niedziela, 25 września 2016

Dzień 12. Skoczek szuka żony.

Ty idioto narciarski,
czasem serio nie mam już do was siły. Nic nie można robić czytając wiadomości od Ciebie. Ani jeść, bo szybko się zadławię, ani sprzątać, bo odkurzacz czy talerz też coś kosztują, ani nawet się upić porządnie. Przecież samo wyobrażenie sobie Severina powoduje, iż człowiek wątpi we własną trzeźwość. Osiągnęłam szczyt wytrzymałości (choć pewnie piszę Ci to w każdym liście) i skończy się tak, że to Ty będziesz ratował mnie, a nie ja Ciebie. Nie masz ani grama litości dla mojej wątroby, serca, nerek czy tam płuc.
I ogólnie bardzo Cię kocham. Tych psycholi z Deutchlandu w zasadzie też.

Ale mam napisać coś mądrego. Więc ja wiem, często truję, że dzieci trzeba kochać, bo kiedyś będziesz miał własne, z tym że... Ćwicz może te instynkty bez żyrafy w roli super niani, co? Przecież przylezą z tymi swoimi ziółkami, które robią z ludzi Rysia i nieszczęście gotowe. A do tego musimy dodać same urocze dołeczki i ich wieczne niewyżycie. Serio, niech oni odpokutują jazdę na gapę w jakiś inny sposób. Na przykład podlewając kaktusy. Raz na miesiąc może sobie przypomną, że trzeba to zrobić. Albo i nie przypomną, ale zrobią to przypadkiem, nie zakręcając wody w kranie.
Nasz wielbiciel mydła powiedziałby w końcu, że liczą się dobre intencje. (Co prawda Simi uzupełniłby to pewnie o powiedzonko, iż nimi to jest piekło wybrukowane. Ale gdyby on decydował kto ma iść do piekła, to niebo by było puste jak móżdzek Wellisia, więc się nim nie przejmujemy)...

Tylko skoro już poruszyłam kwestię dziecięcia przerośniętego, to czy ja dobrze rozumiem, że król oddał Hayboeckowi twoją rolę nadwornej opiekunki? Biedny chłopak. Jakby Kraft i Diethart u boku mu nie wystarczali. Ale właściwie pociesz Andiego... Bo nawet jakby on faktycznie pił ten szampon nałogowo, to i tak bardzo mu to nie zaszkodzi. Odżywianie się kosmetykami to skrajnie nieszkodliwa i łagodna dewiacja. Jak na skoczka narciarskiego...
Całusy od Mag
PS. Wykrakałam. Sevi w babskim stroju kąpielowym to nic. Dziś przyśniła mi się owa nieudolna 'kopia' Rysia, pływająca ze mną w Morzu Śródziemnym. Tak się kończy mieszanka legend o herbatkach Freunda z fantazjowaniem na temat Kudłatego. Wolałabym już towarzystwo stada rekinów ludojadów niż tą upierdliwą wiewiórkę.
PS2 Niech Ammann przekaże to wszystkim skocznym hotkom. Zapewni Freitagowi tym samym celibat do końca życia...

~~***~~

Maggy kochana❤️,
kto by pomyślał, że Tobie się Freitag żyjący w celibacie marzy. Nauczyłem się już, że ludzie lubią mnie zaskakiwać, ale najczęściej jednak nie byli to ludzie tylko Wank. Muszę mu przekazać, że właśnie go pobiłaś. No. Tyle w temacie.

Ale skoro potrzebujesz reanimacji, to niech on odstawi lepiej te śluby czystości na potem, bo ja wolę to zrzucić na niego. Nigdy nie lubiłem szkolnych lekcji z pierwszej pomocy. Kazali się nam zawsze kłaść na takich śmierdzących kocach z piwnicy. Pamiętam do dziś, że wszystkie były różowe niczym mieszanka szminek na policzku twojej wymarzonej, (przyszłej) cnotki. Kojarzyło mi się to w linii prostej z grzybicą i nigdy nie potrafiłem się skupić. W dodatku musieliśmy dmuchać w plastikowo-gumowy manekin, który wyglądał jak trup pomieszany z kaczką.  Usilnie próbowałem ogarnąć po co reanimować kaczki. Przecież je i tak się potem przerabia na pasztet.
W końcu powiedziałem mamie, że jak nie zwolni mnie z tych zajęć to nie będę jadł jajecznicy na śniadanie, co równało się w mojej chłopięcej wyobraźni strajkowi głodowemu. Dziś bym po prostu pogroził, że wypiję szampon. Ale wówczas w moim życiu nie było mentorów typu Sevik.

Ostrzegałem Cię, iż siedzi mi w głowie wiele traum z dzieciństwa.

Oczywiście nie pomyśl sobie siostrzyczko, że Ty masz dla mnie cokolwiek wspólnego z kaczkami. Z tym, że Rysio posiada zapewne lepsze pierwsze skojarzenia z kontaktem usta-usta niż spleśniała piwnica w Zakopanem, więc z korzyścią dla wszystkich zainteresowanych oddam mu, tą ewentualną robotę, sobie pozostawiając gadanie z Tobą o życiu. Może być?
Widzisz. Ty się bulwersujesz, że nie umiem znaleźć kobiety. A po prostu nie ma w życiu większego pecha, niż ten mój.

No. Robię postępy. Zwierzam Ci się. Z najintymniejszych sekretów. Tylko nie mów o tym Simonowi podczas Pucharu, bo on jest gotów odnaleźć te koce choćby na wysypisku, żeby zniszczyć mój światopogląd do końca.
Więc już może przejdźmy do Szwajcarii, bo coś grobowo się zrobiło.

Pan i władca przystał łaskawie na pomysł niemieckiej trójcy, dotyczący karnej pracy z maluchami. Ponieważ żadne matki z ogłoszeń nie były jednak zainteresowane szwabską działalnością charytatywną, załatwił nam kilkudniową opiekę nad czteroletnim synkiem swoich krewnych. Wmówił im, (powołując się na cały swój honor i majestat), że Kudłate kończy właśnie studia pedagogiczne i piszę pracę magisterską na temat reakcji dzieci w wieku przedszkolnym na zabawę w Babę Jagę. Severin miał być promotorem owej ważnej pozycji naukowej, a Wank czuwającym nad projektem biegłym psychiatrą.
Istnieją dwie opcje, albo wszyscy Szwajcarzy to debile i rodzice tej biednej ofiary w to uwierzyli, albo Simon wypędził ich na wakacje za pomocą swojego koronnego atrybutu. Tak czy siak Freitag ze wściekłości cały zsiniał. Stwierdził, że żadna laska nie umówi się z gościem, który biegał po mieszkaniu z miotłą między nogami i że on woli już patrzeć na Krafta przez bity tydzień
Nagle chyba okazało się, że pozostanie na placu zabaw z tą pomyłką ewolucyjną, (ja nie obrażam ludzi tylko cytuję twojego ulubieńca) oraz Pieszczoszkiem, stanowiło najmilszy, a nie zmuszający do desperackiego picia szamponu, punkt programu.

Ale było już za późno. Właziliśmy do przestronnego apartamentu na trzecim piętrze wieżowca.
- Jasna cholera  - westchnął Richi, złowrogo spoglądając w stronę Sevika - przyszłej zimy stawiam cały mój majątek na Prevca. Może i jest słoweńską żmiją plującą, ale przynajmniej nie dokarmia żadnych upośledzonych gryzoni moim kosztem.
- Nie możesz mi tego zrobić - blondyn drżąc wypuścił z rąk swój najnowszy scenariusz 'Romea i Julii' (oczywiście po raz kolejny tytułowe role grają Roman Koudelka oraz Jan Matura, poboczne zaś skoczkowie bułgarscy (w całej liczbie jednego) oraz włoscy, plus kilku Kazachów. Jeżeli by Cię to interesowało, stuprocentowo identyczną obsadę, można znaleźć w jego wersji  kilku oper włoskich, a także pisanego wierszem Kubusia Puchatka, w którym głównym problemem zwierzątek jest pielęgnowana latami i przeradzająca się w obsesję niechęć do Kłapouchego, usprawiedliwiona strachem przed jego urywającym się wiecznie ogonem.
Ja serio nie wnikam. Nie mam natomiast pretensji do Welliśka o tępotę, gdy pomyślę sobie, iż od wielu lat słucha takich rzeczy na dobranoc).

Mogę złożyć przysięgę na wszystkie racice Dietharta, że robię się przy Tobie zbyt empatyczny.

W każdym razie Simona nie wzruszyło, iż poczciwy, dobry wkładkożuj płacze szczerze, słysząc z ust przyjaciela o strasznym wrogu, który omal nie przerobił go w Soczi na filet. Wszedł do środka, pogroził biednemu dzieciakowi, że ma grzecznie rysować tłuczki, bo inaczej będzie wyglądać jak Wank, po czym zostawił go z nami. Dodam, iż udając się do sąsiedniego pomieszczenia, aby rozpisać regulamin konkursu na ministra rolnictwa swojego królestwa.

Przez chwilę była cisza. Posadziliśmy dziecko na stole w salonie i poszliśmy poszukać jakieś kiełbasy.
- Mógłbym być taką nianią do końca życia - zaczął nieśmiało Wanki, próbując jednocześnie nieudolnie otworzyć pudełko z salami - ale tym nie zmienię tego co zrobiliśmy biednym Autom.
- Musimy Ci znaleźć kobietę - wszedł mu
w słowo Rysiu - przecież to się robi nie do zniesienia. Chcesz dbać o nich, to kupmy Hayboeckowi całą wannę tego szamponu i proroctwu severińskiemu stanie się zadość.
- A na cholerę znowu szampon, jak można pastę do zębów - włączył się do dyskusji blondyn - pasta ma fluor, przynajmniej kły od tego rosną.
- Chcesz zrobić hienę z człowieka? To już lepiej zmieńmy jakoś Didlowi nazwisko na Świnia.
- Ale jak?
- Gdyby był laską to, nie byłoby problemu. A tak to...
- Zawsze w sumie może przejąć po żonie,  pod jakimś dziwnym pretekstem. Tylko gdzie my znajdziemy dziewczynę, która nazywa się Prosię?
- Kurde, przecież to jest Austria. Tam się wszystko toleruje, babki z brodą pomniki mają. Zresztą nie musi być konkretnie Prosię. Pasuje też Świński Ryj, Świński Ogon, Chlew, Koryto, Warchlak, Racice... Mam wymieniać dalej?
- One mają, a ja nie - podsumował Sevi.
- Racice?
- Nie, pomnik.
- To zapuść brodę. Może włosy też rosną od tego flaka z pasty?
- Fluoru, idiotyczna żyrafo. Flaka to Ty masz na brzuchu. A teraz będziecie łaskawi chwilę mi nie przeszkadzać?

Zapomniałem Ci dodać, iż Freund zaczął właśnie tłumaczyć na szwabski Pana Tadeusza. Nie zna co prawda ani jednego słowa po polsku, (poza zdaniami 'czy znajdę w pani pokoju, bądź łazience ubranie Richarda, bo musimy już wracać do Niemiec', oraz 'przepraszam za tych debili, ale na trzeźwo są jeszcze głupsi' ) jednak stwierdził, iż po prostu czuje wewnętrznie o czym opowiada ta wielka epopeja.
Usiadł więc do biurka. Wank otworzył książkę telefoniczną i zaczął szukać Diethartowi kobity, a Rysieniek poszedł po piwo.
I w sumie wszystko było super. Pomijając, że okazało się, iż nagle w mieszkaniu nie ma tego dziecka...

Wybuchła panika. Zaczęliśmy biegać po mieszkaniu, a potem zeszliśmy na dół, czekając jeszcze na Andreasa, który darł się, że nie sprawdziliśmy w doniczkach. W końcu malucha na jakiejś ławce odszukał Severin. Był z siebie niebywale dumny. Czule zawinął chłopca w koc (aby nie doznał hipotermii - choć na polu było jakieś trzydzieści stopni) i wrócił do nas, cały w skowronkach.
- Filozofia załatwiła problem - mruknął - a wracając do tematu...
- Zgłośmy to prosie do 'Rolnik Szuka Żony' - przerwał mu kudłacz - tam można spotkać różne wariatki. Albo jeszcze lepiej, zorganizujemy własną edycję i wyswatamy całe to austriackie nieszczęście. I Wanka. I Wellisiątko.
- Mamy okłamywać naiwne dziewice? Nieładnie jest...
- To zmienimy nazwę na 'Wieśniak Szuka Frajerki'. Poza tym kto Ci powiedział, że kandydatki...
- Albo na 'Świnia Szuka Krowy'. Błagam Cię Richard, pomaluj wszystkie kosze na śmieci na osiedlu w 'XD', jak potrzebujesz się podniecić czymś nowym.
- Ale patrz Sevciu. Znowu będziemy przyjaciółmi. Idealny duet prowadzący. Mix jakości z ilością. Ty będziesz im paplał, że małżeństwo to połączenie dusz, ja dam kilka praktycznych rad na noc poślubną typu 'zgaście światło'.
- Po co...?
- Rozwody kosztują. Poza tym wiesz, nie można naruszać tej niezniszczalnej więzi, przysięgi metafizycznej i... Yyy, cholera no nie umiałbym być Tobą.
- Sam nie wiem - wizja zaprowadzenia pokoju skłoniła Rudego, do hipotetycznego poświęcenia kilku kobiecych losów - a wybaczysz mi tego Krafta?
- Jest Ci odpuszczony na wieki wieków, bracie - przysiągł Kudłacz z ręką na sercu - kurde pomyśl ile my zarobimy. Będziemy wchodzić z transmisją, jak Hofer zacznie latać z tą swoją krótkofalówką i nudzić, że wieje wiatr. Nikt już nie powie, że skoki są denne. A jakby co to randki mogą się odbywać na rozbiegu w Kussamo. Tam tak napieprza śniegiem, że nic nie będzie widać.
- A żeby ludzie w tych momentach przed telewizorami nie marudzili, to ja będę czytał poezję do mikrofonu.
- To jeszcze przedyskutujemy. Najpierw musimy wrócić szybko do domu i oglądnąć wszystkie poprzednie edycje.

Chłopcy chcieli zgarnąć po drodze Michaela i Wellingę (bez wiewiórki), więc udaliśmy się z powrotem na plac zabaw. Wszystkich zdziwiło, że Kruszynka wyglądała tak dobrze. Siedziała sobie zachwycona na drewnianym samochodziku i zajadała ogórki kiszone.  Ale w sumie jeszcze bardziej podejrzana niż ten fakt była mina Hayboecka. Plus jego spojrzenie w naszą stronę. A konkretnie w stronę Sevcia.
- Czy wy nie chwaliliście się przypadkiem, że opiekujecie się synkiem krewnych Simona?
- No opiekujemy się - szwabskie trio jednocześnie wskazało na dziecko, które wystawiło właśnie głowę spod koca - czego Ty chcesz człowieku? Całe, zdrowe, je sobie lizaka. Ma głowę, ręce, nogi...
- On po prostu myśli, że skoro spędził dzień z naszym cielakiem, to zabierze nam tytuł Super Niani. Ale nigdy tego nie zrobi. Bo nas jest trzech. A w kupie siła... - Rysiu przerwał, a malujący się od dłuższego czasu na jego twarzy entuzjazm, zaczął parować, w formie małych obłoczków, w kształcie 'xD' - ja pieprzę Freund. Przepowiadałem, że ten twój platonizm, nas kiedyś wszystkich pozabija.
Wielki myśliciel spojrzał pytająco w stronę Wanka, ale jako, iż wielkolud też nic nie rozumiał, zdecydował się otworzyć usta.
- Zgubiliśmy jakiegoś przedszkolaka. Kazaliście mi więc znaleźć jakiegoś przedszkolaka i wziąć go na ręce, a ja to zrobiłem. Mówcie o co wam teraz chodzi, bo naruszacie po raz kolejny kruchą psychikę Andreasa.
- No dobrze - westchnął Austriak - to jest dziewczynka głąby.

I tak wielka trójka, przegrała nawet konkurs na opiekunkę.
A my wszyscy musieliśmy oddać jedno dziecko. Jednocześnie szukając drugiego.

Trzymaj się Maggy.
PS. Ale z swojego show Richard nie zrezygnował. Chyba szykuje się następne nieszczęście.
PS2. To się już robi nudne.
______________________________________

Bo do zimy dwa miesiące, a ja tęsknię bardzo.
Ktoś to jeszcze 'czyta' ?
Ale ogarnęłam, że to będzie miało 20 odcinków. I jak to skończę, jeśli to skończę.

Wstyd i hańba.
A czy napiszę jeszcze kiedyś coś poważnego to nie wiem.

sobota, 23 stycznia 2016

Dzień 11. Filozofia szamponu.

Hej, hej głuptasie;)
Ty to serio jesteś maruda jakich mało. Zamiast się życiem cieszyć, z kolegami trochę poszaleć (nie naśladując ich), to siedzisz i nawet się nie uśmiechniesz. Jeden debilny, drugi obleśny, trzeci popieprzony, czwarty nieuczesany, piąty zboczony... A przecież to są historie, które pamięta się do samej śmierci. I przyszłym pokoleniom, jako dziedzictwo przekazuje - mówiąc tak górnolotnie i w stylu Sevika. W każdym razie cóż, szkoda, że przy do tego stopnia barwnej i różnorodnej młodości, Ty dzieci nie chcesz mieć. Będę widać zmuszona przejąć misję ocalenia wspomnień i serwować to wszystko, co mi wysyłasz własnym pociechom, zamiast jakiegoś standardowego Kopciuszka czy Królewny Śnieżki. Oczywiście pod warunkiem, że ich pojawienie się na świecie nie będzie miało nic wspólnego z bogatą w piękną przyrodę, stolicą Tatr. No bo przecież nie powiem 'Sorry maleństwa, tatuś się leczy u takiego lekarza, na którego gabinecie pisze coś co zaczyna się na P, a kończy na CHIATRA'.
Plus naturalnie pominę wątek Rysieńka, bo zabiorą mi prawa rodzicielskie za wysoce postępującą demoralizację nieletniego potomstwa. Chyba, że wymyślę, iż on ten przekręt ma nie wiem, na przykład na punkcie nasion słonecznika. A Kraft chciał go tak mocno naśladować, że okradł Lidla. Ok, nie brzmi już aż tak fajnie. Ale dla przedszkolaków będzie jak znalazł. W oczach Władcy także przejdzie, gdyż przecież wyniesione dobra można zasiać na jego plantacji. I na przyszły rok zebrać piękne płatki, z których sporządzi się kołderkę dla tłuczka.
Sprytna jestem co? Tudzież żałosna. Idealna partnerka dla skakajca. Będzie bezproblemowy, pokojowy związek. Bez walk, awantur i sąsiadów narzekających na jęki (choć Freitag by pewnie odpyskował, iż to ostatnie bardzo źle wróży).
No. To za 124 dni się widzimy❤
Twoja spragniona obniżenia sobie IQ Maggy.
PS. Wiesz jakie strusie jajka są dobre?  Z ryżem i takim pysznym sosem. Najwyższy mogł trochę pogłówkować, bo wszyscy byście się najedli, (może poza Wankim). Ale czasu nie cofniesz. Dobrze przynajmniej, że na blondasa trafiło. Zleje mu się z włosami i troszkę mniej będzie widać. Bo szczerze wątpię, czy Simon wyda mu zezwolenie na szybkie zmycie z czupryny tego cholerstwa.
Kocham❤
                                                                           ~~***~~
Cześć Hiszpanko,
narzekasz na moje marudzenie, a młody filozof się z Ciebie krok po kroczku robi. Ty do tytułu pani Freund zamierzasz kandydować, że takie wzniosłości muszę czytać?  Z tego co kojarzę, to miałaś zupełnie inne plany, związane z przyszłością swojego nazwiska... Albo w sumie nie tak zupełnie. W końcu pierwsze trzy litery takie same. Jak bedziesz szybko podpisywać jakieś dokumenty to nawet różnicy nikt nie dostrzeże (poza Ammanem, który widzi wszystko).
Więc bierz pierwszego złapanego. Jak się człowiek decyduje na małżeństwo to powinny nim kierować względy praktyczne (jak Cię znam to się na mnie oburzysz za to zdanie).
No, chyba, że jednak wadzi Ci, iż Sevik za sedno związku uważa głęboką więź platoniczną i wspólne czytanie wierszy. Bo w tym już widzę troszkę większą przeszkodę...
A podsumowując, nie ma górnolotności, którymi mnie na płodzenie jakiegoś potomstwa namówisz. Pomijając opcję znalezienia laski, dającej radę mnie nie zmęczyć. Jak zachowam siłę do jakiejś tak długo jak do Ciebie to możemy o tym pogadać.
CZYLI NIGDY SIOSTRZYCZKO:D       

Temat zamknięty i mogę przejść do kolejnego dnia z małpami skaczącymi. Mieliśmy już zwiać z tej Szwajcarii, wiesz przecież. Był plan, były rezerwacje biletów,  był dojazd na lotnisko. Ale im ciągle mało pasjonujących wakacji. Znaleźli sobie furtkę do kolejnej chorej przygody.
Doba rozpoczęła się sprawnie od wygodnego noclegu w pobliskim hostelu i wizyty w szpitalu (ciągle w niezmiennym składzie). Personel bardzo poważnie podszedł do zaistniałego problemu. Co więcej, pomyślał, że nasza rzeźba składa się nie tylko z dwóch austriackich elementów, ale i z Welliego, który żegnając resztki swojego jaja trzymał Hayboecka za włosy oraz Wanka, mocno tulącego całą konstrukcję w ramach dodatnia otuchy wszystkim jej członom. Oba Andreasy odskoczyły dopiero na widok chirurgicznego skalpela, który ujrzały. Sanitariusze musieli jeszcze tylko wypędzić z sali zabiegowej Seviego, wrzeszczącego, że zanim ktoś sięgnie po nóż, to on chciałby jeszcze spróbować rozdzielenia przy pomocy gąbki do mycia naczyń i można było zaczynać.
Po krótkiej chwili było po kłopocie. Nie muszę chyba dodawać, iż wszyscy poczuli się z tej przyczyny niezmiernie szczęśliwi. No... Pomijając Krafta - (pseudoRysio zdążył dostać kosza od lekarki, trzech pacjentek, recepcjonistki, aptekarki i listonosza, którego w pośpiechu uznał za kobietę, zanim na niego spojrzał), Freitaga właściwego - (klnącego głośno (po szwabsku), po zobaczeniu, podanego przez wiewiórę, własnego nazwiska na karcie pacjenta) i Pieszczoszka - (biedactwo dostało ataku spazmów, gdy jakaś litościwa pielęgniarka umożliwiła Michiemu zmycie żółtka z włosów).       
Wreszcie stamtąd wyszliśmy.

- Jesteśmy w mieście Zurich - zaczął Król - pięknej siedzibie szwajcarskiego dobrobytu, prawomyślności i współdziałania narodu.
Powiem Ci Maggy, że widać było. Wszyscy napuszeni i skryci jak Kubacki w święto Flagi Polskiej. Całe witryny pełne złotych zegarków, na które nikogo nie stać, a frytki drogie niczym gacie w dobrym butiku. Zabytków jak na lekarstwo. Świeżego powietrza, mimo egzotycznych skwerków (pełnych papug) też.
- Idealne miejsce, aby coś naprawić w swoim życiu - kontynuowała jednostka nadzwyczajna - ja muszę tutaj załatwić parę spraw. A wy w tym czasie macie zrobić dobry uczynek, rozumiecie? Jakiś, jakikolwiek...
- Zabijmy Krafta - wtrącił Richie, ale nikt go nie słuchał.  
-...W przeciwnym razie wykreślę was z listy moich przyjaciół. Zostaniecie sami, na ulicy. Poniewierani, kopani każdym ludzkim spojrzeniem, wyrzuceni poza granice społeczeństwa. Macie niewiele czasu. I radzę wam wszystko dobrze przemyśleć.
- Najpierw serio trzeba zostawić gdzieś tą wiewiórę - poparł przyjaciela, chcący odbudować silną więź w głębi drużyny Freund - nikomu nie pomożemy robiąc obciach.
Nasz wzrok padł na ogromny basen piłeczek gumowych, stojący w samym centrum okolicznego parku. Pisało tam, że obiekt jest monitorowany, przeznaczony dla maluchów już od trzeciego miesiąca życia, a co najważniejsze, można tam oddać bachora nawet na całe popołudnie. Nie wahaliśmy się już. Bo i po co? Jednogłośnie uchwaliliśmy chwilowe odczepienie od gromady zarówno ułomnej kopii kudłacza, jak i naszej malutkiej Wellingi. Marudził tylko Wanki, co raczej nie powinno już dziwić.
- A jak im coś będzie? Pozostawieni bez opieki połamią kości ogonowe, albo paznokcie, albo którąś z chrząstek w uchu...
- Jeden pogrzeb tańszy niż dwa oddzielne - mruknął, (przeginając już jednak) Simi - o połowę mniej wieńców i sztucznych łez. Ale skoro tak wam na nich zależy, to Hayboeck z nimi zostanie. Zarządzam wymarsz. Odprowadzę resztę grupy do punktu, w którym spotkamy się wieczorem.
- Dlaczego znowu ja? - wkurzył się blondas.
- Bo to nie Ty, musisz ciężko odpokutować zakłócenie równowagi w ojczyźnie mojej skromnej osoby. Jakim byłbym władcą, gdyby to któryś z tych szwabskich zbrodniarzy mógł spędzić przyjemny dzień na placu zabaw? Zresztą nie będę się tłumaczył z moich wyroków, jakiejś austriackiej, ciepłej klusce. Idziemy - na potwierdzenie ostatniego słowa postraszył tłuczkiem dinozaura, który tłumaczył na pożegnanie Michiemu, iż Wellindze nie wolno jeść jogurtów z ekstraktem z marakui...
I się zaczęło...

Mogłabyś próbować mnie pocieszać, iż zostało tylko trzech, Ale to była TA TRÓJCA. Najgorsza z najgorszych i najgłupsza z najgłupszych. Ty się zastanów jeszcze czy chcesz mieć dzieci z jakimkolwiek Niemcem. Bo mówiąc szczerze... Czasem mi się wydaje, że najmądrzejsza z nich wszystkich to właśnie Wellinga jest. No ale do rzeczy.
- Musimy zrobić naprawdę porządny uczynek - jęknął Wanki patrząc na nas błagalnymi oczami - nie chcę być nikczemnym, zmutowanym wyrzutkiem.  
- Jego pogrzało - warknął Richard - zmutowany to Ty się urodziłeś. A ja nie będę robił z siebie jakiegoś misjonarza dla szwajcarskich ułomów. Nie wyobrażam, sobie podobnej szopki. I tyle.
- Ja też nie - szepnął poufale Sevi - ale sytuacja tego wymaga. Andi się nam łamie, dziewczyna go rzuciła, wybuchło to całe austriackie zamieszanie, dostaliście mandat, Kraft zwariował, sierotka Marysia straciła jajko, a on myśli, że to wszystko jego wina.
- Nooo, więc wymyślcie coś prawego - dodał sam zaryczany Wielkolud - na przykład posprzątajmy trawnik.
- Nie jesteśmy w Rosji, żeby było z czego.
- To jedźmy do Moskwy - zapalił się inicjodawca - najlepiej taksówką. Wiecie ile jakiś ubogi taksówkarz sobie zarobi? Całe życie w luksusie, kawior na śniadanie, koniec odliczania do emerytury... I jeszcze żonie kupi zastawę z pięknego srebra.
- Wanki... A jak trafimy na złego taksówkarza, który wyda nasz majątek na podłe cele?
- Albo nie będzie miał żony - trafnie zauważył Sevi -  po co kupować talerze komuś, kto nie istnieje? Ty Freitag tylko o jednym. A wracając do myśli przewodniej równie trafionym pomysłem byłaby kradzież zegarka, z tamtego luksusowego butiku. Jeden z tych znudzonych ochroniarzy, którym nie wyszła kariera zawodowa, by Cię musiał pogonić i zostałby superbohaterem.
- Nie zamierzam kraść - zaprotestował poczciwiec - jest nawet takie przykazanie, żeby nie rabować cudzej własności. Tuż po tym, którego Ryśkowi się nie chciało nauczyć - westchnął - odbija wam chłopcy. A mi trzeba czegoś uczciwego, moralnego i zgodnego z panującymi obyczajami.
- Mam - ryknął wybitny, współczesny poeta - tu jest ogłoszenie na słupie, że ktoś szuka niańki do trzylatka, od zaraz. Zajmiemy się dzieckiem przez cały dzień, wpoimy mu kilka prawd o świecie...
- A jak matka nam wieczorem zapłaci, to rzucimy kasą o ziemię i uciekniemy, bo przecież to działalność charytatywna ma być. Ejj, przecież my genialni jesteśmy, że to wymyśliliśmy. Bierz telefon do łapy i dzwoń pod ten numer... Yyyy, Severin, co Ty znowu notujesz? 
  
Freund rozsiadł się na ławce, wyjął podręczny kalendarzyk i zapalczywie gryzmolił coś gęsim piórem, nieustannie maczanym w malutkim słoiczku atramentu.
- Wstęp do mojej następnej rozprawy filozoficznej - wytłumaczył - o Ammannie i o tym jak jedno nieprzemyślane słowo, może spowodować całą lawinę tragicznych wydarzeń. Zainspirowałem się sytuacją na skwerze.  
- Czyli? - Wanki przestraszył się, iż znowu z jego powodu, spotkała kogoś krzywda.
- Debil powiedział Hayboeckowi, że spędzi czas z Kraftem i naszą drobinką, bo jest dobrym człowiekiem! Przecież to było cholernie niepedagogiczne. Chłopak tak nie będzie chciał dłużej cierpieć, że się stoczy. Zostanie fałszerzem banknotów, albo seryjnym mordercą. Założy jakiś gang rozpruwaczy walizek. I zacznie się zadawać z tymi... - spuścił z tonu - jak to mówiono w dawnych, światłych wiekach, kurtyzanami.
- Krafta to by nawet takie nie chciały - podsumował, nie bardzo rozumiejący sedno monologu kumpla Rysieniek.
- Ale kury tyzańskie? - zdziwił się Andreas - nie słyszałem o takim gatunku. Niemniej jednak myślę, że po przygodzie w sklepie meblowym, Michi nie chce mieć kontaktu z żadnym ptakiem. Więc na luzie...
-... wspomnicie moje słowa - Sev, mimo złotego serca, które niewątpliwie posiadał, bardzo nie lubił gdy ktoś w nie merytoryczny sposób przerywał jego wykłady naukowe - w najlepszym razie pójdzie biedak do pierwszego, lepszego Tesco, poleci na dział z kosmetykami i wypije szampon.
-  A jakiej firmy? - głuptas postanowił widocznie zostać skrupulantem.
- Ja bym na jego miejscu wziął przeciwłupieżowy - po raz kolejny dopowiedział Kudłacz - z odżywką. Takie dwa w jednym, bo po co przepłacać.
- I koniecznie z zielonym korkiem. Bo ja dostałem kiedyś zapalenia cebulek od tego z niebieskim.
- Spaliłeś cebulę?
- Cebulek od włosów, debilu. A wracając do tematu, to który z nas będzie tą opiekunką?
- Wszyscy.
- No jasne, że wszyscy. Ale zgłosić musi się jeden, bo jeszcze rodzice coś o nas złego pomyślą.
- Hmm... - zaczął Richard - podrywu na dziecko jeszcze nie próbowałem. Samotny tatuś, porzucony przez wszystkich dookoła, ledwie wiążący koniec z końcem, a jednak całkowicie oddany...
- Już, już - próbował przerwać senną wizję przyjaciela Sev.
- Laski to na wszystko lecą, Freundzie mój platoniczny. Kiedyś jedna oszalała, gdy rzuciłem jej tekstem 'skakałem właśnie z mostu, gdy nagle zajaśniało na horyzoncie twoje oblicze i uniosło mnie nad powierzchnię wody '. A ostatnio tuż przed Wigilią...
- Zachowaj to dla siebie.
- Pewna ślicznotka stała w markecie i biadoliła nad losem karpi, które się męczy na dziale rybnym, trzyma w wannie, a potem zjada na wieczerzę. Serio taka fajna się wydawała, że wziąłem wiaderko od mopa, wyłowiłem dwa i zawiozłem z powrotem do jakiegoś stawu. Zmarnowałem trochę czasu, kasy, plus benzyny, ale...- cmoknął ustami - warto było panowie. Miałem oko, jak nic.
- Zabierzcie ode mnie owego rozbuchanego napaleńca. Tworzyć się przy nim nie da.
Poeta schował swoje przybory, zaczął obierać wolno dość dużą mandarynkę, po czym mocno przytulił umiłowaną lodówkę. Richard patrzył na niego głupawo, ruszając ustami i uwypuklając swoje pieprzone dołeczki.  Zastanawiał się widać nad jakąś ciętą ripostą. I PRZEZ MINUTĘ BYŁO CICHO.
- A jeśli on przez to umrze? - wywrzeszczał nagle Wanki, który (dzięki Bogu) na moment się wyłączył.
- Nie wyglądała na nosicielkę czegokolwiek - uspokoił go brunet.
- Nie Ty. Hayboeck.
- Co? On serio chce iść na dziwki?
- Umrze przez szampon, idioci. Mam gdzieś wasze dziwki.
- Z pewnością nie moje - wszedł mu w słowo oburzony Sevik - nie używaj liczby mnogiej tam, gdzie jej nie potrzeba. A teraz wyluzuj. Istnieją odtrutki, płukanie żołądka i te sprawy. Natomiast z Ciebie zrobimy dzisiaj Super Nianię roku. Zgoda? I będziesz z siebie bardzo dumny, tylko jeden warunek Andi...
- Spełnię każdy.
-... zamknij się już.

I WYBUCH TOTALNY KATAKLIZM. W dodatku nie związany z Welliśkiem, który jest zdrowy, cały, pozbawiony nowych ran, czy tam siniaków i śpi sobie smacznie, zwinięty w malutki kłębek.  Ale o tym jutro, bo na obecny moment brak mi słów, a Ty możesz się tak załamać, że serio wypijesz jakiś balsam do stóp, czy co tam jeszcze w łazience leży. Powiem Ci tylko, że po raz kolejny, wszystko jest winą tego pajaca Severina.
Brak mi siły Maggy.
PS. Minęło około trzydziestu godzin, a Kraft nadal twierdzi, że nazywa się Richard Freitag. Rzuca tymi danymi na prawo i lewo, łącznie z kudłatą datą urodzenia, nazwiskiem panieńskim matki i numerem PESEL. Ale to mu raczej w podrywie nie pomogło. Ani nie pomoże.
PS2. Chyba umrę.
PS3. Umieram.
PS4. Już umarłem.    
                                                __________________________________
Krótkie to i w formie wstępu, ale z dedykacją dla cudownej istotki, która męczy się ze mną już od dwóch lat♡

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Dzień 10. Kupmy sobie dywan.

Boże Święty.
Ja się boję. Bo przecież tak bardzo w tym styczniu chcę was wszystkich poznać, co do najgorszego połamańca, kretyna, świni, żółwia, osła czy co tam jeszcze egzystuje na skoczniach tej ziemi. A cholera, jestem, (a przynajmniej staram się być) trzeźwo myślącą kobietą. I przecież wy nie wrócicie z tej Szwajcarii żywi. Najwyżej kości znajdę, (albo ości mówiąc językiem zbliżonym do poziomu intelektualnego rozkmin reprezentacji Niemiec).
Yyy... Przepraszam, ale nawet nie wiem  czy w momencie, w którym to piszę, jesteście jeszcze  w komplecie, na tym świecie. Sevi zabija herbatką kumpli Didla ( tych bez racic i ryja - już pamiętam), a Welliś... Pomińmy jego wątek, zanim znowu zacznę się krztusić niczym Kubacki, gdy obiera czosnek.
Na boku. Nie wiem czy on to kiedyś robił, czy tylko mi się to przyśniło. Wiem natomiast, iż dzisiejszej nocy znowu 'naszedł mnie' Simon. Wtargnął mi do mieszkania, rozbijając drzwi wejściowe jakimś zużytym odkurzaczem, po czym wrzasnął, iż oskarża mnie o uprowadzenie Jana Matury i zamknięcie go w kaloryferze. Potem włączył tą nieszczęsną maszynkę, wessał mi nią całą kolekcję drobiazgów stojących na półkach, po czym zaczął kopać w pralkę. Żeby go usprawiedliwić dodam, że ta pralka zwisała z sufitu. Na ozdobnej wstążce, na której pisało 'każda świnia jest mym dziecięciem, a cała rodzina jednym prosięciem'. No... W każdym razie trochę się go bałam, więc uciekłam do własnej sypialni. Problem był tylko taki, że stał tam Freund. Na mój widok padł na kolana, chwycił się nogi od łóżka, po czym zaczął tłumaczyć, że bardzo mnie przeprasza, ale musiał mi ukraść jednoczęściowy strój kąpielowy z dużą kamerką, gdyż inaczej zginąłby marnie. I w tym momencie na szczęście zadzwonił budzik. Bo cholera jasna znając moją wyobraźnię, to jeszcze by się w to coś przebrał. Bynajmniej nie wychodząc do łazienki.
To by było w jego stylu. Obchody jakiegoś starożytnego święta płodności, czy cholera wie czego.

I żeby nie było, ja nic nie biorę. W dodatku z racji na środek tygodnia (bo niektórzy mają wiele zajęć i nie mogą się bratać ze strusiami i jeszcze dostawać za to premie od związków narciarskich) jestem w dalszym ciągu trzeźwiuteńka i zdrowa (przynajmniej fizycznie, bo z umysłem jak widać już różnie).
Boziu... Pomyśleć, zanim zaczęłam z Tobą pisać moim najgorszym koszmarem była jedynka z egzaminu semestralnego, rozumiesz? Albo sukienka, która mi się rozdziera w środku imprezy. Ale cóż. Widać ślepy los nie dał mi pozostać normalną, standardową dziewczyną. Po jakąś cholerę zachciało mi się tamtej zimy zwiedzać Monachium i nadziać się na to ryśkowe spojrzenie o nazwie 'ja to cud, a twój facet brud'. I teraz za karę każdej nocy Ammannek pobija dla mnie samego siebie. (W strasznej, drastycznej wizji sennej, bo jeszcze Pieszczoch przeczyta, pomyśli to co myśli zawsze i wpadnie ze strachu do jakiejś betoniarki, produkującej cement pod skocznią). Mniejsza.

Tylko Ci jeszcze powiem, że Wanki ma prawdziwie wielkie serce. Od zawsze twierdziłam, iż z Diethartem da się porozumieć. Owszem nie trzeba go uwielbiać - ani wręcz nawet nie jest to wskazane - ale szanować i traktować z honorem, proszę bardzo. Zresztą ja to tym niedowiarkom udowodnię.
Ok. Po tym wszystkim co deklaruję się zrobić w Zakopcu, mam równe pięć miesięcy na przepisanie na kogoś całego mojego nieistniejącego majątku. Chyba,  że poproszę chłopców o pomoc. Mają wprawę w układaniu sobie na wzajem testamentów.

Twoja ogłupiona niczym piętnaście żywych i ruchliwych Welliśków, Maggy.   
PS. To COŚ od kleju i spodów materacy mi się jeszcze nigdy nie śniło. Jednak opatrzność nade mną czuwa, cofam przezornie pretensje do losu.
PS2. Wiejcie wreszcie z tego kraju. Nawet na strusiach, skoro innego ratunku nie widać. 
                                                                                                                           ~~***~~

Skarbie...
Miało nie być skarbów, ale człowiek na hipotetycznym łożu śmierci zwyczajnie chce być dobry. Dla kogokolwiek, poza tym germanistycznym zwierzyńcem. Więc zostałaś mi tylko Ty, bo na zwierzyniec jestem w dalszym ciągu skazany, a końca depresji nie widać.

Co do Sevcia. Właściwie niech sobie obchodzi święta mitologiczne. Co mi. Pogoniłby po lasach, rozpalił jakieś ognisko, a patrząc czym się Ci Grecy czy Rzymianie głównie interesowali to jeszcze dogadał się z Richardem. Tak czy owak, mniej by było szkód niż teraz.

No bo obudziliśmy się rano. Wszyscy. Wszyscy to znaczy się bez Krafta (w którego Freund podejrzanie wpatrywał się jak w posąg) i Wellisia. Maleństwo leżało skulone, na kupce drewna, a na nim 'siedziała' parka zadowolonych z życia strusi. Spokojnie wyskubywały kruszynce kłaki, mieszały je z własnym pierzem i budowały na brzuchu pokraki dość osobliwe gniazdo. Sam zainteresowany zamiast instynktownie spróbować coś z tym zrobić energicznie cmokał ustami twierdząc przez sen, iż wreszcie ktoś go pokochał.

Kurde... Te ptaszyska to mają mózg. NAWET JEGO DA SIĘ DO CZEGOŚ WYKORZYSTAĆ. Nie znam się na biologii, ale zawsze jest jakaś szansa, że to akurat gatunek karmiący pisklęta tym na czym się wylęgły. A jeśli nawet tak by nie było to wiesz Maggy... Pozostaw mi jakąś nadzieję, może te konkretne sztuki cierpią na ciężki zespół zaburzeń żywieniowych czy coś w ten deseń.

Ale ja znowu gdzieś błądzę, ewidentnie. No bo pech chciał, iż Wanki z Freitagiem wrócili. Miałem już spytać jakim cudem nas znaleźli na tym odludziu, ale odpowiedź ukazała się sama. Towarzyszyła im wraz ze swoim atrybutem odzianym w zielony, wełniany szaliczek ( matko, ja chciałem już napisać staniczek. Chyba zapadam pomału na jakąś richardzią grypę... Skoro istnieje świńska czy krowia, to czemu jednostka tak obeznana w przekazywaniu mikrobów drogą kropelkową nie mogłaby mieć swojej własnej?).

Porozważałbym, ale w tym świecie się nie da. Ehhh...

- Nie wybaczę Wam - zaczął wykład władca - obrabowaliście mój kraj. Naraziliście moją komunikację publiczną na straty. Zdemoralizowaliście moje prywatne ptactwo. Wy złe, cholerne diabły wcielone.
- Totalna dyskryminacja w tym państwie - przerwał mu Richard - siedzimy z Wankim na komisariacie i ja proszę żeby nam wypisała mandat jakaś kobietka, co nie?
- Planowałeś zapłacić w naturze? - wymamrotał spod siana półprzytomny Wellisiek, ale struś na całe szczęście szybko zatkał mu usta, przykrywając je odnóżem.
- Cicho przenośny inkubatorku do jaj. Chciałem tylko pogadać. A tam sami faceci. Trzeba być Szwajcarem żeby pracować w podobnych warunkach. A potem pojawił się jeszcze Simon.
- Litościwie oszczędziłem wam więzienia. Ale to nie znaczy, że ciężko nie odpokutujecie swojego wyczynu... Wrócimy teraz do domu...
- A szpital? - zaprotestował Hayboeck - Kraft debilu budź się już, chcę wstać!

- Gdy otwieram oczy to muszę być sam w łóżku. To sedno mojej tożsamości.
- Yyy?
- Właśnie - wtrącił się król ubijanych kotletów - przecież mieliście pojechać...
- Do Ikei - wiewiórka wyraźnie poweselała - wyrwać laski na klopsiki z warzywami i mięciutkie jak choinki w Engelbergu materace.
- On chce wyrwać materac? - nie potrafił zrozumieć, dbający jak zawsze o poprawność gramatyczną wśród kolegów, Sevi.
- No wiesz. W sumie zdziwiłbym się nawet gdyby wyrwał żarówkę. A laskę...
- Ewentualnie taką do butów - podsumował właściciel dołeczków - jakimś cudem.
- Wszystkie panny będą moje niedowiarki. I pójdą ze mną do magazynu. Drogą na skróty.

Towarzystwo zaczęło bezradnie kaszleć spoglądając w kierunku jednostki wybitnej .
- Spokojnie. Ammann wspaniały wszystkiemu zaradzi. I nigdy nie nawali panowie - wódz próbował podkreślić, iż panuje nad sytuacją (ponieważ nikt nie czuł się chociażby minimalnie przez niego przekonany) - Jaką porę roku mamy drogie dziecię, co?
- Już prawie jesień. Pełną ślicznych, promieniejących dziewcząt. Gorących jak gejzery w Meksyku, gdybyście nie wiedzieli.
- Dobrze... Którego roku?
- Dwa tysiące czternastego.
- A Ty się nazywasz chłopcze? - widać Wszechmocny chciał pośpiesznie wykluczyć diagnozę postępującego udaru mózgu.
- Ja?
- Nie. Roman Koudelka.
- Skąd mam wiedzieć jak się nazywa Roman Koudelka?
- TY, OŚLE AUSTRIACKI!
- Nie jestem Austriakiem - zdziwiła się pokraka - Ja to... Richard Freitag, człek genialny - zaczął deklamować - zwiększam przyrost naturalny. I gdziekolwiek ja zapukam, tam po chwili bocian stuka...
- Rymy made in China - mruknął krzepiąco dinozaur, widząc jak kudłaty czerwienieje z wściekłości zaciskając piąstki i głośno fucząc.
- Andi, czy... Czy ta prymitywna, nawet nietyrolska, ciemna szynszyla kojarząca się wyłącznie z serem pleśniowym sugeruje mi, że jestem nieprofesjonalny? - wrzasnął upokorzony, niemal płacząc (w sposób cholernie niemęski:D) - i że nie potrafię się nawet...
- Chwileńkę - groźny tłuczek przeciął powietrze - mnie interesuje zupełnie inny aspekt problemu. Co wyście dali owemu Kraftowi łagodnemu jak baranek, wy podrzuceni podmieńcy? Proszki, narkotyki, skarpetki Wellingi do powdychania?
- Nooo... - Freund zabrał głos -  w sumie widzę pewne wytłumaczenie... Bo ja przygotowałem dla Wankiego taką mieszankę ziółek i grzybków leśnych. Żeby nie wpadł w depresję, ani nie zakochał się w Dietharcie... Ogarniacie chłopcy... Jeszcze adoptowałby jego świnie i zbudował całej rodzinie nowy chlewik.
- Do rzeczy młotku.
- Każdy badacz zanim poda lekarstwo pacjentowi to je testuje. Na szczurach, myszach czy innych chomikach. No... A jako, że ja gryzoni nie posiadam to jakoś tak wyszło... 
- Nie wystarczą Ci chore wierszyki i sonety rodem z grobowca? - zbulwersował się Richie - człowiek myśli, że ma kumpla. Ułomnego, żującego wkładki, ale jednak wiernego. Tymczasem co się okazuje...?
- Wolałbyś żeby to nasz Andi chciał seksić kogo popadnie? Taka jest nauka, cel musi zostać osiągnięty jak najniższym kosztem.
- Hmmm - chrząknął Simon - ja zacząłem coś mówić gady przebrzydłe. Otóż drodzy Niemcy, Austriacy i cała reszto (hah, miło zostać tak wyróżnionym)... Wreszcie najdroższy Simonie Ammannie, który musi witać się sam, gdyż otaczająca go ludność nie dostrzega wielkości jego majestatu... Naszą społeczność nawiedziła ciężka plaga wiewiórcza. Radziłbym postronnym nie drwić z nieszczęścia istot już nią dotkniętych. Spójrzcie na Richarda, który jeszcze wczoraj, zajęty lubieżnymi myślami, kpił z wypadku spowodowanego jego własnymi rękoma. Los jest mściwy...
- Właśnie - dodał Hayboeck - to może zjednoczymy się wreszcie żeby coś z tym zrobić?
- Ty siedź cicho. Sam wykarmiłeś tego gryzonia niewiedzącego czym jest ortodonta.
- Nooo..  Z dwojga złego wolę mieć na karku Krafta głupią ofermę niż Krafta-Freitaga.
- Fortuna kołem się toczy - mruknął Freund - miejsce pod łóżkiem też.
- Owszem! A Ty jesteś następny w kolejce żeby je zająć - władca był zbulwersowany, iż nikt ze zgromadzonych nie padł jeszcze na strusi wybieg, błagając go o wybawienie - musimy panowie szybko znaleźć jakąś Ikeę. I niech się małpa przekona...
- Że taki z niej magazynowy Casanova jaka Miss Świata z Jana Matury?
- Boże, mówię to z głębi mojego światłego wnętrza. Surowe mięcho jest mniej suche niż Wy. Skończmy już na miłość ammanią te niesmaczne, czeskie docinki. Zażądzam wymarsz. Właścicieli fermy za wasze haniebne zachowanie wrócicie przeprosić później. Albo jeszcze lepiej, złożycie wyrazy skruchy na moje ręce. A ja zastanowię się czy udzielić wam niezasłużonego wybaczenia w imieniu całego narodu - jakby na potwierdzenie swoich słów mocno uszczypał Pieszczoszka w szyję- Ruszajmy.
- Czas ucieka, wieczność czeka - zabrał się za budowanie nastroju Sevi.
I wszyscy 'zgodnie' rozpoczęli drogę donikąd...

A była to droga mozolna. Chciałem przez moment wytłumaczyć Simonowi,  że przecież to czy jest się Richardem, można sprawdzić nawet na tylnym siedzeniu pełnej złomu furgonetki (na przednim w sumie też, ale wiesz... To to tylne się jakoś tak kojarzy sugestywnie). Jednak widać Najwyższy jest zwolennikiem krafciego poglądu, iż takie sprawy to tylko w sklepach meblowych, bo nie dał mi nawet dojść do głosu. W końcu odszukaliśmy jakiś market,  nie będący co prawda Ikeą, ale wyposażony  (co zauważyliśmy przez szybę) w różne szafy, ręczniki czy inne widelce. Poczekaliśmy jeszcze na Freunda, lodówkę oraz Wellingę (człapiącą wraz z jajem, którego wysiedzenia - choć wszyscy powtarzali, iż nie ma w nim pisklęcia - się podjęła) po czym wyjątkowo zgodnym krokiem wsunęliśmy się do środka.
- I co my właściwie tu będziemy z tym czymś robić? - kudłaty odczuł, iż plan uratowania puszczalskości jego reputacji, nie został zbyt dokładnie ustalony.
- Wiewiórka sama musi zauważyć, iż nikt na nią nie patrzy.
- A jak akurat przyszła sobie na zakupy jakaś sadystka?
- Sadystka?
- Nooo, babka, którą kręci cudzy smutek. Podnieci się na widok miny Hayboecka, a gryzoń pomyśli, że to na niego leci i nieszczęście gotowe. Plus jeszcze może się trafić wielbicielka sztuki zafascynowana dziwnymi tworami artystycznymi.
- Mówi się modernizmem - uzupełnił dumnie wkładkowy przeżuwacz.
- Cóż - król postanowił zezwolić poddanym na krótką wymianę zdań - choć cele, w których to wszystko mówicie są egoistyczne, a patrząc iż próbujecie je osiągnąć w mojej obecności wręcz bluźniercze... To ciężko nie przyznać wam racji. Jednakże w swej nieskończonej przedsiębiorczości... - zamiast skończyć zdanie porwał z lady pierwszą lepszą wykładzinę i owinął ją w okół blondyna, całość zaklejając taśmą do uszczelek  - proszę. Widać tylko kawałek wełnianej szmaty. On w podrywie nie pomoże.
- Pięknie - ucieszyła się szczerze nasza zmora - jestem Richard Freitag i nie mogę przecież macać jakiś kijków bez cycków...
- Ale niebieski dywan, czy ja wiem... Brzydki jest - wtrącił Andreas - patrzcie, a takie tu cudne gadżety mają. Na przykład tą deskę klozetową z rybką Nemo. Serio nie lepsza?  
- Wanki... Jak zamkniesz gościa metr osiemdziesiąt kilka w nakładce od kibla?
- No... Można jeszcze wziąć tą z Reksiem - mała puszka mózgowa tkwiąca w wielkim łbie spróbowała wykonać serię skomplikowanych obliczeń, jednak przeszkodziła jej sama wiewióra rycząca, iż ma najkształtniejsze dołeczki w policzku na ziemi i nawet ten chodniczek podłogowy (tym razem serio chodziło o wykładzinę, a nie o Michiego, żeby nie było) stanie się najcenniejszym towarem na rynku, dzięki wylądowaniu w jego ramionach.

To - plus uwagi Severina o szkodliwych właściwościach potu i wielkiej mocy dezodorantów w kulce - dawało serio obrzydliwy efekt.

Szwajcarowi jednak nie przeszkodziło w realizacji dalszych zamiarów.
- Halo - zaczepił w regionalnym pseudodialekcie  (ten durny kraj nawet własnego, oficjalnego języka jeszcze nie wynalazł) jakieś starsze małżeństwo - kupiliby państwo dywan od owego chłopaczka z krzywym zgryzem?
- Mięciuteńki jak futro kozy, bakterioodporny, niezniszczalny, mlekiem i miodem płynący - pisnął dinozaur, który nie zrozumiał chyba intencji grupy.  
- Hmmm...? - przestraszyli się biedni ludzie.
- Przysięgam, ma nadprzyrodzone zdolności. Potrafi dyskutować, tańczyć w rytmie cza-cza, śpiewać pieśni patriotyczne - włożył rękę do ściskanego przez Krafta rulonu, machając nią na wszystkie strony - hej dywan, włącz się.
- Kurwa mać - rozległe się ze środka.
- Yyyy - biedak mocno się zaczerwienił - przepraszam bardzo. Mechanik się musiał  tak trochę spić i nagrać lekko zniekształconą wersję. On miał mówić tylko i wyłącznie   'kochana nać' . To taki specjalny model wyprodukowany na dzień warzywek, bardzo ekologiczny...   
- Wankuś wystarczy tego marketingu - Rysieniek wzruszył się, iż przynajmniej jedną istotę dogłębnie przejął jego dramat - widzisz menelu - to ostatnie skierował już do Austriaka - nawet miejscowi nie marzą o twoim dziadostwie.
- Bo nie są młodymi dziewicami - pajac wzruszył ramionami, patrząc na rozmówcę z wyższością - a Freitag sercowy lodołamacz jak wiemy...
- On chciał mnie zwyzywać od dziewic? Dziewiców, dziewców, drzewców?
- Spokojnie... Drewno leśne kojarzy się z powrotem do korzeni, ubóstwa i tradycji przodków - Freund wyraźnie wierzył, iż jego wypowiedź pokrzepi przyjaciela.
- Pozwę go do sądu - nie chciał przestać brunet - ma to odszczekać, odwołać w prasie, przepraszać za pomówienie w każdym udzielanym wywiadzie. No, powiedzcie coś, wy mu chyba nie wierzycie?

Zamiast podjąć trudny temat, Wielkolud zaczął opowiadać nam dramatyczną historię 50-centówki, której nie zwrócił mu w Sapporo automat z batonikami. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu potwornie zainteresowała ona Simona.
- Dlaczego się z tym do mnie nie zgłosiłeś?
- A co? Naprawdę byłbyś tak dobry i mi czekotubkę postawił?
- Gdzie tam. Nie mam czasu na tej plugawej planecie, na zajmowanie się jakimiś przerośniętymi organizmami. Ale ukarałbym tą obleśną maszynę. Za podobne zaburzenie równowagi na świecie to się osiem mocnych uderzeń tłuczkiem należy... - wziął głębszy wdech - Jednak spokojnie, funkcja, którą pełnię jest dożywotnia. Zanotuję sobie informację o tym incydencie w moim notesie zaległych czynów sprawiedliwych. I wykonam wyrok. W końcu Simon Ammann nie rychliwy...
- Jednak sprawiedliwy - dokończył wyedukowany już chórek.
- To skoro sprawiedliwy to niech ulży mojemu jajku - jęknął od dawna niesłyszalny Andreasek Malutki - tak mnie już boli wszystko od dźwigania go pod koszulką. I boję się, że jak wyjmę to żółtko zamarznie. Wiecie, taka pomarańczowa kosteczka...

Władca nie wytrzymał tego ataku głupoty. Podbiegł do drobinki i przejął jej skarb. Z doświadczenia byłem niemal stuprocentowo pewien, że pieprznie w niego swoją ubijaczką do kotletów, bo co tu gadać schematyczny z niego typek. Ale wyobraź sobie, że on rozwija instynkty dyktatorskie każdego dnia i w każdej dostępnej godzinie. Bez zastanowienia przemieścił się wolnym, krowim krokiem (porównywalnym jedynie do jego własnych telemarków) w stronę nierozłącznych Austriaków, wsunął okrągły kształt do otworu w dywanie, po czym stanowczo docisnął go groźnym atrybutem do wykładziny (lub do głowy blondyna, jeśli ktoś tak woli). Niestety, już chyba lodówka Freunda, byłaby lepszym przenośnikiem żywności. Rozległ się grzechot pękającej skorupki, szumienie rozlewającego się białka i cała seria okrzyków. Idioci - część z rozpaczy, a część z olbrzymiej satysfakcji - zaczęli wydawać różne nieprzyjemne i ujadliwe okrzyki. Wyjątek stanowił Sevi, który najspokojniej w świecie rozsiadł się na mosiężnej umywalce, z namaszczeniem deklamując jakiś rumuński odpowiednik Trenów...

Wokół gromadziło się coraz więcej ludzi. Jakieś zdziwione dziecko pytało babci, czemu zabrała je do cyrku, zamiast na wyprawę po obiecaną, nową lampkę nad łóżko. Drugie z kolei szlochało w spodnie swojej rodzicielki, że chce zobaczyć tygrysy i królika w kapeluszu, a nie tylko samych klaunów.   
- Czy możemy panom pomóc? - zapytał cichutko jakiś anonimowy przedstawiciel tłumu.
- Nie - odparł filozoficznie nasz dramaropisarz, siląc się na uprzejmość - nikt nie zaradzi temu, że Richie właśnie stracił męskość...
- A ja jajko - rozdarł się Welli.
I momentalnie zostaliśmy sami.

Maggy? Tak sobie myślę, że na przykład przed świętami wszędzie są kolejki. Więc jak następnym razem rodzina każe mi stać po jakąś kiełbasę czy inną choinkę to po prostu zabiorę ich ze sobą. Cały supermarket w dziesięć sekund wolny.
Albo jeszcze fajniej... Zacznę ich wynajmować. Trochę obciachu w ramach za szybkie zakupy?
Zanegowałbym słowo 'trochę' , ale co tam. W każdym chwycie reklamowym jest jedynie ziarnko prawdy. A skoro firmy handlowe potrafą zachwalić klientom nawet zwykłego mopa to czemu ja mam nie spróbować?

To tylko mała garstka zboczeńców. Można przywyknąć.

Zawsze twój Skoczek.
PS. Sen jest jedynie snem głuptasie. Prawdziwy ból dupy stanowi jawa. Zresztą co ja się produkował będę  Zrozumiesz to w Zakopcu.
PS2. Simon wielkodusznie zafundował każdemu szklaneczkę kefiru. On serio nie ogarnia, że po takim dniu każdy, normalny człek pragnie czegoś mocniejszego?
Aha, czyli wyszłoby na to, iż tylko ja pragnę:(
                                                                                                       _______________________________________________

Boże... Miałam być poważna, zapuściłam smutną muzyczkę i zaczęłam epilog, ale... Po trzech zdaniach przerodził się w to coś. I to chyba właśnie fenomen tego czegoś, że NIESTETY wymyśla się to w chwilę, kiedy już przylezie. No, więc epilog leży, a panowie się popisują. Typowa baba ze mnie, huśtawka nastroju jak stąd do Soczi, albo i dłuższa^^
No, liczę że wam jeszcze życzenia naskrobię do końca świat, ale pewnie się nie ogarnę więc dużo zdrowia Skarby, smacznego jedzenia (nie umiem składać życzeń bez jedzenia), chudego przyszłego roku, no i tych tam patykowatych chudzielców w nadmiarze skrajnym❤❤❤
Wiecie, że najfajniejsze jesteście?
BUZIAK I PRZEPROSINY ZA POZIOM ŻENADY.      

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Dzień 9. I kto tu rządzi?

Cześć głupolu.
W sumie nie wiem od czego zacząć, bo muszę Ci coś powiedzieć, takiego niezbyt chlubnego. Nie jestem mądrzejsza od przeciętnego Szwajcara. Wyobraź sobie, że jak Ty mi dwa dni temu o tej całej akcji z wieżą napisałeś, to ja pod wpływem szampana troszkę już byłam. No i wyskoczyłam z kondolencjami myśląc, że Rysiu serio zatrzasnął prosiaki. Te Didla, różowe, z ryjkiem.

Tak właściwie wszystko twoja wina, bo poza Aniołkiem nie przedstawiłeś mi ich z imienia. Więc ehmm... No stwierdziłam, iż właśnie to robisz.
Niezależnie od okoliczności pięknie. Studentka weterynarii, trzeciego roku myli reprezentantów Austrii ze świniami. Kajać się za to na kolanach nie będę, ale jakiś szacunek to im by się jednak należał. Zwłaszcza patrząc na fakt jak traktuje ich mój ukochany, niemiecki zespół.

Także tego... Zawsze mogło być gorzej. Mogłam uznać Simona za pudla, albo Kubackiego za Freitaga
(ciemną nocą, w półmroku Morskiego Oka - tego bez ptaszków śpiewających). To by dopiero horror się zrobił. Także owej, styczniowej magicznej nocy - zakaz drinków absolutny. Masz mnie pilnować. I możesz nawet opieprzyć w razie potrzeby.

A na boku to wydumałam, tym razem całkiem inteligentnie, że my się po Zako zwyczajnie rolami zamienimy. Ty przejdziesz do Hiszpanii, będziesz miał moje denne mieszkanko, zawiłe podręczniki i święty, pełen stagnacji spokój. Tymczasem ja z nimi zostanę. Trochę śmiechu nikomu jeszcze nie zaszkodziło.

Całusy od twojej (dla odmiany całkiem trzeźwej) Maggy.
PS. Czysto technicznie. Czy jak już przyjadę na zawody, pójdziemy się  'stoczyć' i tak dalej, to ciągle nie wolno mi wiedzieć jak masz na imię? Nie mam zielonego pojęcia jak Pan i Władca zamierza to przeforsować. Na obiektach sportowych jacyś spikerzy przecież pracują...

Sorry, to nie obiekt. To skocznia narciarska. Różnice widać gołym okiem.
                                                                         ~~***~~

Maggy,
ja już nie wnikam w fakt, że Tobie odbija do granic możliwości. Ale jak szczerość to szczerość. Nie dowiesz się jak się nazywam, bo właściwie... No po jaką cholerę masz posiadać gdzieś w mózgu taką informację? Jeszcze byś wypatrzyła pewną sesję zdjęciową dla jednej, polskiej gazety, w której wystąpiłem. Co mi się szczególnie jakoś nie marzy...

Przechodząc do żalów, bólów i innych rozpaczy. Wyruszyliśmy do tego szpitala. Nie dziw się mojemu słownictwu, bo wyraz 'wyprawa' serio jest tu bardzo adekwatny. Na najbliższe pogotowie, jedzie się z tego zadupia godzinę, a Ammann zabronił nam pożyczyć samochodu, wezwać taksówki czy też najnormalniej w świecie zadzwonić po karetkę. Podróżować mieliśmy zwyczajnym autobusem ( bo w tym patologicznym kraju komunikacja miejska kursuje między miastami).
Muszę Ci też odrazu wyjaśnić jak tragiczny okazał się skład wysłanej ekipy. Mianowicie byliśmy to ja - (szefuńcio oznajmił mi, odczytując na apelu dzienny przydział pracy, że mam do wyboru to lub wizytę z Dawidem w ulu), Kraft i Hayboeck (z przyczyn oczywistych), Richard, Wankozaur, Pieszczoszek, Sevi oraz wypełniona pożywnymi kiełkami lodówka Seviego.
Problemy zaczęły się niemal natychmiast. Gdy tylko zamknęły się drzwi Andreas Starszy się poryczał. Początkowo naiwnie myślałem, iż to jedynie ciąg dalszy rozterek miłosnych. Jednak niestety. Byłem w dużym błędzie
- Życie jest takie kruche - zaczął rozpaczliwym tonem - okrutne, nikczemne. Daje a zaraz odbiera...
- Ale Ty jesteś ciężko chory? - zaniepokoił się smarkający Welliś.
- Zaparzyć Ci ziółka tybetańskie? - Freund zamiast dociekać co gryzie wnętrze jego kumpla, błyskawicznie wyjął z plecaka swój przenośny czajniczek - cholera, ma ktoś jakiś kontakt? Przewodzący prąd - uzupełnił, gdy jego pytanie nie napotkało nawet najmniejszego odzewu.
-... I ja po tych rozważaniach poczułem straszliwą tęsknotę za Diethartem.

Zapadło milczenie.

- Przecież widziałeś go rano - blondyn odczuł, że jego magiczny ekwipunek niestety się nie przyda.
- Rano. A co jak podczas naszej nieobecności zgłosi się do udziału w tej samobójczej misji na Marsa? I nawet nie zdążymy powiedzieć mu 'żegnaj'. My go chłopaki kompletnie nie szanujemy, tylko sobie drwimy, jaja robimy... Poniewieramy jego świnkami.

Widocznie momenty zadumy miały stanowić stałe elementy tego dnia.

Lecz nie myśl sobie Maggy naiwnie, iż on skończył na tym wyznaniu.
- Ogółem ostatnio mam takie chwile, że chciałbym wstąpić do klasztoru.
- Andi, wszystko się ułoży - Hayboeck poklepał wariata po ramieniu (nie umiem ocenić czy zrobił to z litości, czy po to aby dotknąć czegoś żywego, czym nie był Kraft).

Tak czy owak zaczynałem wątpić z kim my na ten ostry dyżur jedziemy. I z jakiej przyczyny.

- Ale tak właściwie też rozważałem taką opcję - mruknął Sevi, na którego cholernie liczyłem w kwestii uspokojenia wielkoluda. Tymczasem idiota jeszcze bardziej go nakręcił.
- A ja nie - podzielił się z nami tym szokującym stwierdzeniem Rysiu.
- Patrz Wank - wielbiciel natury zignorował natrętny przerywnik Kudłacza - ty, ja, ogródek warzywny, medytacje, joga, pisanie ksiąg, poważne śpiewy. No! Wizja idealna.
- Możecie też wziąć Stefana - Michi przybrał minę błagalną.
- Nie ma sprawy - zapalił się Freund - ejjj, to już całkiem sporą grupę zebraliśmy, trzy osoby w pięć minut.
- No, ja bym mógł, ale rodzinę chcę kiedyś tam mieć - Austriaka zabolała mocno świadomość, iż nie dość, że jego przyjaciel wyznaje Simonowi pod przysięgą, że go nie lubi, to jeszcze samowolnie decyduje o jego przyszłości.
- Obiekt zainteresowań zmień - Freitag zrobił się nagle tajemniczo pomocny - a skoro już jesteśmy przy ciężkich tematach... To męczy mnie zepsucie naszego świata.
(Pieszczoch po tych słowach wylał na siebie cały, skradziony ze spiżarni szwajcarskiego króla, gar gołąbków.)

Serio przeszedłem do zastanawiania się co w tym autobusie rozpylone było...

- Rysieniek - Andreas zaczął ostrożnie dobierać słowa - a co Ty masz na myśli tak konkretniej?
-  Zwyczajnie by miło było wyłączyć komórkę na pięć minut. I nie posiadać potem skrzynki odbiorczej rozsadzonej przez setki propozycji, ofert i prywatnych zaproszeń.
- Mnie kiedyś zaprosili na targi odkurzaczy - próbował okazać zrozumienie Wanki.
Właściciel dołeczków przybrał minkę o nazwie "spędzam życie wśród debili".
- Boże! Wy nigdy nie pojmiecie czym jest przesadne, cudowne powodzenie. Ile ono pracy wymaga. I wysiłku codziennego. A ja bym raz chciał umówić się z panienką, dopiero gdy jej poprzedniczka po ludzku...
- ...się ubierze? - dokończył Kraft.
- On serio zbyt wiele czasu pod tymi łóżkami spędził - wyraził swoje zniesmaczenie Sevi.
- Ejjj. A czemu wszyscy z góry założyli, iż to ja mam być pod?

Mimo olbrzymich i dobrych chęci niemieckie stwory nie zdążyły mu wyjaśnić tego (wyjątkowo zgodnego) poglądu skocznej braci, bo w pojeździe rozległ się charakterystyczny komunikat zapowiadający kontrolę biletów. A facet z czytnikiem (ciekawe dlaczego?) podszedł prosto do nas.
Więc ja najnormalniej w świecie wyjąłem karteczki (swoją plus Andreaska - żeby mi Simi dupy nie truł to wydałem te kilka centów na drobinkę) i mogło być normalnie. Ale skądże! Byliśmy oczywiście jedynymi członkami grupy, których przejazd został opłacony.
Więc nieszczęsny kanar momencik pogapił się litościwie na Austriaków (bo do kalek fizycznych to trzeba na zachodzie mieć stosunek humantarny), spytał czy nie potrzeba im pomocy, po czym przeniósł wzrok na sławną trójcę.
- Yyyy -dinozaur poczuł się wywołany do odpowiedzi - Wellinger odsuń się od tej tablicy informacyjnej, bo muszę sprawdzić co mnie upoważnia do bycia tutaj za darmo! Ooo, już wiem. Jestem przesiedleńcem. Na dodatek pochodzącym z rodziny wielodzietnej.
- A ja honorowym dawcą - uzupełnił Richard - więc trochę szacunku.
- Eeee - Wanki mocno się skrzywił - honorowym dawcą to on serio jest. Ale raczej nie krwi.
- Tylko czemu honorowym? - dociekało maleństwo.
- Bo takim hojnym. A to na tą samą literę...
- Tylko tu pisze, że aż piętnaście litrów płynu ustrojowego trzeba oddać, żeby się liczyło - Pieszczoszek postanowił pochwalić się świeżo nabytą umiejętnością czytania - a tego się nie da przecież...
- Zatkaj się już - Freund musiał wystawić łeb przez okno, aby opanować odruch wymiotny - byłby ktoś uprzejmy podać mi moje sole trzeźwiące?
Kolejny raz jego problemem zainteresowana okazała się co najwyżej siedząca na poręczy osa.
- To jest ogółem skandal - bulwersował się tymczasem Playboy Naczelny Skoków Narciarskich - powinni mi serdecznie podziękować, że w ogóle zaszczyciłem tą maszynę swoją obecnością. I po dłoniach wycałować. A Ci meneli z pod budki na mnie nasyłają.
- Albo panowie obaj pokażą mi zaraz dokumenty - gość nie potrafił dłużej zachowywać się kulturalnie, ( na boku oni chyba robią konkurs na najbardziej cierpliwy zawód, sprawdzając wszystkich ludzi po kolei) - albo wysiadamy i wzywamy policję. Ja poczekam  na decyzję.
-  Może być Welliśkowy dyplom ukończenia przedszkola? Czy Książeczka Zdrowia Krafta lepsza? Bo inne dokumenty to Simi skonfiskował...

Tym oto sposobem pięć minut później oburzony Rysiu i zasmarkany Wank machali nam łapkami z przystanku. Inaczej mówiąc nie rozkleiliśmy jeszcze poprzedniego problemu, a już musieliśmy borykać się z następnym.
Najśmieszniejsze było jednak to, że nikt nie zwrócił uwagi na Freunda, który też podróżował na gapę. Może Ci wielcy poeci czy tam filozofowie, serio mają w życiu łatwiej? Albo to zasługa tych nowiutkich ziółek z Malezji.

- To jest Szwajcaria - stwierdził ponuro Welli.
- Naprawdę? Myślałem, że Papua Nowa Gwinea, Andi. Dzięki za info.
- Stul pysk! - Maleństwo pomyślało widać, iż skoro jego mentorzy życiowi dochodzą nagle do jakiś chorych wniosków to ono może sobie poprzeklinać w sposób, który nie przystoi cnotliwemu chłopcu - Tu za takie rzeczy, to się do aresztu ludzie idzie. Będziemy posiadaczami kumpli więźniów. Palących fajkę jak na filmach.
- Oj tam, najwyżej im zaserwują pijawki - uspokoił go Sev - takie przyjemne, czarne, wżerające się w skórę pierścienice. Mówię wam, cudowna sprawa przyłożyć sobie z dwadzieścia do pleców. Niebo, może niekoniecznie w gębie. Gdyby któryś z was chciał spróbować to mam kartę stałego klienta w takim punkcie...
- Ale co to daje?
- Zmniejsza ukrwienie. Więc to by było wybawienie dla Freitaga. Patrzcie, gdyby debil tak przed chwilą nie pieprzył...
- Yyyy? - zdziwił się Pieszczoszek - przecież tylko stał i się kłócił. Ja tu cały czas byłem
- Litości osesku. Pieprzył językiem, w sensie mową, w sensie gadał bzdury. A Ty już trzeci raz w przeciągu godziny dochodzisz do nieprzyzwoitego wniosku. Mam to powiedzieć Simonowi?
- Nie, proszę - drobinka uwiesiła się na oknie, zrzucając wiszącą nad nią gaśnicę - będę grzeczny. Będę sobie kolorował rysunki Smerfów. Pozbieram te gołąbki i dam Ci je co do listka kapusty.
- No nie wiem, nie wiem...
- Błagam! Pozwolę Ci poćwiczyć na mnie regulacje brwi.
Targ został dobity. Blondyn wyjął swoją wyrywarkę oraz hennę w płynie i w (podejrzanie szybko) opustoszałym autobusie zapadła cisza.

Smutno zrobiło się dopiero, gdy pojazd stanął. Na wiosze gorszej i puściejszej niż ta Simiego. Bo kierowca beszczelnie nie poinformował nas, że miasto, w którym był szpital przejechaliśmy dawno temu.
Chcieliśmy do kogoś zadzwonić, ale dało się złapać zasięgu. Próbuję ustalić czy to przez fakt, że jesteśmy na zadupiu absolutnym, czy przez Freunda, który zaofiarował się przechować wszystkim telefony i włożył je do zamrażarki. A potem wylał na nie butelkę lodowatej wody ( żeby się ogrzały).

Mówię Ci Maggy, jak najszczerszy przyjaciel. Nie podróżuj komunikacją publiczną z bandą debili. Prywatną lepiej też nie.

Teraz jest już noc. Nic nie kursuje, więc znaleźliśmy nocleg na okolicznej fermie strusi. Jedyna dobra wiadomość to ta, iż dalej nie wiemy co dzieje się z Wankiem i Richardem.
Kocham Cię Siostrzyczko;)

Może się spotkamy. Może wrócę kiedyś do Polski.

PS. Ale w sumie to pomysł Ammanna z pszczołami jest genialny. Przecież one gryzą^^ I mają żądła♡ Simi jednak rządzi.
PS2. Sevi właśnie próbuje własnoręcznie odkleić Krafta od Hayboecka, bo chce go już do tego klasztoru, na medytacje zabrać. (Próbuje - to znaczy polewa herbatką z melisy.)
A Pieszczoch dosiada jedno z tych łysych ptaszysk. Nie zamierzam mu niszczyć zabawy. Pogotowie tak czy siak jest jutro w planie dnia.
PS3. Pij sobie w Morskim Oku ile dasz radę. Różnicę odczujesz nawet gdybyś była ślepa, głucha, niewidoma i pozbawiona zmysłu powonienia. Także spoko.
Buziaczki.

                                                     _____________________________

Chciałam zrobić dopisek "nie czytać przy IQ wyższym niż 0", ale chyba powinnam to zrobić u góry. I trudno, pomyślałam sobie, że nie wiem czy się jeszcze do Cyrku przed maturą dorwę, bo nawet jak znajdę czas to raczej na coś smutnego, więc niech ta przykrótkawa beznadzieja będzie. :P
Buźki♡

wtorek, 7 lipca 2015

Dzień 8. Scena sądu.

Ty tam patyku.
Ejjj, czy Ty chcesz się mnie pozbyć i zniweczyć plan mojej wizyty w Zako? No, nie licz nawet. Pamiętaj jestem twoim doradcą kryzysowym, zatwierdzonym przez samego Ammanna, jako dobro nadrzędne. Ładnie mówiąc sprzątam Ci życie,  mniej ładnie ratuję dupę, przed tym calutkim tłuczkiem. ( Powinnam to zmazać, bo jeszcze podsunę Simiemu pomysł stosowania kar cielesnych. Ale nie zmażę, żebyś mnie nie miał za poczciwą pannę, której wszystko można powiedzieć). Yyy, wracając.. Należy mnie lubić i przygarnąć pod dach.

A na boku też Cię kocham♥ Plus chcę żebyś mnie nad Morskie Oko zabrał. Taki piękny stamtąd widok, zimna woda, lasy, góry. No kurde, aż się rozmarzyć można. I jeszcze piszą, że to miejsce bardzo kojarzące się ze skokami. W sumie, jeśli mam być szczera to nie umiem was jakoś powiązać z ciszą, spokojem i śpiewem ptaków. Ale może ja się zwyczajnie nie znam.
Dobra, idę do książeczki, czytać o dziwnych rzeczach.
Miliard buziaczków i tysiąc pulchnych serduszek (BEZ ZABARWIENIA LEKKO EROTYCZNEGO)!
Maggy.
PS. Kondolencje dla Wankiego. Kup mu wafle ryżowe. Mi pomogły wyleczyć złamane serce. Do pary z butelką, ale o tym już słuchać nie musicie. On jest duży chłop i poradzi sobie bez tego dodatku.
PS2. Ufam, iż Diethartowi kondolencji składać nie muszę?
                       ~~***~~

Na wszechmogące wkładki Seva i wszystkie smary do nart. Kobieto, Ty nie rozumiesz zwrotu "Morskie Oko"? Toż to nie żadne jeziorko z mułem i glonami. Tylko dyskoteka, gdzieś przy tych całych, śmierdzacych oscypkiem Krupówkach.
I idź tam sobie z Freitagiem, na mnie nie licz. Tylko żeby nie było potem, że Cię nie ostrzegałem. Serio, ja nienawidzę pocieszać innych, którzy smarkają w moje chusteczki, a potem jeszcze nie chcą mi ich oddać czystych. Więc umówimy się.  Żadnego przychodzenia po dziewięciu miesiącach i wycia mi w ramię, że Freund chce być chrzestnym. Albo, że zdecydował się odebrać poród, bo ostatnio zdradza dziwne zainteresowanie medycyną krwawą. Na spółkę z Simim.

Ok, żartuję. Nie masz się czego bać, Ammannek przecież czuwa. Jak ktokolwiek, kto wie co do czego służy (czytaj: nie jest Wellim), zamyka się w byle pustym miejscu z kobietą, zaraz przyłazi i zarządza kontrolę jak to mówi stadium podniecenia przedmałżeńskiego. A potem zadowolony pieprzy do przeklętego świtu o składce na prezent dla Marinusa Krausa z okazji szesnastej rocznicy utraty pierwszego zęba mlecznego. Rozwalony pomiędzy parką, ma się rozumieć.
Podsumowując, chyba ostatnia aferka z Wankim, Fettnerem i Julią mu nie wystarczy i pragnie, aby więcej skoczków wstąpiło w związki sakramentalne. Bo kurde, on nie wie, że każdy facet ma emocje do rozładowania?

Taka pewna jego względów dla siebie jesteś? To podam Ci numer i spróbuj go jakoś przebłagać w tej sprawie. No, brać skoczkowska postawi Ci pomnik. Nawet na progu może być, będziemy się z Ciebie wybijać. Albo nazwiemy twoim imieniem ten średni obiekt w Zako, bo chyba nie ma patrona (nawiasem mówiąc niedawno przegnił, ale co z tego). Także wiesz...

Ogłoszenia parafialne załatwione?  To jak tak, to muszę na dłuższy moment wrócić do powyższej aferki. Bo wybuchły takie komplikacje, że jest do czego.

Kurde, jakby mnie ktoś zamknął w wieży to bym sobie spokojnie usiadł, umył zęby, przeklął w myślach trzydzieści razy Kubackiego i tego od dup, po czym poczekał na ratunek. Ale nie, skądże. Okazuje się, że ta nieszczęsna ryjówka, czyli Kraft ma klaustrofobię i niczym Welliś boi się wszystkiego co małe, wąskie i mroczne. Półki było jasno jeszcze sobie jakoś radził. Szlochał, tulił się do Hayboecka (bardziej niż zazwyczaj) i słuchał bajeczki o żabie, którą ktoś przemienił w Prevca. Czeka biedna od lat na ratujący ją pocałunek prawdziwej miłości. (Kurde, jeżeli to prawda, to niech się znajdzie jakiś śmiałek i odda jej te piękne w powyższym porównaniu obślizgłe, płazie kształty!).
Gorzej gdy zrobiło się ciemno. Pokraka zaczęła krzyczeć, miotać się po omacku, a potem wysmarowała się cała jakąś białą tubką, znalezioną wśród gruzów. Pech chciał, iż ta tubka to był bardzo mocny klej. I chłopaczek przymocował sobie dłoń do karku Michaela.

Na domiar złego po przyjeździe straży pożarnej, nasz kochany Pieszczoszek przestraszył się, że wleci za współudział i wyznał całą prawdę Ammannowi. Simi wściekł się jak nigdy. Stwierdził, że jesteśmy barbarzyńcami demolującymi jego domowe ognisko. I że nie zgadza się na żadną wizytę w szpitalu (tudzież inne metody rozklejenia), zanim sprawy wojny austriacko-niemieckiej nie zbada trybunał najwyższy, którego będzie przewodniczącym i jedynym członkiem. Przerobił więc natychmiast swój salon na aulę sądową.

Wszystkich by to może i śmieszyło. Gdyby nie fakt, że powołał specjalną służbę porządkową w postaci Czechów ubranych w fartuszki ķuchenne.
Było się czego bać Maggy, serio było.

-W imieniu Simona Ammanna, kraju Simona Ammanna oraz wszystkich jego gmin, województw i powiatów rozpoczynam obrady- tłuczek piętnaście razy uderzył w kanapę- oddaję głos stronie poszkodowanej, aby przedstawiła swoje żądania. Przypominam, iż za składanie fałszywych zeznań grozi karne przeniesienie do reprezentacji Bułgarii. Aha. I zakaz obecności na otwarciu mojego ogrodu. A teraz zamieniam się w słuch.
-Ja chcę natychmiast...- zaczął Hayboeck.
-Do Simona Ammanna zwracamy się na stojąco!
-Jak mam cholera stać,  jak ten przylepiony klocek na mnie siedzi.
-To go połóż na stole. Strażo więzienna, przepraszam bardzo - pokazał ręką na Czechów,  konfiskujących właśnie żetony skoczkom, którzy na trybunach, zaczęli z nudy grać w pchełki - za co ja wam płacę? Proszę natychmiast pomóc świadkowi, tu się liczy czas!
Pan kontynuuje...
- Yyyy, sorki - wtrącił się nagle, niemający kompletnie nic do sprawy Kofler- czy zanim ktoś ich rozdzieli, to ja sobie mogę z nimi zrobić selfie?
- Słucham? - prokurator najwyższy poderwał się z miejsca, wyrażając atrybutem swoje oburzenie.
- Noo bliźniaczki syjamskie są w modzie. Uatrakcyjnię sobie profil na Facebooku.
- Żeby własny rodak...- blondyn był bliski płaczu - budował sobie pozycję na moim cierpieniu.
- Kurde - pochłaniacz wafelków zrozumiał, iż ta uwaga ugodziła w najczulsze punkty młodszego kolegi - wybacz Michi, to wszystko przez desperację. Wiesz, że już fanpage kręgosłupa szyjnego Toma Hilde zbiera więcej polubień niż ja?
-Co, co, co? - z widowni powstał z kolei Norweg - ja całe życie dbam o włosy, myślę że są najpiękniejszym elementem mojej pokornej osoby, a tu proszę. Kobiety kochają mą skromną szyję. Boziu, muszę podziękować mamusi.
-Co ma do tego twoja otyła mamusia? - spytał  Rune Velta.
- Jaka? Sadzała mnie na sanki jak miałem trzy latka. I siłą wiozła na tą gimnastykę korekcyjną. Więc szacunku trochę byś miał ty chudy, zarozumiały tyłku!
- Cisza! - Simon (aby być widocznym) podłożył sobie pod siedzenie kolejną poduszkę - nie będzie żadnych zdjęć!
- A moja umierająca sława?
- Luzik - Tom był tak szczęśliwym człowiekiem, iż chciał dzielić się swą radością z całym światem - strzelisz sobie fotkę ze mną. Ty masz świeżo wybielone zęby, ja boski kręgosłup, będzie z nas taki lep na baby, że Freitag wejdzie pod stół. Umowa stoi?- przybili sobie żółwika na zgodę.
- Koniec! Sąd Najwyższy nie trudzi się w tym upale, aby słuchać wyznań dotyczących waszej umierającej drobiny męskości. Opuścicie tą salę, oboje. Pozostaje pytanie, czy zrobicie to sami czy w eskorcie mojej prywatnej milicji?
- Już idziemy - Hildziak błyskawicznie ostudził emocje, ciągnąc sojusznika za sobą, gdy zorientował się, iż w ich stronę ruszył Jan Matura, uzbrojony w kółko do krojenia pizzy.

Trzasnęły drzwi i zapadła cisza.

- Proszę panów, to właśnie był dobry przykład złego przykładu. Ufam, że ostatni na dziś. Możemy wrócić do zeznań.
- Wszystko ogarniam - Austriak starał się zachować spokój - mój kolega z kadry zwinął kobietę Niemcowi, czy tam Niemiec mojemu koledze. Lojalne to to może i nie było, zgoda. Ale z jakiej racji ja jestem zmuszony spędzać każdą chwilę w towarzystwie tego... tego - sciszył dyplomatycznie głos - bądźmy szczerzy, głupka.
- Twierdziłeś, że jesteśmy przyjaciółmi...
- Co nie znaczy, że marzy mi się chodzenie z Tobą pod prysznic.
- Kurde, fakt - mruknął Richie - nasz plan się troszeczkę wyrwał spod kontroli.
- Miło, że to zauważasz.
- Nooo - chłopak podrapał się po kształtnym dołeczku w policzku - chcieliśmy was tylko zagłodzić, poturbować, czy tam uprowadzić kilka kilo wieprzowiny. Ale to... No ja bym umarł. Wyobraźcie sobie, tak przykładowo... Ty, seksowna kobieta w zmysłowej bieliźnie, sypialnia na poddaszu, egzotyczne owoce na pościeli i co...? I Kraft?
- Rozpieprzyłeś mi życie, a teraz jeszcze dowalasz.
- Ale to żaden problem - wtrącił sędzia najwyższy - zrobi się dziurę w łóżku i nasz drogi Stefan, będzie sobie cicho leżał pod materacem. Ale oczywiście, najpierw dostanę akt ślubu do ręki. Nie muszę dodawać?
- Ja jestem uczciwym przyjacielem - oburzył się brunet - nie trzeba mnie nigdzie chować, zwyczajnie zamknę oczy, jak Michi mnie o to poprosi. I przysięgam na placek ze śliwkami mojej matki, że nie będę podglądał.
- Zawsze można wziąć laskę na litość - Freitag w międzyczasie, zamiast rozważać ostatni wątek, starał się uciszyć sumienie - powiesz jej coś w stylu 'kochanie wyrosła mi na karku taka drobna brodawka w kształcie małego szczurka, cierpię męki, pali mnie, piecze'.
- Nazwałeś mnie Turkiem? - pogoda ducha Krafcika błyskawiczne wyparowała.
- Mały barbarzyńca z ósmego wieku mógłby pasować - wtrącił filozoficznie Sevi.
- Czy ja serio wyglądam na poganina?
...

- Wystarczy - podsumował Simon - zobaczyliśmy juz wystarczająco wiele przejawów okrucieństwa wobec niewinnych ofiar. Niby powinienem teraz dać stronie niemieckiej prawo do obrony. Ale chyba to nie ma najmniejszego sensu...
- A Wanki? - zaprotestował Freund - on nie cierpiał przez tych złodziei? Przecież to jak w '"Romeo i Julii", szczera miłość w szponach tragicznego fatum.
- Ale ja nie jestem Romeo - wtrąciło złamane serduszko - przecież to imię brzmi jak Roman.
- Ejjjjj - blondyn odłożył inhalator w formie spreju, chwytając pióro w rękę - dobre. "Romanie Koudelko, czemuś Ty jest Romanem Koudelką, wyrzeknij się wywieszonego jęzora i odrzuć nazwisko. Albo powiedz tylko, że mnie kochasz a ja zacznę chodzić z otwartą gębą i ślinić wszystko dookoła". Taka moja autorska interpretacja...
- Ja tu jestem - warknął Czech, pokazując swoją broń - blachę do sernika.

Chyba, żadne państwo nie ma tak dobrze wyposażonej armii, jak królestwo Simiego....
Ale mniejsza.

Tłuczek zaczął wykonywać na parapecie bardzo finezyjne figury akrobatyczne.
- Zarządzam postępowanie dowodowe - ryknął jego właściciel - proszę wezwać jedynego niezależnego świadka w sprawie, Dawida Kubackiego. Przedstaw się chłopcze.
-Yyyy, ja Kubacki jestem. Kiedyś się tam urodziłem i chyba... Gdzieś...
- Jesteś spokrewniony z któraś ze stron sporu?
- No skoro mój kolega z pokoju go niańczy, to Welli jest raczej moją pasierbicą?
- 50 franków kary, za brak zwrotu grzecznościowego w odniesieniu do Simona Ammanna! A teraz opowiedz nam, co wiesz w tej sprawie.
- No więc wczoraj Andreas płakał, a potem Richard mnie wyprosił. Plus kazał mi iść precz.
- Słucham? Wyprosił z mojej rezydencji mojego gościa, którego ja chciałem przyjąć w dom i przysposobić do odpowiedzialnego zawodu pszczelarza? Co za jawny przykład gwałtu. Podszył się pode mnie, no zwyczajnie podszył.
- Ta sprawa ma ogółem drugie dno.
- To z chęcią je poznamy.
- No... Bo ja trzy lata temu byłem w toalecie...
- On kłamie! Austriacy mu zapłacili za tą niemającą nic wspólnego z prawdą wypowiedź.
- Yyyy... Wobec takiego zarzutu, sąd zmuszony jest zawiesić rozprawę, do jutra.
- Ale to jest bardzo ciekawa historia - zasmucił się świadek.
Z tym, że najwyższy wymiar sprawiedliwości już wyszedł.

A żeby nikt nie mógł zarzucić mu niedbalstwa, bezpośredni sprawca zbrodni - czyli świnia Dietharta potocznie zwana Aniołkiem - skazany został na trzy dni aresztu i ciężkie roboty przy dekorowaniu ogródka.
Dodam, iż sam Diethart złożył apelację na ręce czeskiej służby porządkowej, w osobie freundowskiego Romea Koudelki.

Śpij dobrze Wariatko♡
TWÓJ KTOŚ
PS. A co mi, pójdę z Tobą do tego Morskiego Oka. Jak już musisz się staczać to przynajmniej będę przy Tobie. Szczęśliwa?