płacze,
i idzie mieszkać na śmietnikuuuu"
(Nie znalazł się ani jeden odważny krytyk, zdecydowany na komentarz powyższego, wielkiego hitu.)

-Ejej- odezwał się tymczasem muł numer jeden schowany za dorożką zaprzęgową Simona- chłopcy zniknę wam z oczu na wieki, wraz z moimi instrumentami, ale skończcie mi o tej Troi.
-O czym tu gadać, zbudowali cudownego konia, wpuścili go do miasta i wygrali. A dziewczyna wróciła do tego mężusia. Prościutko. Więc bierzemy im pomysł, tylko nam to zajmie znacznie mniej niż dziesięć lat.
-A ja uważam - mruknął Pieszczoch - że trzeba to załatwić dyplomatycznie. Iść spokojnie do Ammanna i zgłosić cały konflikt. Więcej wiary w naszych polityków, ludzie.
(Żebyś tylko sobie nie pomyślała, iż Okruszek "zmądrzał" przez te trzy sekundy. Po prostu po jego ostatnich wyczynach Wielki Wódz zarządził, iż jeśli weźmie udział w jeszcze jednym spisku to wysyła go na miesięczny całodobowy kurs robót tkackich. I nie będzie zmiłuj.)
-Hmmm- Freitag miłuje szczerze hańbienie bliskich przyjaciół w szefowych oczach - świetny plan. Zobaczymy ile warta jest cała jego osoba.
-Tylko ja z wami nie idę - uzupełnił pomysłodawca - muszę wprowadzić w życie inny plan pomocy Wankowi. na wszelki wypadek.

Anduś zwiał więc, a cała grupa przemieściła szanowne zadki pod okno pałacu prezydenckiego ( stolica Wyższej Pozafisowskiej Rady Skoczków Niegłupich została przeniesiona na zadupie szwajcarskie). Sam Simi ukazał nam się stojący na desce do sera, ubrany w firankę i ćwiczący mowę na otwarcie ogrodu (To znaczy, w woli ścisłości w kółko ryczał "jam Simonem Ammannem, a oto ma kraina mlekiem i miodem płynąca). Dopiero po jakimś kwadransie zauważył wielkoluda, Ryśka i Severina w drzwiach.
-Z samego rana Wy - jęknął spektakularnie.
-Jest szósta wieczorem...
-Cicho! Ja zarządziłem właśnie nastanie poranka! Coś jeszcze? Przyszliście wreszcie wyznać mi swoje, kaleczące serca winy z okresu ostatniej olimpiady?
-Myśmy przyszli zgłosić kradzież - przesylabizował wolno przeciwnik salonów fryzjerskich, który w dalszym ciągu bawił się genialnie.
-Kradzież? Kradzież, kradzież, czym takim ona jest? Na mój tłuczek, znowu? Toż to jakaś plaga. Cały czas giną ludziom spinki do włosów, wczoraj przyłapałem za drzewkiem pomarańczowym Norwegów uciekających wraz z poduszką ortopedyczną Jerneja Damjana... Co teraz? Nożyczki do wycinanie włosów z nosa?
-Nie... Bo w ogóle Wellinger...
-Uprowadzony? Wydaję przyjęcie, jeden małoletni, nieprzyjemny prostak mniej...
-Nie nie - wytłumaczył Freund ( sprawdzając jednocześnie w kieszeni, czy słowa na temat powyższych nożyczek nie były czasem prorocze)- młody w zasadzie nic nie zrobił, to Fettner.
-On? Zaraz? Przecież to uczciwy człowiek, jedyną winą jaką mu dotychczas przypisałem jest tatuaż na lewym biodrze? Jaki przedmiot sobie przywłaszczył?
-Żaden przedmiot. Narzeczoną Wanka, oświadczył się jej!
- Bogu dzięki! Co za ulga, wyrwał przedstawicielkę płci pięknej ze szwabskiej, bezdusznej niewoli. Jaki dobry, prawy obywatel. Nakażę chyba wyryć jego imię złotymi literami w Księdze Dobrych Uczynków Simona Ammanna. Niech tam, wybaczę mu nawet tunel w prawym uchu, bo z lewym będzie już trudniej.
Dinozaur ponownie popłakał się jak dziecko.
-Nie wellingeryzuj już tak! Siadaj a ja Ci wszystko wytłumaczę. Myślisz, że nie cierpiała przy tobie? Przy obdarciuchu, który nie zna daty narodzin mojej osoby? Pomyśl, siedziała pewnie we łzach pod obiektem, bolejąc nad tym w jakim świecie zdecydowała się współistnieć, a nagle zjawił się on. I założę, że jeszcze jej opowiedział o małym fioletowym pasku na mojej ulubionej skarpecie wełnianej. Albo zaśpiewał Balladę Do Dnia Zakupu Tłuczka. Z pewnością tak było. I kogo ona miała wybrać?
-Yyyy- mruknął Richard - ja bym nie miał wątpliwości...
-Właśnie - Simon zdecydował się nie dać Niemcowi szansy na dokończenie wypowiedzi - jutro wieczorem wydam im przyjęcie zaręczynowe, odwołam warsztaty kształcenia zawodowego, które miałem przeprowadzić. A nawet zdecyduję się zaśpiewać podczas ceremonii zaślubin. Tylko gdzie oni teraz przebywają?
Wanki przełknął ślinę. Wiadomo kochał Julkę najbardziej na świecie. I nawet jak miała wychodzić za Fettnera, jej wesele nie mogło wyglądać jak pogrzeb świni Dietharta.
-Myślę, że pragną pobyć teraz sami - przełamał gulę w gardle.
-SAMI... To naturalne, dam im możliwość aby byli tylko oni i ja. Nawet mam już dla nich zajęcie na noc poślubną.
-Co???- freitagowe ślepia na charakterystyczne hasło wyskoczyły z orbitali.
-Chyba to logiczne. Seans filmowy, podczas którego ujrzą cudowny, pięciogodzinny, unikalny reportaż "Dzieciństwo Simona Ammanna". Chyba nikt z was nie ma lepszego i bardziej oczywistego pomysłu. A teraz precz, rozpoczynam tworzenie listy gości.
-Gościu - brunet klepnął przyjaciela - chciałeś wsparcia i je znalazłeś. Dziękuj niebiosom, że to nie Ty będziesz panem młodym. Ale co do zemsty, zostaje nam tylko ta Troja.

Przed drzwiami czekał Wellinger. Bardzo dumny, z dwoma świerszczami, w słoiczku po konfiturze.
-Znalazłem - wykrzyknął dumnie - bo ja jestem dzielnym mężczyzną i poniosę pełną odpowiedzialność za ten ogryzek.
-Co znalazłeś?
-Konie trojańskie. Nawet dwa. No nie gapcie się, ciężko było ale przecież konik polny to też rodzaj konia. Wiem, chciałem przynieść morskiego, ale nie moja wina, że zamknęli oceanarium. To są Anduś i Welliś, kochane. One wygrają tą wojnę.
Richard wzniósł ramiona.
- Możesz je sobie ugotować głupku. My poradzimy sobie sami.
-Ale ja się ich boję!
-Mówiłeś, że są przekochane...
-Co nie znaczy, iż nie są straszliwie groźne i jadowite! A jak już mówimy o żarciu, chcę banana, albo kiwi z żurawiną. Napracowałem się, żeby je złapać.
-Bachorze - kudłaty nie mógł przestać - ty jesteś w ciąży?
-Serio? - młody rzucił swoim dobytkiem przerażony - Jezu, poród tak strasznie boli. Richie powiedz, że to żart, ja nie wytrzymam, nie nadaję się na matkę. Zresztą przecież w tym Soczi leżał Simon, a potem byłem grzeczniutki, przysięgam na mój nieżyjący sweterek...
-Wiesz... - serio nie ogarniam tych skłonności sadystycznych - można zajść słyszałem, od kąpieli w basenie. A teraz do rzeczy Panowie...
-Nie - główny zainteresowany zaprotestował - ja nie chcę tak robić, cholera. Wiecie... Gdyby moja dziewczyna odeszła z Prevcem, albo z takim Romanem Koudelką... Walczyłbym, drapał i gryzł. Ale to jest prawdziwa miłość, zdarzająca się raz na sto lat. Jak wkładki Sevika przytulone do siebie mocno w jego jamie ustnej. Właściwe miejsce i właściwy czas.
-Mhhmm... - Freund poczuł się wzruszony tym trafnym porównaniem - czyńmy pokój. Wypijemy z Austriakami na zgodę mój napar z róży południowochińskiej i będzie po bólu.
-Nie!
-Ale co ty mu właściwie chcesz w tej Troi zrobić?
-Od razu jemu półgłówki? Przecież w tej wojnie nie chodziło o jednego, tępego tchórza, tylko o cały naród. Patrzcie na nich - pokazał na Krafta i Hayboecka jedzących bigos przy ognisku, oraz Dietharta tulącego dwie, pulchne świnie. Nastraszymy ich trochę na początek...
-Jak? Bo na razie tylko pieprzysz jak Ammann.
-Yyyy... No weźmy ich do tej strasznej, walącej się wieży na obrzeżach wiochy, a potem się wymyśli.
I przeszedł do realizacji nikczemnych zamiarów.

-Hej, hej chłopcy- podszedł bliżej machając łapami - czy w ramach koleżeńskiej przechadzki nie poszlibyście z nami na spacerek. Wiecie... My, narody germańskie powinniśmy żyć w zjednoczeniu, przeciw nikczemnikom typu Norwedzy.
-Pójdziemy... Ale nie zjesz kiełbasy?- wydukał zagłodzony brunet, zakrywając gar drobnymi paluszkami.
-Prosiaczki nie idą- zawyrokował w tym samym momencie Thomas - są padnięte.
-Oj - Niemiec udał troskę - jakie słodkie. Mógłbym, którąś pogłaskać po ryju?
-Serio? Jak miło wreszcie znaleźć bratnią duszę na tej bezdusznej planecie. Aniołku, nadstaw pyszczek wujkowi Richardowi.
-Wiesz- okrutnik nadal grał - w takiej wieży kilometr stąd, chowam przed Simonem trochę ziemniaków. Może starczy, aby te biedactwa napełniły żołądki.
Na wieść o kartoflu z miejsca ruszyły się nie tylko zwierzęta, ale także Stefan z Michaelem.

Niedoprecyzowany plan przebiegał idealnie. Tłumik szybko opuścił królewską rezydencję, a jedyne problemy sprawiał Welli wlekący się na końcu i jęczący, iż liczył sobie dokładnie i ma już skurcze co cztery minuty.
Niemrawo zrobiło się dopiero pod starą budowlą. Wank i Severin patrzyli pytająco na przyjaciela, Didl obiecywał potomkom talarki, a Ci dwaj solidarnie wygłodniali wbiegli na kamienne schodki szukać łupu.
-Matko - odezwał się blondas - nic tu nie ma, Ammann musiał dowiedzieć się o schowku przed nami. Thomas, ja Cię bardzo lubię, ale my umrzemy w tej Szwajcarii z głodu. Proszę daj choć jedną świnię, sytuacja kryzysowa.
-Co ty rzekłeś? Morderco, bandyto i zboczeńcu. Eeee... I szarańczo!

W jednej chwili wydarzyło się bardzo wiele rzeczy. Wielbiciel ruchomej wieprzowiny zaczął bardzo nieprzyzwoicie kląć. Andi poczuł pot na karku, po czym oznajmił zgromadzonym, że odeszły mu wody. Przejeżdżający polną dróżką motor głośno zawarczał... A przerażony tym wszystkim prosiak natarł na kamienne, uchylone drzwi i je zatrzasnął. Subtelny problem, że z Haybockiem. I Kraftem w środku.
Wybuchła totalna panika. Wielu gapiów narciarskich wyleciało zza drzew aby udzielić pomocy. Na próżno. Nie mieli siły. Wreszcie ktoś zadzwonił pod numer alarmowy.
Tak wrzaskliwego zgłoszenia nie potraktowano jednak poważnie. Na miejsce zamiast profesjonalnych jednostek przybyła jedynie straż miejska.
-Co tu się dzieje? - zaczął funkcjonariusz - proszę o opanowanie szoku i opowiedzenia wszystkiego krok po kroku.
-Dziecko się rodzi - wyjaśnił Pieszczoszek - już, tu i teraz.
-Gdzie? I kto je rodzi?
-No ja! Ale proszę mnie nie karać. Ten konflikt zbrojny też wywołałem niechcący. Mamusia zawsze powtarzała, żebym jadł owocki. A mitologii greckiej nigdy nie czytałem, słowo.
Mężczyzna zapisał coś w notesie, po czym przeniósł spojrzenie na Dietharta.
-Hayboeck chce molestować kulinarnie kobiety! - zakomunikował ów ku zaskoczeniu kolegów- no to jest dziewczynka- poklepał świnię, która usnęła na jego kolanach.
-A wezwaliśmy policję dlatego - Richard postanowił jednak wykazać się kompetencją - iż te dwa prosiaki zatrzasnęły się w wieży.
-Przecież leżą tutaj?
-Nie te. Takie stokroć brzydsze.
-Też tego pana?
-W życiu - oburzył się Thomas- proszę mi nawet o nich nie wspominać.
-Hmm- wtrącił Sevik - wedle konwencji praw człowieka są chyba samych siebie.
-Dzikie świnie!!!
-Panowie - przedstawiciel prawa stracił cierpliwość- rozumiem zdenerwowanie losem tych czworonogów z racicami, ale nie tędy droga. Wezwijcie Towarzystwo Opieki Nad Zwierzętami, oni są od takich spraw. A na boku... Znam jednego, całkiem wykwalifikowanego psychiatrę.

Wank opadł na wielki kamień.
-Wszystko moja wina- zajęczał - gdybym był łaskawy tak nie obnosić się z własnym nieszczęściem to nie wzbudziłyby się w Rysiu instynkty mordercze. I niewinni ludzie nie stanęliby na krawędzi śmierci. Ammann miał rację, gdzie tam mi do Julki. Niech będzie z tym swoim tunelowcem.
- Wszystko przez kobietę?- zdumiał się świniopas- ludzie, uczmy się od prosiąt. Samiec spotyka samicę, pełna kultura, po kilku miesiącach rodzi się kruchutkie, dobre, chrumkające cudo. Żadnego wybrzydzania, marudzienia, fochów i wojen. A na boku co teraz poczniecie?
-Jak to? - Freitag wręcz się dławił - zatelefonujemy po to stowarzyszenie fanatyków futrzaków.

Wanki bohatersko otarł kolejny tego dnia strumień łez i wykręcił numer.
-Hallo. Bo straż miejska kazała mi zatelefonować. Bo Kraft i Hayboeck skuczą od dawna w tej wieży przy rzece. Nie mają co jeść. I liczymy, że państwo coś z tym zrobią.
-Dobrze, że pan dzwoni - odezwał się kobiecy głos - ale kim one są? Tak gatunkowo?
-Ssaki- podpowiedział Freund - na jakieś siedemdziesiąt pięć procent.
-Już przyjmuje zgłoszenie. Jak to dobrze, że są jeszcze tacy ludzie jak panowie. Dzięki anonimowemu połączeniu uratujemy te stworzenia. Mam nadzieję, że nic im nie dolega i po paru tygodniach w naszym schronisku i wystawieniu ogłoszeń na stronie adopcyjnej, znajdą nowe domy. Aha, proszę mi podać e-maila, wyślę panom ich zdjęcia za kilka dni. Będziemy na miejscu za godzinkę. Wraz z służbą ogniową.
-Ale - Andreas załamał się już totalnie- Kraft z Hayboeckiem nie są...  
Było zbyt późno recepcjonistka azylu rozłączyła się.

-Wiejemy do Simona... Zaraz... Już on lepszy...

Spać idę.
Twój jedyny Skoczek
PS. Chyba dolecisz jedynie na mój pogrzeb.
PS2. A jeśli każdy Szwajcar ma iloraz inteligencji szefunia? I po otwarciu drzwi zabiorą ich do tego schroniska dla zwierząt?
                           ____________________________________

Niby skończyłam osiemnaście dziewczyny. Ale jak widać powyżej, do dorosłości jeszcze brakuje około stu pięćdziesięciu lat.
Planowałam dużo pisania w święta, a tu moja komórka (główny przyrząd twórczy na codzień)zmarł śmiercią nagłą.
Ogółem Wesołych Świąt, dużo jedzonka, szczęścia i obyśmy dożyły do LGP. Ściskam spod tej tragedii. I całuję mocno wszyściutkie