Cześć głupolu.
W sumie nie wiem od czego zacząć, bo muszę Ci coś powiedzieć, takiego niezbyt chlubnego. Nie jestem mądrzejsza od przeciętnego Szwajcara. Wyobraź sobie, że jak Ty mi dwa dni temu o tej całej akcji z wieżą napisałeś, to ja pod wpływem szampana troszkę już byłam. No i wyskoczyłam z kondolencjami myśląc, że Rysiu serio zatrzasnął prosiaki. Te Didla, różowe, z ryjkiem.
Tak właściwie wszystko twoja wina, bo poza Aniołkiem nie przedstawiłeś mi ich z imienia. Więc ehmm... No stwierdziłam, iż właśnie to robisz.
Niezależnie od okoliczności pięknie. Studentka weterynarii, trzeciego roku myli reprezentantów Austrii ze świniami. Kajać się za to na kolanach nie będę, ale jakiś szacunek to im by się jednak należał. Zwłaszcza patrząc na fakt jak traktuje ich mój ukochany, niemiecki zespół.
Także tego... Zawsze mogło być gorzej. Mogłam uznać Simona za pudla, albo Kubackiego za Freitaga
(ciemną nocą, w półmroku Morskiego Oka - tego bez ptaszków śpiewających). To by dopiero horror się zrobił. Także owej, styczniowej magicznej nocy - zakaz drinków absolutny. Masz mnie pilnować. I możesz nawet opieprzyć w razie potrzeby.
A na boku to wydumałam, tym razem całkiem inteligentnie, że my się po Zako zwyczajnie rolami zamienimy. Ty przejdziesz do Hiszpanii, będziesz miał moje denne mieszkanko, zawiłe podręczniki i święty, pełen stagnacji spokój. Tymczasem ja z nimi zostanę. Trochę śmiechu nikomu jeszcze nie zaszkodziło.
Całusy od twojej (dla odmiany całkiem trzeźwej) Maggy.
PS. Czysto technicznie. Czy jak już przyjadę na zawody, pójdziemy się 'stoczyć' i tak dalej, to ciągle nie wolno mi wiedzieć jak masz na imię? Nie mam zielonego pojęcia jak Pan i Władca zamierza to przeforsować. Na obiektach sportowych jacyś spikerzy przecież pracują...
Sorry, to nie obiekt. To skocznia narciarska. Różnice widać gołym okiem.
~~***~~
Maggy,
ja już nie wnikam w fakt, że Tobie odbija do granic możliwości. Ale jak szczerość to szczerość. Nie dowiesz się jak się nazywam, bo właściwie... No po jaką cholerę masz posiadać gdzieś w mózgu taką informację? Jeszcze byś wypatrzyła pewną sesję zdjęciową dla jednej, polskiej gazety, w której wystąpiłem. Co mi się szczególnie jakoś nie marzy...
Przechodząc do żalów, bólów i innych rozpaczy. Wyruszyliśmy do tego szpitala. Nie dziw się mojemu słownictwu, bo wyraz 'wyprawa' serio jest tu bardzo adekwatny. Na najbliższe pogotowie, jedzie się z tego zadupia godzinę, a Ammann zabronił nam pożyczyć samochodu, wezwać taksówki czy też najnormalniej w świecie zadzwonić po karetkę. Podróżować mieliśmy zwyczajnym autobusem ( bo w tym patologicznym kraju komunikacja miejska kursuje między miastami).
Muszę Ci też odrazu wyjaśnić jak tragiczny okazał się skład wysłanej ekipy. Mianowicie byliśmy to ja - (szefuńcio oznajmił mi, odczytując na apelu dzienny przydział pracy, że mam do wyboru to lub wizytę z Dawidem w ulu), Kraft i Hayboeck (z przyczyn oczywistych), Richard, Wankozaur, Pieszczoszek, Sevi oraz wypełniona pożywnymi kiełkami lodówka Seviego.
Problemy zaczęły się niemal natychmiast. Gdy tylko zamknęły się drzwi Andreas Starszy się poryczał. Początkowo naiwnie myślałem, iż to jedynie ciąg dalszy rozterek miłosnych. Jednak niestety. Byłem w dużym błędzie
- Życie jest takie kruche - zaczął rozpaczliwym tonem - okrutne, nikczemne. Daje a zaraz odbiera...
- Ale Ty jesteś ciężko chory? - zaniepokoił się smarkający Welliś.
- Zaparzyć Ci ziółka tybetańskie? - Freund zamiast dociekać co gryzie wnętrze jego kumpla, błyskawicznie wyjął z plecaka swój przenośny czajniczek - cholera, ma ktoś jakiś kontakt? Przewodzący prąd - uzupełnił, gdy jego pytanie nie napotkało nawet najmniejszego odzewu.
-... I ja po tych rozważaniach poczułem straszliwą tęsknotę za Diethartem.
Zapadło milczenie.
- Przecież widziałeś go rano - blondyn odczuł, że jego magiczny ekwipunek niestety się nie przyda.
- Rano. A co jak podczas naszej nieobecności zgłosi się do udziału w tej samobójczej misji na Marsa? I nawet nie zdążymy powiedzieć mu 'żegnaj'. My go chłopaki kompletnie nie szanujemy, tylko sobie drwimy, jaja robimy... Poniewieramy jego świnkami.
Widocznie momenty zadumy miały stanowić stałe elementy tego dnia.
Lecz nie myśl sobie Maggy naiwnie, iż on skończył na tym wyznaniu.
- Ogółem ostatnio mam takie chwile, że chciałbym wstąpić do klasztoru.
- Andi, wszystko się ułoży - Hayboeck poklepał wariata po ramieniu (nie umiem ocenić czy zrobił to z litości, czy po to aby dotknąć czegoś żywego, czym nie był Kraft).
Tak czy owak zaczynałem wątpić z kim my na ten ostry dyżur jedziemy. I z jakiej przyczyny.
- Ale tak właściwie też rozważałem taką opcję - mruknął Sevi, na którego cholernie liczyłem w kwestii uspokojenia wielkoluda. Tymczasem idiota jeszcze bardziej go nakręcił.
- A ja nie - podzielił się z nami tym szokującym stwierdzeniem Rysiu.
- Patrz Wank - wielbiciel natury zignorował natrętny przerywnik Kudłacza - ty, ja, ogródek warzywny, medytacje, joga, pisanie ksiąg, poważne śpiewy. No! Wizja idealna.
- Możecie też wziąć Stefana - Michi przybrał minę błagalną.
- Nie ma sprawy - zapalił się Freund - ejjj, to już całkiem sporą grupę zebraliśmy, trzy osoby w pięć minut.
- No, ja bym mógł, ale rodzinę chcę kiedyś tam mieć - Austriaka zabolała mocno świadomość, iż nie dość, że jego przyjaciel wyznaje Simonowi pod przysięgą, że go nie lubi, to jeszcze samowolnie decyduje o jego przyszłości.
- Obiekt zainteresowań zmień - Freitag zrobił się nagle tajemniczo pomocny - a skoro już jesteśmy przy ciężkich tematach... To męczy mnie zepsucie naszego świata.
(Pieszczoch po tych słowach wylał na siebie cały, skradziony ze spiżarni szwajcarskiego króla, gar gołąbków.)
Serio przeszedłem do zastanawiania się co w tym autobusie rozpylone było...
- Rysieniek - Andreas zaczął ostrożnie dobierać słowa - a co Ty masz na myśli tak konkretniej?
- Zwyczajnie by miło było wyłączyć komórkę na pięć minut. I nie posiadać potem skrzynki odbiorczej rozsadzonej przez setki propozycji, ofert i prywatnych zaproszeń.
- Mnie kiedyś zaprosili na targi odkurzaczy - próbował okazać zrozumienie Wanki.
Właściciel dołeczków przybrał minkę o nazwie "spędzam życie wśród debili".
- Boże! Wy nigdy nie pojmiecie czym jest przesadne, cudowne powodzenie. Ile ono pracy wymaga. I wysiłku codziennego. A ja bym raz chciał umówić się z panienką, dopiero gdy jej poprzedniczka po ludzku...
- ...się ubierze? - dokończył Kraft.
- On serio zbyt wiele czasu pod tymi łóżkami spędził - wyraził swoje zniesmaczenie Sevi.
- Ejjj. A czemu wszyscy z góry założyli, iż to ja mam być pod?
Mimo olbrzymich i dobrych chęci niemieckie stwory nie zdążyły mu wyjaśnić tego (wyjątkowo zgodnego) poglądu skocznej braci, bo w pojeździe rozległ się charakterystyczny komunikat zapowiadający kontrolę biletów. A facet z czytnikiem (ciekawe dlaczego?) podszedł prosto do nas.
Więc ja najnormalniej w świecie wyjąłem karteczki (swoją plus Andreaska - żeby mi Simi dupy nie truł to wydałem te kilka centów na drobinkę) i mogło być normalnie. Ale skądże! Byliśmy oczywiście jedynymi członkami grupy, których przejazd został opłacony.
Więc nieszczęsny kanar momencik pogapił się litościwie na Austriaków (bo do kalek fizycznych to trzeba na zachodzie mieć stosunek humantarny), spytał czy nie potrzeba im pomocy, po czym przeniósł wzrok na sławną trójcę.
- Yyyy -dinozaur poczuł się wywołany do odpowiedzi - Wellinger odsuń się od tej tablicy informacyjnej, bo muszę sprawdzić co mnie upoważnia do bycia tutaj za darmo! Ooo, już wiem. Jestem przesiedleńcem. Na dodatek pochodzącym z rodziny wielodzietnej.
- A ja honorowym dawcą - uzupełnił Richard - więc trochę szacunku.
- Eeee - Wanki mocno się skrzywił - honorowym dawcą to on serio jest. Ale raczej nie krwi.
- Tylko czemu honorowym? - dociekało maleństwo.
- Bo takim hojnym. A to na tą samą literę...
- Tylko tu pisze, że aż piętnaście litrów płynu ustrojowego trzeba oddać, żeby się liczyło - Pieszczoszek postanowił pochwalić się świeżo nabytą umiejętnością czytania - a tego się nie da przecież...
- Zatkaj się już - Freund musiał wystawić łeb przez okno, aby opanować odruch wymiotny - byłby ktoś uprzejmy podać mi moje sole trzeźwiące?
Kolejny raz jego problemem zainteresowana okazała się co najwyżej siedząca na poręczy osa.
- To jest ogółem skandal - bulwersował się tymczasem Playboy Naczelny Skoków Narciarskich - powinni mi serdecznie podziękować, że w ogóle zaszczyciłem tą maszynę swoją obecnością. I po dłoniach wycałować. A Ci meneli z pod budki na mnie nasyłają.
- Albo panowie obaj pokażą mi zaraz dokumenty - gość nie potrafił dłużej zachowywać się kulturalnie, ( na boku oni chyba robią konkurs na najbardziej cierpliwy zawód, sprawdzając wszystkich ludzi po kolei) - albo wysiadamy i wzywamy policję. Ja poczekam na decyzję.
- Może być Welliśkowy dyplom ukończenia przedszkola? Czy Książeczka Zdrowia Krafta lepsza? Bo inne dokumenty to Simi skonfiskował...
Tym oto sposobem pięć minut później oburzony Rysiu i zasmarkany Wank machali nam łapkami z przystanku. Inaczej mówiąc nie rozkleiliśmy jeszcze poprzedniego problemu, a już musieliśmy borykać się z następnym.
Najśmieszniejsze było jednak to, że nikt nie zwrócił uwagi na Freunda, który też podróżował na gapę. Może Ci wielcy poeci czy tam filozofowie, serio mają w życiu łatwiej? Albo to zasługa tych nowiutkich ziółek z Malezji.
- To jest Szwajcaria - stwierdził ponuro Welli.
- Naprawdę? Myślałem, że Papua Nowa Gwinea, Andi. Dzięki za info.
- Stul pysk! - Maleństwo pomyślało widać, iż skoro jego mentorzy życiowi dochodzą nagle do jakiś chorych wniosków to ono może sobie poprzeklinać w sposób, który nie przystoi cnotliwemu chłopcu - Tu za takie rzeczy, to się do aresztu ludzie idzie. Będziemy posiadaczami kumpli więźniów. Palących fajkę jak na filmach.
- Oj tam, najwyżej im zaserwują pijawki - uspokoił go Sev - takie przyjemne, czarne, wżerające się w skórę pierścienice. Mówię wam, cudowna sprawa przyłożyć sobie z dwadzieścia do pleców. Niebo, może niekoniecznie w gębie. Gdyby któryś z was chciał spróbować to mam kartę stałego klienta w takim punkcie...
- Ale co to daje?
- Zmniejsza ukrwienie. Więc to by było wybawienie dla Freitaga. Patrzcie, gdyby debil tak przed chwilą nie pieprzył...
- Yyyy? - zdziwił się Pieszczoszek - przecież tylko stał i się kłócił. Ja tu cały czas byłem
- Litości osesku. Pieprzył językiem, w sensie mową, w sensie gadał bzdury. A Ty już trzeci raz w przeciągu godziny dochodzisz do nieprzyzwoitego wniosku. Mam to powiedzieć Simonowi?
- Nie, proszę - drobinka uwiesiła się na oknie, zrzucając wiszącą nad nią gaśnicę - będę grzeczny. Będę sobie kolorował rysunki Smerfów. Pozbieram te gołąbki i dam Ci je co do listka kapusty.
- No nie wiem, nie wiem...
- Błagam! Pozwolę Ci poćwiczyć na mnie regulacje brwi.
Targ został dobity. Blondyn wyjął swoją wyrywarkę oraz hennę w płynie i w (podejrzanie szybko) opustoszałym autobusie zapadła cisza.
Smutno zrobiło się dopiero, gdy pojazd stanął. Na wiosze gorszej i puściejszej niż ta Simiego. Bo kierowca beszczelnie nie poinformował nas, że miasto, w którym był szpital przejechaliśmy dawno temu.
Chcieliśmy do kogoś zadzwonić, ale dało się złapać zasięgu. Próbuję ustalić czy to przez fakt, że jesteśmy na zadupiu absolutnym, czy przez Freunda, który zaofiarował się przechować wszystkim telefony i włożył je do zamrażarki. A potem wylał na nie butelkę lodowatej wody ( żeby się ogrzały).
Mówię Ci Maggy, jak najszczerszy przyjaciel. Nie podróżuj komunikacją publiczną z bandą debili. Prywatną lepiej też nie.
Teraz jest już noc. Nic nie kursuje, więc znaleźliśmy nocleg na okolicznej fermie strusi. Jedyna dobra wiadomość to ta, iż dalej nie wiemy co dzieje się z Wankiem i Richardem.
Kocham Cię Siostrzyczko;)
Może się spotkamy. Może wrócę kiedyś do Polski.
PS. Ale w sumie to pomysł Ammanna z pszczołami jest genialny. Przecież one gryzą^^ I mają żądła♡ Simi jednak rządzi.
PS2. Sevi właśnie próbuje własnoręcznie odkleić Krafta od Hayboecka, bo chce go już do tego klasztoru, na medytacje zabrać. (Próbuje - to znaczy polewa herbatką z melisy.)
A Pieszczoch dosiada jedno z tych łysych ptaszysk. Nie zamierzam mu niszczyć zabawy. Pogotowie tak czy siak jest jutro w planie dnia.
PS3. Pij sobie w Morskim Oku ile dasz radę. Różnicę odczujesz nawet gdybyś była ślepa, głucha, niewidoma i pozbawiona zmysłu powonienia. Także spoko.
Buziaczki.
_____________________________
Chciałam zrobić dopisek "nie czytać przy IQ wyższym niż 0", ale chyba powinnam to zrobić u góry. I trudno, pomyślałam sobie, że nie wiem czy się jeszcze do Cyrku przed maturą dorwę, bo nawet jak znajdę czas to raczej na coś smutnego, więc niech ta przykrótkawa beznadzieja będzie. :P
Buźki♡
Wiesz, ja naprawdę mam coś z głową, że zaczynam zawsze od tego tu u góry, ale... No wiadomo o co chodzi. Błaźnić się publicznie mogę bez problemu, gorzej udawać, że się jest mądrym. Także do rzeczy, tudzież do... Wiesz, chwali Ci się to, że akurat on musiał wylecieć z tego autobusu, bo przynajmniej będę miała o nim mało do powiedzenia. ;p
OdpowiedzUsuńReprezentację Austrii śmiało można przyrównać do zwierząt, choć niekoniecznie do świń. Taki na przykład Kraft powszechnie uchodzi przecież za wiewióra. Ale taki Hayboeck to już w ogóle mało zwierzęcy jest. Choć sklejeni tworzą z pewnością niezwykły gatunek. Nie wiem tylko czy artystyczny czy biologiczny.
Fakt faktem alkohol różne rzeczy z ludźmi robi, ale Rysio i Kubacki to jednak trochę się chyba różnią. Zawsze można się kierować węchem, Dawidem będzie miodkiem śmierdział, zaś od Freitaga to będzie na kilometr waliło mieszanką wszystkich dostępnych na rynku perfum kobiecych. Także na luzie idzie trafić tam gdzie trzeba. ^^
Ammann jako pudel to już chyba lekka przesada. Choć kiedyś to on miał na głowie dziwne coś co trochę Koudelkowego barana przypominało, ale chyba jednak Simi woli się władcą tytułować.
A teraz przejdźmy do przygód kilku wspaniałych. Ja myślę, że to trochę straszne co dzieje się z Wankusiową psychiką. Bo że to dobry stworek to wiadomo, ale myślałam, że dobry dla swoich, a nie żeby mu się nagle Didla szkoda robiło. Więc albo Sevi zaczął testować na nim nielegalne psychotropy albo powinien zacząć to robić. Choć klasztorna wizja jest akurat dość upiorna.
Rysiek sam jest sobie winny, delikatnie mówiąc. Zamiast o zepsuciu świata mówić, pomyślałby lepiej o własnym zepsuciu. Coś czuję, że wyleciał z tego autobusu, bo kanar się obawiał, że się hojnie czymś podzieli. I Sevi naprawdę zwymiotuje. Pewnie dlatego dał mu spokój. Chyba że Sevi go potajemnie przekupił kiełkami.
Welli się zrobił trochę nadpobudliwym i na miejscu Maćka ja bym uważała, bo Simi z pewnością zadbał o to, żeby jechali monitorowanym autobusem i jakieś podsłuchy im powkładał do lodówki. Więc jak wyjdzie na jaw wszystko co Pieszczoch mówił i robił to Kocur pewnie skończy w ulu.
W kwestii pszczół, os i innych ja się nie wypowiadam. Trzeba być mną żeby na czymś takim usiąść.
Dosiada strusia? Ja nie wiem czy szpital pomoże, serio. Zresztą jak Sevi ich poparzy tą swoją herbatką to i tak nie będzie ratunku.
Chyba wyszłam z wprawy. Więc pomyśl co by było jakbyś rok Cyrku nie pisała? Nie licz, że Ci pozwolę. Kocham jak szalona. <333
O Boże dziewczyno jesteś genialna! Myślałam, że nie dotrę do końca, bo w połowie dostałam takiego napadu śmiechu, że kilka minut zajęło mi dojście do siebie. Serio!
OdpowiedzUsuńEpickie opowiadanie! :D Ręce same składają się do oklasków :)
Pozdrawiam i weny życzę! :))
Och mój Boże. Niby jest środek dnia, jestem całkowicie trzeźwa oraz zdrowa na ciele i umyśle (a to już coś) i nawet mam ajkju powyżej 0 (chyba. nie wiem, bo nie sprawdzałam), ale niewiele z tego wiem :D
OdpowiedzUsuńCzuję się absolutnie rozłożona na łopatki tą opowieścią. W całości i każdym rozdziałem osobno. Btw przez Ciebie (a właściwie przez Wellisia) nabrałam ochoty na gołąbki. Tylko może niekoniecznie te, co na siebie wylał.
Sorry, ale ja Ci naprawdę nie napiszę dziś nic, co wskazywałoby na to, że naprawdę jestem posiadaczką ajkju wyższego niż 0. Poświęcę więc chwilę na pokontemplowanie boskiej osoby Simona Ammanna.
Dziękuję za uwagę.
buziak :*
Gratulacje! Twój blog awansował do drugiego (ostatniego) etapu konkursu na Skoczne Opowiadanie Wakacji!
OdpowiedzUsuńLink do posta
Link do sondy
Pozdrawiam i życzę powodzenia. x