niedziela, 25 września 2016

Dzień 12. Skoczek szuka żony.

Ty idioto narciarski,
czasem serio nie mam już do was siły. Nic nie można robić czytając wiadomości od Ciebie. Ani jeść, bo szybko się zadławię, ani sprzątać, bo odkurzacz czy talerz też coś kosztują, ani nawet się upić porządnie. Przecież samo wyobrażenie sobie Severina powoduje, iż człowiek wątpi we własną trzeźwość. Osiągnęłam szczyt wytrzymałości (choć pewnie piszę Ci to w każdym liście) i skończy się tak, że to Ty będziesz ratował mnie, a nie ja Ciebie. Nie masz ani grama litości dla mojej wątroby, serca, nerek czy tam płuc.
I ogólnie bardzo Cię kocham. Tych psycholi z Deutchlandu w zasadzie też.

Ale mam napisać coś mądrego. Więc ja wiem, często truję, że dzieci trzeba kochać, bo kiedyś będziesz miał własne, z tym że... Ćwicz może te instynkty bez żyrafy w roli super niani, co? Przecież przylezą z tymi swoimi ziółkami, które robią z ludzi Rysia i nieszczęście gotowe. A do tego musimy dodać same urocze dołeczki i ich wieczne niewyżycie. Serio, niech oni odpokutują jazdę na gapę w jakiś inny sposób. Na przykład podlewając kaktusy. Raz na miesiąc może sobie przypomną, że trzeba to zrobić. Albo i nie przypomną, ale zrobią to przypadkiem, nie zakręcając wody w kranie.
Nasz wielbiciel mydła powiedziałby w końcu, że liczą się dobre intencje. (Co prawda Simi uzupełniłby to pewnie o powiedzonko, iż nimi to jest piekło wybrukowane. Ale gdyby on decydował kto ma iść do piekła, to niebo by było puste jak móżdzek Wellisia, więc się nim nie przejmujemy)...

Tylko skoro już poruszyłam kwestię dziecięcia przerośniętego, to czy ja dobrze rozumiem, że król oddał Hayboeckowi twoją rolę nadwornej opiekunki? Biedny chłopak. Jakby Kraft i Diethart u boku mu nie wystarczali. Ale właściwie pociesz Andiego... Bo nawet jakby on faktycznie pił ten szampon nałogowo, to i tak bardzo mu to nie zaszkodzi. Odżywianie się kosmetykami to skrajnie nieszkodliwa i łagodna dewiacja. Jak na skoczka narciarskiego...
Całusy od Mag
PS. Wykrakałam. Sevi w babskim stroju kąpielowym to nic. Dziś przyśniła mi się owa nieudolna 'kopia' Rysia, pływająca ze mną w Morzu Śródziemnym. Tak się kończy mieszanka legend o herbatkach Freunda z fantazjowaniem na temat Kudłatego. Wolałabym już towarzystwo stada rekinów ludojadów niż tą upierdliwą wiewiórkę.
PS2 Niech Ammann przekaże to wszystkim skocznym hotkom. Zapewni Freitagowi tym samym celibat do końca życia...

~~***~~

Maggy kochana❤️,
kto by pomyślał, że Tobie się Freitag żyjący w celibacie marzy. Nauczyłem się już, że ludzie lubią mnie zaskakiwać, ale najczęściej jednak nie byli to ludzie tylko Wank. Muszę mu przekazać, że właśnie go pobiłaś. No. Tyle w temacie.

Ale skoro potrzebujesz reanimacji, to niech on odstawi lepiej te śluby czystości na potem, bo ja wolę to zrzucić na niego. Nigdy nie lubiłem szkolnych lekcji z pierwszej pomocy. Kazali się nam zawsze kłaść na takich śmierdzących kocach z piwnicy. Pamiętam do dziś, że wszystkie były różowe niczym mieszanka szminek na policzku twojej wymarzonej, (przyszłej) cnotki. Kojarzyło mi się to w linii prostej z grzybicą i nigdy nie potrafiłem się skupić. W dodatku musieliśmy dmuchać w plastikowo-gumowy manekin, który wyglądał jak trup pomieszany z kaczką.  Usilnie próbowałem ogarnąć po co reanimować kaczki. Przecież je i tak się potem przerabia na pasztet.
W końcu powiedziałem mamie, że jak nie zwolni mnie z tych zajęć to nie będę jadł jajecznicy na śniadanie, co równało się w mojej chłopięcej wyobraźni strajkowi głodowemu. Dziś bym po prostu pogroził, że wypiję szampon. Ale wówczas w moim życiu nie było mentorów typu Sevik.

Ostrzegałem Cię, iż siedzi mi w głowie wiele traum z dzieciństwa.

Oczywiście nie pomyśl sobie siostrzyczko, że Ty masz dla mnie cokolwiek wspólnego z kaczkami. Z tym, że Rysio posiada zapewne lepsze pierwsze skojarzenia z kontaktem usta-usta niż spleśniała piwnica w Zakopanem, więc z korzyścią dla wszystkich zainteresowanych oddam mu, tą ewentualną robotę, sobie pozostawiając gadanie z Tobą o życiu. Może być?
Widzisz. Ty się bulwersujesz, że nie umiem znaleźć kobiety. A po prostu nie ma w życiu większego pecha, niż ten mój.

No. Robię postępy. Zwierzam Ci się. Z najintymniejszych sekretów. Tylko nie mów o tym Simonowi podczas Pucharu, bo on jest gotów odnaleźć te koce choćby na wysypisku, żeby zniszczyć mój światopogląd do końca.
Więc już może przejdźmy do Szwajcarii, bo coś grobowo się zrobiło.

Pan i władca przystał łaskawie na pomysł niemieckiej trójcy, dotyczący karnej pracy z maluchami. Ponieważ żadne matki z ogłoszeń nie były jednak zainteresowane szwabską działalnością charytatywną, załatwił nam kilkudniową opiekę nad czteroletnim synkiem swoich krewnych. Wmówił im, (powołując się na cały swój honor i majestat), że Kudłate kończy właśnie studia pedagogiczne i piszę pracę magisterską na temat reakcji dzieci w wieku przedszkolnym na zabawę w Babę Jagę. Severin miał być promotorem owej ważnej pozycji naukowej, a Wank czuwającym nad projektem biegłym psychiatrą.
Istnieją dwie opcje, albo wszyscy Szwajcarzy to debile i rodzice tej biednej ofiary w to uwierzyli, albo Simon wypędził ich na wakacje za pomocą swojego koronnego atrybutu. Tak czy siak Freitag ze wściekłości cały zsiniał. Stwierdził, że żadna laska nie umówi się z gościem, który biegał po mieszkaniu z miotłą między nogami i że on woli już patrzeć na Krafta przez bity tydzień
Nagle chyba okazało się, że pozostanie na placu zabaw z tą pomyłką ewolucyjną, (ja nie obrażam ludzi tylko cytuję twojego ulubieńca) oraz Pieszczoszkiem, stanowiło najmilszy, a nie zmuszający do desperackiego picia szamponu, punkt programu.

Ale było już za późno. Właziliśmy do przestronnego apartamentu na trzecim piętrze wieżowca.
- Jasna cholera  - westchnął Richi, złowrogo spoglądając w stronę Sevika - przyszłej zimy stawiam cały mój majątek na Prevca. Może i jest słoweńską żmiją plującą, ale przynajmniej nie dokarmia żadnych upośledzonych gryzoni moim kosztem.
- Nie możesz mi tego zrobić - blondyn drżąc wypuścił z rąk swój najnowszy scenariusz 'Romea i Julii' (oczywiście po raz kolejny tytułowe role grają Roman Koudelka oraz Jan Matura, poboczne zaś skoczkowie bułgarscy (w całej liczbie jednego) oraz włoscy, plus kilku Kazachów. Jeżeli by Cię to interesowało, stuprocentowo identyczną obsadę, można znaleźć w jego wersji  kilku oper włoskich, a także pisanego wierszem Kubusia Puchatka, w którym głównym problemem zwierzątek jest pielęgnowana latami i przeradzająca się w obsesję niechęć do Kłapouchego, usprawiedliwiona strachem przed jego urywającym się wiecznie ogonem.
Ja serio nie wnikam. Nie mam natomiast pretensji do Welliśka o tępotę, gdy pomyślę sobie, iż od wielu lat słucha takich rzeczy na dobranoc).

Mogę złożyć przysięgę na wszystkie racice Dietharta, że robię się przy Tobie zbyt empatyczny.

W każdym razie Simona nie wzruszyło, iż poczciwy, dobry wkładkożuj płacze szczerze, słysząc z ust przyjaciela o strasznym wrogu, który omal nie przerobił go w Soczi na filet. Wszedł do środka, pogroził biednemu dzieciakowi, że ma grzecznie rysować tłuczki, bo inaczej będzie wyglądać jak Wank, po czym zostawił go z nami. Dodam, iż udając się do sąsiedniego pomieszczenia, aby rozpisać regulamin konkursu na ministra rolnictwa swojego królestwa.

Przez chwilę była cisza. Posadziliśmy dziecko na stole w salonie i poszliśmy poszukać jakieś kiełbasy.
- Mógłbym być taką nianią do końca życia - zaczął nieśmiało Wanki, próbując jednocześnie nieudolnie otworzyć pudełko z salami - ale tym nie zmienię tego co zrobiliśmy biednym Autom.
- Musimy Ci znaleźć kobietę - wszedł mu
w słowo Rysiu - przecież to się robi nie do zniesienia. Chcesz dbać o nich, to kupmy Hayboeckowi całą wannę tego szamponu i proroctwu severińskiemu stanie się zadość.
- A na cholerę znowu szampon, jak można pastę do zębów - włączył się do dyskusji blondyn - pasta ma fluor, przynajmniej kły od tego rosną.
- Chcesz zrobić hienę z człowieka? To już lepiej zmieńmy jakoś Didlowi nazwisko na Świnia.
- Ale jak?
- Gdyby był laską to, nie byłoby problemu. A tak to...
- Zawsze w sumie może przejąć po żonie,  pod jakimś dziwnym pretekstem. Tylko gdzie my znajdziemy dziewczynę, która nazywa się Prosię?
- Kurde, przecież to jest Austria. Tam się wszystko toleruje, babki z brodą pomniki mają. Zresztą nie musi być konkretnie Prosię. Pasuje też Świński Ryj, Świński Ogon, Chlew, Koryto, Warchlak, Racice... Mam wymieniać dalej?
- One mają, a ja nie - podsumował Sevi.
- Racice?
- Nie, pomnik.
- To zapuść brodę. Może włosy też rosną od tego flaka z pasty?
- Fluoru, idiotyczna żyrafo. Flaka to Ty masz na brzuchu. A teraz będziecie łaskawi chwilę mi nie przeszkadzać?

Zapomniałem Ci dodać, iż Freund zaczął właśnie tłumaczyć na szwabski Pana Tadeusza. Nie zna co prawda ani jednego słowa po polsku, (poza zdaniami 'czy znajdę w pani pokoju, bądź łazience ubranie Richarda, bo musimy już wracać do Niemiec', oraz 'przepraszam za tych debili, ale na trzeźwo są jeszcze głupsi' ) jednak stwierdził, iż po prostu czuje wewnętrznie o czym opowiada ta wielka epopeja.
Usiadł więc do biurka. Wank otworzył książkę telefoniczną i zaczął szukać Diethartowi kobity, a Rysieniek poszedł po piwo.
I w sumie wszystko było super. Pomijając, że okazało się, iż nagle w mieszkaniu nie ma tego dziecka...

Wybuchła panika. Zaczęliśmy biegać po mieszkaniu, a potem zeszliśmy na dół, czekając jeszcze na Andreasa, który darł się, że nie sprawdziliśmy w doniczkach. W końcu malucha na jakiejś ławce odszukał Severin. Był z siebie niebywale dumny. Czule zawinął chłopca w koc (aby nie doznał hipotermii - choć na polu było jakieś trzydzieści stopni) i wrócił do nas, cały w skowronkach.
- Filozofia załatwiła problem - mruknął - a wracając do tematu...
- Zgłośmy to prosie do 'Rolnik Szuka Żony' - przerwał mu kudłacz - tam można spotkać różne wariatki. Albo jeszcze lepiej, zorganizujemy własną edycję i wyswatamy całe to austriackie nieszczęście. I Wanka. I Wellisiątko.
- Mamy okłamywać naiwne dziewice? Nieładnie jest...
- To zmienimy nazwę na 'Wieśniak Szuka Frajerki'. Poza tym kto Ci powiedział, że kandydatki...
- Albo na 'Świnia Szuka Krowy'. Błagam Cię Richard, pomaluj wszystkie kosze na śmieci na osiedlu w 'XD', jak potrzebujesz się podniecić czymś nowym.
- Ale patrz Sevciu. Znowu będziemy przyjaciółmi. Idealny duet prowadzący. Mix jakości z ilością. Ty będziesz im paplał, że małżeństwo to połączenie dusz, ja dam kilka praktycznych rad na noc poślubną typu 'zgaście światło'.
- Po co...?
- Rozwody kosztują. Poza tym wiesz, nie można naruszać tej niezniszczalnej więzi, przysięgi metafizycznej i... Yyy, cholera no nie umiałbym być Tobą.
- Sam nie wiem - wizja zaprowadzenia pokoju skłoniła Rudego, do hipotetycznego poświęcenia kilku kobiecych losów - a wybaczysz mi tego Krafta?
- Jest Ci odpuszczony na wieki wieków, bracie - przysiągł Kudłacz z ręką na sercu - kurde pomyśl ile my zarobimy. Będziemy wchodzić z transmisją, jak Hofer zacznie latać z tą swoją krótkofalówką i nudzić, że wieje wiatr. Nikt już nie powie, że skoki są denne. A jakby co to randki mogą się odbywać na rozbiegu w Kussamo. Tam tak napieprza śniegiem, że nic nie będzie widać.
- A żeby ludzie w tych momentach przed telewizorami nie marudzili, to ja będę czytał poezję do mikrofonu.
- To jeszcze przedyskutujemy. Najpierw musimy wrócić szybko do domu i oglądnąć wszystkie poprzednie edycje.

Chłopcy chcieli zgarnąć po drodze Michaela i Wellingę (bez wiewiórki), więc udaliśmy się z powrotem na plac zabaw. Wszystkich zdziwiło, że Kruszynka wyglądała tak dobrze. Siedziała sobie zachwycona na drewnianym samochodziku i zajadała ogórki kiszone.  Ale w sumie jeszcze bardziej podejrzana niż ten fakt była mina Hayboecka. Plus jego spojrzenie w naszą stronę. A konkretnie w stronę Sevcia.
- Czy wy nie chwaliliście się przypadkiem, że opiekujecie się synkiem krewnych Simona?
- No opiekujemy się - szwabskie trio jednocześnie wskazało na dziecko, które wystawiło właśnie głowę spod koca - czego Ty chcesz człowieku? Całe, zdrowe, je sobie lizaka. Ma głowę, ręce, nogi...
- On po prostu myśli, że skoro spędził dzień z naszym cielakiem, to zabierze nam tytuł Super Niani. Ale nigdy tego nie zrobi. Bo nas jest trzech. A w kupie siła... - Rysiu przerwał, a malujący się od dłuższego czasu na jego twarzy entuzjazm, zaczął parować, w formie małych obłoczków, w kształcie 'xD' - ja pieprzę Freund. Przepowiadałem, że ten twój platonizm, nas kiedyś wszystkich pozabija.
Wielki myśliciel spojrzał pytająco w stronę Wanka, ale jako, iż wielkolud też nic nie rozumiał, zdecydował się otworzyć usta.
- Zgubiliśmy jakiegoś przedszkolaka. Kazaliście mi więc znaleźć jakiegoś przedszkolaka i wziąć go na ręce, a ja to zrobiłem. Mówcie o co wam teraz chodzi, bo naruszacie po raz kolejny kruchą psychikę Andreasa.
- No dobrze - westchnął Austriak - to jest dziewczynka głąby.

I tak wielka trójka, przegrała nawet konkurs na opiekunkę.
A my wszyscy musieliśmy oddać jedno dziecko. Jednocześnie szukając drugiego.

Trzymaj się Maggy.
PS. Ale z swojego show Richard nie zrezygnował. Chyba szykuje się następne nieszczęście.
PS2. To się już robi nudne.
______________________________________

Bo do zimy dwa miesiące, a ja tęsknię bardzo.
Ktoś to jeszcze 'czyta' ?
Ale ogarnęłam, że to będzie miało 20 odcinków. I jak to skończę, jeśli to skończę.

Wstyd i hańba.
A czy napiszę jeszcze kiedyś coś poważnego to nie wiem.

sobota, 23 stycznia 2016

Dzień 11. Filozofia szamponu.

Hej, hej głuptasie;)
Ty to serio jesteś maruda jakich mało. Zamiast się życiem cieszyć, z kolegami trochę poszaleć (nie naśladując ich), to siedzisz i nawet się nie uśmiechniesz. Jeden debilny, drugi obleśny, trzeci popieprzony, czwarty nieuczesany, piąty zboczony... A przecież to są historie, które pamięta się do samej śmierci. I przyszłym pokoleniom, jako dziedzictwo przekazuje - mówiąc tak górnolotnie i w stylu Sevika. W każdym razie cóż, szkoda, że przy do tego stopnia barwnej i różnorodnej młodości, Ty dzieci nie chcesz mieć. Będę widać zmuszona przejąć misję ocalenia wspomnień i serwować to wszystko, co mi wysyłasz własnym pociechom, zamiast jakiegoś standardowego Kopciuszka czy Królewny Śnieżki. Oczywiście pod warunkiem, że ich pojawienie się na świecie nie będzie miało nic wspólnego z bogatą w piękną przyrodę, stolicą Tatr. No bo przecież nie powiem 'Sorry maleństwa, tatuś się leczy u takiego lekarza, na którego gabinecie pisze coś co zaczyna się na P, a kończy na CHIATRA'.
Plus naturalnie pominę wątek Rysieńka, bo zabiorą mi prawa rodzicielskie za wysoce postępującą demoralizację nieletniego potomstwa. Chyba, że wymyślę, iż on ten przekręt ma nie wiem, na przykład na punkcie nasion słonecznika. A Kraft chciał go tak mocno naśladować, że okradł Lidla. Ok, nie brzmi już aż tak fajnie. Ale dla przedszkolaków będzie jak znalazł. W oczach Władcy także przejdzie, gdyż przecież wyniesione dobra można zasiać na jego plantacji. I na przyszły rok zebrać piękne płatki, z których sporządzi się kołderkę dla tłuczka.
Sprytna jestem co? Tudzież żałosna. Idealna partnerka dla skakajca. Będzie bezproblemowy, pokojowy związek. Bez walk, awantur i sąsiadów narzekających na jęki (choć Freitag by pewnie odpyskował, iż to ostatnie bardzo źle wróży).
No. To za 124 dni się widzimy❤
Twoja spragniona obniżenia sobie IQ Maggy.
PS. Wiesz jakie strusie jajka są dobre?  Z ryżem i takim pysznym sosem. Najwyższy mogł trochę pogłówkować, bo wszyscy byście się najedli, (może poza Wankim). Ale czasu nie cofniesz. Dobrze przynajmniej, że na blondasa trafiło. Zleje mu się z włosami i troszkę mniej będzie widać. Bo szczerze wątpię, czy Simon wyda mu zezwolenie na szybkie zmycie z czupryny tego cholerstwa.
Kocham❤
                                                                           ~~***~~
Cześć Hiszpanko,
narzekasz na moje marudzenie, a młody filozof się z Ciebie krok po kroczku robi. Ty do tytułu pani Freund zamierzasz kandydować, że takie wzniosłości muszę czytać?  Z tego co kojarzę, to miałaś zupełnie inne plany, związane z przyszłością swojego nazwiska... Albo w sumie nie tak zupełnie. W końcu pierwsze trzy litery takie same. Jak bedziesz szybko podpisywać jakieś dokumenty to nawet różnicy nikt nie dostrzeże (poza Ammanem, który widzi wszystko).
Więc bierz pierwszego złapanego. Jak się człowiek decyduje na małżeństwo to powinny nim kierować względy praktyczne (jak Cię znam to się na mnie oburzysz za to zdanie).
No, chyba, że jednak wadzi Ci, iż Sevik za sedno związku uważa głęboką więź platoniczną i wspólne czytanie wierszy. Bo w tym już widzę troszkę większą przeszkodę...
A podsumowując, nie ma górnolotności, którymi mnie na płodzenie jakiegoś potomstwa namówisz. Pomijając opcję znalezienia laski, dającej radę mnie nie zmęczyć. Jak zachowam siłę do jakiejś tak długo jak do Ciebie to możemy o tym pogadać.
CZYLI NIGDY SIOSTRZYCZKO:D       

Temat zamknięty i mogę przejść do kolejnego dnia z małpami skaczącymi. Mieliśmy już zwiać z tej Szwajcarii, wiesz przecież. Był plan, były rezerwacje biletów,  był dojazd na lotnisko. Ale im ciągle mało pasjonujących wakacji. Znaleźli sobie furtkę do kolejnej chorej przygody.
Doba rozpoczęła się sprawnie od wygodnego noclegu w pobliskim hostelu i wizyty w szpitalu (ciągle w niezmiennym składzie). Personel bardzo poważnie podszedł do zaistniałego problemu. Co więcej, pomyślał, że nasza rzeźba składa się nie tylko z dwóch austriackich elementów, ale i z Welliego, który żegnając resztki swojego jaja trzymał Hayboecka za włosy oraz Wanka, mocno tulącego całą konstrukcję w ramach dodatnia otuchy wszystkim jej członom. Oba Andreasy odskoczyły dopiero na widok chirurgicznego skalpela, który ujrzały. Sanitariusze musieli jeszcze tylko wypędzić z sali zabiegowej Seviego, wrzeszczącego, że zanim ktoś sięgnie po nóż, to on chciałby jeszcze spróbować rozdzielenia przy pomocy gąbki do mycia naczyń i można było zaczynać.
Po krótkiej chwili było po kłopocie. Nie muszę chyba dodawać, iż wszyscy poczuli się z tej przyczyny niezmiernie szczęśliwi. No... Pomijając Krafta - (pseudoRysio zdążył dostać kosza od lekarki, trzech pacjentek, recepcjonistki, aptekarki i listonosza, którego w pośpiechu uznał za kobietę, zanim na niego spojrzał), Freitaga właściwego - (klnącego głośno (po szwabsku), po zobaczeniu, podanego przez wiewiórę, własnego nazwiska na karcie pacjenta) i Pieszczoszka - (biedactwo dostało ataku spazmów, gdy jakaś litościwa pielęgniarka umożliwiła Michiemu zmycie żółtka z włosów).       
Wreszcie stamtąd wyszliśmy.

- Jesteśmy w mieście Zurich - zaczął Król - pięknej siedzibie szwajcarskiego dobrobytu, prawomyślności i współdziałania narodu.
Powiem Ci Maggy, że widać było. Wszyscy napuszeni i skryci jak Kubacki w święto Flagi Polskiej. Całe witryny pełne złotych zegarków, na które nikogo nie stać, a frytki drogie niczym gacie w dobrym butiku. Zabytków jak na lekarstwo. Świeżego powietrza, mimo egzotycznych skwerków (pełnych papug) też.
- Idealne miejsce, aby coś naprawić w swoim życiu - kontynuowała jednostka nadzwyczajna - ja muszę tutaj załatwić parę spraw. A wy w tym czasie macie zrobić dobry uczynek, rozumiecie? Jakiś, jakikolwiek...
- Zabijmy Krafta - wtrącił Richie, ale nikt go nie słuchał.  
-...W przeciwnym razie wykreślę was z listy moich przyjaciół. Zostaniecie sami, na ulicy. Poniewierani, kopani każdym ludzkim spojrzeniem, wyrzuceni poza granice społeczeństwa. Macie niewiele czasu. I radzę wam wszystko dobrze przemyśleć.
- Najpierw serio trzeba zostawić gdzieś tą wiewiórę - poparł przyjaciela, chcący odbudować silną więź w głębi drużyny Freund - nikomu nie pomożemy robiąc obciach.
Nasz wzrok padł na ogromny basen piłeczek gumowych, stojący w samym centrum okolicznego parku. Pisało tam, że obiekt jest monitorowany, przeznaczony dla maluchów już od trzeciego miesiąca życia, a co najważniejsze, można tam oddać bachora nawet na całe popołudnie. Nie wahaliśmy się już. Bo i po co? Jednogłośnie uchwaliliśmy chwilowe odczepienie od gromady zarówno ułomnej kopii kudłacza, jak i naszej malutkiej Wellingi. Marudził tylko Wanki, co raczej nie powinno już dziwić.
- A jak im coś będzie? Pozostawieni bez opieki połamią kości ogonowe, albo paznokcie, albo którąś z chrząstek w uchu...
- Jeden pogrzeb tańszy niż dwa oddzielne - mruknął, (przeginając już jednak) Simi - o połowę mniej wieńców i sztucznych łez. Ale skoro tak wam na nich zależy, to Hayboeck z nimi zostanie. Zarządzam wymarsz. Odprowadzę resztę grupy do punktu, w którym spotkamy się wieczorem.
- Dlaczego znowu ja? - wkurzył się blondas.
- Bo to nie Ty, musisz ciężko odpokutować zakłócenie równowagi w ojczyźnie mojej skromnej osoby. Jakim byłbym władcą, gdyby to któryś z tych szwabskich zbrodniarzy mógł spędzić przyjemny dzień na placu zabaw? Zresztą nie będę się tłumaczył z moich wyroków, jakiejś austriackiej, ciepłej klusce. Idziemy - na potwierdzenie ostatniego słowa postraszył tłuczkiem dinozaura, który tłumaczył na pożegnanie Michiemu, iż Wellindze nie wolno jeść jogurtów z ekstraktem z marakui...
I się zaczęło...

Mogłabyś próbować mnie pocieszać, iż zostało tylko trzech, Ale to była TA TRÓJCA. Najgorsza z najgorszych i najgłupsza z najgłupszych. Ty się zastanów jeszcze czy chcesz mieć dzieci z jakimkolwiek Niemcem. Bo mówiąc szczerze... Czasem mi się wydaje, że najmądrzejsza z nich wszystkich to właśnie Wellinga jest. No ale do rzeczy.
- Musimy zrobić naprawdę porządny uczynek - jęknął Wanki patrząc na nas błagalnymi oczami - nie chcę być nikczemnym, zmutowanym wyrzutkiem.  
- Jego pogrzało - warknął Richard - zmutowany to Ty się urodziłeś. A ja nie będę robił z siebie jakiegoś misjonarza dla szwajcarskich ułomów. Nie wyobrażam, sobie podobnej szopki. I tyle.
- Ja też nie - szepnął poufale Sevi - ale sytuacja tego wymaga. Andi się nam łamie, dziewczyna go rzuciła, wybuchło to całe austriackie zamieszanie, dostaliście mandat, Kraft zwariował, sierotka Marysia straciła jajko, a on myśli, że to wszystko jego wina.
- Nooo, więc wymyślcie coś prawego - dodał sam zaryczany Wielkolud - na przykład posprzątajmy trawnik.
- Nie jesteśmy w Rosji, żeby było z czego.
- To jedźmy do Moskwy - zapalił się inicjodawca - najlepiej taksówką. Wiecie ile jakiś ubogi taksówkarz sobie zarobi? Całe życie w luksusie, kawior na śniadanie, koniec odliczania do emerytury... I jeszcze żonie kupi zastawę z pięknego srebra.
- Wanki... A jak trafimy na złego taksówkarza, który wyda nasz majątek na podłe cele?
- Albo nie będzie miał żony - trafnie zauważył Sevi -  po co kupować talerze komuś, kto nie istnieje? Ty Freitag tylko o jednym. A wracając do myśli przewodniej równie trafionym pomysłem byłaby kradzież zegarka, z tamtego luksusowego butiku. Jeden z tych znudzonych ochroniarzy, którym nie wyszła kariera zawodowa, by Cię musiał pogonić i zostałby superbohaterem.
- Nie zamierzam kraść - zaprotestował poczciwiec - jest nawet takie przykazanie, żeby nie rabować cudzej własności. Tuż po tym, którego Ryśkowi się nie chciało nauczyć - westchnął - odbija wam chłopcy. A mi trzeba czegoś uczciwego, moralnego i zgodnego z panującymi obyczajami.
- Mam - ryknął wybitny, współczesny poeta - tu jest ogłoszenie na słupie, że ktoś szuka niańki do trzylatka, od zaraz. Zajmiemy się dzieckiem przez cały dzień, wpoimy mu kilka prawd o świecie...
- A jak matka nam wieczorem zapłaci, to rzucimy kasą o ziemię i uciekniemy, bo przecież to działalność charytatywna ma być. Ejj, przecież my genialni jesteśmy, że to wymyśliliśmy. Bierz telefon do łapy i dzwoń pod ten numer... Yyyy, Severin, co Ty znowu notujesz? 
  
Freund rozsiadł się na ławce, wyjął podręczny kalendarzyk i zapalczywie gryzmolił coś gęsim piórem, nieustannie maczanym w malutkim słoiczku atramentu.
- Wstęp do mojej następnej rozprawy filozoficznej - wytłumaczył - o Ammannie i o tym jak jedno nieprzemyślane słowo, może spowodować całą lawinę tragicznych wydarzeń. Zainspirowałem się sytuacją na skwerze.  
- Czyli? - Wanki przestraszył się, iż znowu z jego powodu, spotkała kogoś krzywda.
- Debil powiedział Hayboeckowi, że spędzi czas z Kraftem i naszą drobinką, bo jest dobrym człowiekiem! Przecież to było cholernie niepedagogiczne. Chłopak tak nie będzie chciał dłużej cierpieć, że się stoczy. Zostanie fałszerzem banknotów, albo seryjnym mordercą. Założy jakiś gang rozpruwaczy walizek. I zacznie się zadawać z tymi... - spuścił z tonu - jak to mówiono w dawnych, światłych wiekach, kurtyzanami.
- Krafta to by nawet takie nie chciały - podsumował, nie bardzo rozumiejący sedno monologu kumpla Rysieniek.
- Ale kury tyzańskie? - zdziwił się Andreas - nie słyszałem o takim gatunku. Niemniej jednak myślę, że po przygodzie w sklepie meblowym, Michi nie chce mieć kontaktu z żadnym ptakiem. Więc na luzie...
-... wspomnicie moje słowa - Sev, mimo złotego serca, które niewątpliwie posiadał, bardzo nie lubił gdy ktoś w nie merytoryczny sposób przerywał jego wykłady naukowe - w najlepszym razie pójdzie biedak do pierwszego, lepszego Tesco, poleci na dział z kosmetykami i wypije szampon.
-  A jakiej firmy? - głuptas postanowił widocznie zostać skrupulantem.
- Ja bym na jego miejscu wziął przeciwłupieżowy - po raz kolejny dopowiedział Kudłacz - z odżywką. Takie dwa w jednym, bo po co przepłacać.
- I koniecznie z zielonym korkiem. Bo ja dostałem kiedyś zapalenia cebulek od tego z niebieskim.
- Spaliłeś cebulę?
- Cebulek od włosów, debilu. A wracając do tematu, to który z nas będzie tą opiekunką?
- Wszyscy.
- No jasne, że wszyscy. Ale zgłosić musi się jeden, bo jeszcze rodzice coś o nas złego pomyślą.
- Hmm... - zaczął Richard - podrywu na dziecko jeszcze nie próbowałem. Samotny tatuś, porzucony przez wszystkich dookoła, ledwie wiążący koniec z końcem, a jednak całkowicie oddany...
- Już, już - próbował przerwać senną wizję przyjaciela Sev.
- Laski to na wszystko lecą, Freundzie mój platoniczny. Kiedyś jedna oszalała, gdy rzuciłem jej tekstem 'skakałem właśnie z mostu, gdy nagle zajaśniało na horyzoncie twoje oblicze i uniosło mnie nad powierzchnię wody '. A ostatnio tuż przed Wigilią...
- Zachowaj to dla siebie.
- Pewna ślicznotka stała w markecie i biadoliła nad losem karpi, które się męczy na dziale rybnym, trzyma w wannie, a potem zjada na wieczerzę. Serio taka fajna się wydawała, że wziąłem wiaderko od mopa, wyłowiłem dwa i zawiozłem z powrotem do jakiegoś stawu. Zmarnowałem trochę czasu, kasy, plus benzyny, ale...- cmoknął ustami - warto było panowie. Miałem oko, jak nic.
- Zabierzcie ode mnie owego rozbuchanego napaleńca. Tworzyć się przy nim nie da.
Poeta schował swoje przybory, zaczął obierać wolno dość dużą mandarynkę, po czym mocno przytulił umiłowaną lodówkę. Richard patrzył na niego głupawo, ruszając ustami i uwypuklając swoje pieprzone dołeczki.  Zastanawiał się widać nad jakąś ciętą ripostą. I PRZEZ MINUTĘ BYŁO CICHO.
- A jeśli on przez to umrze? - wywrzeszczał nagle Wanki, który (dzięki Bogu) na moment się wyłączył.
- Nie wyglądała na nosicielkę czegokolwiek - uspokoił go brunet.
- Nie Ty. Hayboeck.
- Co? On serio chce iść na dziwki?
- Umrze przez szampon, idioci. Mam gdzieś wasze dziwki.
- Z pewnością nie moje - wszedł mu w słowo oburzony Sevik - nie używaj liczby mnogiej tam, gdzie jej nie potrzeba. A teraz wyluzuj. Istnieją odtrutki, płukanie żołądka i te sprawy. Natomiast z Ciebie zrobimy dzisiaj Super Nianię roku. Zgoda? I będziesz z siebie bardzo dumny, tylko jeden warunek Andi...
- Spełnię każdy.
-... zamknij się już.

I WYBUCH TOTALNY KATAKLIZM. W dodatku nie związany z Welliśkiem, który jest zdrowy, cały, pozbawiony nowych ran, czy tam siniaków i śpi sobie smacznie, zwinięty w malutki kłębek.  Ale o tym jutro, bo na obecny moment brak mi słów, a Ty możesz się tak załamać, że serio wypijesz jakiś balsam do stóp, czy co tam jeszcze w łazience leży. Powiem Ci tylko, że po raz kolejny, wszystko jest winą tego pajaca Severina.
Brak mi siły Maggy.
PS. Minęło około trzydziestu godzin, a Kraft nadal twierdzi, że nazywa się Richard Freitag. Rzuca tymi danymi na prawo i lewo, łącznie z kudłatą datą urodzenia, nazwiskiem panieńskim matki i numerem PESEL. Ale to mu raczej w podrywie nie pomogło. Ani nie pomoże.
PS2. Chyba umrę.
PS3. Umieram.
PS4. Już umarłem.    
                                                __________________________________
Krótkie to i w formie wstępu, ale z dedykacją dla cudownej istotki, która męczy się ze mną już od dwóch lat♡